Kawowe curriculum vitae

dear coffee

Kawa ożywia umysł. Miłość duszę.
A miłość do kawy?

Zanim przejdę do głównego tematu czyli samej kawy – jak ją widzę i co chciałbym o niej powiedzieć, pozwolę sobie na parę wspomnień związanych z kawą.
Gdy to piszę, na dworze jest mroczno i zimno, a to nastraja do słonecznych wspomnień. Tak, jak lubię kawę, tak i te pozytywne uczucia rozgrzewają.

W naszym rodzinnym domu, a dla mnie to czasy PRLu, kawę pijało się od święta i przy mniej typowych okazjach. Rodzice byli brydżystami i bywały długie wieczory sięgające głębokiej nocy, gdy grający podtrzymywali się kawą, którą przynosili goście, bo u nas raczej się jej nie trzymało i nie piło. Ja wtedy już spałem a wcześniej nawet nie przyglądałem się rozgrywkom – jakoś w ogóle gry karciane mnie nie przyciągały. Ale podarunek kawowy zostawał i jeszcze starczał na jakiś czas.
Inny kawowy zwyczaj wiązał się z przyjazdami ciotki Meli z USA latach sześćdziesiątych. Mieliśmy rodzinę rozproszoną po świecie – część z dawnej emigracji, część jako skutek drugiej wojny światowej, której żołnierze potem trafiali do Anglii, USA, Australii itd.
Ciotka zawsze przywoziła ze sobą swoje ulubione kawy, nie mogła się bez nich obyć, a także na prezent. To było jednak z natury sporadyczne, wtedy jeszcze kawa nie wzbudzała we mnie większego zainteresowania. W okolicach czasu matury chorowałem na wątrobę (szpital) i kawy mi nie polecano, zresztą jak wielu innych rzeczy.
W czasach studenckich i jeszcze potem parę razy jeździłem na saksy, głównie do Francji i Szwecji. Francja kojarzy mi się dużo bardziej z winem niż z kawą, tym bardziej, że pracowałem na winnicach. Ale zawsze zatrzymywałem się na trochę w Paryżu, a tam wypić kawkę to był element tamtejszego nastroju.
Natomiast w Szwecji pracowałem z kolegą, między innymi, przy zakładaniu szkółek leśnych. Było gorące lato i ta ciężka praca (robienie ogrodzeń z ich głębokim wkopywaniem w kamienisty grunt) powodowała, że przekładaliśmy ją w dużej części na białe noce. A w dzień odsypialiśmy i dorabialiśmy w dużej restauracji w miasteczku kilkanaście kilometrów od lasu. Dojeżdżaliśmy dzięki temu że mieliśmy skuter.  Praca na zmywaku miała dla nas, studentów, pewien dodatkowy plus, oprócz zarobku. W tym bogatym kraju i w tej dobrej restauracji mieliśmy wikt oraz … dostęp do dużej ilości kawy. Podawano ją w dzbankach – często te dzbanki były opróżniane np. tylko do połowy – reszta dla nas. W sam raz na podtrzymanie w czasie nocnej pracy.
Także w Szwecji doświadczyłem tych kawowych nastrojów, można powiedzieć tamtejszego Hygge, podczas wizyty u kuzynki.

W 1973 ciotka odwzajemniła naszą gościnność – wyjechałem z kuzynem do Ameryki na wakacje. To dłuższa przygoda do opowiedzenia osobno, ale tutaj wspomnę o dwóch zwyczajach jakie wtedy były naszym udziałem. Pierwszy to aperitif z wytrawnego wina na ok. 15 minut przed obiadem, celebrowany na tarasie domu.
Drugi to deser z udziałem kawy. I tak prawie codziennie, więc wtedy poznałem kawę lepiej. Nie pamiętam jak była parzona, bo podawano ją gotową do stołu.
W czasie samochodowych peregrynacji po stanach nocowaliśmy na ogół w motelach, gdzie także  była kawa – zarówno rano jak i do kupienia. To, co obecnie mamy w Polsce na prawie każdej stacji benzynowej (też czasem korzystam, zwłaszcza przy dłuższej trasie), tam było wtedy normalne.
Po powrocie zafundowałem sobie pierwszy ekspres – przelewowy. Był to jakiś polski produkt słabej jakości (dziś już nie pamiętam marki), dość szybko się popsuł.

W tamtych czasach sporo podróżowałem autostopem po Polsce i Europie, ale też biedowałem, tj. wolałem skromne środki przeznaczyć na jedzenie niż kawę.
Potem, w czasie prawie trzyletniego pobytu na kontrakcie w Libii, byliśmy zakwaterowywani w hotelach,  gdzie kawa też była obficie serwowana, ale także na naszych towarzyskich spotkaniach w  zaprzyjaźnionych domach.
Kolejne spotkania z kawą pokazujące koloryt związanych z tym zwyczajów i sposobów parzenia,  to były nasze małżeńskie wyjazdy do Włoch, Bułgarii, Grecji. O jednym z nich tutaj wspomniałem, chociaż bez wątków kawowych (dziwne, może dlatego, że to było w ramach stołu śniadaniowego – jak zazwyczaj w hotelach). Także kawa w autokarach dalekobieżnych była wybawieniem z senności dopadającej przy długiej podróży.
Na tym zakończę wątki podróżnicze, chociaż w licznych wyjazdach służbowych kawa to był stały element „podtrzymania” i ugoszczenia.
W tych dalszych i dłuższych eskapadach  miałem większą przerwę, ze względu na pracę. Byłem w tym czasie w paru firmach – nie wszędzie kawa była zwyczajem biurowym, ale w formalnie ostatniej pracy przed emeryturą – zawsze była i to wg życzenia.
O dziwo, był też okres kiedy kawa jakby przestała mi smakować, miałem wrażenie, że źle na mnie wpływa. Może to była sugestia związana z tym , że chorowałem i uległem opinii, że lepiej zatem kawy nie pić i że zakwasza organizm.  Było to swoiste nocebo. Nawet krótko kiedyś to opisałem w Moja historia z kawą – w czasie gdy poznałem firmę DXN (dość stare dzieje).
Jako gorący zwolennik naturalnych metod i preparatów, wiedziałem, że leczy nas przede wszystkim nasz system immunologiczny. Trzeba mu tylko pomóc.
A właśnie kawa z ganodermą z DXN wzmacnia system immunologiczny, a przy okazji także kondycję.  Pomyślałem – genialne, jak to się wszystko dobrze składa – lek aplikowany z napojem, który tak wiele osób kocha!
Wróciłem do kawy w tej postaci, tj. w saszetkach z dodatkiem proszku z tego leczniczego grzyba (ganoderma, reishi). Poprawiłem zdrowie.
Przez pewien czas działem w DXN jako partner handlowy. Miałem dedykowaną stronę w Internecie (sporo artykułów „branżowych”) oraz wtedy i z tego powodu założyłem na Facebooku stronę Spotkania Przy Kawie (vel Kawa Na Zdrowie).
Jednak w tej firmie nie szło mi za dobrze, miałem też inną pracę, więc projekt zarzuciłem. I przyznam, ta ich kawa nie smakowała mi w porównaniu do tego, co znałem w przeszłości.  Zatem i ów fanpage stracił na znaczeniu i obecnie jest ledwie podtrzymywany. Wrzucam tam czasem artykuły o kawie oraz takie … które wiążą się z materiałami do poczytania przy kawie.
Te spotkania przy kawie odbywam oczywiście i w realu, rodzinnie i ze znajomymi.
żona w kawiarni

Z żoną nie żałujemy sobie odwiedzania, a nawet zwiedzania kawiarni z dobrą kawą. Szczególnie zimą. A jeśli w drodze, to może być i Mac Cafe…

Właściwie nie musielibyśmy, bo w domu mamy wszystko co potrzebne, by dobrą kawę sobie zrobić. Oto moje instrumentarium (pominąłem prosty dripper, bo w czasie zdjęcia właśnie był w użyciu).

kawowe instrumentarium

Chociaż – nie wszystko – za późno dowiedziałem się o zaletach  aeropressu

Może dojdzie do kompletu na czas gdy przebywamy w lecie na działce, gdzie nie zamierzmy zabierać ekspresu.

A na działce w 2022 mieliśmy ciąg upalnych dni, które skłoniły mnie do małego wynalazku – orzeźwiającego napoju kawowego na zimno. Bariści się skrzywią, ale mnie to pasowało, tym bardziej że to procedura na 15 sekund.  Dobra kawa rozpuszczalna zalana zimną gazowaną wodą mineralną  – po wymieszaniu jest smacznie, z bąbelkami i pianką.
Kiedy i ile kawy piję? Przeciwnie niż żona (Ona zaczyna rano), ja pijam ją najczęściej w południe (+/-), bo to okienko pierwszego znużenia. To także zgodne z opinią fizjologów – rano organizm ma dość wysoki poziom kortyzolu, jest dostatecznie pobudzony, przynajmniej u mnie właśnie tak jest. Ponadto rano trzeba się dobrze nawodnić, a sama kawa to za mało.
I rzadko piję więcej niż jedną czy dwie kawy – zaskoczenie? Bo jestem aktywny, pobudzony przez większość czasu – nie muszę się dodatkowo dopingować. Ponadto – zasadą przyjemności jest umiar. I nie jestem kofeinistą i unikam wszelkich nałogów.
Nie przepadam za kawami mlecznymi – też wbrew obecnej modzie – a jeśli już, to z niedużą ilością mleka lub śmietanki. Kawy lekko palone Arabika ew. jakiś dobrze dobrany blend.  Mamy niedaleko palarnię kawy – można tam coś dobrać. Staram się docierać do kaw ekologicznych i pochodzących z Fair Trade. Także z festiwali kawowych, na których okazjonalnie bywam.
Dodam jeszcze, że przekonałem się do saszetek (pods) Mellity – zaparzanych w ekspresie. Czasem eksperymentuję z przyprawami do kawy, pijam ją także z olejem kokosowym, tzw. kawę kuloodporną.
I przede wszystkim – używamy tylko wody oligoceńskiej lub dobrze przefiltrowanej i staram się o dobre kawy
Tyle o gustach, bo to rzecz indywidualna.
Po owym okresie przerwy zainteresowałem się zdrowotnością kawy.  Podkręcanie tych zalet za pomocą ganodermy to jednak zabieg sztuczny.
Wkrótce dowiedziałem się, że kawa jest ZDROWA i to na wielu „polach”. Na swojej stronie poświęconej zdrowiu (LepszeZdrowie.info) publikowałem artykuł za artykułem, które pokazywały te rożne aspekty. Nie będę wszystkich wymieniał, a przykładowo: Kawa – dobra czy zła?, Kawa a wątroba i inne mity itd., by w końcu to ująć syntetycznie w Kawa – podsumowanie, gdzie są odwołania do innych wpisów i źródeł.
W tym miejscu wypada mi podziękować Katarzynie Świątkowskiej, lekarce, która z oddaniem obala różne mity oraz broni kawy na podstawie prac naukowych. Dużą część (107 stron, 362 odnośników do literatury) książki  MITY MEDYCZNE, KTÓRE MOGĄ ZABIĆ,  KONTRA FAKTY RATUJĄCE ŻYCIE (tom 1) poświęciła własnie temu, a całą książkę omówiłem tutaj. Dużo wcześniej pokazałem właściwości kofeiny w artykule Jak wspomaga nas kofeina, co miejscami zostało skorygowane w pracach pani Katarzyny.
Potem trafiłem na parę kontrargumentów, które spróbowałem wyjaśnić w artykule Jeszcze o kawie.  Myślę, że z powodzeniem,  tym bardziej, że niemal codziennie otrzymuję, w trybie prenumeraty wiadomości tematycznych, dalsze analizy i pochwały kawy.  W powyższym artykule podaję jeszcze inne opracowania oraz opinię dra Marka Skoczylasa. Oprócz pani doktor, to jeden z lekarzy których poważam; pokażę jeszcze jego wykład 16 efektów picia kawy regularnie (z napisami, które może pobrać).

Gdy to piszę właśnie jestem po lekturze artykułu Polska badaczka udowodniła prozdrowotne własności kawy.
Jednak, jak przy każdej używce należy wspomnieć o zastrzeżeniach, co kiedyś (znów dzięki pani Świątkowskiej) wyjaśniłem częściowo w artykule Uwaga interakcje.
Nawet jeśli kawa nie każdemu służy (co odnosi się niemal do wszystkiego – jako ludzie różnimy się nieco genetycznie, stanem zdrowia, wiekiem, sposobem odżywiania i leczenia, itd.), to saldo jest pozytywne.  A przyjemność picia (i nawet samego zapachu) kawy to wartość, którą wielu ceni nawet wyżej niż jakieś związane z tym kłopoty.  W skali indywidualnej to celebracja – przyrządzania i konsumpcji, co stanowi swoisty element  kultury. Celebruję życie miedzy innymi dobrą kawą – życie jest za krótkie na picie tych marnych… Jestem na etapie jakości czyli tzw. trzeciej fali kawy. Fal czwarta zadba o plantacje – by były ekologiczne w szerokim zrozumieniu. W szczególności już teraz wyszukujmy kaw bez mykotoksyn (OTA free).
Kawa ma pokrewieństwo z czekoladą – też lubię i doceniam właściwości zdrowotne.

Można by długo o tym pisać i napisano bardzo dużo. Jako przykład – oto moja domowa „biblioteczka kawowa” jak na dziś (oprócz książek kucharskich i innych, w których kawa też się pojawia)

książki o kawie

Każda książka jest trochę inna, co pokazuje rozległość wiedzy o kawie, jej historię i podejście autora. Często zakochanie w tematyce. Widać to np. w „Kawa – instrukcja obsługi najpopularniejszego napoju na świecie” (autorka – Ika Graboń).
Mini-recenzję tej książki umieściłem ostatnio na portalu Lubimy czytać.
Wśród pasjonatów kawy wymienię Witolda Gadowskiego, który chociaż niewiele o tym mówi, ale stworzył trzy własne marki nawiązujące właśnie do kultury w powiązaniu z Polską. Tu wyjątkowo zrobię reklamę (bez powiązania z dostawcą), ponieważ uważam, że trzeba promować małe firmy (w tym rzemieślnicze) zajmujące się kawą na tle potentatów i sieciówek, które oferują kawę głównie z tzw. pierwszej fali – „aby była”, nie koniecznie dobrą.
To kawy: Wolność, Z polskiego dworku, Dom polski, Sobieski.
Natomiast wśród tych książek sprawy związane ze zdrowiem bodajże najobszerniej (ale i tam dalece nie w pełni) opisuje monografia Boba Arnota „Kawa dla zdrowia. Energia, smak i sposób na długowieczność„.
Co do celebracji, oprócz delektowania się w duchu slow coffee, to mam też słabość do filiżanek i kubków, bo sposób serwowania i estetyka też ma znaczenie.
Kiedyś dałem temu wyraz tablicą na Pinterest – Cups and Mugs (ostatnio już tam raczej nic nie dodaję).
dajesz radeI  love you

Natomiast w kulturze kawy jest mnóstwo powiedzeń, memów, instrukcji, dowcipnych zachęt – patrz moja inna tablica na Pinterest.
Przykładowy obrazek z przesłaniem edukacyjnym, ale to i tak nie wszystkie opcje, nie mówiąc o własnym eksperymentowaniu. rodzaje kawowych poczęstunków
Bo zajęcia z kawą to kreatywność – sukcesy i … błędy.

Wreszcie anegdoty, cytaty z literatury, powiedzenia. Kawa ma w tym spory udział. Jest ich setki. Zakończę paroma z nich.

„Jeśli masz zmartwienie – napij się kawy, jeśli się cieszysz – napij się kawy, jeśli jesteś zmęczony – napij się kawy.”
Martyna Wojciechowska

„Śmiech kobiety, zapach dziecka, przyrządzanie kawy – oto różne smaki i zapachy miłości.” Anthony Capella

„Mów prędko, co ci leży na sercu , bo kawa stygnie.” Nadżib Mahfuz

Smacznego i na zdrowie!
A ja wracam do pracy…

warsztat

Postawisz mi kawę?

Reklama

Polacy – dacie się wywłaszczyć?

Cudze chwalicie, swego nie znacie,
sami nie wiecie, co posiadacie.
Przysłowie

tytko

Wracam znowu do tematu, który był tutaj poruszany parę razy.

W przestrzeni internetowej pojawiła się seria wywiadów, które poszły niesamowicie wiralowo, dzięki temu że były opublikowane na kanale o dużej oglądalności, ale także ze względu na swoją wagę na miarę zmiany dziejowej.
Tym razem to już chyba ostatni ALARM, ponieważ, dochodzimy do daty, która może zadecydować o tym, w jakim kraju będziemy mieszkać za 3, 5 czy 10 lat. Więcej – czy staniemy się już całkowicie obcą kolonią czy zamiast tego skorzystamy z szansy by być jednym z najbogatszych krajów na świecie (per capita) – stawka jest OGROMNA.

Dlatego postanowiłem przyłączyć się do podawania tych wywiadów dalej, mimo że nie są najnowsze, tak aby obejrzało je jak najwięcej Polaków. To prawdopodobnie jedne z najważniejszych wywiadów jakie kiedykolwiek obejrzycie. To godzinka poświęconej uwagi, która należy się naszym przodkom, naszym praojcom, którzy oddawali życie za Polskę, to należy się naszym dzieciom i dalszym pokoleniom.

Gdy to piszę, wywiad (znamienny tytuł: 22 dni do katastrofy, chociaż dziś to krótszy okres), o którym mowa na kanale Dla pieniędzy obejrzało już 1,146 mln osób. Zacznijcie od niego. A jak skończycie to sprawdźcie drugą, krótszą część, która podsuwa ciekawe rozwiązanie.
Były też inne wywiady i wypowiedzi – zarówno starsze i nowsze, o których dalej *.

Dla już wielu osób nie jest to nowość, jednak wciąż większość nie ma pojęcia jak są oszukiwani.
Inżynier Krzysztof Tytko nie jest porywającym mówcą, ale treść jego przekazu powinna nas porwać.
Ma olbrzymie doświadczenie w swojej branży, jest wieloletnim działaczem na rzecz ochrony polskich zasobów naturalnych**. Ale nie jest odosobniony – opiera się na materiałach naukowych sygnowanych przez PAN, instytuty, NIK i innych specjalistów.

Chociaż podano pod wywiadami szereg dodatkowych informacji, to powtórzę je tutaj:
Stowarzyszenie OKOPZN (Ogólnopolski Komitet Obrony Polskich Zasobów Naturalnych) – misja DZIAŁALNOŚĆ cel – https://youtu.be/WrDobvjW840
✅ Polskie Zasoby Naturalne – Nie daj się okradać! – https://youtu.be/yUgtktMZz8A
✅ Polska to najbogatszy kraj Europy i będziemy z tego korzystać ! Wspieraj OKOPZN i własny dobrobyt ! – https://youtu.be/IF4oZ5Q41Kc

SOCIAL MEDIA KOMITETU:
http://www.facebook.com/okopzn
http://www.vk.com/okopzn
http://www.youtube.com/okopzn

OKOPZN tworzy w Sejmie:
1. sejm.gov.pl – Parlamentarny Zespół ds. Zapewnienia Bezpieczeństwa Energetycznego Polski oraz OZE.
2. Parlamentarny Zespół ds. Bogactw Naturalnych i Aktywów Narodowych.
3. Parlamentarny Zespół ds. Kopalni Krupiński i technologii podziemnego zgazowania węgla.

