Z życia emeryta

Gdyby młodość wiedziała, gdyby starość mogła…

Pomimo dochodzenia do 72. urodzin nie widzę się jako typowy emeryt. Jestem aktywny, pełen planów i nadziei na jeszcze wiele lat aktywności (inna sprawa, że los i zdrowie może mają inne zdanie…).

Nie jest mi wszystko jedno, pokazuję zagrożenia dla naszych czasów i wspieram niektóre inicjatywy obywatelskie i niezależną publicystykę, w której mam swój mały, ale własny udział. Biorę udział w dyskusjach. Udzielam się w Internecie nie mniej niż młodzież, radzę sobie z odpowiednimi narzędziami, chociaż nie gonię za nimi.

Nie należę jednak do żadnych kół seniorów – uważam się na to za jeszcze zbyt młodego i nie mam na to czasu, by tam szukać zajęć.

Cały dzień mam zajęty do późnych godzin nocnych. Odkrywam coraz to nowe miejsca. Zachwycam się przyrodą i wzruszam pięknem. Tu było wielokrotnie o tym. Oglądam się za kobietami…
Dociekam tajemnic świata, ekscytuję się odkryciami i zadaję pytania.

Mimo wielu kontestacji (często gorzkich) wierzę w człowieka i w ewolucję świadomości w kierunku i dla przyszłego lepszego świata.

Jestem też dość aktywny fizycznie. Walczę o lepsze zdrowie poprzez podnoszenie świadomości w tym zakresie  – swojej i innych.
Zajmuje się tym od lat a ostatnio na fanpage Zdrowie i Fitness dla Ciebie.

Zapraszam w tym zakresie co miesiąc do nowości na stronie LepszeZdrowie.
Tu znajdziesz październikowe. Między innymi o:
tłuszczach ciąg dalszy, w tym o rybach i oleju kokosowym, co dzieje się w sprawie szczepień (bulwersujące), postawa polityków i co po wyborach, nowe metody szybkiej pomocy zdrowotnej, nowe lektury o zdrowiu i wiele więcej …

Chcę przy okazji podziękować za kolejną setkę tysięcy odsłon strony LepszeZdrowie! Właśnie przekroczyliśmy ogólnie 2 400 000, mimo że nie wszystkie podstrony i nie zawsze były włączone w zliczanie i stało się to bez płatnej reklamy.
Zapraszam do dalszych odwiedzin, polecania i lajkowania oraz do spoglądania w starsze artykuły – jest w czym wybierać ☺

W listopadzie planuję tutaj obszerny esej, prawdopodobnie pod tym tytułem Co się dzieje?, w którym podejmę próbę cząstkowej ale ogólnej syntezy ważnych zjawisk na świecie. Bo dzieje się wiele – nawet nie jestem pewien czy  jeszcze w listopadzie wypadki nie uprzedzą tych moich prognoz…

Myślę też o wpisie o niedostatku prawdy (szersze pojęcie niż kłamstwo), co jest jednym z moich ‚koników’ tematycznych.
Na razie mam tyle materiału, że nie wiem jeszcze jak to wszystko ogarnę.
Zatem  – stay tuned, czyli nasłuchuj.

Z życzeniami zdrowej jesieni – polecam i starsze tutejsze artykuły oraz wymienione strony.

Reklama

Dwa modele e-biznesu

Jeśli czegoś nie lubisz – zmień to. Jeśli nie możesz tego
zmienić – zmień swoje nastawienie. Nie narzekaj.
Maya Angelou

kwadranty biznesu

Samo słowo biznes wg pierwotnego znaczenia oznacza zajęcie, ale raczej myślimy o działalności (gospodarczej), która ma przynosić zysk.

Tuzy biznesu wskazują za starodawnym powiedzeniem „Rób, co kochasz a ani jednego dnia nie spędzisz w pracy”,  że idealny biznes to ZAJĘCIE, które lubimy wykonywać, a dochody są jego pochodną.

Podejdźmy do tematu strategicznie.

Co jest największą wartością w życiu przedsiębiorcy, a właściwie każdego?

Zarabia się w jakimś celu, samo zarabianie nie powinno być celem.

