Nauka a praktyka

Był czas, który nie sprzyjał nauce i postawił jej adeptów na rozdrożu niewiadomego.
Gdybym urodził się kilkadziesiąt lat później…

nauka2

Jak ten czas leci!
Minęło już prawie 50 lat gdy obroniłem swoją pracę doktorską.
Dziś w ramach cyklu osobistych wspomnień, trochę o tym wydarzeniu i powiązanej historii.

Właściwie praca była gotowa sporo wcześniej, ale miałem pecha że mój promotor uległ groźnemu wypadkowi samochodowemu i na długo został wyłączony z życia uczelni, a tym samym nie był w stanie doprowadzić do końca całą procedurę jaka była wymagana.
Po jakimś czasie udało się znaleźć grzecznościowo zastępstwo w osobie znacznie starszego profesora, u którego kiedyś miałem wykłady. Jednak jego specjalizacja była inna i nie „czuł się dobrze” z tematyką, którą się zająłem.
Otóż napisałem pokaźny materiał na temat kryteriów jakości w ocenie automatycznego sterowania okrętów.
To dość skomplikowane zagadnienie, więc tutaj przybliżę je tylko ogólnie.
Okręt/statek to obiekt poddany na morzu wielu czynnikom jak prądy, wiatry, fale, oddziaływanie głębokości akwenu itp. Te czynniki mają charakter stochastyczny, to jest w dużej mierze przypadkowy, fluktuacyjny. Oznacza to poznanie dynamiki tych zjawisk, co samo w sobie jest dużym wyzwaniem. Do tego dochodzi zjawisko znacznej inercji obiektu. Wiadomo, że wyłożenie steru w jakimś kierunku czy zmiana obrotów śruby (prędkości statku) nie powoduje natychmiastowej reakcji w postaci zmiany toru – czasem trzeba wielu minut. Rolę odrywa też prędkość statku przyjęta ze względów logistycznych w powiązaniu z kosztem paliwa, masą ładunku i terminem dotarcia do celu.
W takiej sytuacji określenie optymalnego sterowania staje się zagadnieniem złożonym i zawierającym wiele czynników decyzyjnych i to zmiennych w czasie. Są to czynniki ekonomiczne i wynikające z bezpieczeństwa. Dochodzą jeszcze sytuacje szczególne jak poruszanie się w wąskich korytarzach (cieśniny, porty).
Zatem zagadnienie optymalności jest w danym przypadku jest w nauce określane jako wielokryterialne. A nawet ta wielokryterialność ma inny model matematyczny dostosowany do paru odrębnych sytuacji ogólnych. Nie komplikując, przykładem jest nawigowanie między wyspami, mieliznami i w kanałach w odróżnieniu od prostej marszruty do dalekiego celu (ale z uwzględnieniem prądów itp.), wreszcie operacje wojskowe jak podążanie po tzw. krzywej pogoni.

Byłem po trzyletnim studium doktoranckim na Politechnice Warszawskiej w dziedzinie automatycznego sterowania oraz robotyki. Studia miały wyraźny profil teoretyczny, skupiający się na matematycznej teorii sterowania. To fascynująca tematyka, przy czym pojecie optymalnego sterowania jest dziedziną samą w sobie. A w niej dział uwzględniający wiele kryteriów optymalności rozpatrywanych łącznie lub hierarchicznie (wielopoziomowo).
Moja pierwotna praca poszła w tym kierunku, co spowodowało pokaźny rozrost materiału.
Nowy promotor był bardziej praktykiem i zalecił skrócenie dysertacji oraz jej ukierunkowanie na rozwiązanie, które względnie szybko mogłoby znaleźć zastosowanie.

To zburzyło moje pierwotne ambicje i spowodowało, że musiałem poznać w większym stopniu realia na styku dostępnej techniki, praktycznych potrzeb i możliwości.
Odbyłem szereg konsultacji na uczelniach i zakładach wytwórczych, zwłaszcza nad morzem.

Ciekawostką było to, że będąc w Warszawie kojarzyłem ze sobą środowiska naukowe i przemysłowe rozproszone po kraju, które – jak się okazało – często nie wiedziały co robią inni i jakie mają osiągnięcia.

Byłem łącznikiem pomiędzy tymi ośrodkami, co nie zawsze było wygodne ze względu na lokalne ambicje i strzeżenie własnych pomysłów tych ośrodków.
Ten etap znacznie wydłużył termin ukończenia dysertacji. Nałożyło się na to zarówno moje pewne zniechęcenie, jak i konieczność pójścia do pracy.
Trzeba pamiętać, że były to czasy gdy informatyka była jeszcze w powijakach.
Zagadnienie, jakim się zajmowałem, dla jego zastosowania wymagało skomplikowanych obliczeń.
Królowały jeszcze „komputery” analogowe. Maszyny cyfrowe były wtedy względną rzadkością (wczesne lata 70te). Na PW początkowo korzystałem właśnie z komputera analogowego do modelowania zagadnień optymalizacji. Potem, gdy zainstalowano „Odry” (generacja wczesnych maszyn cyfrowych) przeniosłem i doskonaliłem i adaptowałem odpowiednie algorytmy na płaszczyznę cyfrową tworząc emulator (język odpowiednich komend).
To jednak było dość prymitywnym rozwiązaniem – potrzebowałem czegoś bardziej zaawansowanego.
Nauczyłem się języka Fortran, potem Pascal i szukałem miejsca, gdzie mógłbym to wykorzystać, a jednocześnie mieć pracę. Zatrudniłem się w RADWARrze – instytucie naukowym na Grochowie, który pracował głównie dla wojska. Zyskałem dostęp do zagranicznych komputerów oraz lepszy przystęp do centrum obliczeniowego zlokalizowanego wtedy w PKiN.
Gdy wspominam te czasy, to mogę dużo lepiej od obecnego pokolenia zobaczyć postęp jaki się dokonał w dziedzinie elektroniki i informatyki. Programy były zapisywane na taśmach dalekopisowych, potem na perforowanych kartach.
Pomyłki poprawiało się ręcznie zaklejając dziurki lub robiąc nowe…
Same maszyny stosowały pamięć zewnętrzną na taśmach magnetycznych, a pamięci wewnętrzne liczyło się w kilobajtach, rzadziej w megabajtach, a do tego potrzebny hardware to były duże szafy w specjalnych klimatyzowanych pomieszczeniach…

Cóż, praca pod dyktando zakładowych zamówień nie sprzyjała jednak wykorzystaniu tych możliwości dla celów prywatnych, chociaż chwilami udawało się przemycić jakiś plik kart pod takie obliczenia.
To też wydłużyło czas finalizacji dysertacji w jej nowym ujęciu. Doszło do tego „bujniejsze” życie prywatne – miałem pieniądze, własne mieszkanko, przyjaciółki (krew nie woda), sporo podróżowałem. Jedną z takich podróży opisałem w Amerykańska przygoda.

Wracając do samej pracy doktorskiej – mimo znacznego obcięcia zagadnień teoretycznych, zostawiłem przynajmniej ideę optymalizacji wielokryterialnej, chociaż już z ograniczeniem ilości czynników.
Mając też na względzie jeszcze małe możliwości zastosowania komputerów pokładowych uprościłem także model dynamiki statku, zastępując go takim, dla którego znane są rozwiązania analityczne dla optymalnych regulatorów.

Jednak ze względu na zmienność środowiska przyjąłem układ regulacji z automatyczną adaptacją w pętli sprzężenia zwrotnego, co pozwalało na bieżąco zmieniać niektóre parametry w równaniach stanu.

Z inżynierskiego punktu widzenia zaproponowałem rozwiązanie zwane autopilotem morskim.

Swoją dysertację skutecznie obroniłem w 1978 roku.
Ciekawostką było to, że mój pierwszy promotor (J.K.) doszedł chwilowo do lepszego zdrowia i zdążył ustalić mi recenzentów oraz był na obronie.
Niestety niedługo potem J.K. zmarł, a ów starszy profesor też – bodajże w 1980.

Nie opisując dalej samej pracy warto wspomnieć o dalszych moich losach związanych z tym etapem życia.
Zostałem pozostawiony przez swoich opiekunów i pewne obietnice pracy i „kariery” nie miały szans na realizację, tym bardziej że w Warszawie nie było zainteresowanego sprawą środowiska. Pomimo udziału w różnych konferencjach, wygłaszania i pisania referatów, zainteresowanie tematem mojej pracy było niewielkie.
Chociaż miałem trochę doświadczenia dydaktycznego na uczelni, to ta ścieżka mnie nie pociągała.

