Jak pies z kotem

Psy patrzą na nas z szacunkiem,
koty z pogardą,
a świnie jak na równych sobie.

Winston Churchill

Churchill miał ostry dowcip, ale czasami ludzie zasługują na mocne porównanie. Nie wkraczając na teren znanych przypadków, przechodzę do tematu jak w tytule – to także alegorycznie dotyczy ludzkich zachowań.

Jest wiele domów gdzie psy i koty żyją w zgodzie. Zwłaszcza gdy są razem od małego. – jak na załączonym obrazku, i zapewne widziałeś ich więcej lub masz takie doświadczenie.

Gorzej bywa ze zgodą wielu zacietrzewionych amatorów psów versus amatorzy kotów.

Ostatnio sprawa odżyła medialnie za sprawą stanowiska ogłoszonego przez Instytut Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauki, że jakoby koty domowe są gatunkiem obcym i inwazyjnym w Polsce. Faktycznie – chociaż koty w Polsce były udomowione dawno, to nie były tu od zawsze. Ale tak jest przecież z wieloma innymi zwierzętami udomowionymi. Niestety – polują i zabijają wiele drobnych zwierząt. Jednak wg stanowiska Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska kot nie występuje na krajowej ani unijnej liście inwazyjnych gatunków obcych. Zatem opinia z PAN nie powinna prowokować przeciwników kotów do ich prześladowania (znaleźliby się amatorzy strzelania do nich) – są legalne. Kot jest przyjacielem człowieka i ma wielką rzeszę fanów. Są sprytne, w dużym stopniu samodzielne, zabawne. Znacie za pewno tę masę filmików i zdjęć z kotami…

Tutaj włączę swoją opinię.
Są koty udomowione dosłownie, czyli domowe, i dzikie. Te drugie mnożą się poza ludzką kontrolą, ale także same są ofiarami np. właśnie psów czy samochodów oraz ich populacja reguluje się częściowo sama ze względu na możliwości wyżywienia i naturalne warunki przetrwania.

Jest też grupa pośrednia, z jaką mam do czynienia od lat na swej leśnej działce. Koty „dochodzące”. Pojawią się jak tylko przyjedziemy. Znamy się – niektóre są spoufalone na tyle że wchodzą do domu, czasem skaczą na kanapę, a wylegiwanie się na fotelach lub ławkach werandy to ich ulubione zajęcie. Generalnie wiadomo – lubią „cieszyć się życiem”, leniuchować.

Mamy „kontrakt” – my je dokarmiamy a one dbają by nie było myszy (a przed ich bytnością w okolicy mieliśmy z tym problem), odstraszają też w pewnym stopniu krety. Natomiast przez tyle lat wspólnego bytowania nie zauważyłem aby polowały na ptaki. To trudne i może są zbyt leniwe? Prawdę powiedziawszy byłbym rad, gdyby swoją obecnością częściowo ptaki odstraszały – mamy ich tak dużo, że z plonów aronii i czereśni niewiele nam zostaje.

Ostatnio pojawiły się informacje o plagach szczurów, które buszują po miejskich podwórkach i parkach nawet w ciągu dnia. Mieszkańcy stolicy obawiają się ich, ponieważ gryzonie roznoszą choroby. Dawniej specjalnie dbano o dzikie koty miejskie właśnie jako przeciwnika szczurów – zarówno jako faktycznych drapieżników jak i zwierzę szczury odstraszające. Mimo regularnie przeprowadzanych deratyzacji w stolicy nie udało pozbyć się szczurów, a okresowe wykładanie trutek nie rozwiązuje problemu.

Niestety mieszkańcy stwarzają tym gryzoniom dogodne warunki do życia wyrzucając resztki jedzenia np. na trawnik jako karmę dla ptaków (karmienie ptaków miejskich to osobny kontrowersyjny problem).
Wielu ekologów zwraca uwagę na wkład kotów wolno żyjących w ograniczanie populacji szczurów i innych szkodników. Istnieją co prawda badania, które mają wykazać, że koty nie polują i nie zabijają szczurów, ponieważ te są zbyt agresywne, więc koty ich unikają. Większość jednak doświadczeń wskazuje na coś zupełnie innego.
Nawet jeśli koty nie atakują dorosłych i silnych szczurów, to bez trudu poradzą sobie z młodymi i niedoświadczonymi osobnikami. A to wystarczy, by ograniczać populację tych gryzoni. Tak więc utrzymywanie zdrowej populacji kotów wolno żyjących jest ważnym elementem walki ze szkodnikami.
Przy okazji – nie chodzi tylko o szczury – w mieście żyje wiele gatunków dzikich zwierząt.
Jednym z nich są karczowniki. Zwierzęta te z wyglądu rzeczywiście bardzo przypominają
szczury, dlatego często są z nimi mylone. Szczury najchętniej przebywają wśród zabudowań, w piwnicach, kanałach itp. Karczowniki natomiast preferują łąki, parki i zarośla, chętnie przebywając w pobliżu wody (stąd nazwa „szczur wodny”). Mają również inne upodobania żywieniowe. Ich pokarm stanowią głównie trawy i rośliny rosnące w wodzie. Karczowniki nie stanowią takiego zagrożenia dla człowieka jak szczury. Oczywiście w ogrodzie mogą wyrządzić wiele szkód, ale w mieście są raczej nieszkodliwe.

Podsumowując ten wątek – w tym przypadku kot-drapieżnik spełnia pożyteczną rolę.

