Refleksje z wakacji

Marzenia to odpoczynek od słów.
Hugo Victor

slonce

Oddaję się wakacyjnemu lenistwu, także marzeniom, co jednak nie oznacza że czasem nie chciałbym coś napisać – wbrew tutejszemu mottu. Jest sporo przemyśleń, ale dziś wrzucę tylko parę tych gorętszych aktualnie – w formie krótkich, czasem kontrowersyjnych, inspiracji – niekoniecznie dla siebie, bo pewne tematy może zainspirują kogoś innego do pełniejszego zajęcia się daną sprawą lub komentarza – zanim się do nich (ewentualnie) zabiorę. Proszę bardzo… I uwaga – piszę przy słabym dostępie do sieci, co chwila mi się zrywa – nie wiem czy to wyjdzie i jak będzie z formatowaniem tekstu…

1) Głośno jest o nieuprawnionych reprywatyzacjach. Dużo ludzi zostało pokrzywdzonych i słusznie należy im się zadośćuczynienie. Na fali tych słusznych sytuacji widzę też jak doczepiają się do nich ludzie, którzy pozyskali nieruchomości za PRL prawem Kaduka. Bywały częste przypadki, że prawowity właściciel był rugowany z mieszkania  przez władze na rzecz kogoś, kto tej władzy sprzyjał. Niektórzy z nich są bardzo głośni. Jakaś pani: „Ja po wojnie tu sama wstawałam okna!” itp.
I co z tego? Wiele tak uwłaszczonych domów, a nawet zabytkowych dworów czy mieszkań kwaterunkowych  to obecnie ruina – „właściciele” nie dbali o nie. W takiej sytuacji skłaniam się do uznania, że lepsze od tej dewastacji jest przejmowanie zgodnie z prawem nieruchomości przez osoby, które chociaż nie są historycznie właścicielami, to gwarantują ich rewaloryzację i utrzymanie w dobrym stanie. W ten sposób – prywatnym sumptem – już wiele domów, kamienic i zabytków ocalało i obecnie jest ozdobą miast i wsi zamiast ostatecznie popaść w ruinę lub być nieustannym kosztem i kłopotem gminy.
Przy okazji – gdy to piszę, miały miejsce obchody rocznicy Powstania Warszawskiego. Ktoś na twitterze tak skwitował wystąpienie HGW:
Złodziejka która przyczyniła się do wyrzucenia z mieszkań 40 tys. mieszkańców Warszawy wzywa do „obrony wartości„.
Oczywiście nie o takie metody i wartości chodzi… W danym przypadku uderzała też konfrontacja słów HGW podczas wiecu z obecnością prawowitego spadkobiercy kamienicy na ul. Noakowskiego, który tego słuchał.
Co prawda, nie wiem czy rzeczywiście 40 000 i czy dosłownie wyrzuciła, ale wszyscy ci ludzie – mimo, że nie są/byli właścicielami (są różne przypadki prawne), powinni także mieć zadośćuczynienie – czy to od władz czy od nowych nabywców lokali.

2. A propos Powstania. Psychologicznie ten zryw był zrozumiały, politycznie w tamtych określonych warunkach był nieodpowiedzialny. Jak to nazwał w swej książce R. Ziemkiewicz – „Jakie piękne samobójstwo” . Żołnierze myśleli, że zakończą swą bitwę w parę dni, a przywódcy, znający realia podtrzymywali ich w tej wierze. Posłano do walki nawet dzieci, nie było uzbrojenia. Są i inne wątpliwości, ale tu nie miejsce na to.
Oprócz strasznej ceny w ludziach wielką cenę poniosło i miasto – po Powstaniu całe dzielnice zrównano z ziemią.
A Warszawa był pięknym miastem – gdyby nie Powstanie nie byłoby tak wielu późniejszych problemów infrastrukturalnych, mieszkaniowych, tak wielkich kosztów odbudowy  i rewaloryzacji miasta. Wiem, że to czynnik niewspółmierny z ofiarami w ludziach, ale tym bardziej porusza mnie fakt że przywódcy nie ponieśli konsekwencji za swoją lekkomyślność i posłanie na śmierć tak wielu młodych. Wielu z nich żyło sobie we względnym spokoju na emigracji do końca swych dni.
Przy okazji – bardzo porusza barbarzyństwo Niemców, gdy już wiedzieli, że wojnę przegrali – zarówno w ich zemście na mieszkańcach Warszawy jak i w jej systematycznym i gorliwym burzeniu – bez żadnej dla siebie korzyści, a nawet ze stratami.