Także to, co mogło być nowatorskie w 1972-3, przestało być takim w latach 80.
Pojawiły się też podobne koncepcje oraz rozwiązania praktyczne – głównie w gotowych produktach z Zachodu.
Wkrótce potem małżeństwo odwiodło mnie od koncepcji przeprowadzki na wybrzeże.
Natomiast zagadnienie autopilotów przeniosłem do zagadnień lotniczych. Niedługo po obronie zacząłem pracę w Instytucie Lotnictwa. Tam jako adiunkt byłem szefem zespołu, który miał zaprojektować komputer pokładowy dla nowego samolotu szkolno-treningowego Iryda. W tym przypadku też pojawiły się różne problemy i rozwiązania natury naukowej. Dodatkowo doszło zagadnienie kompresji danych, co na pewnym etapie stało się moją ulubioną specjalizacją.
Gdy komputer był prawie gotowy, przynajmniej od strony koncepcji i oprogramowania, co wyczerpało moje zadanie (pozostał etap konstrukcji i wdrożenia), otrzymałem intratną ofertę kontraktu w Libii (co w szerszym kontekście było tematem wpisu Casus libijski). Po trzech latach wróciłem do Instytutu, gdzie objąłem projekt systemu naziemnego przygotowania lotu w powiązaniu z nawigacją. Stworzyliśmy prototyp urządzenia z czytnikiem map i planowaniem trasy w wielu aspektach.
Jednak Instytut w tych latach był już czymś innym. Zaczęła się wykruszać kadra, także w moim zespole awioniki, coraz trudniej było dopinać pewne podprojekty. Dodatkowa trudność stanowiła współpraca z wojskiem, dla którego były realizowane te projekty. Nasi „opiekunowie” nie do końca byli kompetentni, ale za to mnożyli utrudnienia biurokratyczne. W instytucie obserwowałem także wpływ starych układów personalnych, co nie rokowało dobrze dla kariery względnie nowych pracowników.
Nie wiem dokładnie jaki był powód, że projekt Irydy zaczął się chwiać, ale podejrzewam, że jednym z nich była ogólna zapaść finansowa.
Tak jak wielu innych kolegów, z czasem zacząłem rozglądać się za inną pracą. Instytut płacił marnie, a ogólna atmosfera w zespołach była przygnębiająca.
I tak koniec lat 80. był dobrowolnym końcem mojej pracy naukowej – trzeba było zarabiać na życie, rodzinę, mieszkanie itp., a nie bujać w obłokach na skrzydłach wcześniejszych zainteresowań.
Dalsze lata, aż do emerytury, to praca w firmach prywatnych, co było korzystniejsze, aczkolwiek też nie bez stresów, bo właściciele potrafili mocno przycisnąć dla efektywności i zysków.
Nie oznaczało to porzucenia mojego inżynierskiego przygotowania oraz umiejętności programowania, ale już bez kontynuacji wcześniejszej specjalizacji.
A życiowo szkoła nauk ścisłych, krytyczymu i studiowania wielu źródeł bardzo się przydała. W drugiej połowie życia, oprócz zajęć zawodowych, poświęciłem się amatorsko, ale nie bez naukowj dociekliwości, paroma innym dzidzinami, w szczególnosci związanymi ze zdrowiem. I wtedy jeszcze dobitniej zrozumiałem znaczenie praktyki, co wyjaśnia tytuł tego wpisu. W innych miejscach publikowałem informacje o rozziewie pomiędzy teoretykami a praktykami, którzy potrafili skutecznie leczyć – w przeciwieństwie do tych pierwszych.
To naprowadziło mnie na tropy tego, jak w ogóle nauka bywa skorumpowana i manipulowana przez układy biznesowe i personalne.
Natomiast na tej dalszej drodze zawodowej mój tytuł naukowy przeważnie nie miał znaczenia, zresztą sam nigdy nie podkreślałem jakiegoś przywileju z tego powodu.
Może w ogóle źle wybrałem swoją zawodową ścieżkę? Już dla mnie za późno by wykorzystać  w pełni doświadczenie i obecne wielkie możliowości techniki.
Ale to już inna historia…

Metoda

M.E.T.O.D.A.
Mądrość, Empatia, Ty, Odwaga, Dyskusja, Aktywność. 

W swojej minipublicystyce społecznościowej kładę nacisk na parę aktualnych zagadnień, a przy tym na pewną metodę widzenia rzeczy i działania.

Zagadnienie zagrożeń dla ludzi i cywilizacji nabrzmiewa, stąd potrzeba odkrywania ich natury, zakresu i przyczyn.
Owa natura zagrożeń jest pochodną przyczyn, często niewidocznych. Zatem metoda analizy polega na szukaniu tych pierwotnych i najbardziej istotnych. To spojrzenie zarówno historyczne jak i „z lotu ptaka”, szersze.
Wtedy widzi się więcej przyczynków, możliwych elementów. Czasem wystarczy połączyć kropki, kiedy indziej widać, że jest pewna przyczyna zasadnicza, która rzutuje na przebieg wydarzeń, kształt wiedzy i na działania. Wtedy schodzimy z ogólnego poziomu na niższe, gdzie rzeczy dzieją się jakby nieuchronny skutek, a ludzie, nawet badacze, nie są świadomi tego łańcucha zależności i tworzą wiele domysłów, nawet teorii. Okazują się one nieraz sprzeczne, co wprowadza chaos w działaniach, konflikty i zagubienie. Szeregowi ludzie, na dole tego mechanizmu wynikających skutków, mają rzeczywiście powód do popadania do zwątpienia w sens istnienia, swego życia, są wystraszeni, a niektórzy zbuntowani i atakujący na oślep.
Stąd kolejne podstawowe zagadnienie i zadanie – wlanie w ludzi nadziei, pokazanie drogi wyjścia z rzekomej niemożności naprawy świata. Temu był poświęcony poprzedni wpis Droga spełniającej się nadziei, przy czym tutaj chciałbym bardzie zaakcentować nasz wkład w realizację tej nadziei oraz potrzebę zrozumienia zagrożeń.

Tu warto zastosować metodę „od góry do dołu” i zasadę „jak na górze, tak i na dole”.

Dominuje pogląd globalistów, że odgórnie rozwiążą takie problemy przez pełną centralizację i kontrolę. Podobnie myślą Amerykanie, sądząc że cały świat powinien przyjąć ich „najlepszy” model życia i że są hegemonami pod każdym względem. „Co dzieje się w USA, to skutkuje w całym świecie”. W świecie polityki tak faktyczne było przez długi czas. Jednocześnie powinniśmy być świadomi wpływu geopolityki na wydarzenia w skali krajów i regionów.
Odwrotny pogląd to lokalizm (termin chętnie używany i rozwijany przez Witolda Gadowskiego, ale nie nowy, pisał o tym np. Roger Scruton, temat wart szerszego omówienia w przyszłości).
Oba poglądy zawierają elementy słuszne i niesłuszne, ale trzeba rozpoznawać które są które.

Przeżywamy kolejną rewolucję technologiczną za sprawą sztucznej inteligencji (AI). Może bardzo pomóc w wielu dziedzinach, jednak też może stać się niebezpieczna zarówno sama z siebie (pisałem o tym w 2018 r. w AI -Rubikon przekroczony), ale i w rękach nieodpowiedzialnych ludzi (globalistów, technokratów, tyranów, psychopatów itp.).
Z tych dziedzin pozytywnego zastosowania wymienię optymalne zarządzanie procesami produkcyjnymi i dystrybucją oraz ogólnie zaawansowaną optymalizację, wyszukiwanie informacji i podejmowanie decyzji na podstawie olbrzymich zbiorów (baz) danych.
Tu jednak pojawia się zagrożenie skażenia tych danych złą jakością, w sensie wybiórczości i stronniczości narzuconej postawami i celami pewnych ludzi.
Są też sprawy, w których konsensus ilościowy wcale nie oznacza znalezienia prawdy czy pełnomocnictwa wobec odbiorców decyzji.
Gdy AI staje się bogiem nieomylności, to możemy zagubić Boga prawdziwego, czy jakkolwiek nazwalibyśmy Podmiot, który faktycznie wie i może kontrolować wszystko, bo to On wszystko stworzył i rozumie.
Zatem w naszej metodzie musimy brać pod uwagę coś, co nazywamy ogólnie niezbywalnymi prawami człowieka, prawem naturalnym, zasadami boskimi itp., co nawet jeszcze trudno nam jednoznacznie opisać. Zatem wciąż w metodzie obowiązuje nas zasada pokory, która coraz mniej przejawia się w myśleniu globalistów, a jest obca dla AI.
Powtarzam też starą praktyczną regułę osądzania rzeczy – „po owocach poznacie ich”.