Nawet jeśli podawane w wywiadach szacunki zasobów i pieniędzy są zawyżone (nie będę tutaj epatował liczbami, o niektórych dalej przy opisie dorobku K. Tytko), nawet jeśli wziąć tylko 10 procent z tego co przedstawiono, to i tak możemy się stać liderem energetycznym w Europie.
Kryzys energetyczny jest teraz jednym z głównych tematów. Piramidalnym paradoksem jest, że właśnie Polska miałaby na tym cierpieć.
Chociaż osobiście uważam, że w niedalekiej przyszłości będą dostępne różne, jeszcze lepsze źródła energii niż węgiel czy gaz, to dywersyfikacja, ze względu na potrzebny czas na implementację nowości, jest ważna.
A jeszcze można dodać informację o naszym wielkim bogactwie w zakresie geotermii – też o tym parokrotnie tu wspominałem.
Co było dawniej technicznie niemożliwe i nieopłacalne, dziś już może być, a w niedalekiej przyszłości jeszcze bardziej, zwłaszcza, że zasoby naturalne Ziemi zostały już znacznie uszczuplone.
Bo nie tylko chodzi o energię. Nawet pomijając całkowicie ten aspekt, w naszych zasobach naturalnych znajduje się niemal cała tablica Mendelejewa ze wskazaniem na duże (!) zasoby cennych metali i pierwiastków rzadkich poszukiwanych przez przemysł. Powiedzieć, że to majątek na wagę złota, to mało powiedzieć.
Oczywiście są oponenci tych informacji – że to nierealne, że to w ogóle nieprawda, że nieopłacalne itd. itd.  Kolejna odsłona narodowych kompleksów i imposybilizmu czy indolencji, jak podejrzewam nawet sterowanej. Ale od dekad właśnie taka postawa jest kształtowana i to niezależnie od rządzących partii. Najwidoczniej sprawa jest sterowana z „wyższej półki”, o czym też jest mowa w wywiadach.
To przewrotna, ale mądra strategia obcego kapitału i ponadnarodowych centrów władzy – planowanie długookresowe, a nie obliczone na doraźną korzyść polityczną, jak się u nas często praktykowało.
Zatem bardziej wierzę narracji K. Tytko i specjalistów stojących za stanowiskiem OKOPZN niż oponentom oraz działaczom zielonej transformacji działającym w imię jej mało wiarygodnej ideologii. Jest to wszystko elementem szerszej globalnej gry obliczonej na łatwy zysk i otumanienie ludzi. To osobny szeroki temat, podobnie jak różne inne pośrednie sposoby wywłaszczania, przejmowania majątku i przemysłu, niewolenia ludzi.

Ostatnio głośna jest sprawa ew. przejęcia przez Orlen spółki PGNiG. O ile takie przejęcia w imię osiągnięcia znaczenia ponadregionalnego są stosowane i mogą być dobre i są propagandowo przez rząd mocno wspierane, to mamy tu zarówno pewien ważny smaczek i poważne zagrożenie.
Jest to pokazane w materiale, ale w skrócie chodzi o to, że PGNiG jest największym potentatem w zakresie naszych zasobów geologicznych, a także dla tego, że ma najwięcej koncesji na ich wydobywane i należą one w ok. 3/4 do polskiego kapitału.
O ile koncesje są niezbywalne, to mogą być przejęte przez inny podmiot przez … przejęcie takiej spółki. Orlen po takim przejęciu nie będzie miał nadal pakietu większościowego lub będzie na granicy większości, zatem w ten sposób odtąd ta polska własność może dużo łatwiej stać się łupem koncernów zagranicznych, które dotąd były w Orlenie większością i doskonale wiedzą o tych bogactwach (w przeciwieństwie do szeregowych Polaków) i właśnie liczą na taki obrót sprawy.
Owa decydująca data to 10 października, gdy fuzja ma być przegłosowana w Sejmie.

Zatem czy ta fuzja jest w interesie Polski?
Znając korupcyjne praktyki, jakie mają miejsce w naszej gospodarce i polityce – to może być groźne, póki Naród nie ma dostatecznej kontroli nad tym co się dzieje.

Na tym polega tytułowe wywłaszczenie, gdy jednocześnie od dawna jest gotowy projekt powszechnego uwłaszczenia Polaków na naszych zasobach naturalnych, ale ten projekt jest blokowany.

Nie chcę wdawać się w polemikę polityczną, czy to wina PiS, bo podobną postawę przyjmowały poprzednie władze. To zagadnienie ponad podziałami – taki jest i mój przekaz i wyzwanie – proszę Was o podawanie tych wywiadów dalej. Rodzicom, przyjaciołom, znajomym.
Pan Tytko, ja i wiele innych starszych osób nie doczeka zapewne owego uwłaszczenia i jego skutków, ale mamy na względzie przyszłość Polski i naszych zstępnych.
Bo przecież nawet jeśli nasze wykorzystanie teraz owych zasobów nie jest jeszcze w pełni możliwe, to chodzi o zachowanie ich dla przyszłych pokoleń – dla Polaków, a nie kogoś innego!
To kluczowy element suwerenności, realnego patriotyzmu. Ważna sprawa. Ważna jest nasza świadomość i dążenie do proponowanych pozytywnych rozwiązań.
Podaj dalej!
Chodzi też o zwiększenie oglądalności ww. materiałów przez polubienia, cytowanie, komentowanie oraz o czynnik czasu.
Dziękuję 🙂

* Natomiast co do innych materiałów, zacznę od tych, które już kiedyś były na tym blogu.
Żeby nie powtarzać wszystkich polecam chociażby ten wpis

Lepsza polska energetyka (z maja 2019), w którym znajdziesz także szereg odwołań do pozostałych wpisów z tamtego czasu.
Nieco późniejsza (czerwiec 2019) refleksja ogólniejsza Błąd strategiczny Polski, także z odwołaniem do ważnego artykułu z 2014 o energetyce.

Inne materiały na YT i nie tylko (przykładowo):

Podobne do ww.: Katastrofa dla POLSKI ! ZOSTAŁO 20 dni do PRZEJĘCIA. RATUJMY POLSKĘ 

WĘGIEL, PRĄD, GAZ I BOGACTWA POLSKI. Sprawdzamy FAKTY na żywo z Inż. TYTKO i WIDZAMI (dalsze rewelacyjne informacje, zwłaszcza dot. Przesmyku Suwalskiego).

Jeśli nie masz teraz czasu obejrzeć w całości, to możesz wybrać coś z poniższego nagrania
https://youtu.be/sN0gEa1ZOKY , a tam w skrócie:
0:00 – SUROWCE TO NASZA POTĘGA
5:02 – Co sprawiło, że Polska jest bogata w zasoby naturalne?
6:15 – Dlaczego w mediach jest tak cicho?
12:39 – Czy Polska była, jest i będzie okradana?
15:55 – Polska posiada większe zasoby od Norwegii czy Arabii Saudyjskiej
18:31 – Gaz łupkowy, zmarnowany potencjał
23:58 – Jak zatem wykorzystać w optymalny sposób POLSKIE złoża?

Co do gazu łupkowego – mam mieszane uczucia. Wielkoskalowa eksploatacja uszkodziłaby ekologicznie obszary na których żyją ludzie. Nie możemy się porównywać z wielkimi pustkowiami w USA, ale i tam mieszkający ludzie nie mają już wody zdatnej do picia – jest ona tak przesycona gazem (i innymi trującymi substancjami), że … pali się.

Podobne wystąpienia znajdziesz także na portalach patriotycznych, np na BanBye – co najmniej 5 prelekcji inż. Krzysztofa Tytko z różnych okresów.

W Internecie pojawiają się uproszczone mapki i diagramy zasobów bez podania źródeł, więc budzą niedowierzania. Zatem sugeruję odwołanie się do materiałów źródłowych (książki, raporty), które przedstawiał K. Tytko oraz na wspomnianych kanałach własnych OKOPZN.

—-
** GOŚĆ: inżynier górnictwa KRZYSZTOF TYTKO
– Akademia Górniczo – Hutnicza, Kraków – specjalność projektowanie i budowa kopalń,
– Szkoła Główna Handlowa, Warszawa Podyplomowe studium menedżerskie MBA,
– Uniwersytet Śląski, Katowice, Podyplomowe studium w zakresie rzeczoznawca majątkowy …
– Ekspert ds. górnictwa i energetyki,
– dyrektor KWK Czeczot, prezes spółek giełdowych, członek zarządów, dyrektor zakładów przeróbczych przemysłu węglowego, audytor górnictwa,
– Autor wraz z prof. Paweł Soroka „Polskie Lobby Przemysłowe – Wnioski i Uwagi Strony Społecznej do Polityki Energetycznej Polski PEP 2040”,
– Inicjator i główny prowadzący, reprezentujący Stronę Społeczną w Parlamentarnych Zespołach ds.:
1. Kopalni Krupiński oraz technologii podziemnego zgazowania węgla,
2. Bogactw Naturalnych i Aktywów Narodowych,
3. Zapewnienia Bezpieczeństwa Energetycznego Polski w Oparciu o Krajowe Nośniki Energii oraz OZE.
– Autor Nowego Modelu Biznesowego dla polskiego górnictwa i KWK Krupiński z wynikiem 1mld zł. zysku netto/rok/2018
– Członek Zespołu Ekspertów pod przewodnictwem prof. zwyczajnego dr hab. inż. Ryszarda Kozłowskiego – analiza stanu obecnego Polski, projektów rozwoju, audytów polskiego górnictwa, energetyki, surowców.
– Autor projektu Uwłaszczenie Narodu Polskiego na Zasobach Naturalnych – 4,5mln. zł dla każdego Polaka z tytułu własności, natomiast z tytułu wydobycia dywidenda/1 mln.zł /ceny na 2020
– Włada w stopniu biegłym – język angielski, techniczny; współpracuje z ekspertami z zagranicy.
– Posiada wiedzę z zakresu światowych innowacji, nowych technologii, zrealizowanych i nowych rozwiązań w górnictwie, energetyce, gospodarce zasobami.
– Uczestnik konferencji w kraju i za granicą.
– Publicysta, społecznik, inicjator i założyciel Stowarzyszenia OKOPZN.

Dodam: patriota, praktyk.

Jaka będzie przyszłość naszych dzieci?

Największym prezentem, jaki możesz dać dzieciom,
jest nauczenie ich, że znaczą.
(autor nieznany)

Do powyższego motta dodałbym, że i społeczeństwo bardziej powinno to brać pod uwagę – dzieci znaczą, bo są naszą przyszłością. Hasło niezaprzeczalne, które czasem uzupełnia się frazą „przyszłością narodu”. Czy jednak wszyscy, mimo deklaracji, w pełni zdają sobie z tego sprawę?

Nachodzi mnie też smutna refleksja. Jaką przyszłością? Jakie to są i będą dzieci?
A jeśli chore, egoistyczne i hedonistyczne, ogłupione, bez poszanowania wartości, może brutalne, może zindoktrynowane w niekreśloność płciową i nie planujące prokreacji – także z wygodnictwa, słabo wykształcone i przez to podatne na manipulacje i naiwne, zniewolone kredytami i planowaną inwigilacją związaną z tzw. kredytem społecznym, żyjące w wirtualnym świecie oderwanym od rzeczywistości?

Można by wymieniać wiele potencjalnych zagrożeń, w jakie wpycha nas współczesny świat.

Nie twierdzę, że to wszystko się stanie i że taka jest przyszłość (nawet wielokrotnie pisałem tutaj o swoim optymizmie związanym z ruchem Life Force), wierzę też we wrodzoną inteligencję i wrażliwość dzieci na zło – póki nie są jeszcze zepsute. Jednak w imię ostrożności  trzeba widzieć te zagrożenia zawczasu, by przypadkiem nie przekroczyć pewnej czerwonej linii i gdy będzie trudno naprawić błędy i szkody.

Także osobiście bardzo leży mi na sercu los dzieci i młodzieży. Nie tylko dlatego, że jestem ojcem i dziadkiem.
Dlatego podejmowałem ten temat parokrotnie, tutaj np. we wpisie Krzyk dzieci oskarża, a w różnych aspektach – głównie zdrowotnych, na swojej stronie w artykułach Nasz skarb, którymi są dzieci lub Zamach na dzieci (ukaże się niedługo po tym wpisie). Tam np. o tym, że oficjalny dokument rządu Wielkiej Brytanii przyznał, że dzieci zaszczepione przeciw COVID są o 4423% bardziej narażone na śmierć z jakiejkolwiek przyczyny i 13,633% bardziej narażone na śmierć na COVID-19 niż dzieci nieszczepione!
Jest więcej takich alarmów…

Może się powtarzam, ale to bolesne sprawy, o których trzeba mówić.

Nie będę teraz rozwijał tych aspektów zdrowotnych, ale zapraszam do wymienionych artykułów.
Jednak, ponieważ są one powiązane także z demografią, kondycją rodziny, a nawet z ekonomią, to zwrócę uwagę na dodatkowy element z tej sfery.  Szereg artykułów medycznych podkreśla, że długofalowe działanie nie przebadanej szczepionki może powodować  zanik płodności w drugim lub trzecim pokoleniu, a już na bieżąco obserwuje się wiele poronień lub trudności z zapłodnieniem.
Zatem – wobec dużej ilości ludzi zaszczepionych preparatem genetycznym – czy w ogóle posiadanie dzieci w wielu rodzinach będzie realne? I nie mówię o jeszcze innej tezie, wg której posiadanie dzieci trzeba ograniczyć ze względu na ideologiczne teorie, że to szkodzi planecie. Takie podejście było i jest przecież realizowane – zarówno administracyjnie (np.  w Chinach) jak i ideologiczną presją.

Czy to nie jest element depopulacji?
Ma ona różne oblicza – wiele jest planowych, niektóre bardzo ciemne, więc nie będę tym tutaj epatował wchodząc w drastyczne szczególny, ale zarys jest potrzebny.
Chyba każdy widział statystyki nadmiarowych zgonów związanych z wypaczoną rolą „służb zdrowia” w czasie pandemii, a także ofiar jej samej. Dojdą statystyki powikłań, które już są alarmujące i będą się zwiększać długofalowo. Widzimy przerwanie łańcuchów dostaw i braki żywnościowe. Widzimy klęski żywiołowe i coraz większe zatrucia środowiska. Widzimy wzrost kosztów utrzymania i bankructwa. Są wojny i konflikty zbrojne – oprócz „najmodniejszej” wojny niewiele się mówi o innych, gdzie ofiar jest jeszcze więcej.
To wszystko nie służy demografii i mam mocne poszlaki, że nie dzieje się tak przez przypadek.
Najpierw o owej demografii i depopulacji ogólnie – zacytuję fragmenty tekstów, które już kiedyś publikowałem.

Jest to ważne w szerokim kontekście społecznym. Depopulacja postępuje głównie w krajach „rozwiniętych”, jakby na przekór temu, że tam jest nominalnie najlepiej rozwinięta służba zdrowia. Natomiast, przykładowo, w Nigerii w minionym okresie 80 lat liczba mieszkańców z 48 milionów wzrosła do 160 milionów (a i to nie są dane najnowsze).
Już sam ten fakt daje do myślenia…  Z jednej strony – wzrost ludności świata, z drugiej dlaczego zanikają narody w owych krajach rozwiniętych.
Globaliści w stylu Klausa Schwaba i radykalni kontynuatorzy tez Raportu Rzymskiego chcieliby zredukować ludzkość do ok. 500 milionów ludzi. Taki postulat był wyryty w tezach słynnego masońskiego pomnika w Arizonie, który niedawno został zburzony.
Nie będę jednak wypływał na tak dalekie i niebezpieczne wody – jest o tym wiele dyskusji w sieci.

Przypatrzmy się raczej sprawom nam bliższym, tj. sytuacji w Polsce, która jest jednak pochodną pewnych zjawisk globalnych.
Poniższe rozważania są oparte na paru poprzednich artykułach z naszego serwisu  LepszezZdrowie.info oraz na kilku źródłach z Internetu, zwłaszcza za doktorem n.m. Jerzym Jaśkowskim (w przypadku starszych artykułów dane mogą się trochę różnić od dzisiejszych).

Po wojnie było nas 24 miliony. Zawierucha wojenna i mordy komunistyczne pozbawiły nas prawie 13 milionów współobywateli. Wg prognoz demograficznych, koło roku 2000 mieliśmy osiągnąć liczbę 55 – 60 milionów obywateli. Jak natomiast donosi GUS, mamy zaledwie niewiele więcej aniżeli 37 milionów (z nowszą emigracją), chociaż w 1974 roku osiągnęliśmy już 40 milionów. Za E. Gierka, wprowadzono przymus kolejnej szczepionki, tym razem przeciwko odrze, w 1975 roku, pomimo oporu większości pediatrów. Podobnie prof. Kostrzewski z PZH, działając jako ekspert WHO (Światowa Organizacja Zdrowia), przywiózł przymus szczepień dzieci na różyczkę i świnkę. O tym, co mają szczepienia do depopulacji piszemy dalej. To była ta pomoc „brana” z Zachodu, te pożyczki, a naprawdę początek realizacji wniosków z Raportu Klubu Rzymskiego z 1970 roku (wg instrukcji CIA). W raporcie tym założono, że Polska będzie zapleczem siły roboczej dla Zachodu, o liczebności 15 300 000 ludzi. Tymczasem w okresie 80 lat liczebność populacji Niemiec wzrosła z ok. 40 milionów po wojnie do 90 milionów. Nie leżymy daleko od siebie – to może wskazywać, że Polska stała się „terenem specjalnym”.

Dzietność kobiet w Polsce spadła do katastrofalnego poziomu, nie zapewniającego prostej reprodukcji. Wg oficjalnych danych, zajmujemy 33 miejsce w dzietności kobiet w Europie. Statystycznie, 3-4 pokolenia i nikogo nie będzie na obecnym terenie, kto mógłby powiedzieć, że to ziemie jego przodków.

Pomimo upływu prawie 40 lat nie zrobiono praktycznie nic w celu zapobieżenia dalszemu spadkowi.
Wyraźnie widać, że
mniejsze miasta się wyludniają.
Z kolei wyjazdy za granicę, głównie o podłożu ekonomicznym, z punktu widzenia dzietności mają tylko to znaczenie, że zmalała ilość kobiet w kraju, a zatem i skumulowany potencjał reprodukcyjny w liczbach bezwzględnych.
Ilość ludności, nie licząc napływowej,  zawsze spada gdy małżeństwa lub partnerzy mają mniej niż dwoje dzieci, co i tak może nie wystarczać, jeśli przyjmie się dokładniejsze definicje. Otóż wskaźnik netto
reprodukcji definiowany jako liczba córek przypadających na kobietę, z wyeliminowaniem córek, które — jak wynika z aktualnych tablic trwania życia — nie dożyją do wieku swoich matek. Współczynnik ten wyraża stopień zastępowania pokoleń matek przez córki.
Wskaźnik brutto to średnia liczba córek urodzonych przeciętnie przez kobietę przy założeniu, że kobieta będąc w wieku rozrodczym (15-49) rodzić będzie z częstotliwością jaką charakteryzują się wszystkie kobiety rodzące w roku, dla którego oblicza się współczynnik. Jak widzimy, te warunki nie zawsze są spełnione, a jeśli w parze rodziców urodzą się np. dwaj synowie, to wzrost populacji w dalszej perspektywie może
być jeszcze mniejszy. Trzeba też  wziąć pod uwagę starzenie się społeczeństwa (mniejszy udział ludności w puli reprodukcyjnej) a w tej grupie zwiększenie się zgonów. Dwa ostatnie lata dodatkowo pogorszyły ten stan.