Wracam do osobistego doświadczenia.
O naszych kotach działkowych pisałem np. w tych impresjach przyrodniczych – O zieleni i przyrodzie można nieskończenie.
Mieliśmy też kiedyś kota w domu w Warszawie – chowanego od maleństwa. O tamtego czasu koty budzą we mnie dużą sympatię – Szafek (zaraz wyjaśnię to imię) był nie tylko ładny, ale i uroczy, był z nami długi czas. Szafek, bo jego ulubionym miejscem był szczyt szafy, z której przez okno obserwował okolicę. Szczególnie, po powrocie z działki, gdzie go zabieraliśmy i gdzie wyraźnie był szczęśliwy mając swobodę. Te powroty do miasta, a szczególnie już tylko miejski sezon późnojesienny i zimowy wprawiał go w melancholię gaszoną trochę ową obserwacją przyrody przez okno.
Podpisuję się też pod tym, co stwierdza i stosuje felinoterapia – kontakt z kotem działa uspokajająco, zmniejsza stres. Koty mogą pomóc w uśmierzaniu bólu, gdyż wyczuwają bolesne miejsca na ciele i układają się na nich. Także przyjemnie grzeją, co w zimowe wieczory było jak znalazł. To ciekawe osobne tematy z medycyny komplementarnej.

Ujemną stroną posiadania kota w domu jest niszczenie mebli, zwłaszcza tapicerskich. Natomiast koty są czyste i mało wymagające – nie trzeba np. ich wyprowadzać parę razy dziennie na spacer. A te dzikie radzą sobie całkiem dobrze – podziwiam np. jak potrafią przetrwać nawet dość ostrą zimę, a w kwestii czystości – można je dać za przykład wśród zwierząt, czego nie można powiedzieć o psach.
Jest też aspekt specjalny tej psiej „czystości” – spotykane całowanie się z psami, pozwalanie na lizanie twarzy… Hm, a przed chwilą czego ten pyszczek dotykał?

Jednak nie chcę się skupiać tylko na kotach, bo to temat na sporą książkę i … niejedną już napisano.

O ile wiele kotów lubi domowe wygody, to generalnie jestem przeciw trzymaniu w domu większych zwierząt (koty raczej do nich nie należą), zwłaszcza psów. To mo że być nawet w moim rozumieniu okrutne (?). Zatem przechodzę do psów i ich właścicieli.

Zacznę od owej czystości, bo przypomniał mi się tutejszy starszy (ponad 10 lat temu) wpis Śmierdząca sprawa , w którym pisałem:

„… Śnieg stopniał i odsłonił całe masy wszelkiego śmiecia ale zwłaszcza – co krok – psie odchody. To one, po odmrożeniu, tak śmierdzą.

Odsłania się więc i kultura naszego społeczeństwa.
Owszem – są na ulicy specjalne kosze na psie ekskrementy, ale nie widziałem aby ktoś z nich korzystał. Raczej widuję, że są zapchane czymkolwiek. Spróbuj zwrócić uwagę na nieodpowiednie zachowanie – spotkasz się często z pretensją lub przynajmniej zimnym nienawistnym okiem.

Od razu przypomina mi się prawie codzienne doświadczenie. Wchodzę do windy i czuję smród. Psi. Utrzymuje się dość długo. Czasem widzę sąsiadów w windzie ze swymi pupilami. Te, utytłane „po pachy” po chwili wprowadzane są na pańskie salony.

Nawet nie próbuję sobie wyobrazić czystości takiego domu, zapachów w nim – oszczędzam sobie takich „przyjemności”.
Także ściany domu wokół – obsikane.
Inne niedogodności to na przykład ranne lub nocne pobudki za sprawą psów. Prawie codziennie już między piątą a szóstą rano szczekanie dwóch psów na różnych piętrach stawiające dom na nogi – domagają się wyjścia za potrzebą. Podobnie czasem po północy. Z okna słychać nawoływania właścicieli oraz dalsze szczekania…”

Niestety sytuacja się pogorszyła, niektórzy zafundowali sobie drugiego psa…

Dodam, że klan miejskich psiarzy ma wiele ciekawych cech. Doceniając ich serce dla zwierząt, obserwuje się upodobnianie psów do właścicieli, czasem podobne choroby, specyficzny język, infantylność, dziwne imiona pupili… – różne kulturowe zjawiska w tej specyficznej grupie społecznej.
Do kultury osobistej i społecznej należy przestrzeganie pewnych przyjętych zasad – pies na smyczy w miejscach publicznych, nie wypuszczany wolno bez kontroli, poskramiany gdy atakuje ludzi i inne psy itd.
Patrząc od strony kulturowej i językowej, skądś wzięły się takie określenia jak (przepraszam za cytowanie mało miłych):
psia mać!; ty psie!; pies ci mordę lizał; psiakość!; skundlenie…

Psy bywają używane do szczucia (bierz go!), stąd też potoczne wyrażenie szczuć na kogoś/na coś i podobnie – wycie z powodu X, pogonić kota…
Niestety, psy wyzwalają także negatywne uczucia.

Pisałem też kiedyś o samotności, a tam o tym, że uciekając od niej, właściciele psów mają jeszcze trochę wspólnego języka – na temat psów i wszelkich spraw w rozmowach podczas spacerów z pupilami, ale bywa, że na tym kończą się bezpośrednie kontakty. Rozumiem wiec dzisiejszą potrzebę coraz większej ilości osób samotnych i singli posiadania choćby namiastki przyjaciela, a pies często bywa lepszym (wierniejszym i kochającym) przyjacielem niż człowiek…
Dawano, dawno temu popełniłem taki mały wierszyk:


Pies,
Serce na czterech łapach
Przybiegł do mnie.