3. Obecne władze oddają cześć bohaterom i postponowanym a także zapomnianym żołnierzom oraz niepodległościowcom.
To im się należy, to może już ostatni moment kiedy można to uczynić za życia tych niewielu, którzy dożyli. Mam wrażenie jednak, że w swej politycznej narracji tworzą też kolejne „mity założycielskie”. Chociażby właśnie takie eksponowanie roli Powstania.
Przy całym szacunku do ofiar i intencji upamiętniających, w niektórych działaniach ociera się to – PRZEPRASZAM że tak porównam, o … nekrofilię. To jest hołubienie wszelkich szczątków, powstrzymywanie różnych inwestycji z tego powodu, ciągłe celebracje. A przecież groby żołnierzy, a zwłaszcza powstańców, były niemal na każdym podwórku. Czy to oznacza że byli gorsi, bo ich tak nie wykopywano i nie mieli asysty honorowej jak robi się teraz? Zachowajmy miarę jaką daje czas. Powiedziałbym za poetą „z żywymi trzeba naprzód iść…”.

4. Oprócz afer sądowych i nieruchomościowej w Warszawie (głównie o tym głośno, a przecież podobne dzieją się w innych miastach) wielkim problemem jest mafia (użyję tego mocnego sformułowania, chociaż nie uogólniam) spółdzielcza – mam na myśli patologie w spółdzielniach mieszkaniowych i spółdzielniach „pracowniczych ogródków działkowych”. Oba te obszary rządzą się autorytarnie poprzez swych prezesów różnych szczebli na wzór PRL-u, skąd wzięły swój początek.
Nie wnikając w wiele przekrętów, dramatów i niesprawiedliwości (czubek góry lodowej był poruszony np. w programie telewizyjnym „Teraz Polska” , ale od tematu odstąpiono – czyżby przez uwikłanie nawet obecnej klasy politycznej?), zatrzymam się krótko znów przy sprawie działek w Warszawie. Ponieważ  obserwuję od lat rynek inwestycji mieszkaniowych, widzę, że buduje się domy w miejscach nawet zupełnie do tego się nie nadających – na terenach zalewowych, w miejscach bardzo uciążliwych komunikacyjnie, zaburzających układ urbanistyczny lub blokujących przewietrzanie, tam gdzie nie ma szans na parkowanie samochodów, wciskanie bloków na siłę w ciasne miejsca itp. Z drugiej strony jest szereg pięknych i obszernych terenów zajętych przez ogródki działkowe. Część działek to miejsce  „bida-domków’, albo miejsca zdziczałe i opuszczone. Marzy mi się miasto-ogród, w którym część tych terenów byłaby mądrze zagospodarowana na kameralne osiedla z ogrodami na bazie istniejącej i rewaloryzowanej zieleni.
Już dawno pokazano taką możliwość na „Sadach Żoliborskich”, ale dziś można by zrobić to znacznie lepiej. Może rozwiązało by to znaczną część problemów z gruntami pod budowę, jednocześnie satysfakcjonując cześć działkowiczów, którzy mogliby mieć preferencje w pozyskaniu mieszkania?