Jedni zarabiają na życie, inni by żyć FAJNIE.

Teoretycznie pieniędzy można mieć nieograniczenie dużo, można je stracić i zarobić na nowo. To dobro odnawialne.

Natomiast życie ma się jedno (no, powiedzmy w danym wcieleniu), czas nieubłaganie biegnie.

Bywa, że przedsiębiorca, po 40 latach harówki bez wakacji, przechodząc na emeryturę nie ma już siły ani chęci cieszyć się z tego co zdobył (jeśli nie stracił).

Największą wartością jest czas. Nasze udane życie w nim. Czas na własny rozwój, na spełnianie marzeń, na szczęście.

Oczywiście – bezrobotny ma dużo czasu, ale chodzi o to by mieć czas na zasadzie niezależności finansowej, cieszyć się WOLNOŚCIĄ – także materialną.
Chodzi o to by nie sprzedawać swego czasu za pieniądze (robione w dużej mierze dla kogoś innego), ale raczej go kupować – dla siebie.

To już dawno pokazał Robert Kiyosaki – poczynając od swej słynnej książki „Bogaty, biedny ojciec”.

Tu wchodzimy w filozofię ustawienia swych działań w odpowiednim kwadrancie, jak to nazwał Kiyosaki,  wskazując na ryzyka związane z pracą etatową i samozatrudnieniem.

Dla przypomnienia jego wywód można krótko streścić nawiązując do tych kwadrantów:

Kwadrant I ( P  – Pracownik)    – praca na etacie

Największy błąd i ryzyko to …  praca na etacie.

Pracujesz nie dla siebie ale dla kogoś, jesteś wyzyskiwany a często i pomiatany, zarabiasz tyle ile Ci wydzielą lub dyktuje konkurencja danego rynku pracy. Prawdopodobnie nie rozwijasz swojej pasji, a we współczesnym świecie nie możesz być pewny swej posady.

Kwadrant II (  S  – Samozatrudniony)

Mała, osobista działalność gospodarcza jest krokiem naprzód, ale angażuje Cię właśnie osobiście na 100%, często dużo bardziej niż na etacie. Pracujesz dla biznesu a nie biznes dla Ciebie. Zaharowujesz się, bo jesteś jednocześnie pracownikiem i szefem odpowiedzialnym za wszystko. Chyba że – dzięki e-biznesowi, w którym wiele spraw zautomatyzujesz, uda się przejść do …

Kwadrantu III (  B  – właściciel Biznesu)

Masz armię pracowników – w klasycznym ujęciu, albo system w którym możesz ich częściowo zastąpić procesami sprzedaży, np. w Internecie. Biznes pracuje dla Ciebie, odwrotnie tylko wtedy gdy coś ulepszasz i nadzorujesz. Możesz jednak tylko pozostać nieobecnym w firmie właścicielem, a biznesem będzie zarządzać kto inny. Możesz też sprzedać biznes, a pieniądze zainwestować i żyć z dywidend.

W tym układzie e-biznes to dobry przepis na wolność finansową.

Kwadrant IV ( I  – Inwestor)

Inwestorzy zarabiają pieniądze poprzez inwestycje w systemy biznesów, nieruchomości (czynsze, wzrost wartości), przez udziały, obligacje i akcje, prawa autorskie, itp. –  czerpią z nagromadzonego kapitału, czyli zainwestowane pieniądze generują pieniądze.

Dochód pasywny – nic nie musisz robić a zarabiasz.

Podsumowując – dzięki e-biznesowi możesz stopniowo stawać się B, a nawet I.

Te zależności są akceptowane przez świadomych przedsiębiorców, natomiast obserwuję zgoła odmienne zachowania praktyczne.
O ile nie zawsze jest możliwe przejście do kwadrantu B i I przez np. osoby/firmy od dawna świadczące osobiście jakieś (drobne) usługi, to zastanawia mnie zachowanie niektórych przedsiębiorców w e-biznesie, który obserwuję i który dalej potraktuję jako przykład do dalszego rozważenia. Bo e-biznes ma możliwości wyjść poza klasyczne schematy, może tworzyć nowoczesne modele sprzedaży systemowej.