Przy obecnych wskaźnikach nawet program 500+ i inne podobne prorodzinne zabiegi nie prędko, jeśli w ogóle, ten wskaźnik podniosą do poziomu gwarantującego zastępowalność pokoleń a potem wzrost ludności.
Mam wrażenie, że ten
rządowy kroczek w przód (jeśli uważać go za demograficzny) idzie w parze z dużym krokiem wstecz, co jeszcze bardziej pogarsza sytuację.
Zjawisko wyludnienia ma znaczące konsekwencje społeczne i polityczne. To osobny temat, ale w dłuższej perspektywie w skrócie można wymienić zagrożenie dla naszej gospodarki (już w pewnych branżach nie ma ludzi do pracy), napływ emigrantów, co do których wiadomo, że mają wysoki współczynnik reprodukcji, co spowoduje zmianę naszej struktury demograficznej i możliwe stopniowe wynaradawianie. Imigranci po pewnym czasie, a zwłaszcza w drugim pokoleniu, uzyskują pełnię praw obywatelskich
, aspirują do władz i wpływu na kształt państwa, co będzie powodowało takie zjawiska, jakie obserwujemy na zachodzie Europy. Oznacza to potencjalnie zmianę naszej kultury. Oraz potencjalnie wpływ polityczny ze strony ich rodzimych krajów, religii i powiązań z różnymi siłami, których możemy dziś nie identyfikować.

Dochodzi więc jeszcze wątek dotyczący wspomnianego na wstępie narodu. Jakiego narodu? Czy jeszcze polskiego?
Wygląda na to że Polska na trwałe pozostanie już krajem imigracyjnym, może nawet w dużym stopniu z osłabioną tożsamością przez wpływy przesiedleńców. Czy gdy myślimy o Polsce, to myślimy o naszych dzieciach czy dzieciach, z którymi nie mamy żadnej wspólnoty rodowej, kulturalnej, historycznej? Powiem niepopularnie – dzieci i młodzież ukraińska często była wychowywana w duchu niechęci do Polski (mówiąc oględnie).
Powiedzenie „wszystkie dzieci są nasze” jest szlachetne i nie odmawiam roli serca, ale trzeba na to też popatrzeć trzeźwo – to kolejny przykład ordo caritatis.

Zamach na dzieci (znów kieruję do podanego wpisu) jest też związany z „zamachem” na kobiety, na które w głównej mierze spadają obciążenia związane z chorobami i indukowaną niesprawnością dzieci. To także traumy rodzicielskie, wzrost kosztów w gospodarstwie domowym związany z leczeniem i opieką.  I w drugą stronę – chore kobiety, to gorsza opieka nad dziećmi i czynnik ograniczający przyrost naturalny. Pisałem o tym kiedyś w Zamach na kobiety.
Także zadekretowane przyjmowanie do szkół, przedszkoli i żłobków dzieci napływowych ogranicza możliwości polskich rodzin generując kolejne stresy, koszty i niższy poziom edukacji.

Polityka obecnie rządzących usiłuje podbudować młodzież patriotycznie, co jest słuszne w takiej sytuacji, ale wygląda na to, że bardziej (?) chodzi o przygotowanie jej do bitki w wojnie nie koniecznie w polskim imieniu i naszym prawdziwym interesie. Łatwo szafować czyimś życiem, dużo trudniej odbudować narodowy potencjał ludzki. Nadto państwo zbyt wkracza w prawa rodziców, narzuca swoją władzę, co np. widzieliśmy w zarządzeniach kowidowych.
Z drugiej strony lewica i gorliwi internacjonaliści mówią z podnieceniem o idei bezpaństwowca, „obywatela Europy”, a nawet „obywatela świata”, co podoba się rzeszom młodzieży, której sprawy Polski, jej problemów czy demografii są coraz dalsze. Panuje bezrefleksyjne hasło „tu i teraz”. O ile są to trendy nie tylko polskie, to nasza młodzież, a nawet jej rodzice, nie są skorzy widzieć lekcję, jaką możemy mieć widząc złe skutki takich postaw w innych krajach.

Do depopulacji doprowadza tez duża ilości aborcji, która znacznie wyprzedza inne przyczyny śmierci ludzi (co jest ukrywane w przedstawianych powszechnie statystykach). Ta praktyka, podobnie jak eutanazja, jest pochodną wspomnianego wygodnictwa, ale i wspierana przez propagatorów depopulacji.
Mamy też globalny problem pedofilii, porywania dzieci i handlu dziećmi – skala tych praktyk jest dożo większa i bardziej drastyczna niż się powszechnie sądzi. Może kiedyś o tym napiszę, to trudny i niebezpieczny temat.
Prowadzi to wszystko do coraz większej dehumanizacji naszego życia (coraz mniej uczuć i kultury), w tym także dosłownie przez wdzieranie się idei transhumanizmu, implantowanie chipów, wprowadzanie sztucznej inteligencji (AI) do sfer, gdzie wcale nie jest to konieczne, a nawet mocno przeciwwskazane. (np. czipy do kontroli ludzi i sterowania nimi). To już się dzieje.
O AI pisałem kiedyś w  artykule AI -Rubikon przekroczony,  tamże trochę i o
transhumanizmie.  Od tamtego czasu sprawy poszły dużo dalej.

Wreszcie, mamy poważne zagrożenia dla polskiej niepodległości, zatem i osobistej wolności. Jesteśmy w niebezpiecznym uścisku potężnych sił wrogich Polsce – Niemiec, Rosji,  Izraela i diaspory żydowskich rewizjonistów. Nie dowierzam też Amerykanom, którzy przede wszystkim zawsze coś ugrywają dla siebie.
W takiej sytuacji to postawa rodziców w wymiarze obecnej polityki może mieć ważny wpływ na przyszłość dzieci. Jaką Polskę im zostawimy? Z olbrzymim długiem do spłacenia przez przyszłe pokolenia. Także z długiem zdrowotnym i edukacyjnym.  Obecną rolą naszego pokolenia jest zahamować różne destrukcje. By nasze dzieci i wnuki kiedyś nie zapytały: Gdzie byliście, co zrobiliście, dlaczego skazaliście nas na taki los?

Czy organizujemy się dostatecznie przeciw złym praktykom, czy podnosimy świadomość by widzieć te skryte, czy protestujemy, czy działamy praktycznie?

Na koniec wracam (bo o tym już pisałem) do szczególnej roli jaką odegrają współczesne dzieci dla przyszłości świata.
To obszerny temat poruszany m.in. w książkach Igora Witkowskiego w serii Instrukcje przebudzenia. O ciemnych stronach dawniejszych ale i obecnych praktyk dorosłych względem dzieci były przykłady we wspomnianym na początku artykule Krzyk dzieci oskarża. Tutaj zaś – patrząc w przód,  podsumuję tę wręcz pionierską rolę dzieci paroma cytatami z suplementu do tomu 1.,  który to suplement możesz bezpłatnie pobrać tutaj.
Chociaż te książki są kontrowersyjne, to otwierają nowe horyzonty – co w tej witrynie jest jednym z celów.
Autor nawiązuje do roli zabawy i kreatywności dzieci, ale poniżej podaję myśli ogólniejsze, które prowokują do zawołania:

Pozwólmy dzieciom swobodnie się rozwijać, bo to one i tylko dzięki temu uratują nasz świat!

W nauce, jak w religii, największe objawienia dotyczą przyszłości. To nadchodzące pokolenia są największymi autorytetami, a uczeń jest większy od mistrza – jeśli ma on dar widzenia rzeczy w nowy sposób. Wszystkie owocne idee pojawiły się w umysłach nonkonformistów, dla których to, co znane, było wciąż nieznane, i którzy często wracali do początku, nad którym inni przechodzili do porządku dziennego, pewni swej drogi. Prawdy dnia dzisiejszego są herezjami dnia wczorajszego.
Immanuel Velikovsky

… rodzice rzadko mają pojęcie jak duży przeskok można uzyskać na polu obdarzania dziecka zdolnością do rozwoju, co wynika wprost z faktu, że szkoła nie jest ukierunkowana na uczenie samodzielnego myślenia, a sami rodzice też są obarczeni jej ograniczeniami.

Polecam w tym względzie myśl wyrażoną kiedyś przez Maxa Plancka, przez jeden z najwybitniejszych umysłów XX wieku:
Nowe idee zostają w końcu zaakceptowane nie dlatego, że ludzie się do nich przekonują, ale dlatego, że wymierają, a nowe pokolenie dojrzewa już z nimi oswojone.
Ogromna większość ludzi nie będzie w stanie przestawić się na nowy sposób myślenia, bo nawet nie rozumie, że sposób myślenia może być inny.

Powszechny w cywilizowanym świecie system edukacyjny został tak zorganizowany, że nauka nie jest ani przyjemna, ani efektywna. Jeśli w najbliższych latach nie zmienimy systemu edukacji, to za kilkanaście lat my Europejczycy będziemy szyć T-shirty dla Chin – twierdzi niemiecki badacz mózgu.  Manfred Spitzer

… konformistyczny konserwatyzm uniemożliwia dostrzeżenie i zrozumienie najważniejszej dla współczesnej pedagogiki prawdy, iż wychowanie młodego pokolenia dla przyszłości nie może mieć charakteru przystosowania go do współczesnego stanu cywilizacji, lecz musi być przygotowaniem do uczestnictwa w działaniach zmierzających do odnowienia i reorientacji tej cywilizacji.
Wychowanie młodzieży dla przyszłości świata nie może być przysposobieniem dla jutra, które miałoby być prostą kontynuacją dnia dzisiejszego. Musi być przygotowaniem dla innego, nowego jutra świata. (…) Jeśli mamy kształtować postawę opartą na przekonaniu, iż przyszłość od nas zależy i nasz udział może naprawić bieg rzeczy zmierzający ku katastrofie, potrzebna nam jest i będzie pedagogika inna niż tradycyjna.
Aurelio Peccei (przewodniczący Klubu Rzymskiego)

… trudno przypuścić, by ta część dzieci i młodzieży, która zaznała radości płynącej z samodzielnego myślenia i która doświadczając różnych dróg i możliwości myślenia nauczyła się otwartego traktowania problemów, łatwo mogła paść ofiarą światopoglądowej indoktrynacji lub w przyszłości popadła w dogmatyzm i nietolerancję.
Hans-Ludwig Freese

Kreatywny dorosły, to dziecko, któremu udało się przetrwać.
Ursula LeGuin  

Nuremberg 2.0 + Remedies

Ból to list, który choroba
napisała dużo wcześniej.
Janusz Kapusta

Duża dawka różnych informacji na bieżące tematy związane z „pandemią” od Judy Kim. Warto zajrzeć. Są sposoby by uniknąć różnych bólów  – przez wczesne rozpoznanie choroby, dosłownie i w przenośni.
„Reblogowane” z  https://seoulsister.blog/2021/12/07/nuremberg-2-0-remedies-and-hope/
(przy okazji test pewnej funkcji na wordpress)

Ukarani  przez nagrody? Rozmowa z Alfie Kohnem

Będę odnawiać niektóre artykuły z nieistniejącego już serwisu L-earn.net, jaki prowadziłem w latach 2003-2007. Był poświęcony głównie rozwojowi osobistemu, kreatywności,  zagadnieniom pamięci, myślenia, efektywności, częściowo zdrowia. Zaniechałem go, mimo ok. 600 artykułów, ponieważ pojawiło się wiele podobnych inicjatyw prowadzonych „full time” przez profesjonalistów, a ja zajmowałem się swoją jako jedno z ubocznych działań i już nie mogłem ani konkurować, ani nie miałem dość na to czasu.
Traktuję te odtworzone artykuły jako materiał archiwalny, z którego możesz wyłowić to, co osobiście ci pasuje lub zaciekawia, ale z zastrzeżeniem, że wiedza o tych tematach jest teraz znacznie większa i bardziej aktualna.


Ron Brandt

W klasach, w których uczniowie mogą dokonywać wyboru pomiędzy nauką a ciekawymi zadaniami do wykonania, potrzeba  kar albo nagród gwałtownie spada.

Zarówno nagrody i kary, jak twierdzi Alfie Kohn – autor książki „Ukarani  przez nagrody”*, są sposobami manipulacji zachowaniem, która może zniszczyć potencjał prawdziwego procesu uczenia się. Zamiast tradycyjnych kar i nagród, autor opowiada się za „dostarczaniem ciekawego programu i troskliwej atmosfery w klasie, gdzie  dzieci mogą działać według ich naturalnego pragnienia, by znaleźć rozwiązania.”

Poniższy  wywiad miał miejsce na corocznej konferencji
ASCD* * w marcu 1995 r. w San Francisco.

————————————————————————————————-

Alfie, nam wychowawcom, którzy  używali kary dość często, trafiło do przekonania, że to nie jest bardzo efektywny środek  motywujący. Zostaliśmy przekonani, że  dużo lepiej jest  używać nagród. Ale teraz nadchodzisz [ze swoją książką] i mówisz, że to jest także niewłaściwe. Dlaczego?

AK: Po pierwsze, upewnijmy się że zgadzamy się z twoim  pierwszym założeniem, że  kara jest szkodliwa. Sporo ludzi wydaje się myśleć, że, jeśli nazywamy karę  „konsekwencją ” albo dodamy jeszcze „logiczną konsekwencją”, wtedy to jest w porządku. „Logiczne konsekwencje” są przykładem czegoś, co nazywam „karą-lite”, uprzejmiejszą, delikatną drogą robienia pewnych rzeczy dzieciom zamiast pracowania z nimi.

To powiedziawszy,  przejdę do nagród. Nagrody i kary są dwiema drogami manipulowania zachowaniem. Są dwiema formami robienia rzeczy uczniom. W tym sensie, wyniki wszystkich badań wykazujących, że zwracanie się do uczniów w sposób ”Zrób to a to, bo inaczej coś ci zrobię”  daje odwrotne skutki od zamierzonych, tak samo odnosi się do zdania, „Zrób to a to, a coś dostaniesz”.”
Ed Deci i Rich Ryan z Uniwersytetu Rochester mają rację kiedy nazywają  nagradzanie „kontrolą przez uwodzenie.”

I mówisz, że nagrody są  tak samo niepożądane jak kara.

Z istoty kontrolowania, nagrody prawdopodobnie będą  doświadczane na dłuższą metę jako szkodliwe. Powodem jest, że chociaż uczniowie na pewno lubiliby mieć samą słodycz — pizzę albo pieniądze albo gwiazdkę z nieba — żaden z nas nie cieszy się z posiadania upragnionych  rzeczy, danych  tylko po to, by kontrolować nasze zachowanie. Więc to jest specjalny wariant słodyczy —”Zrób to, a dostaniesz tamto”; „karna” struktura takiej nagrody wyjawia się zwłaszcza po pewnym okresie.

Mówisz, że to dotyczy nawet dzieci, które uznałyby same, że pewne zadanie jest warte nagrody?

Nagrody  najbardziej  szkodzą  zainteresowaniu, kiedy zadanie już samo z siebie,  wewnętrznie motywuje. Tak może być po prostu dlatego, że jest tyleż więcej zainteresowania do stracenia,  kiedy  wprowadzony jest bodziec zewnętrzny [przeciwko któremu się buntujemy]; jeśli robisz coś nudnego, twój poziom zainteresowania może już być najniższy.

Jednakże, to nie daje nam prawa, by traktować dzieci jak zwierzą domowe, kiedy zadanie jest nieinteresujące. Przeciwnie,  powinniśmy zbadać  zadanie, zawartość programu, by zobaczyć jak może ono zostać przygotowane  jako bardziej angażujące. Bez względu na to co robimy,  jednym z gruntownie zbadanych  odkryć w psychologii społecznej jest, że im więcej nagradzasz kogoś za robienia czegoś, tym mniej tę osobę będzie interesować to, co robi  by została nagrodzona.

W „Ukarani przez nagrody”  cytujesz dużo badań na podobne tematy. Mówisz, że to nie jest tylko twoja opinia.

Tak jest. Istnieje co najmniej 70 opracowań pokazujących, że zewnętrzna motywacja zawierająca czy to pochwały czy inne nagrody — nie tyle jest  nieefektywna na dłuższą metę ale dająca odwrotne skutki odnośnie sprawy która interesuje nas najwięcej: pragnienie, by nauczyć się, zaangażowanie ku dobrym wartościom i tak dalej. Inna grupa studiów pokazuje, że kiedy ludziom oferuje się nagrodę za wykonanie zadania, które wymaga jakiegoś stopnia rozwiązywania problemu albo kreatywności — albo za  robienia go dobrze — to będą skłaniali się ku temu, by obniżyć jakość pracy, w stosunku do tych, którym  nie zaproponowano żadnej nagrody.

To wydaje się tak  przeciwne  naszemu codziennemu doświadczeniu. Każdy jest przyzwyczajony do dostawania nagród i dawania ich. Jako wychowawcy myślimy, że to jest tylko dobre, gdy dajemy nagrody; dzieci, które robią dobre rzeczy zasługują na nagrody.

To, na co dzieci zasługują to interesujący  program zajęć i troskliwa atmosfera, tak aby mogły działać według ich naturalnego pragnienia, by dowiedzieć się czegoś lub coś rozwiązać. Żadne dziecko nie zasługuje by być  manipulowane zewnętrznie, by tylko wykonywać coś, czego chcą inni.

To jest nadzwyczajne jak często wychowawcy używają słowa motywacja kiedy tak naprawdę mają na myśli zgodę. Naprawdę, jednym z podstawowych mitów w tym obszarze jest, że możliwe jest, by umotywować kogoś innego. Kiedykolwiek widzisz artykuł albo seminarium zatytułowane „Jak zmotywować twoich uczniów”,   zalecam zignorowanie go. Nie możesz umotywować innej osoby, tak więc takie tytuły sugerują  użycie jakichś form kontrolowania innych.

Ponadto, motywacja jest czymś czego dzieci nie potrzebują. Nie musisz przekupywać małego dziecka, by pokazało ci jak może liczyć do tysiąca milionów albo by odczytywało znaki drogowe. Ale badania ukazują, że gdzieś w połowie a na pewno pod koniec szkoły podstawowej, ta wrodzona motywacja nagle pozostaje z tyłu — „jakoś” akurat wtedy gdy stopnie zaczęły się psuć.

 Pewnie jest to nierealistyczne, by oczekiwać, że wszystkie dzieci będą  wszystkie  programy postrzegały jako wewnętrznie motywujące. Są przecież jakieś rzeczy, przez które  dzieci  muszą mozolnie przejść, czyż nie?

Cóż, dane dziecko prawdopodobnie będzie  bardziej zainteresowane w jakichś rzeczach niż inne, ale nie mówimy o podawaniu  czegokolwiek na tablicy i oczekiwaniu, by dzieci skakały  z niecierpliwości i mówiły: „Nie mogę już się na to doczekać!”

Zręczne nauczanie włącza ułatwianie procesu, w którym dzieci dochodzą do mocowania się z złożonymi ideami — i te idee, jako powiedział nam John Dewey, muszą pojawić się organicznie w ramach prawdziwych spraw życiowych i zainteresowań dzieci. „Co jest większe, 5/7 albo 9/11?”. Poprawna odpowiedź brzmi: „Kogo to obchodzi?” Ale dzieci obchodzi bardzo to, jak szybko rosną. W tym kontekście, umiejętności  konieczne, by to zrozumieć stają się interesujące dla  większość dzieci. „Jaka jest różnica między porównaniem i metaforą?” Ta sama odpowiedź; mało członków naszego gatunku powiedziałoby, że to rozróżnienie jest wewnętrznie motywujące — ale dzieci są wysoce zainteresowane np. w pisaniu historii o dinozaurach albo jak statek kosmiczny je gdzieś zabiera. W kontekście zadania, które ma znaczenie do uczniów, określone umiejętności, o które troszczymy się, mogą zostać nauczone naturalnie bez pochlebstw, bez gier i przede wszystek bez proponowania dzieciom herbatników za zrobienie czegoś, co im każemy.