5. Jestem na wakacjach na swej „daczy”, o której parokrotnie tu pisałem. Kiedyś (wczesne lata 90.) napisałem też spory esej umieszczony w odcinkach w lokalnej gazecie na temat uroków działki kontra pewne niepokojące zjawiska. Po latach pojawiły się nowe – już nie tyle od strony sąsiadów, ale od strony władz gminy. Chodzi zwłaszcza o postępujący od lat wyrąb drzew w parku krajobrazowym, który odebrał nam piękne otoczenie i nasilający się fiskalizm.
Być może wyrąb też jest obliczem pogoni za zyskiem. Zatrzymam się chwilę przy postawie gminy: drenować działkowiczów gdzie się tylko da. Przykładowo – chociaż przebywamy tutaj okresowo, tylko latem i produkujemy mało śmieci (resztę kompostujemy), to obciążono nas obowiązkowym ryczałtem w wysokości takiej jak w Warszawie, gdzie śmieci wytwarzamy wielokrotnie więcej, a śmieciarka przyjeżdża 4-5 razy w tygodniu. Na działkach raz w tygodniu, poza sezonem 2 razy w miesiącu. Prąd tutaj też jest droższy. Mimo to wszystko lato „na wsi” to jednak coś, co daje „prąd życiowy” warty dużej ceny 🙂

Z lżejszych tematów wakacyjnych:

6. Obcujemy na co dzień z kotami.
Które to już pokolenie? W każdym razie liczone w dziesięciolecia, a każdy rok to nowy miot. Pewne koty pamiętamy, inne gdzieś przepadły, czasem pojawi się nieznany gość z innego rewiru. Widać różne hierarchie, animozje lub tolerancje. Są to koty półdzikie, przy czym nowe kotki dość szybko się oswajają. Potem część przetrwa zimę, chociaż wtedy już muszą liczyć tylko na siebie, bo w zimie nikt tu nie mieszka na stałe. Ciekawe zwierzęta. Rozkoszne w zabawie, okrutne w polowaniach, mające swoje charaktery, humory. Obecna matka kotków jest bardzo nieufna, syczy gdy się do niej zbliżyć – nawet z jedzeniem, a dostają go od nas sporo i wydawało by się, że to powinno ją obłaskawić. Jakieś złe doświadczenia z ludźmi? Jest, zwłaszcza w starszych kotach, jakieś dostojeństwo – chadzają powoli, z godnością. Oczywiście – swoimi drogami. Ale tyle o tym napisano, że nie będę się wysilał na coś nowego. Po powrocie do Warszawy może wrzucę jakiś filmik z kotami, bo stąd mam za słaby zasięg i transfer na takie próby.

7. Sporo czytam. Skwituję to na dziś tak: swoista chwała pewnym szalonym ludziom! To oni zmieniają świat, porywając się na to, co „niemożliwe”. Lub doświadczają na sobie rzeczy, na które nikt „normalny” by się nie odważył albo o nich nie pomyślał, a przez to odkrywają nowe tereny poznania, wrażeń lub nowe oblicza piękna. Wiadomo też, że wiele wynalazków (większość?) powstało nie z planowanych deliberacji, ale z przypadku niezwykłego doświadczenia, z ciekawości, z podszeptu intuicji, nawet iluminacji.
O tym kiedyś napiszę, bo to mnie fascynuje.

Chociaż niektóre moje wpisy mogą wydać się nieco szalone czy dziwne, to jeszcze mi daleko to owych przykładów. Szkoda…
W każdym razie – pozwól sobie na nieco szaleństwa – lato i wolny czas, to dobra pora.

PS. Jak co miesiąc – podsumowałem lipiec w zakresie spraw zdrowia widzianych z szerszej perspektywy,  tutaj: www.LepszeZdrowie.info/news7.17.htm

Reklama

Z wakacji – twórczo, inaczej

blogostanLZ

Jestem na długich wakacjach letnich na swojej ‚daczy’, z ograniczoną aktywnością w sieci, ale sporą aktywnością co do lektur i pisania.
Obłożony książkami wracam jak syn marnotrawny do pewnych idei, które tu właśnie kiełkowały od  około 1994 r., a później w wirze życia jakoś się rozmyły. Może po części zmarnowałem ten czas?
Ilustracja w nagłówku pokazuje w metaforze o co chodziło. Dziś, po przekroczeniu 70 lat skupiam się głównie na zdrowiu – nie tyle z powodu że jest złe, ale z wiary, że mogłoby być dużo lepsze. Także w wymiarze powszechnym, bo jest wiele świadectw, że choroby przewlekłe stają się jeszcze bardziej przewlekłe, dotykają już dzieci a w ogóle służba zdrowia goni w piętkę.