Gdy przyjmiemy w naszym świecie starą zasadę że „człowiek jest miarą rzeczy” i zobaczymy jednocześnie jak bardzo (jeszcze?) różnią się różne kultury na Ziemi, to w opozycji do globalizmu tym bardziej widzimy potrzebę lokalizmu. Zapewnia on uznanie woli i potrzeb tych zróżnicowanych kulturowo i regionalnie społeczności. Znają one swoje uwarunkowania, mogą lepiej podejmować decyzje o sobie niż władze odgórne. Wspomniana optymalizacja decyzji powinna uwzględniać, w miarę konieczności pogodzenia z potrzebami ogólniejszymi, metody wielopoziomowe i wielokryterialne, co jest w nauce już dość dawno opracowane.

Optymistycznie wierzę, że przyszły świat będzie miejscem obfitości, bo poczucie braków i limitów jest nam narzucone przez oligarchie ze skłonnościami globalistycznymi – dla realizacji swojej władzy i maksymalizacji zysków kosztem innych. Do takiej wizji niedostatku dołożyło się wielkie marnotrawstwo, blokowanie technologii o olbrzymich możliwościach, ale szkodzących monopolom, niesprawiedliwa dystrybucja, błędne ideologie. Gdy te przeszkody zostaną zniwelowane, wtedy i znikną w znacznym stopniu sprzeczności interesów, zarzewia wyniszczających konfliktów a zwłaszcza wojen, nawet potrzeba centralnego sterowania.

Lokalizm, dziś pojmowany może jako partykularyzm, podniesie jednostki do rangi suwerenów i przez to (?) obudzi świadomość jedności wszystkich ludzi w ich naturze, celu na miarę kosmiczną, wznoszenia w rozwoju.

Tutaj należy włączyć wyobraźnię sięgającą poza obecne schematy i ramy czasowe. Przywołam (nie pierwszy raz) dygresję – wypowiedź Kimberly Goguen, która z powodzeniem realizuje wielki projekt CARE (Center of Amity and Restoration of Earth), z audycji unitednetwork.tv z 6 grudnia 23, wyjętą z jej odpowiedzi na pytanie słuchacza (fragment):
„…ostatecznie, kiedy ludzie będą w stanie powrócić do swojego normalnego ja, [chociaż jeszcze] wszyscy będziemy mieli sporo edukacji i drogi do przebycia, ale ostatecznie będziemy w stanie zamanifestować rzeczy, których potrzebujemy, cokolwiek to jest. Ostatecznie zrozumiemy wartość współpracy i pracy zespołowej, co oznacza, że żywność jest uprawiana, jeśli potrzebujemy żywności, … jeśli istnieje transport, który wymaga pilota lub czegoś podobnego, ostatecznie, ta osoba może być tam na tej pozycji przez kilka godzin dziennie, ale nie dlatego, że chce zdobyć pieniądze lub nie może zdobyć rzeczy, których potrzebuje dla swojej rodziny, ale rozumie, że jest częścią większego systemu. Są częścią większej zbiorowej świadomości, która wykonuje swoją część w społeczeństwie jako osobistą odpowiedź, suwerenną odpowiedzialność. Czy więc zawsze potrzebujemy Repozytorium [Globalnego, chodzi o system finansowy dla świata]? Nie, chodzi mi o to, że prawdopodobnie przez jakiś czas będziemy monitorować systemy, aby upewnić się, że nie mamy żadnych braków w poszczególnych obszarach, gdy dojdziemy do punktu, w którym nie będziemy już tego potrzebować. … Prawdopodobnie będziemy to mieć, dopóki nie będziemy już potrzebować pieniędzy. …  Ostatecznie, jako odskocznia, będziesz w stanie uzyskać taki dostęp do rzeczy samodzielnie. Nie będziesz potrzebował mnie do dystrybucji pieniądza [z Repozytorium, które Kim nadzoruje].
I będzie to miało swojego własnego gubernatora, że tak powiem, tak, że nikt nie będzie mógł wziąć za dużo lub za mało lub cokolwiek to jest w pewnym momencie. …”

—-

Zatem metoda, którą staram się widzieć i stosować, włącza i takie śmiałe perspektywy, niezależnie od tego czy zrealizują się dokładnie jak wyżej pokazano, oraz podstawowy atrybut i prymat duchowości człowieka, poczucie jego wartości, co jest tak obce i globalizmowi i AI.

PS. Tytuł jest tylko pretekstem; oczywiście istnieją tysiące metod w różnych dziedzinach nauki, działania, pracy itd.

 

Droga spełniającej się nadziei

Świat jest być może nie tylko dziwniejszy, niż my to sobie wyobrażamy,
jest on być może dziwniejszy, niż my to możemy sobie wyobrazić.

J.B.S. Haldane

Kto ma nadzieję, ten paraliżuje zwątpienie,
zasiewa sukces, przygotowuje zwycięstwo.
Nina Salvaneschi

dobra_mysl

Zauważamy pogłębiającą się depresję wśród ludzi związaną ze stanem świata, z utratą wiary w lepszą przyszłość.

Są tacy, którzy zwłaszcza w obliczu zmian jakie zaistniały w 2020 r., stracili nadzieję na normalność, mówią też że już nic nie będzie takie samo, mając na myśli też utratę człowieczeństwa i pogorszenie stosunków międzyludzkich. Ale są i tacy, którzy już się poddali i niestety też tacy, którzy tę nową „rzeczywistość” uznają za właściwą i popierają. Może nie znali innej, bo są za młodzi lub utracili duszę?

Nie chodzi więc tylko o materialny poziom życia, bo to w wielu krajach faktycznie dramatycznie się pogarsza (piękny „postęp” i „rozwój” – prawda?), bardziej o ocenę rządzących, ich działań, narastanie dyktatur, widmo dystopii. W wielu przypadkach ostra krytyka jest słuszna, a w innych to polityczny kurs na zwalczanie jakiejś partii lub ideologii. Przykładowo, za rządów PiS było wiele nieprawidłowości, ale jednak Polska znacznie się rozwinęła, a wiele wskaźników ekonomicznych jest bardzo dobrych.
Zatem to sprawa percepcji i intencji, stopnia obiektywizmu i rozeznania faktów.

Intencją tego wpisu jest pokazanie paru zasadniczych zagadnień:

  1. (za)fałszowania rzeczywistości

  2. pokazanie prawdziwego obrazu świata i człowieka (przynajmniej w zarysie)

  3. podniesienie ducha, danie ludziom nadziei, bo taka w moim przekonaniu jest bardzo  potrzebna i istnieje

  4. oraz niektórych elementów które składają się na ww. zagadnienia.

W zakresie A, B i D wszystkie przeszkody do spełnienia postulatu C mają przynajmniej trzy pierwotne przyczyny (chociaż można to rozwinąć na pod-przyczyny).

  1. Nieznajomość prawdziwej natury Boga i człowieka

  2. Nieznajomość prawdziwej historii ludzkości, Ziemi i wszechświata.

  3. Kłamstwo.

W sumie – błędna historiozofia – od zarania do stanu obecnego.

Do całego zagadnienia można podejść filozoficznie, co robi(ło) jakże wielu myślicieli oraz pisarzy.

Te punkty to materiał na obszerną książkę, więc tutaj tylko najkrócej jak można, chociaż i tak pewnie nie uda się krótko.

Ale uwaga – będzie kontrowersyjnie, dla niektórych obrazoburczo lub niewiarygodnie.
Jednak to może zmienić twój pogląd na świat. Może warto otworzyć umysł i poznać drogę do rozwiązania problemów? Nawet jeśli wstrząsowo. Narzekanie to nie rozwiązanie.

Wpis będzie odwoływał się do WIELU przyczynków, w tym i tutejszych notatek, aby nie robić z tego artykułu czegoś zbyt długiego. Jednak względem starszych czytelników bloga będę się w ten sposób nieco powtarzał, przepraszam.