Pozwól  mi spytać o pochwały, które są  szczególnie podstępne, ponieważ to nie jest namacalna nagroda. Jeśli  mówię jednemu z moich pracowników, że wykonał wspaniałą pracę, to  daję nagrodę w tym momencie?

To jest interesujące pytanie i życzyłbym sobie aby więcej wychowawców pytało o  to, nie bacząc na to jaka byłaby odpowiedź.

Dodatnie sprzężenie zwrotne w formie informacji nie jest w samo w sobie  szkodliwe i naprawdę może być całkiem konstruktywne, biorąc rzecz edukacyjnie. I zachęta — pomagająca  ludziom odczuć że są docenieni,  co może podwoić ich zainteresowanie tematem — nie jest złą rzeczą. Ale najczęściej chwalenie dzieci przybiera formę słownej nagrody, która może mieć to samo niszczące oddziaływanie jak inne nagrody: to ma posmak kontroli, to paczy relację między dorosłym i dzieckiem — i między dzieckiem i jego rówieśnikami a także podkopuje zainteresowanie samym zadaniem.

To nie jest zbieg okoliczności, że przymusowe programy dyscypliny polegają w  dużym zakresie na dostawaniu zgody przez używanie pochwał w dużej ilości.  Typowym przykładem jest nauczyciel szkoły podstawowej, który jest nauczony, by np. mówić, „Lubię to w jaki sposób Cecylia siedzi tak grzecznie i  spokojnie gotowa o nauki.” Mam wiele  zastrzeżeń do takiej praktyki.

Dlaczego?

Po pierwsze, nauczyciel nie zrobił Cecylii w ten sposób przysługi. Możesz wyobrazić sobie  inne dzieci podchodzące do Cecylii po lekcji: „Panina pupilka…”

Po drugie, nauczyciel właśnie przekształcił doświadczenie nauki w poszukiwanie  triumfu. Wprowadził konkurencję do klasy. Odtąd  jest to konkurs, kto jest najmilszym, najspokojniejszym dzieckiem,  reszta cech już się nie liczy.

Po trzecie, to jest zasadniczo oszukańcze współdziałanie. Nauczyciel udaje że  rozmawia z Cecylią, ale  naprawdę używa Cecylii, by manipulować zachowaniem innych uczniów w klasie — i to nie jest po prostu właściwa i miła  droga postępowania z ludźmi.

Czwarte i prawdopodobnie najważniejsze zastrzeżenie;  proszę cię o zastanowienie  się – jakie najważniejsze słowo padło w owym zdaniu nauczyciela. Uważam że jest to ukryte JA. Nawet jeśli taka praktyka „działa”, to działa tylko na rzecz tego by Cecylia i inni uważali by sprostać temu co JA  wymagam, nie bacząc na powody jakie JA mogę mieć przy proszeniu o zrobienie czegokolwiek. Cecylii nie pomoże to na jotę, by zastanowiła się jak jej doświadczenie oddziałuje na innych ludzi w klasie ani w rozpoznaniu  jaką osobą w przyszłości chce być.

W tym momencie, chciałbym pomyśleć o pytaniach, do jakich  dzieci są zachęcone w różnych klasach. W jednej – zdominowanej przez konsekwencje, dzieci są wdrożone by myśleć tak: „Czego oni chcą ode mnie, i co mi się stanie, jeśli tego  nie zrobię?”. W klasie „ukierunkowanej przez nagrody”, w tym przez pochwały, dzieci będą pytały siebie: „Co mam zrobić by dostać nagrodę?”
Zauważ jak zasadniczo podobne są te dwa pytania i jak radykalnie różne  od pytania: „Kim chcę być, jakim człowiekiem?” lub „Jaką klasą MY chcemy być?”

A co o mniej zdolnych uczniach?  Dużo wychowawców odczuwa silną potrzebę jeszcze większego chwalenia takich uczniów niż innych dzieci.
Ci uczniowie  potrzebują pochwały kiedy tylko wykażą się najdrobniejszym postępem.

Żadne badanie nie popiera idei, że chwalenie dzieci za posuwanie się z wolna w górę po drabinie zbudowanej przez dorosłych pomaga im rozwijać poczucie  kompetencji. W rzeczywistości, chwalenie w stosunkowo łatwych zadaniach wysyła wiadomość, że to dziecko nie jest dość błyskotliwe. Ponadto, dzieci nie są wspomagane w tym aby samemu znaleźć ważny albo interesując materiał, gdy są za to chwalone. Ogólnie, im więcej dzieci są przymuszane do robienia czegokolwiek dla nagrody, czy namacalnej czy słownej, tym bardziej widzisz zmniejszenie zainteresowania danym zadaniem następnym razem. To może zostać wyjaśnione częściowo przez fakt, że chwalenie jest, jak inne nagrody, ostatecznie instrumentem kontroli, ale też przez fakt, że, jeśli  chwalę albo nagradzam ucznia za robienie czegoś, wiadomość którą uczeń  odbiera jest: „To musi być coś, czego  nie chciałbym zrobić; inaczej nie musieliby mnie przekupywać.”

To,  co mówisz nie będzie chętnie  przyjęte  przez większość ludzi. To wydaje się być przeciwne  naszemu codziennemu  doświadczenia.

Jest i nie jest. Na przykład, rodzice mówią mi takie rzeczy: „Wiesz, to jest zabawne,  że to mówisz, ponieważ właśnie wczoraj  poprosiłem moje dziecko by oczyściło stół po obiedzie a ono powiedziało: „Co mi za to dasz?”. To co chcę odnotować, to nie to, co powiedziało dziecko, ale, że rodzic prosi mnie bym mu współczuł w tym  „jakie mamy dziś dzieci”. Zapytam: „Gdzie, jak  myślisz,  dziecko nauczyło się tego?” I, jeśli  pytam z bardzo małym podpowiadaniem, ludzie rozumieją.

Jest nawet pewne badanie w Missouri pokazujące, że kiedy uczniowie zostali spytani: „Czy myślisz, że wprowadzenie nagród prowadzi  do wyższego albo niższego zainteresowania zadaniami?”, wybrano odpowiedź niewłaściwą. Ale skoro tylko skutki badania zostały wyjaśnione, każdy powiedział, „Och tak,  wiedziałem o tym.” Dużo ludzi miało doświadczenie robienia czegoś tylko dlatego, że kochali to zajęcie — aż  zaczęli dostawać za to pieniądze. Potem już nie myśleliby nawet o robieniu tego bez zapłaty. Zjawisko, dzięki któremu zewnętrzna przyczyna motywacyjna wypiera wrodzoną motywację, nie jest często przytaczane, ale nie jest głęboko ukryte w naszej świadomości.

Wszystko jedno, to jest różny sposób myślenia  o rzeczach. Na przykład, lubię kiedy ludzie cenią  mnie za osiągnięcia jakiegoś rodzaju.

Tak, oczywiście. Wszyscy chcemy zostać docenieni i kochani. Pytanie polega na tym, czy ta potrzeba musi przybrać formę protekcjonalnego klepnięcia po ramieniu i powiedzenia „dobry chłopiec!”

Znam dużo dorosłych, który są ćpunami pochwał; niestety niezdolnych, by myśleć o wartości ich własnych działań, zdolności czy jakości ich produktów i zupełnie zależnych od kogoś innego, kto powie im, że zrobili dobrą robotę. To jest logiczny wynik bycia zamarynowanym w pochwałach przez lata. Ale być może jest bardziej wzmacniająca i pełna szacunku droga podzielania czyjejś opinii niż taka, która uznaje tylko słowną nagrodę.

Jestem powalony opinią  nauczycieli, którzy wciąż mi mówią : „Nie rozumiesz rodzaju uwarunkowań i życia domowego, jakie mają  te dzieci; one pochodzą z miejsc bez miłości, czasami brutalnych  i każesz mi nie chwalić ich?”
Moja odpowiedź brzmi: „Wiem. Ale tym, czego te dzieci potrzebują jest bezwarunkowe poparcie,  zachęta i miłość. Pochwały są nie tylko różne od tego, są one ich przeciwieństwem. Chwalenie jest powiedzeniem tego rodzaju: „Skacz przez moje ramię  i tylko wtedy  powiem ci, że zrobiłeś dobrą robotę i jak jestem dumny z ciebie.”  I to może być problematyczne. Oczywiście w przypadku   dodatniego sprzężenia zwrotnego występuje sprawa pewnego niuansu: akcentu i konkretnej sytuacji. To nie jest przypadek z cukierkiem lub innym wabikiem  w głównej roli,  co, jak wierzę, jest z natury dekonstruktywne.

Jeden z głównych mitów, który wciąż nosimy w naszych głowach, mówi że istnieje  pojedynczy byt zwany „motywacją”, której można mieć więcej albo mniej. I oczywiście chcemy, by dzieci miały jej więcej, więc oferujemy im pochwały i pizzę. Natomiast prawdą  jest, że są jakościowo różne rodzaje motywacji. Powinniśmy przestać zadawać pytanie „Czy  moi uczniowie są umotywowani?” i zacząć pytać „Jak moi uczniowie są zmotywowani?” Rodzaj motywacji wydobyty przez zewnętrzne bodźce nie tylko jest mniej efektywny niż wrodzona motywacja; ona zagraża „wyżarciem” tej wrodzonej motywacji, tego podekscytowania tym,  co się robi.

Tak wiec,  co zasugerujesz zamiast?

Czasami mówię o trzech C motywacji. Pierwsze C jest zawartością [content]. Daleko mniej interesuje mnie ta zawartość (czego uczeń miał się nauczyć) od pytania: „Czy dziecko poproszono o nauczenie się czegoś, co jest warte nauczenia?” Jeśli pytasz mnie, co zrobić z dzieckiem unikającym zadań, to  moje  pierwsze pytanie brzmi: „Jakich zadań?” Jeśli dajesz im śmieci do wykonania, to będziesz  prawdopodobnie musiał  je przekupić do takiej pracy. Jeśli dzieci muszą np. bez końca wypełnić te same rubryki, to nie pozbędziesz się szybko  nagród czy  gróźb.

Drugie C jest społecznością [community]: nie tylko pomocna nauka ale pomaganie dzieciom w tym, by czuły się częścią bezpiecznego środowiska, takiego w którym  czują się nieskrępowane by spytać o pomoc, w którym naturalnie  troszczą się o siebie nawzajem, w przeciwieństwie do bycia manipulowanym dla  uczestnictwa. Pewna ilość wybitnych prac nad tworzeniem takich „dbających społeczności” została wykonana w Centrum Studiów Rozwojowych w Oakland, w  Kalifornii.

Trzecie C jest wyborem [choice]: upewnianie się, czy dzieci są  zapytane o zastanowienie się, co mają zrobić , z kim, jak i po co. Wiesz, dzieci uczą się dokonywać dobrych wyborów nie przez podążanie zgodnie z wyznaczonymi  kierunkami ale właśnie przez robienie wyborów.

Jeśli pokażecie mi szkołę, która naprawdę przestrzega tych  trzech C, tj. gdzie  uczniowie współpracują  w troskliwym środowisku i angażują się w interesujące zadania, co do których mają swoje słowo przy wyborze, to ja pokażę wam miejsce, gdzie nie potrzebujecie używać kar ani nagród.

——–

* Alfie Kohn, (1993), Punished by Rewards, (Boston: Houghton Mifflin).
Ukazało się później polskie tłumaczenie po tytułem „Wychowanie bez nagród i kar„.

**  Association for Supervision and Curriculum Development

Copyright © 1995 by the Association for Supervision and Curriculum Development.

Tłumaczył Leszek Korolkiewicz – publikowane za zgodą ASCD.

Copyright wersji polskiej Leszek Korolkiewicz, 2004.

PS. ten stary artykuł uzupełnia dobrze inne, jakie mamy na tym blogu o manipulacji oraz rzuca inne światło na temat motywacji.
Czy nie przychodzą ci na myśl sposoby jakimi władze, „autorytety”, media nas wabią i często oszukują?

Eksperci

witryna GIS
Autosatyra urzędu GIS

„Ekspert to człowiek, który przestał myśleć. On wie”
Frank Wright

Obecna polityka i konkretne działania związane z epidemią koronawirusa (odmiana nazwana SARS-Cov2) podążają szerokim korytem i w „jedynie słusznym kierunku” wytyczanym przez „ekspertów” i „autorytety”.
Słowo koryto wpadło mi najpierw podświadomie, ale potem pomyślałem czy aby nie jest dobrym zobrazowaniem tego, że wielu współczesnych naukowców bardziej myśli o korycie niż o rzetelności i prawdzie.

Już wielokrotnie wyżywałem się na takich naukowcach i nie będę się powtarzał (zobacz np. Naukowe kłamstwa i powołane tam dalsze artykuły).
Oczywiście są i tacy, którzy zasługują na szacunek, nie są uwikłani w politykę i kłamstwa, ale tych rząd i ich usłużne media nie słuchają.
Przykładowo jest apel takich naukowców i lekarzy w sprawie masowych szczepień na koronawirusa SARS-CoV-2 szczepionkami, które nie zostały właściwie zbadane i których zastosowanie może doprowadzić do nieoczekiwanych zmian zarówno na poziomie komórkowym, w tym zmian szlaków sygnałowych i zmiany ekspresji genów.

Obecnie mam zwłaszcza uwagi do doradcy premiera ds. covid – prof. A. Horbana, który autorytarnie narzuca kierunek działań, a o tych kilkudziesięciu naukowcach z tytułami profesorskimi powie że to jacyś byle kto, nie znają się…
Twierdzi wbrew ewidentnym danym, że szczepionka na Covid, którą rząd zakupi(ł) jest bezpieczna i że nie ma dla niej przeciwwskazań.  A przecież  „badania” zostały przeprowadzone na zbyt wąskiej grupie osób w tym sensie, że wykluczono z niej te najbardziej narażone, biorące leki, chore na cokolwiek itp. – zupełnie nieadekwatnie to typowego profilu społeczeństwa, a dalsze badania będą zakończone dopiero pod koniec stycznia 2023 r.
Ośmielę się powiedzieć, że mamy kolejnego wroga publicznego, który lansuje się na autorytet. Skąd biorą się tacy fałszywcy? Wie o przeciwwskazaniach, ale rola polityczna jest dla niego ważniejsza. Srebrniki czy nienawiść do ludzi? Nie wiem.

Jeszcze o tytułowym obrazku.
To witryna urzędu GIS. Jeden z lepszych żartów. Urząd wiedzy czy propagandy i dezinformacji? Rysunek dobrze pokazuje jak traktuje się ludzi (zamazana masa) i prowadzi jakąś drogą donikąd… I ta „Krynica” (sic!) jako symbol czystości i orzeźwienia!
GIS to miejsce skąd szefowie – J. Pinkas oraz M. Posobkiewicz głosili różne bzdury, można powiedzieć – pajacowali.
Odeszli w niesławie, podobnie jak min. Ł. Szumowski, a teraz na czele urzędu stoi ktoś kto nawet nie jest lekarzem, podobnie jak nowy minister zdrowia. Sami eksperci… a raczej celebryci-agitatorzy. Co do celebrytów – często nie mając pojęcia o czym mówią, stają się … ekspertami (!) dla przeciętnego obywatela.

Dość emocjonalnie wytknął to premierowi J. Zięba w  krótkim wystąpieniu o tym jak szef rządu jest oszukiwany przez  takich „ekspertów”. Podobnie jak przez „ekspertów” z WHO, którzy co chwila zmieniają zdanie – tak jak wiatr powieje.
Osobiście obawiam się że premier nie będzie się tym przejmował – realizuje plan. A że jest on skandaliczny ze względu na przeciwskazania od samego producenta, niezakończone badania (planowo koniec stycznia 2023 r.) i wady badań –  to nic?

Nie będę się jednak skupiał na sprawie koronawirusa, która jest tutaj tylko ilustracją szerszego zagadnienia jakości naszych, i nie tylko, naukowców
Przy ok. 230 000 profesorów w Polsce nie mamy żadnego Nobla dla pracowników nauki.
Ale nie tylko o naukę chodzi – to deprecjacja wartości i autorytetów w ogóle. Także w zakresie etyki. Tacy profesorowie i docenci uczą młodzież akademicką i promują doktorów – czyniąc jeszcze większe zło.

Oczywiście nie chciałbym uogólniać – istnieje wielu naukowców, ich zespołów, robiących wartościowe rzeczy, jednak tu nie o tym.
Ogólnie istnieje wiele dziedzin wiedzy, w których ton nadają eksperci, którzy wobec faktów i nowych odkryć chowają głowę w piasek – trzymając się kurczowo swych skostniałych poglądów. Dobrym przykładem jest archeologia i badanie starych kultur – wspominałem o tym na blogu parokrotnie, np. Apendyks do rzeczywistości, Czy czeka nas niewyobrażalny kataklizm (2) [> Immanuel Velikovsky], Tajemnice Księżyca, Marsa i … [> I. Witkowski], …

Całe zjawisko oddaje dobrze fragment jednej z lektur (Śladami pierzastego węża, Andrzeja Kapłanka):

…Nasza epoka nie umie żyć bez ekspertów. Roztaczają wokół siebie nimb wszechwiedzy, głoszą prawdy jedynie słuszne i niepodważalne dla wąskiej dziedziny wiedzy, jaką się zajmują. „Ekspert to człowiek, który przestał myśleć. On wie” – to słowa Franka Wrighta, najsławniejszego amerykańskiego architekta XX w. Ekspert wie przede wszystkim, co jest niemożliwe. To jego ulubione słowo, zamykające na ogół każdą dyskusję. Kto próbuje się mu sprzeciwiać, kontrargumentować, spotyka się z epitetami: amator, ignorant, dyletant. A dyletanta próbującego publicznie głosić swoje teorie, godzące w majestat wiedzy, trzeba unicestwić lub przynajmniej ośmieszyć.

Dyletanci, dyletanci! tak ludzie uprawiający jakąś naukę lub sztukę z zamiłowania i z zapału do niej […], nazywani są lekceważąco przez tych, którzy zajęli się nią dla zysku, bo ich pociągają tylko pieniądze […]. Publiczność jest tego samego ducha i dlatego też tego samego zdania. Stąd jej powszechny respekt dla  „fachowców” i jej nieufność do dyletantów. Tymczasem w rzeczywistości dla dyletanta przedmiot jego pracy jest celem, dla fachowca zaś jako takiego jedynie środkiem. Ale ten tylko z całą powagą odda się jakiejś sprawie, komu bezpośrednio na niej zależy, kto zajmuje się nią z zamiłowania, uprawia ją con amore. Tacy ludzie, a nie robigrosze zawsze tworzyli rzeczy największe.

Te słowa to hołd złożony twórczym dyletantom przez … Artura Schopenhauera. (za C.W. Ceram – Bogowie, Groby i Uczeni , str. 71-72).

Dyletanci to mocne określenie, użyłbym bardziej słów: pasjonaci nauki, odkrywcy lub nieortodoksyjnie przywódcy, buntownicy, wizjonerzy – to oni faktycznie – idąc pod prąd, czasem nie wiedząc że coś jest „niemożliwe” – popychali świat naprzód. Zbyt wielu zostało cywilnie zabitych, wykpionych, chociaż ich idee i inspiracje były wartościowe.
Niestety ostracyzm wobec wszystkiego, co nie po linii oficjalnej nauki, jeszcze bardziej się nasila – niektórzy mówią że faszyzm naukowy i polityczny jest coraz bliżej.
Dlatego trzeba się temu sprzeciwiać.