Generalnie widzę dwa modele biznesowe wg kryterium potencjału rozwoju.

Nazwę je: nie skalowalny (NSk) i skalowalny (Sk).

NSk dotyczy zwłaszcza świadczenia usług, w które przedsiębiorca angażuje się osobiście.

To typowy kwadrant S, chyba że właściciel biznesu angażuje zespół do świadczenia takiej usługi (kwadrant B).

W e-biznesie (i nie tylko) taką usługą jest prowadzenie szkoleń, podejmowanie się zleceń marketingowych, programistycznych, finansowych, doradztwo, coaching, projektowanie, serwisowanie, wszelka administracja, …

Oczywiście usługi są bardzo potrzebne a nawet ich znaczenie wciąż wzrasta w stosunku do klasycznej produkcji. Trudno tu jednak mówić o jakimś systemie z punktu widzenia samozatrudnionego.
Każde zadanie jest tutaj jednostkowe, prawie niepowtarzalne (chociaż może wykorzystywać repertuar schematów), wymaga na ogół kontaktu z klientem, angażuje czasowo wykonawcę.

W porównaniu do np. korepetycji i szkolenia świadczonego jednej osobie, możliwa jest tu pewna skalowalność na zasadzie korepetycji grupowych lub szkolenia większego gremium (konferencja). Nie mniej osobista obecność trenera jest konieczna.

Istnieje spora grupa ludzi, którzy uwielbiają to robić i mają do tego szczególne predyspozycje – spotkania z klientami w cztery oczy lub przed wielkim audytorium. Mają (mieli) do tego talent i zyskali nawet światową sławę – Tony Robbins, Brian Tracy, ZigZiglar, itp.
Jest to wtedy podtrzymywanie swej sławy, a w przypadku wielkich mówców i motywatorów – ich misja. Chociaż taksują dużo, to mogli by tego nawet nie robić – są bogaci.

Mam jednak na myśli bardziej zwykłe przypadki.
Wtedy biznesowa zasada: maksimum zysku przy minimum środków/kosztów bywa zagubiona.

By pokazać efektywniejsze  rozwiązanie przejdźmy chwilowo do schematu skalowalnego (S).

Gdy chcesz komuś coś oferować (sprzedać) – lepiej gdy jest to „zamknięty” PRODUKT, który możesz zrobić raz i sprzedawać teoretycznie „bez końca”, zwłaszcza „automatycznie”, niż usługa, którą każdorazowo musisz świadczyć osobiście.
Odmianą jest produkt, który można lekko modyfikować pod specyficzne potrzeby klienta. Najlepiej gdy jest to z góry przygotowane i kompletowane na zasadzie modułów i sprzedawane jako up-selling.

Można mieć w ten sposób cały zestaw produktów do tzw. lejka sprzedażowego – droższe dla bardziej wymagających i/lub zasobniejszych klientów.
Bywa że końcowym takim „produktem” jest osobisty coaching autora dla wybranej grupy osób.
Tu już czysta zasada skalowalności jest złamana – znów następuje osobista i często mocno angażująca czasowo interakcja z klientem, wracamy do NSk.
Bywa, że trener jest postrzegany jako guru tematu lub osobisty mentor. Aplikant po znalezieniu potencjalnego mentora zaczyna się z nim intensywnie kontaktować.

Problem polega na tym, że w większości przypadków osoby te będą po prostu tracić czas mentora i zachwycać się nawiązaniem samego kontaktu zamiast robić cokolwiek konstruktywnego. Dochodzi i do tego, że nie mają umiaru w dobijaniu się i przeszkadzaniu.

Prawdziwy mentor chce pomagać, ale tylko najlepszym (bo to jest najlepsza inwestycja jego czasu, a dla każdego i tak go nie ma). Pomoże tym, którzy sami chcą sobie pomóc i  potrafią pokazać, co już sami osiągnęli. W ogóle – pomaganie jest częstą cechą ludzi, którzy coś osiągnęli.