Nasza rzeczywistość, Bóg, człowiek

Jeśli chodzi o kondycję człowieka, to mamy w tej kwestii parę „grzechów pierworodnych”.
Od razu kojarzy się to z religią, a w chrześcijaństwie konkretnie w postaci nieposłuszeństwa Adama i Ewy. Można to traktować jako alegorię wcześniejszego buntu aniołów/archaniołów względem Boga, co wyłoniło anty-boga i całą późniejszą dychotomię dziejów w kosmosie.
Inne ujecie mówi o pierwotnym spaczeniu genetycznym, co faktycznie rzutuje na wszystkie kolejne pokolenia nie w sensie winy, ale biologicznie.  To spaczenie, to możliwa manipulacja genetyczna na ludziach przez byty, które miały taką umiejętność w dalekiej przeszłości.
Kolejną, ale nie koniecznie odrębną możliwością, jest „mit założycielski” wielu religii o grzeszności, złej naturze człowieka. Jako samosprawdzająca się przepowiednia, klątwa powtarzana przez wieki i utrwalana w umysłach ludzi, poczyniła w nich olbrzymie szkody.  Ilość cierpień ludzi na przestrzeni dziejów jest niewyobrażalna.
Podobnie jak dogmat mściwego Boga, wbrew opiewania Go jako miłości, który karze przez pokolenia, przeklina ich i wtrąca w piekielne katusze na wieczność. Straszenie (strach) to przeciwieństwo miłości, a poczucie wstydu to najniższa emocja (w skali dra Davida Hawkinsa).
Jasno widać, że były to mocne narzędzia do panowania nad ludźmi i najprawdopodobniej po to wprowadzone i utrzymywane. Stąd utrwalany u wielu syndrom sztokholmski względem oprawców.
Pozostając przy religiach, wszystkie mówią o domenie duchowej i możliwość bytowania poza naszą doczesnością. Zatem poza kijem kary pokazują marchewkę pośmiertnej nagrody.
Wiara (w sensie ogólnym) przenosi góry i buduje naszą kulturę. Jestem jej gorącym zwolennikiem, co nie oznacza pełnego oddania się jakiejś doktrynie, tak jak w ogóle ostrzegam przed doktrynami, a zwłaszcza dogmatami.
Już mnie kusi by ten temat bardzo rozwinąć (byłby to duży materiał), ale nie o to w tym artykule chodzi.
Chodzi o powstanie obrazu obietnicy, szczęścia, wieczności w mocno nieokreślonej postaci, co już w sobie wyłoniło różne obrazy raju, drogi, jaką człowiek powinien podążać, stworzyło różne utopie. To także spowodowało, że kaznodzieje, uczeni w piśmie, kapłani i filozofowie nie potrafią klarownie wyjaśnić dlaczego ludzi dotykają różne gehenny i niesprawiedliwości. Stąd i odstępstwa od wiary w Boga/bóstwa na rzecz ateizmu, nihilizmu itp. I wspomniana na wstępie depresja, zwątpienie w świat i w siebie, upadek  kultury, samobójstwa, choroby psychiczne, ucieczka w narkotyki itd.

Przez wiele lat bliska mi była wizja Boga przedstawiana w kilkunastu książkach Neale D. Walscha poczynając od „Rozmów z Bogiem”. O Bogu miłości, który niczego od nas nie potrzebuje, zatem i nie karze, a wspomaga. Niektóre podstawowe zasady streściłem kiedyś krótko tutaj.
Potem dotarło do mnie, że sprawa jest bardziej skomplikowana – Bóg jest kreatorem, rozwija się wraz z poznaniem swoich dzieł i ich rozwojem, w pewnym sensie eksperymentuje, co czasem prowadzi do błędów. Stagnacja, nuda, to nie przymioty bóstwa. Ma to i pewne konsekwencje.

Tutaj wtrącę ogólne zastrzeżenie – cały ten artykuł jest osobistym doświadczeniem na danym etapie, niektóre jego elementy zmieniają się w trakcie nabywania wiedzy.
W każdym razie – religie stworzyły obraz Boga na swoje potrzeby, ukryły ww. zasady i omamiły ludzkość fałszywymi i sprzecznymi wyobrażeniami. Już nawet nie mówię o fasadowości religii, o przewinach hierarchii, nadużyciach itd.
Bóg jest jeden – z definicji.

Człowiek – kreacja Stwórcy, potem niestety zepsuta zarówno przez wspomniane religie i ideologie, manipulacje genetyczne i zniewolenie, zachowuje swój pierwotny boski pierwiastek.
To wymaga paru podstawowych wyjaśnień. Co do religii i ideologii – już w skrócie to wyjaśniłem. Ale o samym człowieku – wielkiej zagadce filozofów i nauki…
Nawet biorąc samą postać materialną i operując kategoriami biologii zauważ, że nasze ciała to około trzydzieści bilionów – 30.000.000.000.000 komórek, z których każda to skomplikowany mechanizm. Jesteśmy największymi cudem na Ziemi (a i w materialnym Kosmosie zajmujemy wysokie miejsce), wśród cudów jakie kiedykolwiek istniały, być może szczytem ewolucji, inteligencji i wydajności. Miliardy procesów zachodzi w naszych wnętrzach, w każdej sekundzie, przez całe życie. We wzajemnej współpracy, w podziale ról wg narządów i zadań. Wszechświat (znów używając laickiego podejścia)  nie stworzył nic bardziej skomplikowanego, a całkowite zrozumienie ludzkiego organizmu do dziś jest nieosiągalne metodami naukowymi, które prawie nie wykraczają poza zawężający kanon materializmu.
Ale mamy też warstwę duchową,  psychiczną i uczuciową i wynikające stąd jeszcze większe możliwości, potencjał.
Cud, który powinniśmy cenić – już to samo powinno podnosić nas „na duchu” i wypierać tendencje do samozniszczenia oraz budzić respekt wobec innych ludzi
.
Doceńmy nasze przyjemności życia, piękno, które obserwujemy i tworzymy, w muzyce, literaturze, sztukach, cały pozytywny dorobek  humanizmu, wreszcie moc ducha we wrażliwości, miłości i przyjaźniach.
Jest i więcej w tym zakresie – o czym dalej.

Jeśli chodzi o wspomniane  manipulacje genetyczne, to mam na myśli już element z kolejnego podrozdziału tego artykułu – naszej prawdziwej historii.
Otóż jesteśmy bardzo starą, wręcz pierwotną rasą kosmiczną, która nie tylko ewoluowała biologicznie, ale była wielokrotnie modyfikowana sztucznie. Obecna „wersja” to już 7. Nie pytajcie na razie skąd ta informacja i co znaczy.
Jednocześnie nie jesteśmy jedyną rasą ludzką czy w ogóle inteligentnymi istotami we Wszechświecie – jest ich dużo, różnych i na różnych poziomach rozwoju.
Były takie, które mieszkały na Ziemi i ingerowały w nasze życie. To znów długa historia, ale istotne jest to, że byliśmy przez niektóre z tych ras traktowani przedmiotowo, jako obiekt badań, modyfikacji i przekształcania w istoty im posłuszne i ze zdegradowanymi możliwościami, by nie stanowić konkurencji i zagrożenia. W ten sposób uczyniono nas niewolnikami i dawcami energii życiowej (loosh), która zasilała te obce istoty, które ze swej natury były pasożytami, wyzyskiwaczami, bo same nie miały odpowiedniego potencjału.

Zatem stopień rozwoju ich techniki i nauki nie musi wcale iść w parze z rozwojem duchowym/etycznym. Zresztą widzimy to też w ramach naszych społeczeństw.

I tak wyjaśnia się w uproszeniu trzeci składnik naszej kondycji – zniewolenie.

Należy jednak dodać, że to zniewolenie było potem wprowadzane rękoma samych ludzi, ustanowionej z góry oligarchii – ludzkich zarządców Ziemian, posłusznych swoim panom. Ale także i oni byli wykorzystywani i oszukiwani, czego nie dostrzegali swym wielkim ego. Stąd brutalne rządy, korupcja na szczycie, satanizm, najróżniejsze formy opresji, większość zła przez wieki. I tak to się ciągnie po dziś dzień…
Nasza świadomość została wypaczona, jak podkreśla w swoich
licznych książkach Igor Witkowski – mamy głęboko ukryte w podświadomości prymitywne, często implementowane uprzedzenia, traumy, wadliwe schematy reakcji itp. To wszystko nie pozwala nam zrozumieć mechanizmów rozwoju, pojąć świata i to może doprowadzić do załamań psychicznych lub aktów okrucieństwa i szaleństwa. Szczególnie w obliczu narastających zmian, z którymi ludzie nie potrafią sobie poradzić. Prawdopodobnie dopiero wielki wstrząs ich obudzi, chociaż nie wszystkich.  Apokalipsa to wg źródłosłowu odkrycie kurtyny, ujawnienie prawdy.
W niniejszym  artykule masz małą próbkę takiego ujawnienia – przepraszam, że niektóre stwierdzenia powodują dysonans poznawczy. Ale nie ma innej drogi…
Dla ciekawych podam jeszcze jako próbkę poniższe fragmenty ze starszych tutejszych wpisów.
Książkę
PRZEMIANY NA ZIEMI JAKO WROTA DO PRZYSZŁOŚCI, którą opisałem po lekturze tutaj: Przemiany dla przyszłości.