Epidemia ogłupienia

skorumpowana medycyna nie pomoże
… zwłaszcza jak daje złe rady

Miesiące propagandy i propagacji strachu
przez media, polityków i medyków – i dotarliśmy pod ścianę.
I wcale Covid-19 nie jest dziś największym zagrożeniem.
Zabije nas ludzka głupota i indyferentyzm.

𝓡𝓸𝓼𝓼 𝓜𝓓 @medmarros

 

Ogłupienie i ogłupianie (duraczenie jakby nazwał to Stanisław Michalkiewicz) jest smutnym komponentem naszych czasów. Z tego tematu wybieram dziś to, co szczególnie rzuca się w oczy.

Nie ma pandemii zdrowotnej wg klasycznego rozumienia słowa pandemia, ani wg realnych danych (o czym dalej). Natomiast niewątpliwie świat opanowała megapandemia ogłupienia.

Na czym ona polega?
Na powszechnej wierze w kłamstwa, działania wg tych kłamstw i poddawanie się im.
(Niektórzy decydenci nie tyle wierzą w kłamstwa, co cynicznie je wykorzystują dla swych różnych celów a są i tacy, którzy sami są autorami „fałszywych flag”).

Weszliśmy na kolejny poziom „kowidozy” (a także „korupcjozy” jak nazwał to Witold Gadowski). W Polsce – na podobieństwo szeregu krajów, mamy już ustawę covidową sankcjonującą i głupotę i zamordyzm – „ponadpartyjny konsensus”, a może raczej ponadpartyjne ogłupienie pod linijkę globalistycznej dyrektywy destabilizacji świata?

W komisjach i izbach parlamentu opozycja miała szansę na argument że rząd robi za dużo w błędnym kierunku, ale jeszcze go wzmacniała krzycząc, że za mało. Głupio do kwadratu. Jedynym ugrupowaniem w parlamencie, które wskazuje prawdę o covid i błędy w obecnej polityce jest Konfederacja. A rządzący gardłują, że idzie ona po trupach do swego celu politycznego – jakby miała ona teraz jakieś szanse na odebranie PiSowi władzy i jej objęcie.

Tymczasem Bill Gates et consortes ze sztabu NWO śmieją się jak łatwo udało im się ogłupić większość świata oraz zacierają ręce bo właśnie urobili opinię publiczną i rządy by szczepionka na covid (czytaj: bubel bez sprawdzenia bezpieczeństwa) znalazła masowych odbiorców, a oni zarówno zarobią miliardy jak zbliżą się znacznie do wymarzonego Nowego Porządku Świata.
Po wcześniejszych niepowodzeniach i zdemaskowanych fałszerstwach dotyczących poprzednich epidemii, w końcu udało się im zbliżyć do swego celu.

To bardzo niebezpieczne gdy decydenci (ministrowie, prezydent, który to podpisał), zwłaszcza tak wysoko postawieni, są ignorantami lub uzależnieni od rozkazów, ew. szantażu lub korupcyjnych dotacji.

Tyle wstępu w duchu oburzenia i rozczarowania, bo jeszcze trochę liczyłem, że opinia naukowców, lekarzy i głosy społeczne ze strony, która widzi sprawę trzeźwo – coś zmieni.
I od razu zastrzeżenie – nie neguję istnienia jakiegoś patogenu nazwanego roboczo (bo bez dostatecznego uzasadnienia) Sars-Cov-2, autentycznych dramatów (śmierci i cierpień) – chodzi mi o wyolbrzymiane roli covid-19 – „pandemia” uderza w promil ludzkości,  ale kosi ~50% małych biznesów, dewastuje społecznie. Doceniam też pracę lekarzy „frontowych” i służb towarzyszących im w ratowaniu życia.

Sformułowanie „Nie ma epidemii koronawirusa!” należy rozumieć właściwie. Chodzi o nieuprawnione użycie tego terminu. Mówi o tym prof. Bhakdi (autor dalej wymienionej książki i jeden z kontrybutorów książki „Fałszywa pandemia”  – bitchute.com/video/eEpv9jVHielu nieporozumieniach wokół covidu – przede wszystkim rozdmuchana sztucznie skala zjawiska.
W wypowiedzi jest wskazówka, że Polska mogłaby stać się liderem wyjścia z tego zaklętego kręgu fałszu. Warto wysłuchać w całości.

Wspomniane trzeźwe poglądy starałem się po raz kolejny pokazać w osobistym przeglądzie wydarzeń października związanych ze sferą zdrowia na LepszeZdrowie.info/news10.20. 
Jest tam sporo informacji, których w zasadzie tu nie będę powtarzał. W najkrótszym podsumowaniu – głównie o covid-19 w różnych aspektach – na przekór oficjalnej narracji służącej zastraszeniu bez racjonalnych podstaw i podejrzanej agendzie odbierającej wolności osobiste i gospodarcze. O złej roli mediów kontra ruch ludzi obudzonych. Przegląd różnych informacji z sieci.

W szczególności polecam artykuł Oskarżamy! gdzie przedstawiam po części ciemne strony obecnej polityki wobec „pandemii”, ale głównie coraz szerszy ruch protestu – zarówno w indywidualnych wypowiedziach szeregu specjalistów, zawiązujących się organizacji, jak i w wydaniu masowym – marsze, demonstracje, petycje.

Do wymienionych tam oskarżeń dokładam wypowiedź Pawła Skuteckiego Ostrzegam: Będzie Norymberga dla polskiego rządu oraz apel polskich lekarzy, którzy sprzeciwiwiają się akcji koronawirusowej.

Rząd narzuca kolejne „zasady bezpieczeństwa” w czasie epidemii, które nie dotykają najważniejszych aspektów zachowania zdrowia i przez to się nie sprawdzają (co widać po ilości ostrych przypadków). Czyli rekomenduje dalsze ogłupianie. Przedstawiam inne – uniwersalne propozycje: lepszezdrowie.info/zasady_bezpiec

W części tego artykułu jest o alternatywnych/komplementarnych metodach leczenia – w różnych przypadkach, które mogą mieć zastosowanie w obecnych kłopotach i do tego nawet bez lekarzy. Niestety w szpitalach praktykuje się administracyjnie narzucone procedury, które mogą doprowadzić do pogorszenia stanu pacjenta lub jego śmierci, mimo że istnieją skuteczne metody poza procedurami. Ale lekarz nie ma prawa ich zastosować pod groźbą utraty prawa uprawiania zawodu. A procedura chroni go. To kolejny przykład ogłupienia – w tym przypadku nakazowego w stosunku do pracowników zdrowia.

Przyznam, że nie mogę już wytrzymać tępej propagandy i indoktrynacji społeczeństwa – wylewa się to na nas wszędzie i bez przerwy. Rząd naciska by nie było tresury zwierząt. Ale ludzi tresować można. Np. w komunikacji miejskiej co chwila komunikaty „Pamiętaj o OBOWIĄZKU zakrywania ust…” Jakim obowiązku? Jak dotąd w świetle konstytucji to co najwyżej zalecenie sanitarne. I inne komunikaty, także podprogowe.

Podobnie wpis  Szczyt hipokryzji – jak to rząd chwali się szczególną troską o starszych, gdy w rzeczywistości jest czsto odwrotnie (przykłady).

Ta hipokryzja i szkodliwe działania władz mają wiele oblicz.

Absurdy różnych rozporządzeń oraz brak wewnętrznej ich logiki są zapewne każdemu znane.
Najwięcej zakażeń występuje w domach i mieszkaniach przez stłoczenie, stres i gorszą wymianę powietrza – orzekli niemieccy badacze. Jesteśmy uratowani! Trzeba po prostu zabronić ludziom mieszkać w domach i mieszkaniach.
I dlatego chcą nas jeszcze bardziej skoszarować na domowych kwarantannach nawołując do nie wychodzenia?

Rząd pracuje na swój upadek jakby z wewnętrznego ogłupienia. Zraził sobie przedsiębiorców, rodziców mających zwłaszcza małe dzieci –  zamierza karać mandatem rodziców, a być może również nauczycieli małoletnich, którzy nie przestrzegają nakazu noszenia maseczek, zraża młodzież do lat 16 że nie może sama wychodzić, oraz starszą dla której aktywność (sportowa, towarzyska, kulturalna…) jest podstawową wartością, wiernych, że mają ograniczenia w kościołach, aktywistów, że nie mogą manifestować, a nawet lekarzy – gdy mają odmienne pomysły na uzdrowienie obecnej sytuacji.
Najbardziej boli stosunek do dzieci. 
Dzieci powinny razem się bawić, socjalizować, rozwijać przez kontakty. Potrzebują ruchu. Kwatantannowanie dzieci i izolowanie dzieci bezobjawowych jest wielce szkodliwe dla ich psychiki.

Zarządzenia dotyczące dzieci wywołują lawinę różnych problemów – dla nich samych – psychologicznych, wychowawczych i zdrowotnych przez stres, dla rodziców (opieka, praca, stres), zdezorientowanych wychowawców, dla przedszkoli i szkół, dla poziomu edukacji …
Przykładów dotyczących cenzurowania lekarzy  jest coraz więcej – np. dr Paweł Basiukiewicz punktuje posunięcia rządu, ale z intencją wyjścia z impasu.
Przecież ilość zidentyfikowanych zakażeń nie ma żadnego znaczenia, liczą się chorzy w ciężkim stanie. System już jest niewydolny. Kończą się strefy COVID oraz NON-COVID. Należy zakończyć kwarantannę i izolację personelu bezobjawowego, oraz zlikwidować szpitale jednoimienne”. W innych postach na twitterze uzasadnia dlaczego to poprawi sytuację.
Wirusy są wszędzie, wprowadzane ograniczenia nie mają sensu, należy się skupić na realnie chorych.
Zamknięcie gospodarki jeszcze bardziej pogorszy sytuację – zabraknie pieniędzy, zwiększy się ilość chorych z depresji i zadawnionych chorób, dodatkowych śmierci.
Jak działa ściema: Gdzie są największe obostrzenia (np. Bawaria), tam pojawiają się  … najgorsze wyniki epidemiczne.
Ale to nie koniec jeśli chodzi o winowajców.

Naszkicowałem list do mediów (zwłaszcza różnych telewizji) pokazujący jak te media są winne szerzeniu raczej epidemii strachu i dezinformacji niż przyczyniają się do szerzenia prawdy. Media kompromitują się na różnych polach pokazując brak dziennikarskiego profesjonalizmu, ale tutaj zająłem się tylko jednym aspektem ich narracji.
Zobacz Uwikłanie mediów w dezinformację.

To wszystko budzi bunt i złość.

Rosną protesty, pojawiają się ujawnienia. które może doprowadzą do II Norymbergii. Trzeba protestować przeciw złym zarządzeniom, ogólniej – polityce, ale obecnie wiecami ulicznymi dajemy władzy pretekst do jeszcze większego dociskania śruby w imię zmniejszania „transmisji wirusa”. Zresztą te protesty niewiele dają, zatem może lepsze będzie piętnowanie medialne?

Próbuję iść tą drogą.  Wypuszczam do sieci coraz więcej odpowiednich materiałów – poniżej wybór, chociaż było tego więcej – nie do zmieszczenia w tym wpisie.

Dowodów ogłupienia i chaosu mamy bardzo dużo. Parę dalszych przykładów.

Chciałbym zwrócić uwagę że twierdzenie jakoby kryzys gospodarczy wywołał sam Covid jest mylące. Kryzys wywołały rządy podejmując się walki z wirusem na podstawie jedynie przekazów medialnych i opinii kilku urzędników z WHO. A teraz tylko brną dalej. Skoro tak wierzą w WHO to właśnie 5 października WHO stwierdziło, że „Koronawirus nie jest bardziej niebezpieczny niż zwykła grypa”. To dlaczego nie kończą tego obłędu, po co wciąż ten zamordyzm i szpitale polowe? (tym bardziej że niektóre stoją puste). Przypomnijmy a propos grypy – dla populacji poniżej 60 rż Sars-Cov-2  jest ŁAGODNIEJSZY niż grypa. To nie EBOLA.
Ze statystyk: ostatni tydzień października 2019 r. – grypa 130 tys, ten sam okres w 2020 r., grypa, 83 tys.
Nie tyle grypa zanikła, ale była zaliczana jako covid – kolejny przykład manipulacji danymi.

Każdy podejrzany i  hospitalizowany – wymaz. Zgon z powodu udaru, zatorowości, zawału, niewydolności wielonarządowej itp. jest kwalifikowany jako zgon covidowy, jeśli test był dodatni a nawet bez testu. Także zgon u chorego dotąd nie leczonego. Zatrważa kowidocentryzm i niechęć do racjonalnego rozumowania.

Czynniki ostatniego wzrostu śmierci: drastyczne zaniedbania opieki zdrowotnej z kumulacją, zwłaszcza wobec raka (> 20 tys. osób nie podjęło leczenia na czas), chorób wieńcowych, w tym brak dostępu przypadków ostrych do szpitali, synergia z sezonem grypowym, błędne leczenie „covida” (np. nadużywanie respiratorów), generalnie też nałożenie na stopniowe starzenie społeczeństwa i inne.

Działania rządu i jego namiestników doprowadzają do zapaści służby zdrowia, a przede wszystkim tragedii nie leczonych ludzi mających inne problemy zdrowotne.
Z ostatnich wiadomości – wojewoda mazowiecki (były minister zdrowia, groźny osobnik, co już wcześniej pokazał) zakazał leczenia takich pacjentów. Jeśli się to potwierdzi, to mamy udokumentowany dowód na działanie przeciw ludziom w imię urojenia co do realnej epidemii.

Rząd chwali się że na „walkę z covid” wydał już 300 miliardów zł (!).  Przypuszczam, że większość to zmarnowane środki a przy okazji zadłużenie Polaków na parę pokoleń i jeszcze większe uzależnienie od światowej banksterki.. Wokół tych finansów nie obyło się bez defraudacji, korupcji, różnych przekrętów, czynów kryminalnych pokazanych ze szczegółami w książce „Zapis zarazy” W. Sumlińskiego. Czyta się jak najlepszy kryminał, tyle że mowa o faktach (książka zasługująca na osobne omówienie). Wiara, że rząd ma czyste ręce jest kolejnym przykładem naiwności. Nawet jeśli wina nie zawsze jest wprost, to fakt ukrywania nieprawidłowości i brak postępowań karnych jest winą.
Oprócz strat jest to też narzędzie nakręcania kryzysu. Jak na Covid-19 idą pieniądze, to wszystkim beneficjentom zależy, aby to trwało, w szczególności by było jak najwięcej pacjentów covidowych.
To sposób na wydłużenie „epidemii” rękami tych, którzy powinni ją zażegnać – mają w tym swój interes
Taka „pandemia” nigdy się nie skończy. Przekupili medyków, bo bez nich ten geszeft by się nie udał. Lekarze w tej hucpie świadomie biorą w tym udział . To przeraża i poraża.
Zawód lekarza deprecjonuje się, chociaż nie uogólniałbym na wszystkich – może raczej to chory system doprowadza do demoralizacji.
Pamiętajmy – nie przedawniają się zbrodnie przeciwko ludzkości, umyślne zabójstwa, ciężki uszczerbek na zdrowiu.. 

Ostro o tym w artykule NFZ JAKO NARZĘDZIE DEPOPULACJI – ”PLANDEMIA” TO ZŁOTY BIZNES.

Oglądamy polityków w czarnych maskach i czarnych rękawiczkach. Czy to nie są zewnętrzne atrybuty gangsterów?

Należy jeszcze raz podkreślić, że zalążkiem i jądrem zła jakie opanowało świat jest wiara w testy PCR (w różnych postaciach), co nakręciło psychozę strachu i idące za tym zarządzenia.

Mantra „pandemia!” wzięła się z tego właśnie – to jedna z metod napędzania biznesu i realizacji agendy destrukcji wg NWO. Zmiana definicji pandemii wpłynęła na korzyści BigPharmy – zobacz np. to paradyzja.com/zmiana-definic
Było o tym w I tomie książki „Fałszywa pandemia”, ale jest już drugi tom,
Po kliknięciu linku zobaczysz spis bogatej treści oraz wykaz 13 naukowców i lekarzy – autorów rozdziałów z charakterystyką funkcji i dorobku.
Zauważyłem spory hejt na wydawcę reprezentowanego przez Grzegorza Brauna, ale widzę że niektórzy nie rozumieją (?), że: 1. G. Braun nie jest autorem książki, 2. Chodzi o słowo pandemia, które jest nieuprawnione – wynika ze zmanipulowanej nowszej definicji i statystyk wg niewiarygodnych  testów, 3. Nie mówi się tam, że choroba jest fałszywa, ale TAKA „pandemia”.
Oprócz tych książek mamy też „Koronawirus – fałszywy alarm? Liczby, konkrety, konteksty”, autorstwa Dr Karina Reiss, Dr Sucharit Bhakdi oraz „Zapis zarazy” W. Sumlińskiego – wystarczający z nawiązką materiał by zrozumieć o co naprawdę chodzi.
Oczywiście są podobne książki na świece. Ostatnio np. trafiłem na tę
Dr. Q, Eyes Wide Open: We are only as blind as we want to be (September 15, 2020).

Wszędzie jest mowa o zmanipulowanych statystykach. Także manipuluje się liczbą cykli w reakcji RT-PCR, by (-) stał się (+). Ale to nie wszystko. By liczba rzekomo zakażonych rosła, M. Morawiecki nakazał laboratoriom prywatnym podawania wyłącznie liczby wyników (+) bez podawania liczby zrobionych testów (Rozporządzenie z 23.X). Przy czym uwzględnianie wyników (+) z prywatnych laboratoriów dla podkręcenia statystyk, miało się rozpocząć dopiero od… 5 listopada.

Wcześniej, dla zaniżania statystyk robiono odwrotnie (Rozporządzenie z 9.X)  – laboratoria prywatne miały podawać tylko liczbę wykonanych testów, pomijając wyniki. Te bezczelne manipulacje podtrzymują panikę ale i stowarzyszone z epidemią biznesy oraz polityczne grupy wpływów.

Sam RT-PCR w ogóle nie nadaje się do diagnozowania. O oszustwie PCR i prof. Drostena zobacz ten materiał .

Kto nie ma czasu na zagłębianie się w ww. artykuły i książki – oto graficzna ich kwintesencja w zakresie testów. „Test” PCR i RT-PCR (nawet w powszechnie stosowanej modyfikacji prof. Ch. Drostena) nie może być determinantą zakażenia przez Sars-Cov-2, co zresztą twierdził sam Drosten a potwierdza ostatni komunikat MZ.

Zdjęcie
Słowacja przetestowała na obecność SARS-CoV-2 prawie 3,63 mln ludzi, czyli dwie trzecie mieszkańców Słowacji. Wyniki zaskakują – testy wykazały 38 359 osób zakażonych, co stanowi 1,06 proc. testowanych, przy czym  test genetyczny wykazał 10 razy mniej zakażeń od testu PCR, co potwierdziło niewiarygodność PCR. Gdy spłynęły takie wyniki Słowacy… przerwali testy.

Pod naciskiem takich danych – nie tylko ze Słowacji oraz z Unii Europejskiej, i nasz rząd (w końcu!) trochę otrzeźwiał.

Minister A. Niedzielski: Zmieniliśmy też definicję przypadku koronawirus – za osobę chorą teraz uznaje się nie tylko osobę z dodatnim testem PCR, ale też z widocznymi objawami i dodatnim wynikiem testu antygenowego.