W locie radości, w oczu błysku
Zapomnienie wszelkich krzywd.
Poczułem się mały,
Lecz pokrzepiony przyjaźnią.

Tak, miałem takie relacje z psem. Miłość tak wiele znaczy i wynagradza.
Niestety, wierna psia miłość bywa nie odwzajemniona z taką wiernością. Pies – zabawka dziecka porzucona, bo się znudził, albo sprawia kłopot. Pies zostawiony w lesie i przywiązany do drzewa – na śmierć.

Wkraczam na rubież, która może mi nie przysporzyć sympatii (o co specjalnie nie dbam) i wywołać oburzenie. Cóż – mówię o faktach.
Psy bywają też traktowane okrutnie. W tradycji wiejskiej pies postrzegany jest jako stróż domostwa i trzymane go na łańcuchu jeszcze do dziś nie budzi wśród wielu gospodarzy współczucia.

Widzieliśmy w wielu reportażach jak fatalne mogą być warunki w psich schroniskach, a prowadzenie ich stało się dla niektórych li tylko biznesem.

Gdybym miał za miastem dom z ogrodem – trzymałbym psa. Podobnie jak syn i jego teściowie – mają odpowiednie warunki i wiedzą jak psa dobrze ułożyć.

Zjawiska na styku człowiek-zwierzę przybierają w ostatnich czasach niepojącą wymowę – zwierzętom przydaje się nawet większe prawa niż ludziom. Fanatyczni ekolodzy („animalsi”) rozczulają się nad drobnymi przedstawicielami fauny i potrafią w tym kontekście zablokować inwestycje ważne dla człowieka, mimo że zadbano o zachowanie gatunku.
Słyszeliśmy wyrok w sprawie zabijania karpi tasakiem na targu (o ile dobrze pamiętam), który opiewał na karę podobną jak za „przypadkowe” zabicie na drodze człowieka…
Człowiek niemal zabity przez niedźwiedzia jest piętnowany za „wejście mu w drogę”.
Dziki wdzierają się do miast, plądrują, ryją, mogą być niebezpieczne. Sporym wysiłkiem i kosztem łowi się je i wywozi do lasu aby … za parę dni znów wróciły. Itd., itd.
Ale odbiegam od głównego tematu, więc powracam do psów.

Często w reportażach (np. ALARM w tvp1) pokazywane są ofiary groźnych pogryzień przez psy, były też przypadki śmiertelne. Pies potrafi być niebezpieczny i nieprzewidywalny, ale takie przypadki nie skutkują ani otrzeźwieniem ani surowszymi karami – psy to nasi przyjaciele i „niedobra o tym mówić”.
Dawniej zawód hycla był sposobem na watahy bezpańskich psów, dzisiaj to słowo/zawód jest niepoprawne politycznie.
Podobna sprawa z wilkami. Jest ich coraz więcej, podchodzą pod domostwa, atakują zwierzęta gospodarskie, zagrażają potencjalnie ludziom. Ale wilki są chronione i mają się mnożyć. Sytuacja podobna do tej z dzikami lub żubrami, które też się bardzo rozmnożyły i czynią szkody w rolnictwie.
Duży dyskusyjny temat – zostawiam.

Podejście do psów i kotów bywa różne w różnych kulturach. Np. w świecie wyznawców Mahometa koty to zwierzęta błogosławione, a psy – przeklęte … (ogólniej: w wielu miejscach na świecie tradycje i religie definiują zwierzęta czyste i nieczyste).
Ale w Europie to koty były kiedyś ofiarą okrutnych praktyk torturowania i palenia na stosie, bo jakoby były opanowane przez złe duchy.

Okazuje się, że i u nas są w pewnym sensie dwa klany, ale nie słyszałem aby klan sympatyków kotów był agresywny.

Reklama

Dziwak

3 czy 4?

Historia ludzkich poglądów jest rzadko czymś więcej
niż historią ludzkich błędów.

Wolter

To jest blog osobisty, więc tym razem – bardzo osobiście.

Dziwię się niektórym postawom i zwyczajom, ale … sam też jestem dziwakiem (przynajmniej pod pewnymi względami), więc raczej szybko odpuszczam sobie owo zdziwienie dziwactwami – gdy nie szkodzą  innym lub nie są ostentacyjnie pokazywane lub narzucane. Oczywiście – „dziwny jest ten świat” i tak jak w manifeście Niemena, trudno mi się pogodzić z okrucieństwem, nienawiścią, niewoleniem ludzi, chamstwem, głupotą, egoizmem, krótkowzrocznością i podobnymi zjawiskami.
Ale nie aż o takich drastycznych przypadkach będzie ten wpis. I nie należy mieszać zdziwień w związku z tymi negatywnymi i ekstremalnymi zjawiskami z pozytywnymi zadziwieniami nad światem – jego pięknem, rozmaitością, bogactwem, tajemnicami…
Jakże różni są ludzie! I dobrze. Nie osądzam pochopnie. Czyli – żyję i daję żyć innym. Krytykuję, gdy widzę jawne i bezczelne nadużycia, ale daję na starcie wszystkim ludziom kredyt zaufania…
Trochę dla zabawy przyjrzę się sobie pod tym kątem. Jak mówią: najskromniej jest mówić o sobie, bo … na tym się znamy najlepiej. Czyli … niby skromnie, ale usprawiedliwię pewne swe dziwactwa, może takimi nie są?

Wiele z tego, co charakteryzuje każdego z nas, to nawyki.
Kiedyś byłem adeptem 7 nawyków efektywnego działania wg Stephena Coveya (patrz wprowadzenie w tym archiwalnym wpisie z nieistniejącej już strony).  Potem założyłem grupę Rozwój i efektywność.