I. Witkowski  zapowiadał ją od dawna w paru wywiadach i przedstawił przed wydaniem np. w tej pogadance oraz tej, gdzie wygłosił „orędzie” dotyczące przyszłości Ziemi i drogi wyjścia z impasu. Opowiadał też o obecnych czasach od dawna w pogadankach na YT np. Wyparta logika apokalipsy

Zanim przejdziemy do dokończenia ustępu o Prawdziwej historii ludzkości, Ziemi i wszechświata  (nasz punkt 2 ze wstępu) – wkraczamy w zagadnienie kłamstwa.

Już powyższe fragmenty sygnalizują, że byliśmy i jesteśmy okłamywani.
To ważny temat, który poruszałem parokrotnie na blogu np. Niedostatek prawdy (z odnośnikami), więc nie będę tego powtarzał.
Wiąże się też z zagadnieniem spisków – też odsyłam do wcześniejszych refleksji.

Prawdziwa historia ludzkości, Ziemi i wszechświata

Jestem zdania, że niemal nasza cała historiozofia, filozofia dziejów błądziła.

To temat na wielkie epickie dzieło. Wiem, że będzie kiedyś napisane – widziałem przyczynki, ale po ujawnieniu tajemnic będzie to motyw wielu bestsellerów.

Jest co prawda wiele książek na ten temat – w różnych ujęciach. Z popularnych wymienię przykładowo:

Zakazana historia – J. Douglas Kenyon (i parę innych jego książek)

Zwiastuni świtu, Ziemia zwiastunów świtu, Świetlana rodzina – Barbara Marciniak (i inne książki)

Alchemia życia – HarlanMargold

Jedyną planetą Ziemia – Phyllis V. Schlemmer

Gwiezdne dziedzictwo – Lyssa Royal i Keith Priest

Bogowie Edenu – Wiliam Bramley

Zahaczał o to i Igor Witkowski, wszyscy, którzy pokazywali artefakty cywilizacji sięgające setek tysięcy a nawet milionów lat wstecz. (oprócz jego licznych książek zobacz np. wystąpienia na kanale https://www.youtube.com/@NHS92 itp.)

Wiele z tych publikacji bazuje na tzw. channelingach, starożytnych przekazach, intuicyjnych wglądach.
Te przekazy wciąż napływają z różnych stron. Nie są to metody oficjalnie uznane za naukowe, mogą być zmanipulowane przez wpływy wspomnianych istot – jedne z nich są przyjazne, inne wrogie, są i celowo zwodzące, w tym pochodzenia ziemskiego, bo nie jesteśmy tu sami.

Stąd brała się ideologia New Age, różne egzaltacje i nadinterpretacje. Wciąż jest mnóstwo serwisów internetowych, które codziennie informują o kosmitach, duchach itp., które „już nas ratują” (i słyszy się to od lat). Jako przykład zobacz Higher Density Blog.
To bywa inspirująca, ciekawa lektura, ale w zasadzie niewiele ponadto w obecnym powszechnym stanie świadomości, obrazie świata i wydarzeniach. Wiele z tego, jak podejrzewam, jest po prostu wprowadzaniem w błąd, nawet powstrzymywaniem ludzi od działań, skoro zrobią to za nas „zbawiciele”. Nie mówię, że wszystko jest nieprawdą, bo wiem że faktycznie są tacy pomocnicy, ale trzeba to udowodnić przez fakty.

Z drugiej strony – są świadectwa materialne, którym trudno zaprzeczyć. Podobnie kwestia UFO – jedna z najlepiej udokumentowanych, ale utajniana i wciąż wypierana przez naukę i polityków ponieważ to „zagraża bezpieczeństwu narodowemu” i mogłoby zburzyć wiele oficjalnych narracji…(patrz np. UFO – mój pogląd)
W ogóle obecna nauka nie jest wolna od polityki, korupcji i dorobkiewiczowstwa.

Dlaczego ten cały wywód o historii i człowieku jest tak ważny?
Ponieważ dotyczy naszej tożsamości – dużo większej niż wpajano nam przez milenia, a to jest trampolina do odbicia się od imposybilizmu. Po drugie wskazuje, że w tym skoku nie jesteśmy odosobnieni w kosmicznym „kolektywie” i nawzajem się wspieramy.
Także wykazuje moc zarówno naszą, koalicji wyzwolenia jak i tę sprawczą nowego przywódcy o którym za chwilę. Wreszcie – pokazuje naszych wrogów.

Nadzieja i podstawy jej spełnienia

Ale tutaj coś się zmieniło…. Nawet nie „coś”, ale „siedmiomilowym skokiem”, przełomowo.
W tym miejscu wypada
przypomnieć osobę, o której tu parokrotnie pisałem, kogoś, kto odsłonił kurtynę, i pokazał nie tylko słowa i wyobrażenia, ale swoją moc sprawczą ingerencji w otaczającą nas rzeczywistość, nawet do poziomu kosmicznego.
To kobieta –
Kimberly Ann Goguen z USA. Nie jest nawiedzoną wróżką – działa i zmienia świat.
Wzmocnię uderzenie w reakcję Czytelnika na te słowa przywołując starszy wpis
Kim jest Kimberly.
Nie będę się nad tym zatrzymywał.
Tyko jedno zdanie tutaj:  Goguen jest postacią niezwykłą – posiada wgląd niemal we wszystkie tajemnice i siłę by przeprowadzić plan przywrócenia suwerenów Ziemi – ludzi.
Co Kim nam pokazała?

Np. to, że prawdziwa historia wszechświata jest WIELOKROTNIE dłuższa niż opisuje to nauka.
I bardziej złożona. Właściwie powinniśmy mówić o Mutiwersum – konstrukcie poza wyobrażeniem nawet większości kosmologów. Były rożne takie próby jak np. polskie – Joanny Rajskiej z jej Hiperfizyką, czy w koncepcjach Danuty Adamskiej-Rutkowskiej, nie mówiąc o wielu zagranicznych.

O ile opisy Kimberly zgadzają się w wielu aspektach z tymi od Lisy Renee w Glossariuszu Wzniesienia czy w wykładach Mariny Jacobi, to już nie są tylko zbieraniem i łączeniem kropek z innych źródeł, w tym wspomnianych, ale wiedzą pochodzącą wprost od Stwórcy (Źródła, Boga).

Jak wspomniałem, także historia ludzi i innych istot to … miliardy lat. To inna filozofia dziejów.

Nie rozwijając szczegółów – zasadnicze znaczenie ma pytanie: Kto rządzi(ł) światem?

I znów – odpowiadam, by skrócić cały wywód, odsysając do tego wpisu i tamtejszego załącznika PDF z wyrysowaną strukturą kontroli i władzy przez eony lat
i omówienie niektórych elementów diagramu  locusmind.one/posts/23368.

Tajemnicza władza przypisywana ROTHCHILDom, ROCKEFELLERom itp. to zaledwie pewien niższy poziom – poniżej „300 Rodzin”. Zawsze rozkazy płynęły z dużo wyższego pułapu. Teraz „inercyjnie” niższe szczeble kontroli jeszcze coś po omacku i desperacko wykonują, ale się gubią, bo ich nadzorców i ich poleceń już nie ma. Zwróć jeszcze uwagę na to jak wyższe szczeble kontroli się wykruszały, a obecnie jest ich jeszcze mniej – czyszczenie w wykonaniu Kimberly wciąż trwa i dobiega końca.

Ich siła aby panować nad światem, budowana przez tysiąclecia, obejmowała przynajmniej pięć czynników, nad którymi każdy rządzący musi mieć kontrolę. To media (kłamstwa, zwodzenie, formowanie osobowości i poglądów wg własnego modelu – jawnie i podprogowo, itp.), system finansowy, wywiad, wojsko i kontrola polityczna na rożnych poziomach.
Pokłosie owych struktur to obecnie Sataniści, tajne zakony i bractwa, chazarska mafia, Deep State (Ukryte Państwo) w jego globalnej różnorodności – wciąż jeszcze trochę działające, ale u kresu swojego panowania.

Otóż tracą to wszystko w dość szybkim tempie za sprawą Kimberly i jej sojuszników na rzecz ludzkości – dla jej suwerenności.
To dla nas bardzo dobra wiadomość. Chyba nie trzeba mówić dlaczego, bo wiemy czego boją się współcześni ludzie.