Dokładniej: nowa definicja GIS: „Według kryterium klinicznego, za chorego uznaje się osobę, u której wystąpił co najmniej JEDEN z poniższych objawów: kaszel, gorączka, duszność, utrata węchu lub smaku o nagłym początku albo też zaburzenie smaku.”
Z tym niewiarygodnym testem PCR to słusznie (chociaż trudno zrozumieć że jeszcze będzie się go stosować równolegle), ale zawężenie objawów do jednego z listy, to już kolejny absurd – kaszel/gorączkę można mieć z wielu powodów, często dość błahych. Czyli wszyscy mamy być chorzy na COVID?
Zobacz jeszcze
A co to jest ten test antygenowy? 
Wg oficjalnych informacji to szybki test wykrywający białka charakterystyczne dla wirusa SARS-CoV-2.
Gdy typowy „test” PCR może wykryć pojedynczą cząsteczkę RNA w mikrolitrach roztworu (ale to wcale nie oznacza że mamy na pewno do czynienia z tym patogenem), testy antygenowe wymagają próbki zawierającej tysiące cząstek wirusa na mikrolitr, aby dać wynik pozytywny. Przy małej ilości wirusa w organizmie test może dać wynik fałszywie ujemny. Ograniczona dokładność testów może sprawiać, że wykonujące je osoby zyskają fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Ale daje też mało wiarygodne wyniki pozytywne.

To genialny wynalazek – szybko bada i spełnia oczekiwania rządu – daje wynik pozytywny takze tam, gdzie patogenu nie ma – np. w soku owocowym z butelki. Krótka demonstracja – https://twitter.com/i/status/1324374532057108480

Za nową strategią poszły milionowe zakupy tych testów (testy kasetowe), ale … prof. Robert Flisiak: testy antygenowe powinny wylądować na śmietniku! Wynik niczym ruletka. https://youtu.be/WCdPEs3v5rg.

Jakie jest zatem podłoże tego całego ogłupienia, światowej operacji?

Podaje się co najmniej trzy hipotezy, które nawzajem się wspierają.
  • Plan by „zaszczepić wszystkich” na covid-19, potem -21 itd. – Bill Gates i satelici z BigPharma
  • Plan NWO by podporządkować sobie całą ludzkość, uszczuploną znacznie przez swoje ofiary i przy okazji …
  • Zrujnować małe przedsiębiorstwa, klasę średnią – by przejąć ich majątek i utworzyć ponadnarodowe panspołeczeństwo panów (korporacje) i niewolników – nabywców i robotników.

Za tymi działaniami kryje się zarówno żądza władzy jak i pieniądza.

Nie będę wchodził dalej w takie hipotezy, natomiast  – po linii zdrowia – parę zdań o szczepieniach.
To obszerny temat wielokrotnie poruszany przeze mnie na www.LepszeZdrowie.info  (> wyszukiwarka), ale odnośnie szczepionki na covid – to jedno z największych zagrożeń, a wiara w nią to kolejne ogłupienie.

Należy najpierw przypomnieć o szczepieniach na grypę. To było przyczyną kolapsu w Bergamo – po jesiennych 2019 masowych szczepieniach. Starsi mają osłabiony układ odpornościowy – a u nas ciągła propaganda żeby właśnie ich szczepić na grypę! I kobiety w ciąży – KRYMINAŁ. Patrz:

Positive Association Found Amongst COVID Deaths & Flu Shot Rates Worldwide In Elderly

A propos wymazów, protokołów leczenia COVID-19 i szczepień: Art. 192 KK: § 1. Kto wykonuje zabieg leczniczy bez zgody pacjenta, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. § 2. Ściganie następuje na wniosek pokrzywdzonego.
Niezależnie od tego, jakie w nowych szczepionkach będą trujące dodatki, szczepionka robiona w tak wariackim tempie i bez dostatecznych badań (na ogół parę lat) to odbezpieczony granat. A plan by szczepić wszystkich (wg Gatesa) to zupełne nieporozumienie.
Tym bardziej, że ok. 6 planowanych szcepionek z różnych firm to tzw. szczepionki genetyczne, które de facto nie są szczepionkami w klasycznym rozumieniu. Krótkie resume Jak działają i czym grożą szczepionki genetyczne?
O tym mówił już dość dawno np. Jerzy Zięba, podobnie Witold Gadowski – na podstawie źródeł naukowych. Możliwe są nieobliczalne skutki genetycznej modyfikacji człowieka (GMO) – na wszystkie przyszłe pokolenia (!) bez możliwości odwrócenia.
No i oczywiście – szczepionki nie leczą. Stanowczo za mało mówi się o leczeniu. Jak dotąd w szpitalach raczej podtrzymuje się pacjentów w funkcjach życiowych. Popełnia się błędy – były doniesienia, że mylono z covid z DIC – rozsianym wykrzepianiem wewnątrznaczyniowym w świetle małych naczyń krwionośnych, co daje się leczyć.
A najgłośniejszym hasłem są respiratory. Jednak jest coraz więcej dowodów na to, że respiratory są zabójcze dla pacjentów z COVID.
Im więcej zajętych respiratorów tym więcej zgonów. Widać to w statystykach.
O skutecznych metodach leczenia i zapobiegania są fragmenty we wspomnianym  artykule Zasady bezpieczeństwa.
Mówi o tym dość często red. W.Gadowski, np. w tym podsumowaniu tygodnia https://youtu.be/JEUZuazreNk  (od ok. 45’30”) – zwracam uwagę na fragmenty o lekach na covid, o tym że rząd zakupił dużo remdesewiru, który okazał się mało przydatny oraz o cenzurowaniu polskiego badacza, który ma pozytywne wyniki leczenia, ale nikt nie chce słuchać – u nas w ogóle brak jest dyskusji naukowej o CW19, są tylko dyrektywy.
Jednym  z wątków ogłupiania jest akcja maski.
Od artykułu Maskarada minęło już wiele czasu i jeszcze bardziej utwierdzam się, że są nieprzydatne (oprócz szczególnych profesjonalnych przypadków) a dla noszących szkodliwe – to narzędzie dyscyplinowania społeczeństwa i element propagandy, że rząd coś robi.
30 października.  Minęły trzy tygodnie od wprowadzenia kagańców we wszystkich miejscach publicznych i ilość „zakażonych” z 5300 wzrosła do 21 600. Jeśli coś jest kompletnie idiotyczne i nie działa, to można być pewnym, że Ministerstwo Zdrowia to wprowadzi JESZCZE BARDZIEJ. I tak się dzieje.

Ktoś dowcipnie napisał:

Jeśli maski pomagają to po co dystans 2 m? Jeśli dystans pomaga to po co maski? Jeśli maski i dystans pomagają to po co Lockdown? Jeśli punkt 1+2+3 pomaga to po co szczepionka? Jeśli szczepionka będzie bezpieczna to po co zwolnienie od odpowiedzialności w razie powikłań?
Mamy oto świat szmat, szmatławców medialnych i szmatławych polityków, którzy chcą zeszmacić obywateli – nie tylko maskami ale pod wieloma względami…
Prof. Robert Flisiak, prezes Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych: „wyjątkowym absurdem jest nakaz chodzenia w maskach w terenie otwartym czy też umieszczanie całego kraju w strefie żółtej”. A teraz tym bardziej w strefie czerwonej.
Podobnie wypowiedziało się paru innych polskich profesorów, nie licząc lekarzy i publicystów, którzy zgłębiali zagadnienie.
Pseudopandemia ma tylko jeden plus – obnażyła wszystkich tych, którzy wcześniej sprawiali mylne wrażenie kompetentnych, inteligentnych, oddanych swoim przekonaniom, wierze i powołaniu. Poznaliśmy fałszywych i sprzedajnych polityków, lekarzy, urzędników, dziennikarzy i duchownych… Fałszywe autorytety. Nie wierzmy im zanadto wg zasady kapitanozy, niektórym wcale – jeśli nie chcemy popaść w jeszcze większe ogłupienie.
————–
W artykule wykorzystałem parę wątków moich interakcji z czytelnikami na twitterze.

POLSKA. Jej rozwój, stagnacja czy upadek?

z okładki książki prof. M. Matyji
Z okładki książki M. Matyji

Suweren to podmiot polityczny sprawujący niezależną władzę zwierzchnią.

Jesteśmy w wirze faktycznych i potencjalnych dużych zmian globalnych*  i w kraju.
W wymiarze lokalnym czekają nas wybory – nominalnie i w sensie dalszej drogi rozwoju.

Prawie każdy ma jakieś preferencje, uprzedzenia lub wątpliwości.

Jak zwykle – rozwiązanie impasów warto szukać na wyższym poziomie niż partykularyzmy i uprzedzenia.

Proponuję wysłuchanie poniższej prelekcji (nie pierwszej o W.I.R.).
(w trzech częściach – wprowadzenie, omówienie i odpowiedzi na pytania; zachęcam do całości)

Bez uprzedzeń co do treści i osoby, do której niektórzy mają jakieś anse. Ale to nie jego pomysł ani przekaz – jest tylko posłańcem pewnej koncepcji. Nie jest to ważne, kto mówi, ale co.
Zatem nie strzelajcie do posłańca.

nagranie:  https://www.facebook.com/ukryteterapie/videos/235916180843501/     **

Proponowany system władzy Narodu rozwiązuje bardzo wiele problemów jakimi trapiona jest Polska.
Ważne jest zrozumienie, że rozwiązania szwajcarskie są tylko inspiracją, a nie wzorem do powielenia – można je znacznie ulepszyć i mamy na to dużo więcej szans niż dawniej Szwajcaria.

Nie mówmy więc,  że „się nie da”, wysilmy się by się dało – prędzej czy później, bo inne drogi są albo złudne albo nieefektywne. Zwłaszcza, że Polska jest w wielkiej opresji – jako bardzo bogaty kraj jest ograbiana i poddana zewnętrznemu uzależnieniu, a politycy albo tego nie widzą, albo mają w tym swój interes albo są bezsilni.

Zadaj sobie, znajomym i swoim kandydatom pytanie:
Czy chcesz by to obywatele mieli wpływ na rząd, ustawy, przyszłość  – realny i w trybie bieżącym, a nie być zdanym na partyjne interesy i dyktaty?

Ku pomocy w takiej dyskusji możesz wykorzystać materiały jak niżej ** lub prześlij ww. nagranie.
Albo po prostu podziel się tym wpisem.

*  Pewne problemy mogą być rozwiązane na poziomie globalnym (negatywnie lub pozytywnie), co podobno szykuje się w ukryciu – w walce dwóch sił – ustanowienia NWO versus stronnictwa wolności.

** Gdyby to nagranie zniknęło lub wolisz poczytać, to na tej stronie są równoważne i dodatkowe materiały, z książką prof. Mirosława Matyji do pobrania (gratis). Tamże informacje o profesorze.

Także tutaj pisałem o tym krótko rok temu – W.I.R. na zawirowania polityczne.

Ciernie korony

ciernie korony

Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.
Mark Twain

Marzec, podobnie jak poprzedni miesiąc, był zdominowany przez koronawirusa SARS-CoV-2 wywołującego chorobę Covid-19.

Na ile powinniśmy się bać, to wciąż sprawa otwarta, ale ani nie powinniśmy usypiać czujności ani dać się strachowi totalnie.

Pojawiło się bodajże setki tysięcy informacji w samym polskim Internecie i innych mediach. Ja dołożyłem swoje „trzy grosze”  jednak w sposób, który nieco różni się od głównej narracji. W obecnym wpisie zajmę się samą epidemią w paru ujęciach,  ale przewiduję następny o  bodajże ważniejszym zagadnieniu – możliwym „resecie świata”.

Temat epidemii dzielę na dwie sekcje: krótka pierwsza A dotyczy „uładzonego” obrazu zjawiska, podstawowe informacje, sposoby radzenia sobie itp. O tym pisałem już wcześniej.
Druga – B dotyczy szeregu podejrzeń z czym mamy faktycznie do czynienia. To będzie zasadnicza część tego wpisu.

A

Skomponowałem parę artykułów przeglądowych, dla których wprowadzeniem jest Koronawirus i nie tylko. Abstrahując tam od tego czym w istocie jest ten wirus, skąd się naprawdę wziął i na ile jest niebezpieczny, wskazałem oczywisty fakt, że mamy realne zagrożenie o wielu aspektach: zdrowotno-medyczny, społeczny, psychologiczny, gospodarczy, organizacyjny, polityczny. Zawarłem krótkie ich omówienie z akcentem na zagadnienia medyczne, z odwołaniem do kwestii szczegółowych, gdzie podjąłem zwłaszcza temat leczenia, o którym mówi się mniej niż o różnych zarządzeniach i statystykach. Główne z tych tematów były treścią kolejnych artykułów:

O koronowirusie  – informacje ogólne o SARS-CoV-2 i chorobie wywoływanej przez ten wirus. Symptomy, rozpoznawanie na tle innych zakażeń wirusowych, nieco historii i ciekawostek.

Higiena w czasie epidemii wirusowych – o elementach higieny by zadbać o siebie i w wymiarze zdrowia publicznego w czasie nie tylko koronawirusa SARS-CoV-2, ale także przy podobnych masowych zarażeniach.

Odporność naturalna – w obliczu koronawirusa podejmowane są różne kroki zaradcze na poziomie państwa, natomiast mało zwraca się uwagę na fakt, że podstawowym orężem przeciw wirusom, nie tylko na etapie profilaktyki,  jest odporność naszego organizmu. Jak ją podnosić?

Artykuły te ukazały się pierwotnie na Facebooku. Oprócz tego cytowałem i omawiałem niektóre doniesienia na  Zdrowie i Fitness dla Ciebie. To były głównie wątki medyczne.

W uzupełnieniu zagadnienia odporności przekazuję nagranie rozmowy jaką przeprowadzono niedawno na kanale wRealu24 z Dr Shiva Ayyadurai, MIT PhD.  pt.
Most people are not dying from this coronavirus! People are fear mongered!
https://youtu.be/UFS4BjRqEWY , gdzie jest naświetlone szersze społeczne i polityczne tło zagadnienia (widziałem gdzieś wersję z tłumaczeniem). W kontekście samego zjawiska epidemii prelegent podkreślił  konieczność rozróżniania korelacji od związku przyczynowego (patrz jego inne ciekawe wystąpienia na https://twitter.com/va_shiva na szereg tematów zdrowotnych, ekologii, polityki ).

W różnych zarządzeniach widzę sporo niekonsekwencji.

Zaleca się spacery nie tylko dla ruchu i potrzebnego dla uspokojenia psychicznego a nawet nerwowego, ale także ze względu na ważny wpływ promieni społecznych, dzięki czemu mamy więcej witaminy D zbawiennej dla odporności (o czym oficjalnie prawie się nie mówi).  Jest też spostrzeżenie że promieniowanie UV zabija wirusy.  Jednocześnie  zamyka się płuca Warszawy – Kampinos (zarządzenie Dyrekcji KPN) i podobne obszary leśno-parkowe.

Badania wykazują, że wirus SARS-CoV-2 potrafi przetrwać na różnych powierzchniach nawet do paru dni (załóżmy nawet – parę godzin). Wyprowadzamy psy na spacer, a one wszędzie węszą, biegają. Ulice w czasie suszy są brudne, pełne pyłów, czasem plwocin. Nie widzę aby były odkażane. Chociaż wirus nie jest dla zwierząt podobno groźny i się nie zarażają, to jednak mogą przynosić te wirusy do domu – na łapach, na sierści, nosie itp. Czy właściciele odkażają je za każdym razem? A – nie daj Boże – całują się z nimi, pieszczą nos w nos? Wpuszczają do łóżka? To kłóci się kompletnie z moim pojęciem higieny, a nawet zwykłej czystości – nie tylko w kontekście koronawirusa.  Słyszałem wypowiedzi weterynarzy w obronie tej sytuacji, ale wyczułem w nich obawę o swój biznes… Wiem, to co piszę jest bardzo kontrowersyjne dla milionów właścicieli psów, ale przez poprawność polityczno-ekologiczną panuje tu duża tolerancja. Przebywając więcej z domu wyglądam przez okna i widzę jak wyprowadzający (parę razy dziennie) spotykają się grupkami, gawędzą – tu jakby zakaz spotkań nie działa. I jeszcze – psy załatwiają się na skwerku i wzdłuż chodników, a nikt z właścicieli nie pochyli się by to sprzątnąć, mimo że kosze do tego celu są wokół. Jednocześnie czytam, że wirusa znajdowano w kale zwierząt. Skoro psy i nietoperze to ssaki a nietoperze przenoszą koronawirusa, to psy już na pewno nie?
To wszystko tematy do zastanowienia…

Zatłoczone sklepy są OK, ale już bazarki na świeżym powietrzu są zamykane…

Ograniczenia w kościołach do 5 osób, gdy często w autobusach czy tramwajach może być 35 osób – i to na znacznie mniejszej powierzchni. Chińscy badacze już udowodnili, że transmisja koronawirusa w środkach komunikacji jest znacznie większa niż w innych pomieszczeniach zamkniętych. Jednocześnie trzeba wziąć pod uwagę, że oprócz małych są kościoły, które mają powierzchnię 10 czy 25 tys. metrów kwadratowych, zatem przepis powinien być bardziej elastyczny, racjonalny.

Itd. w kwestii niekonsekwencji.

Powstaje z dnia na dzień tyle nowych informacji, że nie ma absolutnie sposobu by to ogarnąć. To, co poniżej przytoczę to mały, może nawet arbitralny wybór niektórych wieści. Osobiście informacji szukam raczej w niezależnych źródłach niż na mainstreamowych i rządowych portalach, do których mam ograniczone zaufanie – zostało ono wielokrotnie podważone.

W ogólnej ocenie sytuacji  mamy coraz bardziej dwie narracje. Oprócz oficjalnej, sceptyczną, którą zaanonsowałem jako „B”.

B

Doceniając wszystkie wysiłki lekarzy, współczując ofiarom, angażując się w pomoc,  widząc cały dramat sytuacji, widzę też jak pojawia się coraz więcej wątpliwości czy przypadkiem nie zostaliśmy wkręceni w coś, co nie jest adekwatne do rzeczywistości.
Ma to odbicie w powiększającej się ilości artykułów, które pokazują nieścisłości i błędy głównej narracji, wręcz propagandę oraz wysnuwających swoje hipotezy. Niech to będzie pewną przeciwwagą do owej oficjalnej narracji – nie tyle by odwoływać środki ostrożności i bagatelizować te zagrożenia, które są realne, ale dla refleksji i dla zmniejszenia epidemii … strachu. Nie jest on naszym sprzymierzeńcem – psychologicznie, zdrowotnie i często organizacyjnie.

Podobnie jak w mainstreamie – jest tego na tyle dużo, że trudno wszystko śledzić. Dodatkowo trzeba uważać na wyrój fakenewsów.

W ramach tej sceptycznej narracji między innymi dość szeroko wypowiada się i cytuje Piotr Bein na swym blogu. Wśród kontestujących wpisów sprawa koronawirusa pojawia się coraz częściej, jest sporo relacji ze świata (bogactwo – w porównaniu z innymi miejscami) .

Z drugiej strony alarmistycznie od miesięcy podchodzi do tego np. Joanna Teglund na swym profilu twittera podając skalę epidemii ale i skalę różnych zaniedbań i niefrasobliwości. Oczywiście – takich głosów jest dużo  – zwłaszcza w przekazie głównych mediów.

Podaję to jako dwa przykłady zbiorcze.
Ogólnie można powiedzieć, że ludzie dorabiają różne ideologie do tej sprawy wg swych paradygmatów.
Jedni (z kręgów religijnych) mówią, że to kara Boża.
Drudzy („narodowi patrioci” ), że to spisek syjonistów.
Wegetarianie i animalsi (określenie na radykalny odłam ekologów, dla których zwierzęta są nawet ważniejsze od ludzi),  że to przez spożywanie zwierząt.
Ezoterycy, że to zbawienny akt wyzwolenia ludzi przez ich obudzenie.
Technokraci i medycyna skupiają się na szczegółach, a mniej widzą aspekty ogólniejsze, itd. itd.
Myślę, że należy w sposób wyważony uwzględnić WSZYSTKIE możliwości i podpowiedzi, które pozwolą poznać prawdziwe przyczyny zjawiska oraz znaleźć rozwiązanie.