Chociaż to obszerny obszar tematyczny (lubię takie gry słowne), to nie tylko teoria, bo warto prakseologię wykorzystywać praktycznie.
Przechodzę do owych wybranych codziennych nawyków, które niejeden uzna za dziwactwa.
Co do sprawności – staram się by każdy ruch był wymierzony w jakimś celu, czasem robię parę rzeczy na raz, gdy ze sobą nie kolidują – cenię czas i energię. Po przekroczeniu pewnego wieku dochodzi do człowieka, że czasu na wykonanie zamierzeń życiowych jest coraz mniej…
Cenię więc przede wszystkim pracę i czas – swój i innych (Czas – jak go mieć,  Lapidarnie o efektywności, …), nie gonię za nowinkami technicznymi, chociaż je umiarkowanie śledzę i czasem podziwiam, zwłaszcza gdy pomagają w efektywności.
Opracowuję książki podczas czytania (zaznaczenia, notatki), by wykorzystać poświęcony na to czas i zdobytą wiedzę, czasem piszę recenzje (Nextboox.blogspot.com i inne miejsca). Dziwactwo (?) – kładę się zawsze spać o g. 24 – mam wtedy poczucie, że dzień wykorzystałem w pełni, mimo iż wiem, że to mniej zdrowe niż położenie się wcześniej.
A propos snu – śnię dużo i ciekawie – niejako tak multiplikuję po części swoje życie  (pisałem o tym osobno we wpisie Mój drugi świat).
A co do zdrowia (o czym jeszcze dalej), to mam trochę inne nawyki jak większość ludzi. Parę drobnych przykładów.
Na ogół nie biorę porannego prysznica – ze względu na brak takiej subiektywnej potrzeby – i tak wstaję rześki i pełen energii do działania, ale także po co marnować tyle wody. Za to myję się dokładnie wieczorem, gdy po trudach dnia trzeba zmyć i brud i zmęczenie. (Jeszcze co do poranków – nie piję wtedy kawy, bo to niefizjologiczne – kortyzol jest naturalnie na wysokim poziomie, i słabo nawadniające, natomiast  robię to w południe – w czasie pierwszego znużenia). Ograniczam możliwie stosowanie szamponów, dezodorantów itp. – to chemia szkodząca skórze (szerszy temat – omawiałem kiedyś np. tutaj: Czy mycie jest zdrowe? )
Podobnie z myciem zębów – to po jedzeniu (nie zawsze) i wieczorem, rano przecież są po tym czyste. Natomiast wtedy płuczę usta, gardło i nos. I nie przesadzam z pastą – ta z fluorem może szkodzić.

Dbam o zdrowie, bo wiem że jest podstawą. Co do medycyny  – jestem jeszcze bardziej sceptyczny (> LepszeZdrowie.info , zwłaszcza dział ANTY). Nie ma chorób nieuleczalnych, tylko jeszcze nie znamy odpowiednich metod i środków, a w wielu przypadkach są one ukrywane. Prawie wszystko możemy odpowiednimi terapiami naturalnymi oraz mocą myśli i intencji, i nie dotyczy to tylko zdrowia.

Przyziemniej:  Kładę nacisk na domowe żywienie, co daje przy okazji podstawę do okazjonalnej celebracji wyjść do restauracji na coś egzotycznego.
Lubię się ruszać, dużo chodzę, a jeśli nie jestem obciążony wchodzę po schodach, nawet ruchomych (po co stać bezczynnie?), ale nie spieszę się samochodem ponad dozwolone prędkości (mimo, że mogę docisnąć do 240 km/h).
Latem dużo chodzę boso, zażywam kąpieli słonecznych.

Jeszcze o innych drobiazgach, które faktycznie sprawiają wrażenie dziwactw.
Np. podnoszę śrubki, podkładki, guziki itp. drobiazgi znalezione gdziekolwiek – zbieram „przydasie”, co wielokrotnie mi pomogło, bo lubię majsterkować,  reperować. Także rozbieram urządzenia przed wyrzuceniem – zagospodarowuję właśnie  drobne elementy, które mogą się przydać przy majsterkowaniu i dla lepszej selekcji odpadów dla recyklingu.

Co do odpadów selekcjonuję je precyzyjnie. Mamy w domu pewne zwyczaje, które opisałem kiedyś krótko wpisem W porządku. Oto fragmencik: „… segregujemy dokładnie śmieci, brudne opakowania myjemy, wynosimy często niedużymi porcjami (by nic nie śmierdziało). Nie wyrzucamy żywności i nie kupujemy jej bez sensu. Regularnie robimy remanenty, by pozbywać się niepotrzebnych rzeczy, pamiętamy o PCK, Caritasie itp.
Wyłączamy na noc komórki i rzadko używamy wi-fi by ograniczać elektrosmog. …”

Kocham i szanuję przyrodę, obcuję z nią. Dużo fotografuję w plenerze i część zdjęć udostepnim w mediach społecznościowych – niech cieszą i innych ludzi.
Oprócz tego, co się z tym powszechnie  kojarzy, np. wypuszczam owady i pająki, odwracam żuka z pleców na nogi, itp. drobne akty poszanowania życia, ale… protestuję gdy dla ekologów życie zwierząt jest ważniejsze od życia ludzkiego. Inaczej zapatruję się na ekologię niż jej typowi piewcy (patrz np. Ekologiczne?, Ekologicznie na święta, Internet … ekologiczny, …)
Zbieram śmiecie w lesie, sprzątam po sobie, a czasem … po innych (dziwactwo – prawda?)