Wojny, biedy, opresji rządów – zarówno finansowych jak i w zakresie wolności, rosnącej śmiertelności i fali chorób… Bardziej świadomi wymienią rożne manipulacje, selekcję negatywną w obsadzie stanowisk, psucie kultury, moralności, obniżanie poziomu szkolnictwa, zatruwanie środowiska, załamanie zaufania do rządów, polityków, lekarzy, nawet naukowców…, wszystko to, co jest w agendzie małej ale wpływowej grupy, która chce wprowadzić Nowy Porządek Świata wg wzorców Huxleya, a obecnie wykonawców jak Harariego, Schwaba, Gatesa i podobnych psychopatów. Można pokusić się o tezę, że w tym towarzystwie niektórzy nie są ludźmi z duszą (tzw. portale organiczne), lub to w ogóle nie ludzie – bioroboty (?).

To właśnie są te powody zaniku wiary w lepsze czasy, które wymieniłem na wstępie.
Ale wbrew takim postawom – nie tylko można temu zaradzić, ale to już się dzieje.
Zresztą, nie ma alternatywy jeśli ludzkość ma przetrwać.

Oczywiście są ludzie dobrej woli, a także wielu zdesperowanych z powodu narastającej dystopii wokół nas, którzy próbują zmienić świat na lepsze, ale odbijają się od ściany zła. Na ogół nie rozumieją, że pokonać je trzeba na wyższym poziomie, zgładzić głowę „hydry”, a potem schodzić w dół długiego i globalnego łańcucha wykonawców (o jakich była mowa w powołanym diagramie hierarchii kontroli), a znają głównie tylko tych na dole. Takie oddolne działanie jest mało skuteczne, jeśli nie zlikwiduje się pierwotnych przyczyn. Widzimy to w fiasku oddziaływania różnych partyjek, stowarzyszeń itp., chociaż nie należy negować ich pozytywnego wpływu na lokalne społeczności i ich integrację, wymianę wiedzy.

Podobnie lokalne problemy wynikają z pewnych ideologii, doktryn i planów wyższego, a potem wysokiego, często ukrytego poziomu.

To także wojna duchowa – zło ma swoich „kapłanów” i wysoko postawionych wyznawców.

Jak więc wyjść z załamania, stagnacji?
Po pierwsze, trzeba poszerzać świadomość i wiedzę (to Twoje zadanie) o tych poziomach, poznać i demaskować przeciwnika. Jak wspomniałem –
na tym polega Apokalipsa, a nie jakiś kataklizm. A propos świadomości – mamy coraz większą szansę uzyskać w tym zakresie masę krytyczną, na która składa się zarówno ilość ludzi którzy tę świadomość podnoszą jak i jakość (stopień osiągniętej świadomości). Wg wspomnianego już D. Hawkinsa i wg jego słynnej skali świadomości wystarczy nawet parę osób ze świadomością w górnej granicy … by zmienić świat.

Taką możliwość przełomu wyczuwa wielu, a głosi też już niemało. Wspomniałem o I. Witkowskim, śledzę też (z rezerwą co do opcji politycznych) Benjamina Fulforda, powstają społeczne ruchy oddolne o charakterze samorządowym, semipartyjnym, dotyczące np. demokracji bezpośredniej. Będą pomocne, ale – jak powiedziałem – pierwsze uderzenie torujące drogę globalnie już się dzieje, bo na szczęście są liderzy, którzy to rozszyfrowali – strukturę i zamiary ukrytych złych mocy, mają też wiedzę i narzędzia by te wyższe poziomy demaskować, usuwać ICH narzędzia oraz przywódców działających przeciw ludziom. Ale to długi i trudny proces, bo zło nie poddaje się bez walki. Jednak proces oczyszczania i naprawy postępuje coraz szybciej. Niestety, w większości stare systemy nie dadzą się naprawić.
Muszą być zastąpione nowymi – zarządzanymi przez ludzi, a nie odgórnie przez zniewalające władze i te ukryte siły.

By wyjaśnić podstawy tej opinii, ale przede wszystkim nadziei a nawet pewności, przejdźmy do Planu Odbudowy Ziemi realizowanego przez ruch i jego przywództwo o nazwie CARE tj. Center of Amity and Restoration of Earth, a po polsku Centrum Przyjaźni i Odnowy Ziemi.

Czym jest CARE mamy szereg materiałów jak ten starszy oraz krótko wyjaśniłem to już dość dawno we wprowadzeniu do strony Our Life Force.

Tam w komentarzach pokazałem też elementy mojej dawnej ścieżki, która naprowadziła mnie na ten trop. Cała strona była potem poświęcona odkrywaniu dalszych kart, głównie przez relacje z wystąpień Kimberly Goguen. Mamy tutaj realne możliwości odbudowy, naprawy świata. Możemy wyjść z obecnego impasu  – całościowo i zdecydowanie.
Przez zmianę naszej świadomości – nas jako pojedynczych ludzi i społeczeństwa i odcięcie się od systemu (matrixu), od panowania nad światem przez ciemne siły. Cóż, prawdopodobnie trzeba by tygodnia (?) by to przestudiować, więc tym bardziej nie będę tutaj tego rozwijał, chociaż zachęcam właśnie do poznania chociaż nowszych wpisów.
Moje poszukiwania, widoczne także na tym blogu, określiłbym tak: zaczyna się tam gdzie można, a potem wchodzi się głębiej i głębiej w „króliczą norę”, czasem to ślepy korytarz, wtedy trzeba wyjść i pójść jeszcze inną drogą…
A może jednak Tobie, ze względu na świadomość, intuicję, otwartą głowę, inne podobne relacje, będzie łatwiej to wszystko zrozumieć. Bez uprzedzeń. To kwestia szerszej perspektywy.
W starym artykule Może nie musimy chwytać się brzytwy  wskazałem, że wielu ją zagubiło, a to może wynikać z zagubienia duchowości, cywilizacyjnego zapętlenia. Ten podstawowy brak opisywałem wielokrotnie (wyszukaj hasłem perspektywa). O tym samym pisze stale wspomniany Igor Witkowski.

Świat się nie kończy, może dopiero się zaczyna? Mamy tu perspektywę, którą nazwę kosmiczną.

Na Ziemi, i nie tylko, są przeprowadzane działania czyszczące stare złe systemy i ich operatorów.
Nie sięgając do wielu starszych akcji/zdarzeń wspomnę o najnowszych, które pokazują dynamikę zmian – z 13.11. 23 – https://locusmind.one/posts/47230 oraz widoczne epickie crescendo zmian i możliwości w wiadomościach z 15.11.23https://locusmind.one/posts/47353. (ważne!)
A to nie koniec, bo piszę ten artykuł 16/17 listopada, więc nie mam jeszcze dalszych informacji (te będą się pojawiać na http://www.Locusmind.one/pages/korcz i na podobnych stronach, ale może zobaczymy je już znacznie szerzej  – nawet w mediach…).

Oprócz tych konkretnych działań wobec wrogów ludzkości i ogólnie „cywilizacji śmierci” oraz projektów w sferze materialnej, chodzi głównie o przemianę, wzniesienie człowieka, którego drogowskazem będzie prawo naturalne oraz wyzwolenie osobistych mocy. Nie jest to jakiś idealistyczny ruch negujący Boga, ponieważ to właśnie przez Niego mieliśmy nadane te zdolności i to On prowadzi obecną, nazwijmy to – rewolucję, realizowaną przez ludzi i inne jego kosmiczne „dzieci”.

Natomiast w sferze materialnej jest bogactwo zaplanowanych działań.
Plan Przywrócenia [Restoration Plan] to globalna próba odbudowy witalności planety i jej mieszkańców poprzez umożliwienie ludziom tworzenia uczciwych mediów, prawdziwej edukacji, wolności finansowej, systemu, w którym prawo ma zastosowanie do wszystkich. Ponadto Plan Przywrócenia obejmuje system rolniczy, który działa w harmonii z prawami naturalnymi planety i opieką zdrowotną, która zapewnia dobre samopoczucie i zdrowie, a nie wieczną chorobę. To także uruchomienie zarówno nowych technologii, które znacznie wyprzedzają to, co obecnie jest używane, jak tych ukrywanych istniejących już wynalazków. To duże inwestycje w nowoczesną komunikację i telekomunikację na nowych zdrowych zasadach. To zmiana/uproszczenie systemów podatkowych. To nowe oddolne media bez odgórnej propagandy, kłamstw i sterowania przez korporacje i biznes. Itd. itd. – wg potrzeb ludzi.