Oprócz tego „alternatywne media” publikują od czasu do czasu artykuły, które podważają zarówno sam fakt istnienia wirusa jak i skali epidemii. Co do samego wirusa, to mówią że np. to   zwykły wirus grypy wzmocniony przez oddziaływanie promieniowania z anten 5G. Faktem jest że Wuhan jest miastem gdzie ilość instalacji 5G była bardzo duża, a szereg źródeł potwierdza takie koneksje promieniowania z wirusami – np. Koronawirus a choroba mikrofalowa (tamże inne istotne informacje).

Jeszcze bardziej zaskakujące było oświadczenie dyrektora szpitala w Genui i prezesa Włoskiego Stowarzyszenia Do Spraw Infekcji, który w  wywiadzie z 18.03.2020 powiedział, że we Włoszech nikt nie umarł z powodu covid-10. (od 9 minuty w  CORONAVIRUS IN ITALIEN KEINER IST GESTORBEN-DIREKTOR VON KRANKENHAUS BESTÄTIGT DAS. )
Przyjąłem to z rezerwą, i słusznie, bo doktor po ok. 2 tygodniach  wytłumaczył się, że bazował na informacjach z pierwszej fazy epidemii, gdy nie wyglądało to tak jak teraz. W tym sensie można uznać to za fejk. Śledzeniem fejków zajmuje się serwis demagog.org.pl , ale … przyłapuję często ich na tworzeniu fejków dementujących to, co fejkiem nie jest. Np. zaręczanie że „wg wszystkich badań” SARS-CoV-2 jest tworem naturalnym, co okazuje się nieprawdą (o czym dalej). Ale nie ma co się dziwić – to witryna finansowana przez Sorosa, w ramach jego szerokiej akcji dezinformacyjnej i ideologicznej (bodajże tylko w jednym roku dostali 130 mil. zł. na swoją działalność).
Czasem chce się powiedzieć za księciem  Gorczakowem (lub podobno za Bismarckiem), że „wierzę tylko w zdementowane informacje” …
Podobnie nie dowierzam mediom związanym z Ministerstwem Zdrowia – na bazie moich długoletnich doświadczeń wskazujących jak jesteśmy oszukiwaniu. W szczególności szefom GIS – instytucji, która nie wypełnia swoich zadań a bardziej zajmuje się lobbingiem na rzecz farmacji. Ciekawy przykład w kontekście obecnej epidemii – https://twitter.com/i/status/1243645733393387527.
Ten pan, wysławiany ostatnio przez wielu, wsławił się nie tylko tą wypowiedzią, ale także perorowaniem kiedyś w Sejmie, że zaręcza swym profesorskim autorytetem, że ŻADNE szczepionki nie zawierają aluminium i rtęci i są najlepiej przebadanym lekiem (sic!) i całkowicie bezpieczne.

Widać w wielu miejscach, że trwa wielka wojna informacyjna. Nawet naukowcy są w niej  wykorzystywani – odpowiednio do potrzeb danej strony owej wojny.

Ale o owym rozsądniejszym podejściu do skali zgonów świadczą i inne wypowiedzi i dane, np. włoskiego naukowca z dużym stażem w zakresie biologii wirusów i innych małych patogenów – dużo ciekawych informacji, o których się nie mówi, w tym o statystykach, szczepieniach, maseczkach, testach, odporności stada, … w sumie o skali niekompetencji i obłędu (na www.ekspedyt.org znajdziemy wiele podobnych informacji ze świata, aczkolwiek należy zachować pewną asertywność w stosunku do niektórych treści).

Podobnie: „Wszyscy [zmarli] byli chorzy na inne poważne choroby” – powiedział ostatnio wprost minister Szumowski.
W Polsce umiera prawie 900 osób w wieku powyżej 65 lat – CODZIENNIE. Także ilość codziennych zgonów ogółem przekracza średnio 1140 osoby, przy czym wg dotychczasowych danych 70% z tej liczny to ofiary chorób naczyniowych i nowotworowych. Jeśli (prawie) każdy zgon będziemy przypisywali koronawirusowi, to odnotujemy lawinowy wzrost w statystykach. Statystyki to świetne narzędzie do … propagandy, manipulacji i zastraszania. Przeciętny człowiek nie docieka, co naprawdę pokazują, jak statystyki były stworzone, kto je ogłosił.

Statystyki dotyczące np. zwykłej grypy pokazują jak wyolbrzymione są te dotyczące covid-19. Ale to zależy jak się robi te statystyki, jakie są kryteria zaliczania, metodologia i odgórne oczekiwania.
Ma zastosowanie powiedzenie: Nie wierz w żadne statystyki, których sam nie sfałszowałeś! 
W wielu przypadkach mogło być, że ktoś umarł z innej przyczyny, chociaż miał koronawirusa, ale ten nie miał tu nic do rzeczy. Ta relacja z Włoch pokazuje jak liczy się zgony do statystyk. Podciąga się ostatnio pod nie wszystkie śmierci.  Przy okazji wspomniano o poniższej statystyce (która i tak nie zawiera jeszcze większych strat z powodu chorób naczyniowych, gruźlicy, aborcji …).

Obraz może zawierać: tekst

Zauważ – 3000 ludzi umiera na świecie codziennie na gruźlicę – nikt nic nie mówi, nie ma paniki. Korona wirusów jest kilkadziesiąt, 15 procent populacji ziemi od zawsze jest nosicielami tychże wirusów.
Osobiście jednak nie bagatelizowałbym sprawy covid-19 widząc ilość ofiar, bo to może być coś zupełnie  innego niż znane nam dotąd patogeny.
Są tacy, którzy podkreślają, że skala zagrożeń są to informacje medialne, specjalnie podkręcane by wywołać panikę i strach. To też musimy wziąć pod uwagę.
Strach objął nie kraje trzeciego świata, gdzie ludzie umierają codziennie tysiącami z głodu czy innych plag a kraje „cywilizowane”. Te szczycące się zaawansowaną demokracją, potęgą, standardami życia,  świat, który rości sobie nawet wpływ na kształtowanie klimatu (na przykładzie „walki z CO2”). Ten świat zachodni w dużym stopniu wyparł ze świadomości zjawisko śmierci, to rodzaj tabu, podobnie jak starość – temat niemile widziany. Wyszło na jaw jak ludzie są nieprzygotowani do samowystarczalności.
Strach jest więc tam tym większy, niezależnie od możliwego podsycania. Grać tu rolę może standard medialny Zachodu – żerowanie na sensacjach, ale w danym przypadku może służyć jakiemuś dodatkowemu celowi. Czy widziałeś to osobiście czy tylko w telewizorze? – pytają i pokazują np. zdjęcia ze szpitali, gdzie personel ubrany jest w niemal kosmiczne stroje, a w innym ujęciu widać ich w otoczeniu kamerzystów bez żadnych zabezpieczeń. Uczciwie mówiąc – manipulacje i przesada występują także po stronie tych publikacji, które próbują obnażać ukryte mechanizmy i zakłamanie głównych mediów, gdy same mają lub uderzają w styl tabloidowy.
Warto wiedzieć, że niemal wszystkie główne media światowe – w hierarchii powiązanych podmiotów, należą do bodajże jednego mocodawcy (ew. sojuszu paru), który narzuca jedną „słuszną” narrację i może nią centralnie sterować. To duży temat na osobny wywód; wielokrotnie o wykorzystywaniu tego środka do ogłupiania społeczeństw pisze dr Jerzy Jaśkowski np. na swym portalu www.jerzyjaskowski.pl,  gościnnie w innych miejscach i na YT. W ogóle J. Jaśkowski upatruje w zjawisku głównie spisek związany z polityką i finansjerą.
Faktem jest, że na strachu od dawna się doskonale zarabia, strachem można sterować całe społeczeństwa.

Rzuca się w oczy intensywność i ilość zachorowań w Europie, co rodzi pytanie dlaczego właśnie tam? Jakby ten wirus miał włącznik i wyłącznik dodatkowej aktywacji.  Jeśli jest tworem sztucznym, to istnieją  zaawansowane technologie, które to mogą umożliwić.
Np. właśnie wiązką elektromagnetyczną modulowaną informacyjnie (technologia pól torsyjnych) via 5G. O tych polach i 5G pisałem w artykule 5G-5 Głównych Uwag. Wśród nowszych informacji znalazłem dość ekstremalne, ale może prawdziwe potwierdzenie tutaj.
Tłumaczenie:
„Wszyscy Chińczycy otrzymali obowiązkowe szczepionki zeszłej jesieni. Szczepionka zawierała replikowany, CYFROWY (kontrolowany) RNA, który został aktywowany przez fale 60 GHz mm 5G, które właśnie zostały włączone w Wuhan (jak również we wszystkich innych krajach stosujących 60 GHz 5G) za pomocą „inteligentnego pyłu”, który wdychali wszyscy na świecie przez chemtrails. Dlatego, gdy mówią, że ktoś jest „wyleczony”, „wirus” można w dowolnym momencie „cyfrowo” reaktywować, a osoba ta dosłownie może umrzeć.  Statek wycieczkowy Diamond Princess był WYŁĄCZNIE wyposażony w 60 GHz 5G. To w zasadzie zdalne zabójstwo. Amerykanie wdychają obecnie ten „inteligentny” pył przez chemtrails. Pomyśl o tym w ten sposób … Dodaj kombinację szczepionek, chemtraili (inteligentnego pyłu) i 5G, a twoje ciało zostanie wewnętrznie zdigitalizowane i będzie mogło być kontrolowane zdalnie. Funkcje narządu danej osoby można zdalnie zatrzymać, jeśli zostanie uznane za niespełniające wymagań. Wuhan był testem dla ID2020. Elita nazywa to falą 60 GHz mm 5G falą „V” (wirus), aby nas wyśmiewać. …”

Akurat we Włoszech czy w Hiszpanii zagęszczenie stacji jest już duże, co dla Włoch pokazuje ta mapa  .

Co do Włoch podaje się takie możliwe dodatkowe czynniki wielkiej (?) skali:  to że był to pierwszy kraj w Europie z epidemią – było zaskoczenie i brak doświadczeń, duże zaludnienie (zwłaszcza na północy), niefrasobliwość ludzi i opóźnione działania władz, duża liczba turystów ze Wschodu (podobno 6000 000 rocznie), liczna (ok. 300 000) enklawa Chińczyków, z których wielu podróżowało do ojczyzny, duży odsetek ludzi starszych, którzy są bardziej narażeni, redukcja i dewastacja służby zdrowia, szczególnie likwidacja oddziałów zakaźnych w ostatnich latach, przez co musiano pewne osoby wykluczyć z odpowiedniej interwencji lekarskiej,  tam było najbardziej zanieczyszczone powietrze, część imigrantów pochodząca z Azji, wspomniane wcześniej nierzetelne statystyki …
Ciekawostką jest że także włoska mafia ‚Ndrangheta wykorzystała sytuację zgłaszając zgony z innych rejonów i przyczyn by zarabiać na pochówkach pokrywanych ze skarbu państwa.
Ten stary link wyjaśnia co stało się przed koronawirusem.  Włochy wprowadziły jeden z najbardziej wszechstronnych programów szczepień w Europie. Narodowy Program Szczepień na lata 2017-2019 obejmuje szczepienia dla osób w każdym wieku, nie tylko dla najmłodszych.
Masowe szczepienia zniszczyły odporność osób starszych. (O szkodliwości obecnych wersji szczepionek i ich kalendarza pisałem wielokrotnie na LepszeZdrowie.info).

Wreszcie – pojawiła się informacja od niemieckiego lekarza, który powołując się na badania i dyrektywy opisane w piśmie medycznym Lancet wyjaśnia że przyczyną masowych zgonów we włoskich szpitalach jest stosowanie narzuconych odgórnie błędnych procedur. które dosłownie zabijają ludzi – https://www.youtube.com/watch?v=XWJz09C6I9w.
Tu pojawia się stary (w sensie –  wielokrotnie przeze mnie dokumentowany) – schemat chorób jatrogennych oraz procedur, które zamiast pomagać – szkodzą.

Inną obserwacją jest że wirus dotknął głównie kraje między  30. a 50. równoleżnikiem na półkuli północnej. Faktem jest, że w bardzo małym stopniu wirus dotknął np. środkową Afrykę. Co więcej, analiza średnich dobowych temperatur w styczniu i lutym w Wuhan oraz w innych miastach dotkniętych zachorowaniami wykazała „ogromne podobieństwo” – było to od 4 do 9 stopni. Także średnie temperatury w okresie 20-30 dni poprzedzających epidemię były zbliżone i wynosiły od 3 do 9 stopni. W miejscach tych występowały też porównywalne wilgotności (44-84 proc.). Trudno mi to jednak zinterpretować.

Zastanawia i inna wybiórczość – dziwny przykład – Korea Płd. i Japonia. W momencie, gdy wirus wydostał się z Chin do tych krajów, oba były na podobnym poziomie. Japonia budziła tu duże obawy, bo gdy okazało się, że ponad sto osób w różnych miejscach miało wirusa, to można było się spodziewać bardzo złego scenariusza, biorąc pod uwagę zatłoczenie metra i liczbę ludności w japońskich metropoliach (rejon Tokio np. ma tylu mieszkańców, co cała Polska). Ale nic takiego się nie stało, mimo, że nie zarządzono żadnej kwarantanny – do dzisiaj jest w sumie ~1000 zakażonych. Za to w Korei była prawdziwa eksplozja i w krytycznym okresie liczby niemal podwajały się co 24 godziny (w sumie dzisiaj ~8800 zakażonych). Dlaczego wirus w jednym kraju potrafi zachowywać się zupełnie inaczej niż w innym?

Czym jest ten wirus z punktu widzenia biologii i jak go opanować jest tematem otwartym, przecież nie tylko dla mnie, ale także dla wielu specjalistów. Nie będę się teraz nad tym dłużej zatrzymywał, ale dużo światła rzucił na to ostatnio komentarz red. Witolda Gadowskiego, który sam będąc na kwarantannie po powrocie z USA poświęcił kilkanaście dni na swoje prywatne śledztwo. Polecam –  https://youtu.be/b5xlL-C53f8 (oraz uzupełniające dalsze wpisy).
Chociaż nie zgadzam się z paroma wnioskami, ale zgoda:  wirus jest sztuczny, trzeba zatem ustalić winowajców – zarówno twórców jak i tych, którzy go „wypuścili”. Gadowski wskazał dość dokładnie tropy. Jeśli chodzi o samo Wuhan, to wiadomo o tamtejszym ośrodku badań nad bronią biologiczną, o dziwnej krótkiej wizycie Amerykanów podczas wojskowej olimpiady w tym mieście i o podobnych możliwych kanałach podrzucenia lub przypadkowego wypuszczenia wirusa.

Wskazane jest też laboratorium amerykańskie w North Carolina BSL-3 Lab i zespół, który tam pracował.
Więcej o poszlakach dot. zamieszania Amerykanów np.:
Bill Gates utajnił już w 2018 plan rozprzestrzeniania się koronawirusa https://youtu.be/Hcy5ypsyQvs.

Na ten temat już wcześniej było i przybywa coraz więcej informacji i to dość przekonywujących, na ww. blogu P. Beina i w innych miejscach. Jedną z osi stanowiska jest udokumentowany naukowo fakt budowy samego SARS-CoV-2 – są w nim struktury, które nie mogły powstać naturalnie, ergo – zostały stworzone sztucznie. Jest w nim implementowany komponent HIV, który osłabia odporność. Istnieją też patenty na różne koronawirusy.

Parę wrzutek:
Coraz więcej faktów wychodzi na jaw, okazuje się że wirus który ma zdziesiątkować populacje świata, został opatentowany w USA.
The Coronavirus PATENT is owned by the Pirbright Institute – https://pbs.twimg.com/media/EO-ERw2X4AAnQuW.jpg

(The Pirbright Institute recently got $5.5 Million in funding from PRO #Vaccine Gates Foundation. … Nie mam informacji, czy patent dotyczy akurat ostatniego koronawirusa, ale sam fakt że takie patenty są  – bulwersuje i daje do myślenia).

Temat jest pomijany lub kwestionowany w głównych mediach, ponieważ od razu wysuwa pytanie o naturze politycznej – kto i po co? Chiny oskarżają USA, USA – Chiny. Jednak W. Gadowski mówi, że sprawa nie może być owijania w bawełnę, bo to może prowadzić do zabrania nam praw obywatelskich, totalnej kontroli i inwigilacji,  jest sprzeczne z zasadami dziennikarstwa itp.  Możliwe są inne hipotezy – dalej jeszcze podam parę poszlak na użytek innego aspektu sprawy.

Pozostaje też do wyjaśnienia sposób jak wirus rozprzestrzeniono na cały niemal świat. Wg dość przekonywującego stwierdzenia – stało się to zgodnie ze szlakami komunikacyjnymi. Jednak są i opinie, że wirus został już uprzednio zasiany na globie i implementowany u większości ludzi a wzbudza się go planowo. Mogły temu służyć opryski w postaci chemtrails  a obecnie przy pomocy dronów. Trudno teraz zweryfikować taką spiskową teorię.

Skala różnych akcji prewencyjnych, kolejnych zaleceń co do odkażania, nie wychodzenia z domu itp. przybiera postać psychozy i szaleństwa w wielu wymiarach. Są głosy że wirusa nie można ‚zabić’  z  prostej przyczyny: wirus nie żyje, jest trupem, nigdy nie żył. Wirus to nie bakteria, nie potrafi się sam namnażać, nie posiada własnego metabolizmu, jest zaledwie fragmentem kodu, który musi zostać wmontowany w odpowiednim miejscu w DNA, żeby zmusić nasz organizm do produkcji własnych kopii, które powodują na przykład wadliwą pracę płuc. Raczej trzeba mówić o dezaktywacji jego możliwości dostawania się do tkanek, znalezieniu leków/środków, które obronią nasze tkanki. Myślę że dezynfekcja jednak niszczy strukturę wirusa na tyle że jego aktywność jest wyzerowana.

Już w styczniu podzieliłem się pewnymi podejrzeniami w notatce Dla otwarcia oczu, (pierwotnie na FB), że możemy mieć do czynienia z operacją fałszywej flagi (globalna psychoza w imię czegoś) oraz  możliwością użycia lub wycieku broni biologicznej. Odsyłam do tego artykułu, by nie powtarzać tutaj wielu podanych tam faktów i uzasadnionych przypuszczeń (co do metod leczenia – wygląda na to że podane tam mogą być pomocne, ale nie rozwiązują sprawy, jeśli mamy do czynienia ze złośliwym sztucznym patogenem). Pod ową notatką pojawiają się od czasu do czasu komentarze, które dotykają tej wersji.

W ww. artykule wybiłem na początku znane hasło, które działa od bardzo dawna „Stwórz problem – zastrasz ludzi – podaj na tacy rozwiązanie problemu”, gdzie to rozwiązanie było przygotowane przed narzuconym problemem – wszystko dla kolejnego ujarzmienia ludzi i wygenerowania zysków materialnych. W danym przypadku ewidentne jest powtórzenie schematu z masowym szczepieniem na nowego wirusa – nawet pod przymusem – niezależnie od tego czy owa szczepionka będzie skuteczna (raczej przeciwnie – będzie dalej degradowała zdrowie ludzi).

Są też dalej idące podejrzenia, pasujące do szerszego kontekstu politycznego i jakiegoś spisku.