Jak zwykle z końcem miesiąca podsumowuję tematy jakie przewijały sie na www.LepszeZdrowie.info (LZ) oraz na https://www.facebook.com/Zdrowie.i.Fitness/.

Od dłuższego czasu zbieram się by ukierunkować LZ na to, co osobiście uważam za najbardziej przyszłościowy kierunek w uzdrawianiu.
Zanim do tego przejdę – co to jest uzdrawianie i czym się różni od leczenia?

Ujmę to tak: Leczenie to przyniesienie ulgi w doznawanych objawach, wyleczenie to pokonanie choroby, uzdrowienie obejmuje całą osobę. Prawdziwe uzdrowienie wymaga bowiem szerszego wymiaru, obejmującego fizyczne, mentalne i duchowe aspekty, z odpowiednim uwzględnieniem historii danej osoby i wrodzonych ludzkich ograniczeń.
Właśnie tak rozumiane uzdrawianie było pierwszą myślą jaka pojawiła się gdy ponad 10 lat temu pisałem o celu strony LZ.
Chociaż ten kierunek przewijał się często, zwłaszcza gdy wspominaliśmy o medycynie holistycznej, to został trochę przytłumiony przez inne wpisy, zwłaszcza te kontestacyjne. Czułem się nie gotów by zająć się tylko tym, nie powiem też bym był całkiem gotów dziś, ale chcę bardziej to uwydatnić.
Odtąd jednak gros wpisów będzie o metodach bardziej duchowych niż ‚fizykalnych’. Pewnie w sumie będzie ich zatem mniej, bo i odnośnych materiałów jest mniej. Zatem obieram kurs jeszcze mocniej na wewnętrzne, w tym mentalne moce człowieka dla poprawy jego błogostanu.

Dlaczego właśnie ten kierunek? 
Wyjaśniam to właśnie w nowościach czerwcowych i wskazanych tam artykułach – nie będę tego tu powtarzał, natomiast zapraszam do ‚źródła’.

Planowane przekierunkowanie treści może wydać się zaskakujące, dla niektórych odjechane, ale – doprawdy – wynika z mego przeświadczenia, że taki jest kierunek zmian jeśli mamy pójść do przodu.
Nie negując tego, co było dobre w przeszłości, otwórzmy się na nowe. A co będzie – „po owocach poznacie ich”.

A na koniec – życzę pięknego lata – jeśli nawet aura płata figle, to przynajmniej jako przerywnika w kieracie zajęć i czasu spotkań z naturą.


 

Pożegnanie lata

… Kiedyś ockniesz się nagle: życie minęło,
a szczęście … bywało tak blisko.
L. Korolkiewicz

Matala
Jaskinie Matali

Powrót z Matali na Krecie zbiegł się z kalendarzowym końcem lata i z faktyczną zmianą klimatu po wylądowaniu w Warszawie.

Było pięknie. Uciekłem z miasta na podobieństwo tego, który „ściskając w ręku kamień zielony wsiadał do pociągu byle jakiego”…

Nie był to byle jaki pociąg ale cel wybrany podwójnie znacząco. Sentymentalnie jako wspomnienie beztroskiej podróży do Stanów na początku lat 70., gdy z hippisowskimi włosami, w cut-offs przemierzałem ówczesną krainę marzeń.  Cat Stevens śpiewał wtedy o Matala Bay,  gdzie ściągali hippie ze świata. Te ich jaskinie trwają nadal, jak tysiące lat przedtem, a chociaż są wieczorami sprawdzane, czy ktoś tam nie koczuje, to widziałem w górach „tajne” ziemianki i jaskinie w których ktoś mieszka nadal. Zaglądam do jednej – akurat pusta, ale widać dość przyzwoite wyposażenie, książki, radio, kociołki – nadal ktoś szuka tutaj wolności…

Sporo lat później był trzyletni epizod afrykański, gdy swą wolność czułem penetrując głębiny ciepłych wód. Jakże później tęskniłem za tym odczuciem…
Co się stało z moim życiem, że przez tyle lat tam mnie nie było? Może przez to, że parokrotny pobyt w Grecji kontynentalnej w latach osiemdziesiątych zraził żonę gorącem i surowością wypalonej ziemi?
Owszem, szukałem namiastki, owszem zdarzało mi się  znaleźć szczęście i nad Bałtykiem, który też kocham. Pisałem kiedyś o tym w innej refleksji http://www.lepszezdrowie.info/wakacyjna_transcendencja.htm.