W tym celu powołuje się szereg serwisów internetowych. Na początku powstały serwisy informacyjne unitednetwork.news oraz unitednetwork.tv – z coraz bogatszym niezależnym przekazem z całego świata i z „zajawkami” na wielu platformach społecznościowych. Są też wewnętrzne fora członków i sympatyków.
W zakresie zdrowia powołano forum dla Global Health & Wellness ConsortiumGHWC.global – w ramach CARE (wciąż w rozwoju).
Jest platforma powszechnej nowoczesnej edukacji, powstaną inne. Główna strona CARE powstanie gdy Key Integrated Monetary System stworzony przez Kim będzie już całkowicie bezpieczny, ponieważ stamtąd będzie płynęło finansowanie projektów i tam projekty będą przyjmowane do realizacji.
CARE i nas wszystkich czeka jeszcze duża praca w realizacji tej wizji odrodzonego świata, ale powstają nowe narzędzia i zespoły realizacyjne, które torują drogę i szkolą innych.

To wszystko jest wielką nadzieję dla świata, także w tych sprawach które dotyczą każdego. Pomyśl, że np. nie będzie paszportów szczepionkowych, przymusowych szczepień, śledzenia śladów węglowych, likwidacji gotówki, narzucania nienaturalnych zachowań, danin na wydumane przez globalistów cele idące do kieszeni oligarchów oraz innych TOTALITARNYCH wymysłów.
Kto śledzi wystąpienia Kimberly Goguen ten zdaje sobie sprawę jak wielkie pozytywne zmiany mogą mieć miejsce – ponad wyobrażenia większości ludzi.
Także w nas samych.

Określenia jak „wspaniała przyszłość” pojawiają  się dość często z przynajmniej paru stron jakie znam. Np. w serii książek Igora Witkowskiego pt. „Instrukcje przebudzenia”, gdzie też bez wahania mówi on, że ta przemiana nastąpi przy wsparciu wyższych sił (podobnie jak to ma miejsce w omawianym tu przypadku). A także: „Dla Ziemi (a dla Polski w szczególności) przygotowany został świetlany plan Nowego Renesansu [czyli coś znacznie większego i znaczącego niż reset], pozostawiającego renesans wcześniejszy daleko w tyle”.
Podobnie mówi wielokrotnie wspominany Benjamin Fulford – o epickiej zmianie po pokonaniu mafii, które opanowały Ziemię.

Jednak co do Polski, a jeszcze bardziej w otumanionych poprawnościowo państwach Zachodu, pozostaje nawarstwianie obciążeń przeszłości w umysłach ludzi, wielka inercja w przyjmowaniu nowych perspektyw.
Znów powrócę do Igora Witkowskiego i zacytuję mały fragment z opisu jednej z jego książek (mimo że autor widzi ten aspekt jako główny i ciągle go powtarza, z czym nie do końca się zgadzam):

Jest jednak pewien „haczyk”: pójście tą drogą wymaga zrozumienia przyczyn upadku dotychczasowego świata, a o prawdziwych przyczynach w ogóle się nie mówi. Ludzie znają uproszczenia, będące w istocie próbami wpasowania obecnych przemian w ramy wcześniejszych schematów. Jest to bardzo groźne, bo jest mechanizmem wypierania tego, co zrozumieć musimy. OGÓŁ LUDZI PRZYCZYN TYCH NIE ZNA!

Na koniec: może nie wszystko, co opisałem powyżej jest prawdą, może tylko część się zrealizuje.
Ale jeśli prawdą jest np. tylko 30% i podobnie zrealizuje się tylko kilkanaście procent, to i tak byłby to wielki pozytywny krok naprzód w stosunku do tego, co wyniknie z globalistycznej/satanistycznej przyszłości.
Liczę na znacznie więcej niż to ostrożne oszacowanie – na tym opieram swoją nadzieję.
Nadzieja, pozytywne, twórcze myśli, budują i wzmacniają nas w budowaniu…
Zatem nie poddawajmy się i nie szerzmy strachu.

PS. Nie jest tak, że nie mam żadnych wątpliwości. Zobacz np. moje refleksje w tym artykule.
Ale wątpliwości są drogą poznania, a „nadzieja umiera ostatnia”.

UFO – mój pogląd

krąg zbożowy

…wspinaj się do raju
schodami zadziwienia.
Ralph Wado Emerson

Pojęcie UFO, oprócz swego podstawowego znaczenia (Niezidentyfikowany Obiekt Latający – NOL) jest skrótem myślowym dla określenia szeregu „tematów z pogranicza”, w tym Obcy (ET), cywilizacje kosmiczne, nieznane napędy, dziwne zjawiska, kręgi zbożowe, teorie spiskowe, prawdziwa historia, tzw. paleoastronautyka itd. Tematy, o których wspomnę w poniższym wpisie – z braku miejsca i czasu, to bodajże promil, tego co można by o tym napisać. Z drugiej strony osobiście uważam, że nowsze odkrycia zdezaktualizują szereg starszych przyczynków, zatem traktuję niektóre z poniższych informacji jako raczej wprowadzenie do tematu.
Ale i samo w sobie pojecie UFO jest bardzo obszerne i nie jednoznaczne.
Interesuję się tym od ponad 50 lat, co daje mi niezłą wiedzę.
To zainteresowanie wywodzi się z młodzieńczego poznawania astronomii i astronautyki, z lektur Stanisław Lema i podobnych źródeł, które wspominały o życiu w Kosmosie. Jako ciekawostkę podam, że w II klasie podstawówki napisałem „powieść”
Podróż na Księżyc, co wywołało zrozumiałe poruszenie wśród nauczycieli. Zeszyt utworu wraz z własnymi ilustracjami mam do dziś.
Poważniejsze zainteresowanie zaczęło się w pod koniec lat 70. gdy pracowałem w Instytucie Lotnictwa. Miał tam wykład dr inż. Jan Pająk na temat przyszłych generacji napędów, gdzie pokazał wiarygodną hipotezę jak UFO są napędzane. Wzbudziło to spore zainteresowanie audytorium. Potem śledziłem jego poczynania na różnych uniwersytetach na świecie. Pomijając dyskusyjną filozofię dziejów oraz bardzo wrogie nastawienie do Obcych, mimo wszytko warto sięgnąć np. jego do bloga, który prowadzi od 2007 r. do dziś –
https://totalizm.wordpress.com/.

Jest jednym z WIELU ufologów, ale rzadkim przypadkiem wśród naukowców, bo ci na ogół śmieją się z dywagacji o UFO, trywializują sprawę żartując o zielonych ludzikach i mówią że nie ma dowodów (sic!). A tym bardziej tak myśli przeciętny człowiek…
(Temat UFO poruszałem kiedyś fragmentarycznie na tym blogu np. we wpisach
https://lapidaria.home.blog/2019/12/07/tajemnice-ksiezyca-marsa-i

https://lapidaria.home.blog/2015/07/15/moze-nie-musimy-chwytac-sie-brzytwy/
…)

Jednak faktem jest, że mało która dziedzina jest tak dobrze udokumentowana jak właśnie obserwacje UFO (w szerokim sensie). Być może sytuacja w zakresie ujawnienia pewnych informacji polepszy się za sprawa programu  „Ujawnienie” (Disclosure) i nacisku wielu innych organizacji, aczkolwiek niektóre z nich stanowią przykrywkę do wprowadzania celowego zamętu wokół UFO.

Istnieje olbrzymia literatura na ten temat – począwszy od SF i niemal tabloidowych opowiastek i prasowych wrzutek dla sensacji, poprzez książki w stylu Zakazana historia, Zakazana archeologia po raporty z rządowych/wojskowych poważnych projektów.
Wiele z nich jest tajnych, a gdy w wyniku interpelacji na zasadzie dostępu do informacji publicznych (w USA wg
Freedom of Information Act ) pewne dokumenty są pokazane, bywa że 90% treści jest zaczerniona. Łatwo się domyślić dlaczego. To ma dla nich wagę militarną oraz wiedzą że ujawnienie obecności Obcych może wywołać spore zamieszanie społeczne a nawet religijne. To byłby zamach na paradygmaty naukowe, na dominujący światopogląd. Te motywy wyliczam szerzej we wspomnianym wpisie Tajemnice Księżyca i Marsa
Ale jest i głębsze uzasadnienie praktyczne – wykorzystywanie Obcych jako
straszaka wobec społeczeństwa by móc wdrażać lukratywne dla lobby wojskowo-przemysłowego programy wojskowe, czarne budżety, które mają temu podobno zapobiec, a w istocie wzmacniać militarną dominację USA i drenować także oficjalny budżet. Służy temu wiele filmów sensacyjnych i katastroficznych w rodzaju Dzień Niepodległości – mają wzbudzać strach i eliminować ze świadomości że Obcy mogą być pozytywni.
Z drugiej strony wiele kultowych filmów jak Star Trek, Gwiezdne wojny itd. przygotowuje ludzi na możliwość konfrontacji z Obcymi i tajemnicami kosmosu.
Jest też wiele relacji świadków oraz zdjęć takich obiektów (nie wszystkie prawdziwe, ale są i bezdyskusyjne). Oczywiście, w dobie Internetu jest też dużo stron poświęconych temu zagadnieniu, także kanałów na YT i w podobnych miejscach w Internecie, zwłaszcza zagranicznych.
Co do literatury popularnej mam gdzieś w lamusie bodajże komplet magazynu ufologicznego UFO (kwartalnika wydawanego w latach 1989-2005 – chyba 64 numery) i dużo numerów
Nexusa – dwumiesięcznika od tego samego wydawcy, publikowanego do dziś. Kto nie zna to zapraszam do mojego wpisu-polecenia.  Tam temat UFO i powiązanych aspektów pojawia się dość często – głównie jako przedruki i opracowania źródeł światowych. Podobne informacje były publikowane w miesięczniku Nieznany świat.