O takim scenariuszu jest sporo wzmianek, na początek odwołam się do artykułu Demaskowanie bredni o pandemii korona świrusa – ciąg dalszy (na dość kontrowersyjnym blogu zasadniczo o innej tematyce, ale w tym przypadku chodzi o weryfikowalne dane) ze scenariuszem wg raportu od Dawida Rockefellera, który kiedyś powiedział:

„Znajdujemy się na pograniczu globalnej przemiany. Wszystko czego potrzebujemy, to odpowiednio wielki kryzys, a narody zaakceptują nowy światowy porządek.”

Na tym blogu wspomniałem o takiej możliwości w starszym wpisie Oszustwo z „groźną epidemią” domniemanego koronawirusa.

Inny możliwy wątek to globalistyczny planu pogrążenia Europy (w różnych aspektach). Elementami planu miałyby być: masowy napływ imigrantów, wykorzystanie lewicowej polityki Unii Europejskiej przeciw państwom narodowym i rodzinie, ideologia LGBT, największe obciążenie kontynentu z racji ekologicznych ruchów na rzecz eliminacji energetyki węglowo-gazowej, programy eutanazji i proaborcyjne, depopulacja – w danym przypadku wzmocniona działaniem epidemii. Epidemie to broń  demograficzna.
Rozpatrując komu miałoby to służyć, nasuwa się teza, że beneficjentem są USA, które boją się potęgi Europy.
Jest to teza uproszczona o tyle, że USA to pojęcie względne – działają tam różne siły.
Pominę tutaj kontrowersyjny wątek syjonistyczny (Izrael ma swoje zakusy na wykorzystanie Europy dla swych celów zarówno bezpośrednio, jak i pośrednio – przez wielkie wpływy w USA).
W USA działają organizacje o charakterze globalnym, także ukryte pod uogólniającym pojęciem rządu światowego, różne frakcje wpływów, duże ponadnarodowe korporacje.

Są jeszcze bardziej dosadne oskarżenia o motywy polityczne, hucpę finansową i liczne nadużycia, których nie będę cytował, bo odnośne artykuły pozwalają sobie na wycieczki jak dla mnie zbyt kontrowersyjne, ale dam jeden przykład ze względu że znajdują się tam też cenne informacje natury medycznej (np. o maseczkach) – Koronawirus czyli fałszywa pandemia covid – bezczelna grabież i totalitarny zamordyzm.

Doszliśmy do aspektu ekonomicznego obecnego kryzysu,  który już wcześniej poruszyłem krótko w art. Koronawirus i nie tylko .
Parę zdań i  o tym.

„Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę”. Państwa które wdrożyły kwarantannę są już potencjalnymi bankrutami. Dotyczyć to może głównie środkowej Europy, bo Zachód – jako znacznie zasobniejszy i bardziej wpływowy sobie poradzi. Polski nie stać nawet na jeden dzień przestoju. „Chwilówki budżetowe”, to tylko odsunięcie problemu w czasie oraz ukryte obciążenie społeczeństwa (inflacja, wzrost cen, przyszła spłata kredytów). Pakiet antykryzysowy – owszem jest bardzo ważny, chociaż niedoskonały. Ale owe 212 miliardów – skąd się weźmie? Mówi się o dodruku pieniędzy. Nie jestem pewien, bo Konstytucja zabrania finansowanie budżetu przez NBP, ale (paradoksalnie) zezwala na zadłużanie się w bankach komercyjnych – na ogół zagranicznych (przynajmniej w sensie głównych udziałów). A to oznacza odsetki i dalsze uzależnienia. Nie będę się wypowiadał na tematy których nie badałem, ale tak przyziemnie – co się stanie jak ludziom zacznie brakować pieniędzy, bo nie pracują? Likwidacja przedsiębiorstw, bankructwa, zerwanie łańcuchów dostaw, braki surowcowe, itp. Chaos, anarchia, prawo silniejszego. W świetle wyżej podanych wątpliwości o skali i naturze epidemii, czy właściwie równoważymy sprawy sanitarne z zapaścią gospodarki? Może ochronę powinniśmy zaakcentować w stosunku do osób starszych a młodszym i sprawnym dać możliwość utrzymania gospodarki i ograniczyć … ograniczenia?
Nie wiem, ale widać, że jest całe mnóstwo zbytecznych wydatków, na które wydawane są przez rząd nasze pieniądze, ale rekordy biją testy rRT-PCR (real-Time RT-PCR Protocol) , które nie są precyzyjne a nawet jak mówią pewne źródła  – niespecyficzne dla SARS-CoV-2, a każdy kosztuje małą fortunę. Według procedury WHO (światowej Organizacji Zdrowia), żeby zdiagnozować wirusa SARS CoV-2 trzeba wykonać sekwencjonowanie jego genomu i porównać z genomami innych koronawirusów, jak SARS. Dopiero wykrycie odpowiednich sekwencji liter wbudowanych w kwas rybonukleinowy może potwierdzić, że istotnie mamy do czynienia z wirusem SARS CoV-2, w żadnym inny przypadku nie jest to możliwe. Jednak do tego potrzebne są sekwensery genomu, których Polska nie posiada, ponadto badanie jednostkowego przypadku trwa od ok. 40 do 72 godzin, a więc nie jest możliwe stwierdzenie na miejscu, jak to się dzieje w Polsce podczas internowania de facto ludzi pod pozorem zarażenia, że są nosicielami tego konkretnego wirusa. Mogą mieć grypę, albo nawet jej nie mieć, a być tylko lekko przeziębionymi i lądują w swoistym kryminale. Szybkie testy, z których najszybsze wdrożył do produkcji niedawno koncern farmaceutyczny Roche, potrzebują minimum 4 godzin na wykrycie koronawirusa. Jednak nie koronawirusa SARS CoV-2, tylko koronawirusa w ogóle, którym wcale nie musi być związany z Covid-19, może być inny wirus zmutowanej grypy, choćby SARS. Test z Niemiec, obecnie rozprowadzany w Europie był wykonany pospiesznie, bez wymaganych jw. badań. Mówi o tym też pewien niemiecki lekarz – https://youtu.be/1lIuYPHSE9Q (23.03).
Wydatki na respiratory (które już nie pomogą przy zniszczonych płucach), maseczki, które praktycznie nie chronią, aparaty odkażające, …

Drugi duuuży temat, to aspekt cywilizacyjny  i „świadomościowo-duchowy”  – niewątpliwie obecne wydarzenia wstrząsnęły ludźmi i pokazały słabość naszej technicznej cywilizacji, rządów, uczą pokory.  Mówi się „już nic nie będzie takie jak dawniej”.
Jest to większe zjawisko niż wiele osób sobie uświadamia. O tym będzie w osobnym wpisie pt. Reset świata?

Będą zaskoczenia…

L.K.

Prawda i fałsz

myths-facts

Wiedzę buduje się z faktów, jak dom z kamienia;
ale zbiór faktów nie jest wiedzą,
jak stos kamieni nie jest domem.

Henri Poincaré

W związku z pewną dyskusją wracam do tematu, który był podejmowany przeze mnie wielokrotne artykułach i dyskusjach, prawie obsesyjnie na przestrzeni co najmniej 20 lat.
Będę się zapewne powtarzał, ale wiem że takie wpisy aktywnie żyją w sieci dość krótko – mimo że wciąż są dostępne (jeszcze? – bo cenzura dobiera się i do blogów).

Polecono mi, by mnie „naprostować”,  Krótki film o prawdzie i fałszu  (no, nie taki krótki…; nota bene jest znacznie więcej podobnych publikacji na różnych kanałach). Znałem ten film wcześniej, obecnie go sobie odświeżyłem.

Ten film jest dobry, zwłaszcza w zakresie metodologii. Pierwsza część przypomina mój artykuł  z  2004 r., który ostatnio wyciągnąłem z archiwum nieistniejącej już dawno strony L-earn.net
( https://lapidaria.home.blog/2019/11/09/podstawowe-bledy-w-mysleniu/ ),
ponieważ od paru lat zajmuję się udostępnianiem dorobku Stefana Garczyńskiego, który sporo życia poświęcił „errologii” i napisał o tym parę książek.
.
Ale to propedeutyka i nic nowego – to podstawowy warsztat, który musiałem znać w pracy naukowej.
By ująć to jak najkrócej, ale i bez uogólnienia…wspomnę tylko o paru zastrzeżeniach.

Chociaż myśl przewodnia jest słuszna i w dobrej wierze, to już niektóre przykłady ilustrujące ten wywód są nietrafione i pokazują, że i autor sam wpadł w pułapki. Podkreśla znaczenie znajomości tematów, a przyłapuję go na tym właśnie, że część z nich zna chyba tylko ze stronniczych relacji. Gdzieś od 2 do 4 minuty podaje przykłady pewnych stwierdzeń z których jedne uważa za prawdziwe, inne nie. Ale nie podaje które są jakie – z jednej strony słusznie, by nie pokazywać postawy dogmatycznej, ale nie jestem pewien czy gdyby odpowiedział, czy miałby 100% rację. Rozumiem, że nikt nie ogarnia wszystkich dziedzin, podobnie  – rzecz jasna ja (ale oceniając staż, myślę że więcej niż autor).
Była taka wyliczanka tematów, które autor uważa za fikcję lub teorie spiskowe. W pewnych ma rację, w innych nie i niepotrzebnie wrzuca wszystko do worka „wyśmiać” i … wyśmiewa. Ezoteryka źle się wielu osobom kojarzy, ale często po prostu oznacza te sfery wiedzy, które są ukrywane – przecież przypadek występujący nawet w naukach jakimi zajmują się dyplomowani naukowcy. Różdżkarstwo sprawdza się od wieków praktycznie, a że nie do końca znamy jej mechanizmy to właśnie ciekawy temat dla nauki. Ruchy antyszczepionkowe mają podstawy zarówno merytoryczne jak i ze względu na administracyjne szykany i negowanie pewnych praw obywatelskich.  UFO jest jednym z lepiej udokumentowanych zjawisk, ale często zbyt łatwo identyfikuje się „Unidentified” z „zielonymi ludzikami” i podobnymi trywializacjami.  Itd. itd.
Gdy autor tak z góry traktuje te tematy jako fikcję, bajkę, to już nawet nie próbuje podać źródeł na których opiera swój osąd. Domniemanie typu „bo wszyscy to wiedzą”  nie jest podejściem naukowym, które tak chwali.
Ci „wszyscy” to mogą być ludzie, którzy spłycają lub negują zagadnienia pod wpływem „poprawności”  różnej maści, mają w tym interes lub wiedzą tylko tyle, co gdzieś pobieżnie usłyszeli.  Często są ignorantami a się wypowiadają i opinia o danym zjawisku staje się coraz bardziej podobna do końcowego wyniku  „głuchego telefonu”.

By skomentować dokładnie te wątki nagrania trzeba by napisać sporą broszurę – nie mam już na to sił i czasu (wobec innych zajęć i kondycji mego wieku, może kiedyś przy konkretnej okazji).

Z tymi spiskami jest pewien kłopot – rozpowszechniony pogląd, że nie istnieją.
Niestety, jest wprost przeciwnie. Już o tym wspomniałem także tutaj (np. Spiski?). Najbardziej widać to w naukach historycznych, politycznych i samej polityce, archeologii, a nawet (!) w fizyce (ciekawy temat, który warto rozwinąć osobno), w naukach medycznych i praktykowaniu medycyny, …

Co do historii – jak mówi prof. Grzegorz Kucharczyk „Jestem historykiem, więc wierzę w spiski”.
Ale nie trzeba być profesorem by to widzieć wyraźnie – gros historii i  polityki, a nawet globalna gospodarka i finanse to właśnie spiski – brutalna walka o dominację, swoją „prawdę” i korzyści. (Napoleon Bonaparte: „Historia to uzgodniony zestaw kłamstw”.)

Nie będę wchodził na szerokie wody – skupię się przez chwilę na medycynie, ponieważ tym się głównie zajmuję, gdy tropię różne zakłamania.
By to zrozumieć (piszę ogólnie, potencjalnie do jeszcze nieświadomych, myślę, że ty wiesz o co chodzi, więc przepraszam za tę krótką dygresję), trzeba właśnie widzieć sprawę historycznie i przez pryzmat gry interesów.

To biznes stworzył obecne oblicze farmacji, medycyny a nawet sporej części nauk.
W danym przypadku chodzi o „medycynę rockefellerowską” (dobrze opisaną), ustanowioną ok. 100 lat temu i konsekwentnie od tamtego czasu dążącą do hegemonii. De facto ustanowili już dość dawno obowiązującą jedyną narrację, tzw. medycynę akademicką. Opanowano piśmiennictwo branżowe, a poprzez kredyty, granty i nagrody podporządkowano uczelnie i instytucje badawcze. W akademiach, na przekór dawnej tradycji, już się prawie nie dyskutuje – tam się naucza wg programu.

Medycyna zaczęła służyć farmacji a nie odwrotnie. Lekarze stali się sprzedawcami leków i prawie automatami realizującymi narzucone procedury, których nie wolno pominąć pod groźbą ostracyzmu i wykluczenia z zawodu. Lekarze tak wyszkoleni po prostu sami nie dociekają głębiej jak to jest – ufając temu, co kiedyś przekazano (czasem  zdawkowo) im na studiach, a potem wierzą okólnikom i procedurom ustalonym przez urzędników. Zresztą, zostali tak omotani administracyjnie, że nie mają nawet czasu na indywidualne, niezależne studiowanie.

Ten stan rzeczy wymusił też odpowiednią narrację w mediach.
Chociaż posiadam wiele takich przykładów, to tu przejdę do konkretnego przytoczonego w materiale– sprawa dra A. Walkefielda.
Ogólnie można scharakteryzować tego rodzaju wypowiedzi jako bezmyślne od lat powtarzanie sfałszowanych i plotkarskich wiadomości – nawet przez utytułowane osoby –  bez dokładnego sprawdzenia samego źródła(eł) (a nie jakiegoś artykułu, który napędził fałszywą propagandę w obronie farmacji; mam materiały źródłowe). Jak wiadomo fake newsy rozprzestrzeniają się szybko i gdy mają mocne wsparcie biznesowe – są niemal nie do odkręcenia.

To, że kłamstwa były, są i będą głoszone – nic (?) nie poradzimy, ale z racji że widea autora mają ok. 150 milionów wyświetleń, to  już potencjalnie mocno przyczynia się do powielania takich kłamstw i mnie niepokoi. Zatem w tym przykładzie autor sam nie świeci dobrym przykładem, do czego zachęca.

W filmie podano ciekawy ranking wiarygodności źródeł (wg autora), z którym można się zgodzić, aczkolwiek mam parę uwag.
Mądrość i wiedza to nie tylko nauka w ujęciu „to, co zostało opisane w publikacjach naukowych”.
Przełomy technologiczne, w paradygmatach, wynalazki i odkrycia były nie raz dziełem nawet amatorów, jakiegoś przebłysku, kreatywności na pograniczu duchowej inspiracji, bywało że na przekór obowiązującej nauce. Powinniśmy o tym pamiętać. Także w ogóle w rozróżnianiu prawdy od fałszu.

Oprócz ścisłej metody naukowej doceniam przynajmniej jeszcze trzy kryteria:

1) Komu to służy?
2) Jakie są owoce działań? („po owocach poznacie ich”) i podobne do tego –
3) Praktyka.
Te kryteria wręcz wzorcowo funkcjonują właśnie w zakresie medycyny i praktyk prozdrowotnych, chociaż (co zrozumiałe) trudno establishmentowi to przyznać.

Przykładowo, jeśli pewne praktyki stosowane poza zatwierdzonymi procedurami medycznymi powtarzalnie sprawdzają się lepiej od tych proceduralnych, to jest to dowód a przynajmniej fakt z praktyki, który nauka powinna wziąć na warsztat a nie prześladować. Ostatecznie, trzeba poprawić teorię lub/i zmienić zatwierdzoną praktykę .

Mam też prywatnie kryterium ze sfery … ducha.
Myślę, że nauka jest zbyt zadufana w sobie gdy wiąże się tylko z podejściem materialistycznym. Prywatnie sądzę (i mam na to argumenty), że nauka w ogóle jeszcze raczkuje i czeka nas jeszcze wiele zaskoczeń.
Zadaję w pewnych przypadkach pytanie: „Co w tej sytuacji uczyniłaby miłość?”
Oraz „czy naprawdę to JA – to moje wewnętrzne, tak sądzę, czy jest to jakieś wpływy zewnętrzne?”
Mam jeszcze inne podobne, ale tego już nie będę wtrącał do dyskusji o nauce.

W rankingu wiarygodności źródeł nie uwzględniono (co nie dziwi, ale trzeba mieć w pamięci), że prawdę naukowcy przekazują sobie (także) w czasie kuluarowych dyskusji na konferencjach, często w bardzo wąskim zaufanym gronie, gdzie nie wystawiają się jawnie na konformistyczne oceny, ingerencję prowadzącego prezydium i kamery. Wtedy są szczerzy. Znam szereg takich „przecieków” – przypadkowych lub zamierzonych.

Autor prawie nie uwzględnia tego, że tak jak światem rządzi pieniądz i kłamstwo, tak dzieje się w znacznej mierze i w nauce.
To kolejny klucz jakim przychodzi mi się posługiwać, gdy czegoś nie rozumiem. Zadaję sobie pytanie: czy nie dostrzegając tego nie jestem naiwny?

Od dawna przyglądam się zjawisku kłamstwa w ogóle, które uważam za jedno z głównych grzechów (i nie mam na myśli ujęcia religijnego, chyba że ktoś hejtuje i pomawia a nie pamięta o 8. przykazaniu) i przyczynę degradacji nie tylko nauki ale cywilizacji.
Wtedy tak wynoszona w rankingu „metoda naukowa” zaczyna zastanawiać.

Przyznaję – tu włącza się emocja.

Kłamstwo, głoszone jako prawda, doprowadza do wściekłości (Mikołaj Gogol).

Natomiast co do nauk medycznych, to nawiążę do wysokiego umiejscowienia w owym rankingu recenzji naukowej. Niestety, w tym przypadku to też zły przykład („pudło”), ponieważ utytułowani emerytowani redaktorzy naczelni tak renomowanych pism branżowych jak np. New England Journal of MedicalLancet przyznali że ok. połowa tamtejszych publikacji, mimo recenzji, jest po prostu nieprawdziwa (zmanipulowana).

To rzuca bardzo zły cień na wiarygodność tzw. Evidence Based Medicine, co staje się frazesem i rykoszetem uderza w wiele dziedzin medycyny. Istnieją podejrzenia, że dzieje się podobnie i w innych branżach, co szkodzi nauce w ogóle.

Podobnie wynoszenie w rankingu publikacji z uczelni przyprawia mnie o uśmiech. O uczelniach już wspomniałem wcześniej.
Oczywiście, można to różnicować, ale w związku z medycyną i z polskimi uczelniami, to po prostu nieznajomość tego jak się to w wielu przypadkach odbywa.

Padł zarzut, że konserwatyści, „prawica”, ogół społeczeństwa, boją się nowego i dlatego negują postępy nauki i jej nie rozumieją. O ile w masie tak może być, to nie docenia się doświadczenia życiowego ludzi, którzy widzą że „postęp” nie zawsze jest postępem i właśnie kryterium owoców pokazuje że świat w szeregu aspektach idzie złą drogą. Osobiście widzę to, a jednocześnie jestem entuzjastą mądrych zmian i innowacji.

Reasumując, na stare lata stałem się sceptykiem do tego stopnia, że mało czemu i komu ufam, stąd może też popełniam błąd „w drugą stronę”. Mimo że inżynier, to coraz bardziej humanista…