I oto jestem w miejscach, które prawdziwie odświeżają moje piękne wspomnienia i mają magiczną moc odmłodzenia.
Znów pogrążam się w toń, znów ten  dreszczyk emocji przeplatany odczuciem spokoju i ciszy. Niedaleko piękna miejscowość Agia Galini, czyli święty spokój. Tak, tego było mi potrzeba.
Wybieram ustronne dzikie plaże, chociaż dostać się tam nie jest łatwo. Totalne oderwanie od trosk, jakie trapiły mnie jeszcze tydzień temu.

Leżę na gorącej plaży. Ściskam w ręku kamień – niekoniecznie zielony…

Kamień gładki, gładki kamień

głaszczę,

jakże gładki kamień,

piękny kamień plaży,

kamień piękny w ręku,

milion lat w ręku, miliard może,

nad morzem z kamieniem spotkanie…

Czysty, ręką ludzką nie dotknięty,

mój od zarania,

cały, nie pęknięty,

mój, mój, piękny

kamień.

Wokół mnie błękity, jakie błękity!

Przypomina się piosenka Andrzeja Sikorowskiego

Jest taki kraj na południu, gdzie wyspy toną w błękitach
Gdzie Bóg zapomniał o grudniu
I zawsze dźwięczy muzyka…

Połowa września, a piasek tak parzy stopy, że często uciekam do wody. Wracam i pogrążam się w nirwanie. Ma dłoń ściska garść piasku z której sączy się strużka ziarenek – jak w klepsydrze. Zaciskam pięść jeszcze bardziej – czas stanął.

Widziałem w mym hotelu ludzi, którym czas pobytu tutaj się dłuży.

Mój inny wierszyk sprzed lat:

Mieszkasz gdzieś lata, a ulic nie znasz sąsiednich,

śpisz i w karty grasz,

gdyś przyjechał nad Adriatyk

– przedziwny życia lunatyk.

Zawstydź się i przebudź

– choć ci wolno wszystko.

Kiedyś ockniesz się nagle: życie minęło,

a szczęście … bywało tak blisko.

 

Kreta to nie tylko plaże, to urok wiosek, egzotyczna roślinność, świetne jedzenie, serdeczni ludzie, dumna historia, zabytki, uczucie wolności…

Żona przekonała się (tym razem) do Grecji. Może tu kiedyś osiądziemy?

 

Po wakacjach

Wybieram rower, ale rozsądnie

Wróciłem z wakacji – fizycznie i mentalnie. Mentalnie „odpuściłem” prawie zupełnie zajmowanie się swoimi stronami, na korzyść kilku tysięcy stron lektur, wglądu w siebie, w inne kultury i dla odpoczynku. To dużo mi dało.
Tak więc, tym razem nic o nowościach (trochę w przygotowaniu  na początek października), aczkolwiek już ujawnię jeszcze jeden nowy serwis, bo jutro (22 września) mamy  Międzynarodowy Dzień bez samochodu.

Jest to  szkicowa na razie stroniczka Bez samochodu. Zbliżający się ów dzień przynaglił mnie aby z bogatego materiału jaki zbierałem do strony Eko-logicznie.info (nie wiem czy będzie) wyodrębnić to, co dotyczy skutków motoryzacji i jej alternatyw. Że motoryzacja truje, szkodzi zdrowiu, męczy nas hałasem i korkami, że ma wiele innych negatywnych skutków, to na ogół wiemy. Ale co w zamian? Myślę, że to interesujące, chociaż czasem kontrowersyjne.

Zapraszam!