Niewątpliwie, w wielu przypadkach i dla mentora kontakt z problemem klienta jest jakąś inspiracją i doskonaleniem swego warsztatu.
Ale możliwe jest pomaganie przez kolejne kursy – nagrane lub w postaci e-booków itp., czyli produkty.
Myślę, że mistrz (guru/mentor) zyskałby przez to więcej czasu na doskonalenie własnych produktów, wymyślanie nowych, na tworzeniu strategii i wizji, a przy okazji lepiej by zmonetyzował to, co robi.
Nie pretenduję do tego by być mentorem mentorów, ale – jak łatwo zauważyć – jest to znana zasada odnosząca się do każdego wyższego rangą szefa, który powinien być liderem, a nie zarządcą a tym bardziej wykonawcą.

Wracając znów do modelu skalowalnego.

Jest on dodatkowo korzystny przez to, że daje się w dużym stopniu automatyzować.

Można zorganizować prawie automatyczny marketing, sprzedaż i obsługę – zwłaszcza dotyczy to produktów informacyjnych i sprzedawanych w systemach partnerskich (afiliacyjnych).

Tutaj istnieje parę podmodeli, ale zwrócę uwagę na systemy „liniowe” i wielopoziomowe.

Przez model liniowy rozumiem taki, który wymaga bezpośredniego dotarcia przez firmę do każdego klienta, nawet jeśli odbywa się to przez reklamę.


Jeśli produkt byłby nasz i byłby przewidziany jakiś procent zysku z dalszych sprzedaży dla nas, to przychody byłyby lawinowe, jednak akurat w tym przykładzie – ponieważ prawa do 100% zysku przechodzą dalej, to zarobimy tylko tyle, ile kupią klienci znalezieni przez nas.

Model wielopoziomowy będący udoskonaleniem modelu liniowego polega albo na nieformalnym pozyskiwanie klientów przez polecenia innych zadowolonych klientów – marketing szeptany, który był pierwowzorem marketingu wirusowego, albo takiż model  ubrany w formalne zasady.

System afiliacyjny formalny – z punktu widzenia producenta/organizatora sprzedaży pozwala zwiększać liczbę klientów w zamian za dzielenie się zyskiem przez prowizje dla partnerów.

Jeśli przewidziane są poziomy hierarchicznie ustawionych partnerów, to mamy do czynienia z Multilevel Marketingiem (MLM). Wtedy – z punktu widzenia afilianta – może on uzyskiwać przychody nie tylko ze swej „liniowej” działalności, ale z obrotów swej struktury poniżej.

W MLM pracuje się zespołowo, dokonuje się  „outsourcingu” swych działań poprzez partnerów.

MLM zasadza się więc na dźwigni multiplikacji i skalowalności.

Dzięki Internetowi klasyczne MLM zmieniły swoje oblicze a rewolucja sieci wykreowała nowe systemy, które łączą w sobie MLM i automatyzację.

MLM jawi się jako ten model e-biznesu, który w pewnych schematach (bo są różne) spełnia postulat stosunkowo łatwej drogi do niezależności finansowej. Z jednej strony,  od pewnego etapu przychody mogą być pasywne (automatyczne), z drugiej, gdy dodamy do tego ideę prosumpcji – uczestnik oszczędza na tańszych zakupach własnych, a jak wiadomo, oszczędzanie jest jednym z filarów bogactwa.

Powstają jeszcze inne modele, z których wymienię jeden konkretny, by zdyskontować praktycznie ten artykuł, ale i pokazać pewne nowum.

Najbardziej poszukiwanym produktem przez  każdego są … pieniądze.