Podnoszę lub przestawiam zawalidrogi, np. ostatnio porzucone bezładnie w mieście hulajnogi elektryczne. Ale także jakieś kamienie, patyki na ścieżkach po których jeżdżą owe hulajnogi, rowery, bo to może przeszkadzać ale i zagrażać (by pieszy czy rowerzysta się nie potknął), podobnie usuwam wiszące czy groźnie wystające suche gałęzie. A czasem – ze względów estetycznych.

Przed wyrzuceniem wykorzystuję częściowo zużyte chusteczki do czyszczenia miejsc czy przedmiotów, które wydają się brudne (innymi słowy – wykorzystuje je maksymalne).
Szanuję rzeczy, a przez to przyrodę, pracę innych i swoje pieniądze.
Pewien szczegół. Sporo piszę na papierze (małe notatki, karteczki przypominające o jakichś  sprawach, zakupach itp. Zatem zbieram takie małe kartki, nawet gdy są po drugiej stronie zapisane, ani nie wyrzucam dużych kartek, które są tylko częściowo lub jednostronnie czyste.  W ten sposób – przy sporych potrzebach – nie pamiętam od ilu lat  nie musiałem kupować papieru. Filmowa czy teatralna scena gdy poeta czy pisarz po napisaniu jakiejś strofy ze złością zgniata kartkę i wyrzuca ją do kosza – to nie moja postawa.

Nie wyrzucam żywności ani nie kupuję nadmiernie.  W ogóle: „donaszam” odzież, nie ulegam ślepo modzie. Jednak mam wiele ładnych i dobrej jakości, markowych ubrań … i tu kogoś mogę zadziwić – kupionych na ogół z drugiej ręki często za 1/10 (lub mniej) oryginalnej ceny. Po co przepłacać i nabijać kasę spekulantom i żerującym na modzie?  Często głupiej – jak np. te spodnie sztucznie postarzane i z przewagą dziur nad okryciem. Praktycznie nie uznaję syntetyków (niezdrowe, nieekologiczne), krzykliwych kolorów lub ozdób. Ale to kwestia gustu / smaku. Lecz faktem jest że „przemysł mody” jest istotnym czynnikiem zaśmiecania świata (kup impulsywnie, a niedługo potem wyrzuć i tak w kółko).

Wracając do oceny ludzi. Nie spieszę się z tym – nawet jeśli nie lubię tatuaży czy  piercingu (i wiem, że to niezdrowe), to wygląd  nie decyduje o tym, podobnie nie oceniam wydarzeń czy postaw, jeśli nie mam  dostatecznej informacji. Przyjmuję na wstępie że każdy ma dobre intencje, daję szansę… Więcej – cieszę się szczęściem innych.
Generalnie kocham ludzi, promuję tych, których cenię, a w ogóle zachwycam się wieloma (!) ludźmi.
Nie chowam uraz, wybaczanie uważam za wielką siłę. Tonuję spory osób trzecich.

Teraz ze spraw poważniejszych. Dla niektórych jestem dziwakiem ze względu na swoje poglądy. Bywa, że działam odwrotnie niż większość ludzi – zwłaszcza gdy zapalają mi się „czerwone lampki” nieufności lub intuicja/doświadczenie mówi mi że coś jest „nie tak”.

Angażuję się w sprawy społecznie słuszne, chociaż moja ocena, które to są, niektórych gorszy – nazwijmy to w uproszczeniu postawą prawicową, mimo, że wolę kwalifikację wg owoców działania dla dobra „szeregowych” ludzi. Staram się pomagać w rozsądnych akcjach charytatywnych.
Myślę, że jestem tu na świecie i w tym czasie po coś, może między innymi by przebudzić pewną ilość osób?
Ty też jesteś tu po coś …

Rozszerzam swoje horyzonty, a tym co odkrywam dzielę się z innymi, propaguję treści ukrywane, spoza mainstreamu, zwłaszcza mam obsesję na punkcie prawdy vs kłamstwa i manipulacje. Włączam się w obalanie różnych mitów. Tu napotykam nie tylko podwójne dno, ale i głębsze warstwy.
Nie ulegam propagandzie – zawsze staram się myśleć samodzielnie,  unikam tv (oprócz filmów przyrodniczych i dokumentalnych – głównie historycznych), za to dużo czytam, ale nie czytam byle czego. Prawie zawsze robię ołówkowe notatki na marginesach (książek własnych) lub podkreślenia – to ułatwia zapamiętanie, odwoływanie się do treści później. Raczej nie wracam do lektur (oprócz podręczników, leksykonów itp.) – jeszcze tyle innych rzeczy jest do przeczytania, zbieram książki i ciekawsze czasopisma z wiedzą ponadczasową… Są to raczej nie fabuły, ani pop-kultura, ani sensacje filmowe z gatunku thriller czy kryminał.
W tym zakresie ogólnie doceniam ezoterykę, ale nie całą  – nie wierzę w numerologię (mam  dowody), w dużym stopniu w astrologię, magię na poziomie z tabloidów – chociaż życie … jest magią.
Wiem, że istnieją cywilizacje pozaziemskie (UFO to tylko mała manifestacja tego faktu i też nie zawsze) i że Wszechświat kipi życiem. Jesteśmy Jedno (jesteś innym ja).
Generalnie daję prymat duchowi. Wszystkie drogi w końcu prowadzą do Boga, bo ostatecznie nie ma we Wszechświecie innego celu. Modlę się inaczej niż większość – to bezpośrednia „rozmowa” z Bogiem, głównie dziękczynna i pytająca.
Jestem sceptyczny zarówno wobec instytucjonalnych religii jak wobec nauki, bo jesteśmy jeszcze w kolebce rozwoju. Jako pracownik naukowy poznałem jak wiele w nauce jest niedociągnięć a nawet tendencyjności. Pociągają mnie naukowe tajemnice i niezwykłości.

