Weekend jest wyczekiwany z utęsknieniem, ponieważ w ciągu tygodnia praca zawodowa, z której wracam po 17-tej, zabiera mi tyle sił i czasu, że już niewiele energii starcza na zajęcie się sprawami, które mnie naprawdę interesują. Niemniej codziennie spędzam w domu wiele godzin nad swymi sprawami, ale to nie wystarcza by je zrealizować, a jednocześnie podkopuje zdrowie i wyłącza znacznie z życia rodzinnego. Źle się dzieje…
Weekend to okres który wreszcie mogę poświęcić dla rodziny, kultury i koniecznej rekreacji – przynajmniej częściowo. W ciągu tygodnia zbiera się wiele rzeczy odkładanych właśnie na weekend: nie przeczytane gazety i czasopisma, setki (już po wstępnym odsianiu) e-maili i ich załączników, e-booki i zwykłe książki, sprawy „na mieście” na które nie starczyło czasu, porządki i inne prace i reperacje domowe, praca nad własnymi projektami, itd.
Marzę o tym żeby spotykać się z ludźmi, brać udział w seminariach i podobnych imprezach edukacyjnych – czasami udaje mi się to właśnie w weekend, ale generalnie nie lubię gdy jestem przez to zmuszany do kolejnych godzin spędzonych w zamkniętym, dusznym pomieszczeniu, na siedząco, właśnie np. w niedzielę.
Mam często żal do organizatorów, że jakby nie rozumieją że dla wielu osób jest to czas odpoczynku, który zabierają. A już paradoksalnie dla mnie brzmią propozycje sobotnio-niedzielnych nasiadówek na temat zdrowego trybu życia 🙂
Chociaż bardzo konsekwentnie przestrzegam by mieć w soboty i w niedziele zajęcia fizyczne, to niestety, i w weekend wiele mych zajęć sprowadza się znów do siedzenia przed komputerem. Jest to wreszcie okazja by znów zajrzeć na platformy społecznościowe, zobaczyć co u wirtualnych znajomych, wrzucić coś do twittera.
Problemem jest więc czas, a może efektywność. Co do efektywności, to nie mogę powiedzieć, że nie znam metod i że ich nie stosuję. Cały serwis http://www.L-earn.net jest w dużym stopniu poświęcony efektywności osobistej.
Zapewne wiele problemów by odpadło, gdybym nie musiał pracować, był niezależny finansowo. Idę małymi krokami (za małymi!) w tym kierunku – napiszę wkrótce o tym osobno. Powiem teraz tylko tyle, że jestem wręcz bombardowany różnymi propozycjami (90% z zagranicy), jednak ich rozpoznanie i weryfikacja zabiera sporo dodatkowego czasu – często okazuje się, że są albo nie do zastosowania w Polsce, albo podejrzane, albo ryzykowne itd.
Sporo daje mi teraz internetowy kurs „Optymalizacji życia” , chociaż niektóre lekcje znane mi są od dawna i odnośne zalecenia stosuję. Ideą, która rozpala moją wyobraźnię jest zwłaszcza tzw. semiretirement.
Wracam jednak do „syndromu weekendowego”. Otóż zauważyłem od wielu tygodni, że weekend – zamiast przynosić odprężenie, powoduje jednak u mnie dodatkowe napięcie. Notes jest przepełniony setką spraw do zrobienia i nigdy nie udaje się ich w całości wykonać – lista więc narasta.
W dni robocze, zwłaszcza teraz późną jesienią, ranne wstawanie jest trudne i przykre – może to także podświadoma niechęć do mało lubianej pracy. Nadto, ponieważ kładę się zawsze po 12, a wstaję przed 7, to czuję się niewyspany. „Odeśpię w weekend” – niestety w sobotę budzę się nawet jeszcze wcześniej niż normalnie i już nie mogę zasnąć. I w ogóle źle wtedy śpię. W głowie setki myśli i planów na dany dzień…
Dodatkowo, zbliża się koniec roku i konfrontuję się z rocznymi planami – czy zdążę je zrealizować i czy w ogóle…
Ciekawe, czy też tak macie? A może to początek choroby zwanej pracoholizmem?
Trzeba chyba zmienić strategię swego życia…