Niestety wartość nabywcza pieniądza spada przez dewaluację a w czasach kryzysów w ogóle pieniądz papierowy i zbudowane na nim fundusze i inne instrumenty finansowe są coraz bardziej niepewne.
Miernikiem wartości przez tysiąclecia było i dotąd jest złoto, a odejście od jego parytetu jest ważną przyczyną obecnych zawirowań finansowych.
Istnieje system oszczędzania nie w pieniądzu ale w złocie inwestycyjnym – dla każdego, w tym sensie, że wystarczą małe okresowe (ale praktycznie dowolne co do wartości i czasu) wpłaty od razu zamieniane na złoto. Ponieważ jest to towar coraz bardziej poszukiwany, to zapewniona jest całkowita płynność (łatwa odsprzedaż). Ponieważ złoto nieustannie jest coraz droższe (w odniesieniu do walut), to taka alokacja daje ponadprzeciętne zyski, nie mówiąc o pewności. Dodatkowo złoto jako jedyny produkt nie jest obciążone przez VAT i podatek Belki. Proponowany system jest atrakcyjny także przez to, że daje niską cenę zakupu dzięki zakupowi grupowemu. Dodajmy do tego opcjonalny (ale atrakcyjny) MLM (tylko polecenia) i otrzymujemy nową jakość biznesową. Niczego się nie sprzedaje – każdy chętnie kupi dla siebie … lepszy pieniądz.
Czyli: specyficzna prosumpcja + MLM z dobrym planem kompensacyjnym i obsługą internetową + plan oszczędnościowy + zyskowna inwestycja + zakupy grupowe = Bombowe połączenie!

Zainteresowanych zapraszam na http://www.205.ZlotoDlaKazdego.pl, [skończył się po latach w tej formie, ale znajdziesz coś na https://www.facebook.com/groups/zlnazloto/ ] a potem ew. na cykl webinarów i innych szkoleń.

Podsumowanie:

W e-biznesie lepiej mieć produkt sprzedawany „bez ograniczeń”, a najlepiej w systemie MLM, niż świadczyć osobiście usługi.

Powstają nowe modele biznesowe dające możliwość osiągnięcia wolności finansowej i odzyskania czasu na wznioślejsze sprawy niż zarabianie pieniędzy.

Semiretirement

Ostatnio wspomniałem ten termin, i na odnośne zapytania odpowiem pokrótce o co chodzi. Z tą ideą zapoznałem się z kursu Optymalizator życia, gdzie jest omówiona dokładnie i poparta przykładami.  Sebastian Schabowski, jeden z autorów kursu stosuje na co dzień ten sposób na życie.

Otóż, w skrócie, chodzi o to by nie czekać do wątpliwej co do wysokości emerytury, by nie odkładać marzeń na nieokreślony czas. W szczególności wiele osób marzy o podróżach po świecie ale brak im na to środków, odwagi i czasu. Okazuje się, że istnieją sposoby by podróżowanie i życie za granicą było tańsze niż u nas (!). Tamże także zarabia się znacznie więcej. Tak więc możliwe jest tam pracowanie np. przez pół roku, by zarobić tyle, żeby drugie pół roku móc nie pracować i zająć się tym co przynosi nam satysfakcję i rozwój. Np. podróżowaniem po świecie.

Chociaż osobiście prawie co roku wyjeżdżam gdzieś dwukrotnie i sporo widziałem,  to jednak jest to ograniczone 26 dniowym urlopem i związaniem ze stałą pracą w Polsce. Myślę, że zwłaszcza młodym ludziom, odważnym i lepiej gdy z jakimiś kwalifikacjami , stosunkowo łatwo jest zerwać z tymi ograniczeniami. Jak – o tym mówi ww. kurs.

Zresztą, semiretirement, bez świadomości tej nazwy i bez tego kursu stosuje sporo osób. Na myśl przychodzą mi różni „wolni strzelcy”, reporterzy-amatorzy, podróżnicy, pasjonaci turystyki, swoistej filozofii życia.

Przykładem z mojego otoczenia jest dwójka znajomych, młodych ludzi, którzy właśnie niedawno udali się w podróż poślubną … dookoła świata i to na rok.

Nie znam szczegółów finansowania, ale wiem, że nie mają dużych wymagań, to co robią jest ich pasją, na której mogą zarobić. Otóż prowadzą internetowy blog-reportaż z podróży, w którym  nagromadzą tyle ciekawego materiału, że będą mogli na jego podstawie sprzedawać reportaże do czasopism lub napisać książkę.
Tego rodzaju wyprawy mogą być też sponsorowane.

Zajrzyjcie na http://www.expeditionmoustache.pl/
Przy okazji to pewien wzrór na ciekawego bloga.