Nie wierzę w pandemię covid – to nadinterpretacja i rozdmuchana akcja nie związana ze zdrowiem, w globalne ocieplenie (w ogóle lub w formie słabszej – że jest antropogenne), nie muszę wierzyć w Boga, bo … WIEM że istnieje, podobnie nie muszę wierzyć w cuda, bo wiem że istnieją, itp. – i „co gorsza” – mam na to wszystko szereg dowodów.
Nie ufam politykom, wierzę w „teorie spiskowe”, bo w rzeczywistości to nie teorie tylko nader często zakamuflowana praktyka.

Lubię pisać, także amatorsko wierszować, bawić się słowami, grę słów – już w pierwszym zdaniu to widać, a inne przykłady znajdziesz np. tutaj – Traktat o złocie, Bawiąc się słowamiBurfil ….

Sporo piszę publicystycznie (także anonimowo), prowadzę pamiętniki, zapisuję życie, popełniałem także poezje, czego drobiazgi czasem wtrącam do wpisów. Może kiedyś opublikuję zbiorek?

Bywałem dość szalony. Wrzucę swój stary wiersz:

Wyzwania

Wybacz, że polubiłem
rzeczy niesłychane.
Taki już jestem i byłem
takim zostanę.

Rozmaitości życia, przygodę,
chwile straszne i błogie.
Długie wędrówki,
tygodniami życie clocharda,
pieszo, autostopem
– bez złotówki,
ognisko z pieśnią barda.

Świeżość rana,
zamki, chaty, łany,
nocleg w stogu siana,
szlak nieznany.

Z huczącym morzem
z całych sił śpiewanie,
w strumieniach rwących
słońca migotanie.

Pęd samochodu
gdy waży chwilka.
Las ciemny zimą,
oczy wilka.

Miasto niebezpieczne nocą,
urwisko nad otchłanią,
rudne stawiać zadania
me samotne wyzwania.

Często wzruszam się, zwłaszcza piękną muzyką lub widokami, jestem uczuciowcem, a szczególnie w modalności dotyku (nietypowo) i wzroku.

Niepoprawny optymista, czuję się młody i naiwnie myślę, że „wszystko” jeszcze przede mną  – mimo przekroczenia siedemdziesiątki. Wierzę, że przez katharsis obecnych trudnych czasów wchodzimy w epokę wielkich pozytywnych zmian i rozwoju. Jestem tego ciekaw i to też mnie napędza.

Dużo podróżowałem i jeszcze podróżuję na miarę możliwości – kocham to, ale raczej zwiedzam niż jestem biernym wczasowiczem, planuję wycieczki, podobnie jak trasy w mieście – zobaczyć nowe miejsca, nawet w ramach okolic, coś przy okazji załatwić, kogoś poznać…

Mieszkasz gdzieś lata, a ulic nie znasz sąsiednich,
śpisz i w karty grasz,
gdyś przyjechał nad Adriatyk
– przedziwny życia lunatyk.

Zawstydź się i przebudź
– choć ci wolno wszystko.
Kiedyś ockniesz się nagle: życie minęło,
a szczęście … bywało tak blisko.

Cieszę się małymi sprawami. Zatem i nie mam dużych wymagań, co powoduje, że nie angażuję się już od dość dawna w pracę zarobkową. Pracuję dla przyjemności – za darmo, pro publico bono.  Przykładowo tak prowadzę serwisy LepszeZdrowie.info,
www. StefanGarczynski.pl oraz różne fanpage i grupy na FB – nic tam nie sprzedaję (jak dotąd?).
Co do biznesów w ogóle – też mam nietypowe podejście. Świat zbyt goni za mamoną i coraz mniej uczciwymi metodami. To zawsze hamowało mnie przed biznesami, bo nawet biznes bez przekrętów w naszych czasach to gra marketingowa, która z natury stara się komuś coś sprzedać – nawet gdy jest to rzecz zbędna lub niskiej jakości. To szeroki temat z mego życia, kiedy z oporami i  z konieczności uprawiałem zawodowo marketing i wiem o tym sporo. Zresztą nie miałem smykałki do biznesu, uważam że zwłaszcza w Polsce graniczy to z szaleństwem – gdy uwzględni się gąszcz ciągle zmieniających  się przepisów, polowanie państwa na potknięcia przedsiębiorcy, mnożenie podatków itp.
Także dlatego, że z natury nie rywalizuję z innymi, np. nie emocjonuję się meczami piłkarskimi (może trochę tymi finałowymi) i tymi wszystkimi gdzie rywalizacja prowadzi do agresji i otumanienia tłumów kibiców (czyż to nie trafna gra słów?).

Sam od dawna nie gram w żadne gry, bo samo życie to największa i najbardziej pasjonująca gra, a zajmowanie się czymś sztucznym to strata czasu – naszego najcenniejszego zasobu. Zwłaszcza stronię od wciągających seriali i innych złodziei czasu i … nudziarzy.
Ale … lubię obejrzeć dobry film, pójść na koncert – w ogóle – dla wspomnianych wzruszeń, poświecę i pracę i czas.

Tyle na teraz, a mógłbym dużo więcej, ale już i tak za bardzo się odsłoniłem. Lecz chyba nie ma się czego wstydzić, zwłaszcza, że żyję uczciwie, pogodnie…
Zresztą – kogo to obchodzi?

