Jesień, ale wrzosowi zazdroszczą odradzające się borówka i żarnowiec
Po raz kolejny wracam do ulubionego tematu – wakacji i przyrody. Ten czas jest unikalny, bo już niedługo minie, wszyscy do niego tęsknimy, więc … carpe-diem.
Nie pcham się w turystyczny tłok sezonu. Co prawda, na jesieni, jak co roku, przewiduję dalsze wypady, ale teraz wystarcza mi moja chatka w lesie i wycieczki po okolicy. I w tym zakresie wyjętym z szerszego tematu szkicuję te wakacyjne migawki.
O swym leśnym refugium pisałem wielokrotnie – czasem w kontekście innych spraw. Dla nowych Gości mojego bloga wskażę np.:
Poezja przed burzą
Z lasu 2018 czyli kolejne wakacyjne impresje-1 (tam polecam fragment o Shinrin-Yoku)
Z notatnika letnika – sierpień (2013)
Z notatnika letnika – sierpień (2015) …,
więc poniższą refleksją trochę się powtarzam. Ale to wynika z zachwytu mieszczucha z życia wśród przyrody – nie sposób tego nie artykułować.
Ileż tu obserwacji!
W leśnym domku mamy codziennie różnych gości. Obcujemy na co dzień z kotami.
Młode koty (piątka, stale głodne), czasem ich mama, ojciec, rzadziej babcia, czasem jakiś przybłąkany gość z okolicy.
Które to już pokolenie? W każdym razie liczone w dziesięciolecia, a każdy rok to nowy miot. Pewne koty pamiętamy, inne gdzieś przepadły, czasem pojawi się nieznany gość z innego rewiru. Widać różne hierarchie, animozje lub tolerancje. Są to koty półdzikie, przy czym nowe kotki dość szybko się oswajają. Potem część przetrwa zimę, chociaż wtedy już muszą liczyć tylko na siebie, bo w zimie nikt tu nie mieszka na stałe. Ciekawe zwierzęta. Rozkoszne w zabawie, okrutne w polowaniach, mające swoje charaktery, humory. Obecna matka kotków jest bardzo nieufna, syczy gdy się do niej zbliżyć – nawet z jedzeniem, a dostają go od nas sporo i wydawało by się, że to powinno ją obłaskawić. Jakieś złe doświadczenia z ludźmi? Jest, zwłaszcza w starszych kotach, jakieś dostojeństwo – chadzają powoli, z godnością. Oczywiście – swoimi drogami. Ale tyle o tym napisano, że nie będę się wysilał na coś nowego.
Mamy kota seniora-rezydenta o imieniu Jarek, który chroni swój rewir. Pojawił się niedawno inny młody kocur. Pogonił naszego Jarka wysoko na drzewo, był to chyba efekt zaskoczenia, bo potem musiał nastąpić jakiś odwet, ponieważ nowy pretendent już później się nie pokazał.

Zjawiają się na obrzeżu działki dzięcioły konkurujące po części z dwoma wiewiórkami (które, o dziwo, zjadają też renklody). Podziwiam ich perfekcję w ruchu i odwagę gdy karkołomnie przeskakują z drzewa na drzewo. Są zadziorne, fukają ze złością gdy chce się je odpędzić od leszczyn, ale i tak robią swoje.
Szpaki, drozdy, sójki i liczne małe ptaszki, których nazw nawet nie znam… Mieliśmy na wiosnę wspaniałe koncerty, ale i teraz podśpiewują od czasu do czasu. No, może nie wszystkie podśpiewują, bo sójki i sroki raczej donośnie skrzeczą. Zwłaszcza gdy swarzą się, często z gonitwami w których podziwiam przebijanie się poprzez gęste listowie.
Szpaki i drozdy kręcą się zwłaszcza koło aronii, która w tym roku mocno obrodziła. Trzeba było założyć siatki, ale i to niezupełnie pomaga – widziałem ptaka, który długo deliberował jak się pod nią dostać i w końcu wypatrzył drogę od spodu. Dostał nauczkę, gdy chciał wyfrunąć i plątał się w tych sieciach – pomagam w takich przypadkach.
Krety robią sporo szkód, to podziemie, o którym wolę nie myśleć. Podobnie jak o osach na strychu i wielu gatunkach ciem, które wieczorami atakują okna.
Duże pająki (wchodzą zapewne przez stale otwarte okienko łazienkowe?) wpadają nader często do wanny i nie mogą się z niej wydostać, więc wynoszę je cierpliwie na kartoniku za werandę. A pszczoły zbierają pyłek z kwiatów…
I żyjemy wszyscy w zgodzie, a nawet mam z tego wiele uciechy – zwłaszcza z figli kotów.
Ten rok był wyjątkowy – ze względu na długość letniego sezonu i przeważającą suszę. Widać to zwłaszcza w lesie – w naszym rejonie jagodnik nie wydał owoców, borówka słabiutko, grzyby pojawiły się dopiero skromnie we wrześniu. Pyliste i piaszczyste od suszy drogi są nieprzyjazne marszom i rowerom.
Już widać jesień.
Za to sad obrodził aż nadto. Kwitnienia nie zakłóciły przymrozki. Mieliśmy klęskę urodzaju wczesnych jabłek. Przyjechaliśmy po głównym „zrzucie” jedego z drzew – nie nadążając ze sprzątaniem spadów i zagospodarowywaniem tych owoców, które jeszcze się nie zepsuły.
To, że nie pryskamy niczego chemikaliami ma tylko jeden minus – wiele jabłek i śliw psuje się już na drzewie, zwłaszcza pod wpływem tegorocznych upałów. Zrobiliśmy dużo przetworów. Ledwie skończyły się jabłka letnie (mamy jeszcze zimowe), to kolejny nadurodzaj dały mirabelki. Znów powstało sporo przetworów (głównie do ciast), ale była taka tego ilość, że wywoziłem do lokalnego kompostowania i do zabrania przez śmieciarkę gminną całe ich taczki.
Pewnie zdziwisz się że w ogóle zbieramy mirabelki. Tak, są w pogardzie – zalegają ogrody i drogi i nikt po nie się nie schyla. Ale mirabelki mirabelkom nierówne. Zaskoczę cię (prawdopodobnie) informacją, że ten owoc jest hołubiony we Francji, gdzie znają się na smakach.
Tam głównym producentem tego owocu jest Lotaryngia. Rocznie zbierają ok. 15 tysięcy ton mirabelek (80% światowej produkcji, co oczywiście nie oznacza że policzono te dziko rosnące). Eksportowane są zwłaszcza do USA.
Mirabelka dostała znak przysługujący najszlachetniejszym produktom spożywczym i płodom rolnym Identification Géographique Protégée (IGP). Miasta Metz i Nancy, w których okolicach króluje odmana odpowiednio zielonkawa i z czerwonym rumieńcem, znane są z festiwali mirabelkowych.
Robi sie z nich konfitury, dżemy, nadzienia do tart, nalewki. Konfitury podaje się głównie do mięs, co i my praktykujemy, zwykle dodając do konfitury z aronii i suszonych śliwek.
Chociaż jestem rodowitym mieszczuchem, to odzywa się we mnie jakiś atawizm, czy to po dziadku z ziemiańskiego rodu, czy jakiś starszy, biologiczny?
Dawno temu napisałem taki wierszyk:
Atawizm
Co w trawie piszczy kocham bardzo
i nachylam się nad nią pobożnie,
ręce me różne źdźbła głaszczą,
podnoszę jakiś drobiazg ostrożnie.
Coś tam pełza małego
– wielki jesteś Boże,
tyle ruchu, tyle życia,
kto zrozumieć to może?
Doskonałe w swej prostocie,
w złożoności nie do wiary,
coś patrzy na mnie, potem biegnie
– zwracam to ziemi starej.
Przywieram do niej mocno,
sobą całym,
z bliska inny świat podglądam
– piękne jest w małym.
Nie myśl jednak, że siedzę cały czas w obrębie swego obejścia. Przeciwnie. Codziennie odbywamy z żoną długie lub krótsze wycieczki lokalne, głównie leśne – pieszo lub rowerowo. Ruch jest ważny – to panaceum na wiele spraw zdrowotnych. Okolice są ładne, miejscami piękne, chociaż coraz bardziej okrajane z zieleni przez gospodarkę leśną, którą tutaj podejrzewam o odchylenie rabunkowe. Pisałem o tym parę razy w poprzednich wpisach.
Na tych spacerach lubimy położyć się gdzieś na mchu i patrzeć w niebo.
Oto leci wysoko jakiś duży czarny ptak. Żona pyta: co to jest? Szybko nadchodzi odpowiedź z góry – kra! kra!
Kruki opuściły pobliski ścięty las i przeniosły się sporo dalej. Odkryliśmy ich nowy rewir.
Mieliśmy tego lata sporo ciekawych wycieczek po nadbużańskich okolicach, ale to na tyle obszerny temat, że o tym później osobno.
Tegoroczne prawie trzy miesiące w lesie to także różne zajęcia pozaturystyczne. Czytam, piszę, słucham audycji, udzielam sie trochę w mediach społecznościowych. Zatem pozwolę sobie przemycić tutaj aktualną wzmiankę o moim podstawowym zainteresowaniu – zdrowiu, i przekazać krótkie resume nowości na www.LepszeZdrowie.info.
I tak w sierpniu: nie tylko o zdrowiu np. o sztucznej inteligencji oraz wątpliwościach z zakresu podstaw fizyki. Także biotechnologie, telemedycyna, o badaczach i terapeutach rosyjskich oraz niezwykłych polskich pionierach i odkrywcach. O uzdrawianiu duchowym. Plus nowinki na stronie Zdrowie i Fitness i … dużo więcej.
A w lipcu: Medycyna uwikłana w politykę, walka o prawdę i Polskę z udziałem oddolnych ruchów społecznych, w tym ustrój demokracji bezpośredniej na kształt szwajcarski (ebook!), zagrożenia globalne, o terapeucie Stanisławie Olszewskim, odżywianie przy odchudzaniu, nowości z facebooka i wydawnicze, …
Nie cofam się bardziej wstecz – jeśli te sprawy cię interesują (myślę, że zdrowie jest ważne dla wszystkich), to zachęcam do samodzielnego pobuszowania po Nowościach lub w lokalnej wyszukiwarce.
Oczywiście leśny domek, ogród, działka i okolice to nie tylko byczenie się, obserwacje i ww. prace i rozrywki umysłowe. Oprócz zadań planowych prawie codziennie dochodzą sprawy bieżące a nawet nieoczekiwane problemy, zwłaszcza typu: coś naprawić, wyciąć, podlać lub przesadzić.
Ale to mało interesujące, więc do następnego odcinka o wycieczkach…