Wczasowo

Jeśli nie znajdziesz czasu na odpoczynek,
będziesz musiał znaleźć czas na chorobę.

Wydobyte z archiwum dawnego bloga „Mirrors” z 2007-08-22  stare refleksje, które potwierdziły się wielokrotnie (byliśmy nad Bałtykiem prawie co rok) i nadal są aktualne.
W [   ] parę późniejszych uzupełnień.

… Kolejne zadziwienia – tym razem z wczasów spędzonych w małym pensjonacie. 
Jak zwykle, nie twierdzę że jestem lepszy a nawet, że coś jest lepsze, tyle tylko, że istnieją metody, zachowania i zwyczaje bardziej przydatne i bardziej przyjazne ludziom. 

Obrazek 1
Idziemy na plażę ok. 9-9.30, gdy nie jest na niej tłoczno, wybieramy sobie fajne miejsce i delektujemy się przestrzenią. Nie ma jeszcze skwaru, a wiadomo, że dłuższe opalanie się między 10 a 15-tą nie jest zalecane ze względu na zagrożenia ultrafioletem.  [później dowiedziałem się, że między ok. 11 a 13 jest najlepsza pora na krótkie opalanie dla wytwarzanie w skórze witaminy D3 z promieniowania UVB – patrz Słońce- dobre czy złe?
Jest też o kremach do opalania, antyperspirantach itp.]
Dozując po trochu spacer, leżenie na słońcu i w cieniu wytrzymujemy tak do maksimum godz.13, po czym wracamy do pensjonatu, gdzie bez kolizji z innymi (czasem braki ciepłej wody) bierzemy prysznic, odpoczywamy trochę i pijemy aperitif (nie alkoholowy!) przed obiadem. Po małej sjeście poobiedniej (na dworze jeszcze skwar), po południu idziemy jeszcze raz na plażę, ale już raczej na długi spacer wybrzeżem, z małymi postojami wypoczynkowymi, już bez objuczenia parawanami, parasolami itp. 
W ogóle, leżenie godzinami bez ruchu to nie nasz styl, to nie odpoczynek. 
Natomiast, to co widzimy, to gremialne ściąganie ludzi na plażę po 11-tej i pozostawanie tam przez większość dnia, z posiłkiem w pobliskim barze fast-food. [właśnie takie ostre opalanie powoduje później różne dolegliwości a nawet choroby skórne  – jak wspomniałem w ww. artykule].

[W tym kontekście nie dziwi słynna wypowiedź Agaty Młynarskiej z 2016 r.  o tłoku, niskiej kulturze itp. nad morzem – chociaż było to tak mocno hejtowane. Może forma była nieodpowiednia, ale miało to sens. Nie chodzi przecież o to, by komukolwiek wzbraniać odpoczynku nad morzem, ale o to by zachowywać się prawidłowo.
Zagadnienie zahacza o turystkę w ogóle – pisałem o tym tutaj].


Obrazek drugi.
Wieczór. Do późnych godzin wokół grillowanie, biesiadowanie, picie, co prawdopodobnie wyjaśnia późne przychodzenie na plażę następnego dnia. Natomiast dziwi mnie i porusza, że małe dzieci towarzyszą rodzicom w tych biesiadach do późnych godzin! Maluchy, które powinny (tak przynajmniej było „zawsze”) już ok. 20. być w łóżkach buszują jeszcze po 23. 
I jeszcze o dzieciach. Coraz częstszy obrazek: dzieci 2-3 miesięczne towarzyszące rodzicom na wakacjach w pensjonatach, kwaterach, a nawet na plaży. Czy to jest w porządku? Nie będę rozwijał tematu – tym, którzy nie wiedzą o co chodzi polecam jakieś podstawowe lektury. 

Obrazek trzeci. 
Tak się składa, że w miejscu gdzie byliśmy, system ciepłej wody był mało wydolny i często brakowało jej do wieczornych kąpieli. A może to nie instalacja była niewystarczająca, lecz sposób jej używania niewłaściwy? 
Otóż, sąsiednie pokoje były „akustyczne”, dobrze wiedzieliśmy kiedy i jak się ktoś kąpie. 
Woda potrafiła się lać pół godziny. Czy to nie wyjaśnia sprawy? A przecież można polać się w minutę, namydlić i wyszorować prawie bez udziału wody w ciągu następnych paru minut i wypłukać dokładnie poniżej minuty… 
Można by mówić o oszczędności i ekologii, ale czyż nawet bardziej prozaiczne uświadomienie sobie, że zabiera się szansę kąpieli innym, jest takie trudne? 
Widocznie jest. 

[Przy okazji – jak to jest z tymi częstymi kąpielami? Zobacz artykuł Kąpiele  ]

A jakie są Twoje doświadczenia?

W tym roku nie pojechaliśmy nad polskie morze, chociaż kochamy Bałtyk ze względu na unikalne długie piaszczyste plaże, zwłaszcza puste, i uroki – nawet w niepogodę. Plan był taki by wyprzedzić ruch na początku szkolnych wakacji. Późniejszy najazd i ciasnota – to odstręcza. Ale czerwcowa pogoda była w kratkę, były też pewne obowiązki i nie wyszło.
Przy okazji – dlaczego bezpośrednie połączenia kolejowe do popularnych miejsc (np. Łeba  z Warszawy) nie funkcjonują – chociażby raz w tygodniu! – poza wakacjami?

 

Od głuchoty umysłowej do faktycznej

Właściwością człowieka jest błądzić, głupiego – w błędzie trwać.
Cyceron

Napisałem w Nowa odsłona bloga,  że jego pierwowzór, założony w 2007 r. na platformie blox.pl był moim pierwszym blogiem. Przypomniałem sobie, że to niezupełnie było tak, bo robiłem próby także w innych miejscach jeszcze wcześniej – od 2005 r. Np. w Interii. Potem jeszcze od czasu do czasu coś tam wrzucałem, aż w końcu tego zaniechałem, a po czasie sama Interia zrezygnowała z tej (bezpłatnej) usługi.
Ten blog o nazwie Mirrors w Interii miał takie intro:

Mirrors=lustra – naszej rzeczywistości, mnie samego, a może odnajdziecie swój własny wizerunek?
Charakter bloga: krytyczny a nawet uszczypliwy. Po co? Wyrzucę z siebie urazy i złości, aby przez swoiste katharsis oczyścić swój umysł, wybaczyć sobie i innym, iść do przodu.
A Ty, jeśli znajdziesz siebie w tym lustrze – może też coś zrozumiesz, zmienisz?
Nie będę regularny, nie mam na to czasu. Bedę się także cofał w przeszłość.
To jest nie tyle dziennik, co raczej notatnik myśli.

Odgrzebałem w swoich archiwach szkice a nawet kopie niektórych tych wpisów.
Okazuje się, że są tam takie, które wciąż mają jakąś wartość, że nadal są po części aktualne albo pokazują rzeczywistość tamtego czasu.
Zatem postaram się wpleść w bieżące postowanie te ciekawsze stare.
Odróżnię je powiększonym podtytułem

Z archiwum

podkreślając kolorem oraz podając datę oryginału (czasem w przybliżeniu).


Od głuchoty umysłowej do faktycznej (z archiwum)

2006-10-26

Do pracy dojeżdżam komunikacją miejską, mniej więcej w tym czasie, gdy młodzież podąża do szkół.
Wielu uczniów i studentów ma na uszach słuchawki. W zdecydowanej większości słuchają muzyki. Skąd to wiem? Bo nawet dla mnie, mimo że stoję w pewnej odległości, jest to na tyle głośny dźwięk, że słyszę wyraźnie,  co jest grane (chociaż nie zawsze mam na to ochotę).
A dla delikwenta? Nie chcę być zbyt mentorski (niestety taką rolę często przybieram), ale przecież wiadomo, że pewne natężenie dźwięku i to często dawkowane, jest szkodliwe dla słuchu. Podobno rośnie nam pokolenie półgłuchych. Lubię różne rodzaje muzyki, ale w odpowiednim otoczeniu i warunkach oraz taką, która nie nudzi, a więc nie „łubu-dubu” w kółko. Ale nie o gusta chodzi…
Jeszcze jedno. Żyjemy w czasach, w których trzeba się wciąż uczyć i doskonalić, w czasach rywalizacji. Trzeba mieć otwarte oczy i uszy.
Na szczęście technika przynosi nam różne udogodnienia, w tym klasy audio: nagrania lekcji (np. języka), audiobooki, a ostatnio podcasting, czyli audycje (radiowe i nie tylko), które możemy przesłuchiwać, kiedy chcemy. Czyż czasu spędzonego rano w podróży lub w kolejce (kiedy umysł jest jeszcze świeży), nie warto właśnie tak wykorzystać, a muzykę puścić sobie dla relaksu po zajęciach?
Ale czy ktoś nadstawi ucha tej dobrej radzie?

—-
PS. po latach widzę, że zjawisko istnieje nadal a nawet się nasila. Doszły do tego głośne rozmowy przez telefony w miejscach publicznych.

Śmierdząca sprawa

Psy patrzą na nas z szacunkiem, koty z pogardą, a świnie jak na równych sobie.
Winston Churchill

kupa wstydu

Śmierdzących spraw mamy teraz wiele, ale dziś krótko o bardzo przyziemnej – dosłownie i w przenośni.

Pada i pada, ale wyszedłem rano po gazety. Z balkonu powietrze wydawało się rześkie i przyjemne – przy okazji przewietrzę się.

Wychodzę na ulicę i … jestem uderzony falą smrodu.

Śnieg stopniał i odsłonił całe masy wszelkiego śmiecia ale zwłaszcza – co krok – psie odchody. To one, po odmrożeniu, tak śmierdzą.

Odsłania się więc i kultura naszego społeczeństwa.
Owszem – są na ulicy specjalne kosze na psie ekstrementy, ale nie widziałem aby ktoś z nich korzystał. Raczej widuję, że są zapchane czymkolwiek.

Od razu przypomina mi się prawie codzienne doświadczenie. Wchodzę do windy i czuję smród. Psi. Utrzymuje się dość długo.

Czasem widzę sąsiadów w windzie ze swymi pupilami. Te, utytłane „po pachy” po chwili wprowadzane są na pańskie salony.

Nawet nie próbuję sobie wyobrazić czystości takiego domu, zapachów w nim – oszczędzam sobie takich „przyjemności”.
Także ściany domu wokół – obsikane.
Inne niedogodności to na przykład ranne lub nocne pobudki za sprawą psów. Prawie codziennie już między piątą a szóstą rano szczekanie dwóch psów na różnych piętrach stawiające dom na nogi – domagają się wyjścia za potrzebą. Podobnie czasem po północy. Z okna słychać nawoływania właścicieli oraz dalsze szczekania…

Kiedyś chyba napiszę dłuższy pamflet na temat miejskich psiarzy, bo ma on wiele ciekawych aspektów. Od współczucia dla właścicieli i dla samych psów, po kulturowe zjawiska w tej specyficznej grupie społecznej…