Mam też ponad tuzin książek na ten temat. Było wielu polskich ufologów w tamtym okresie, potem temat nieco przycichł, chociaż przewijał się np. na stronie Janusza Zagórskiego www.niezaleznatelewizja.pl (badanie zjawiska od dziesięcioleci, setki materiałów a także relacje z organizowanych przez NTV konferencji i zlotów jak Harmonia Kosmosu).
Temat także występował w książkach Igora Witkowskiego jak:
Supertajne bronie Hitlera (8 tomów), Nowa prawda o Wunderwaffe, Kryptonim S-3. Największy projekt Kamimlera, UFO – przełom ? (z 1997 r.), Księga Dowodów Wizyty z nieba (z 1999 r.),  Chrystus i UFO z 2009, oraz szereg wzmianek w długiej w serii książek Instrukcje przebudzenia.
To, co Erich A. von Däniken
opisywał w swoich książkach o paleoastronautyce i UFO Witkowski potwierdzał swoimi badaniami artefaktów, ale także głębokim znawstwem tajnych technik hitlerowskich Niemiec. Tutaj warto zapoznać się z tezą, że już w czasie II wojny światowej Niemcy opanowali technologię dysków anty-grawitacyjnych i stworzyli flotę takich pojazdów. (A propos – dziś wiemy dużo więcej o możliwości takich napędów, a nasza badaczka dr Diana Wojtkowiak wyznacza jeszcze inny trop – pola torsyjne, wimpy, neutrina – w szerszym aspekcie rozwoju fizyki – https://niezaleznatelewizja.pl/index.php/aiovg_videos/technologia-napedu-ufo-dr-diana-wojtkowiak/ . Tamże o innych latających obiektach i różne ciekawostki zaawansowanej techniki, a nawet polityczne).

Amerykański projekt Paperclip przejął szereg naukowców tej branży i niektóre ich osiągnięcia, co łącznie z odzyskiwaniem technologii (reverse engineering) z wraków rozbitych pojazdów Obcych oraz na podstawie tajnych umów z nimi (> Eisenhower) dało im przewagę w tym zakresie. Prawdopodobnie finałem tego projektu jest obecnie Secret Space Program (SSP).
Dalej idące tezy (ludzie od dawna dokonują podróży kosmicznych, nawet dalekich, itp.) przedstawia u nas np. Aleksander Berdowicz (np.
https://youtu.be/u59BeWdnw3Q), a w zakresie zagranicznym szerszą historię/tło przedstawia film Above Majestic – https://www.youtube.com/watch?v=ZSyH26cl9AQ.

Z tych materiałów wynika że większe zagrożenie dla ludzkości przedstawiają tajne projekty pochodzenia ziemskiego, w tym o rodowodzie nazistowskim. Przy okazji ponownie pokazano, że oficjalnie pokazywana nauka i technologia, to „struganie dzidy” w stosunku do tego czym dysponują ludzie od dawna (zaawansowanie z olbrzymim wyprzedzeniem), ale to jest skrzętnie ukrywane, bo służy tylko wojsku i tajnym stowarzyszeniom. Okazuje się że nawet nie wszystkie tajne służby rządowe, nawet bywa że prezydenci – nie wiedzą co naprawdę się dzieje. Manipulacja jest rozbudowana i posługuje się wieloma narzędziami. Kto się wyłamie – jest uciszany.
Te zaawansowane techniki, jak wspomniałem, służą też władzy do siania strachu oraz planuje się, w przypadku fiaska innych sposobów wdrożenia NWO, wykreowanie pozorowanego najazdu kosmitów by wokół takiego zagrożenia zjednoczyć ludzkość pod swoją komendą. Do tego byłaby zastosowana holograficzna technologia
Blue Beam.
Temat – nawet nie idąc tak daleko – nie jest łatwy i wciąż istnieje szereg teorii czym są UFO i Obcy. Jest prawdopodobnie wiele zjawisk, technologii i rodzajów UFO.
Zatem ważne jest jednak wiedzieć, że wcale nie muszą to być Obcy – zarówno w sensie innej, kosmicznej rasy jak i nieludzie, chociaż z innych obszarów Wszechświata (innymi słowy – ludzie lub inne ludzkie rasy zamieszkują już obszary wszechświata).
Nie jest tutaj moim celem to roztrząsać ani tym bardziej dawać jednoznaczną odpowiedź.
Chodzi o to, że to nie są jakieś teorie spiskowe (co do których mam
odmienne zdanie niż lansowane), mimo że powiedziano o UFO wiele głupstw i materiały na ten temat są bardzo różnej jakości merytorycznej, włącznie ze zmyśleniami.

Temat odżył w ramach wspomnianego projektu dra S. Greera Disclosure (Ujawnienie). Przypomnę, że była to głośna konferencja w maju 2001 r. w Nowym Jorku. Streszczenie wystąpień możesz znaleźć w numerze 2/2002 Nexusa. W tym czasopiśmie dr Greer miał parę artykułów – np. „Skryte plany gabinetu cieni w sprawie UFO” (nr 4 i 5/2007) itd.
Teraz ten niezłomny i niezależny badacz z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem powraca publicznie po ponad 20 latach od jego ówczesnego słynnego wystąpienia w zakresie UFO i tajnych projektów.

12 czerwca 2023 odbyła się kolejna konferencja w Nowym Jorku, gdzie przedstawiono olbrzymią ilość dokumentów, świadków i bezpośrednią relację wybranych osób.

Nagranie https://www.youtube.com/live/zDY7t6HihCw (ok. 3 godziny).
Dr Steven Greer prowadzi ostatnio też serię wywiadów i konferencji on-line – dostęp do nich znajdziesz na jego profilu twittera (X), a ogólniej (historycznie) w różnych miejscach sieci – jego książki, filmy i artykuły.
Znamienne jest przekonanie Greera, na podstawie jego badań na przestrzeni dekad, że mamy do czynienia na ogół z przyjaznymi Obcymi – wbrew lansowanej przez rządy (wojsko) tezie o olbrzymim zagrożeniu. W tym zakresie można napisać osobny artykuł, tu podam dalej
tylko parę myśli na ten temat.
Jeszcze wspomnę wcześniejszym w tym roku (20.04.23) przesłuchaniu w amerykańskiej podkomisji senackiej nt. UFO omówione krytycznie w NTV (po zagajeniu od ok. 6 minuty)
https://niezaleznatelewizja.pl/index.php/aiovg_videos/temat-ufo-w-senacie-usa-pierwsza-audycja-live-ze-studia-ntv-we-wroclawiu/, co pokazuje jak jeszcze wciąż tłumi się tam docieranie do głębszego kontekstu zjawiska i manipulowanie nauką.

Dlaczego powinniśmy do tematu podejść poważniej niż dotychczas?

Paul Hyller, powszechnie szanowany były kanadyjski Minister Obrony Narodowej (1963-67) i Minister Transportu (1977-1969), w 2005 r. trafił na pierwsze strony gazet na całym świecie, kiedy jako pierwsza osoba rangi gabinetowej w grupie państw G8, jednoznacznie stwierdził że „UFO są tak prawdziwe jak latające nad nami samoloty„. Powiedział też: „Wiedziałem na 100%, że UFO jest prawdziwe i że moim obowiązkiem, z moim wykształceniem w dziedzinie obronności, było upublicznienie tego”. Tym bardziej, że miał dostęp do wielu raportów wojskowych. Potwierdził też przekonanie S. Greera oraz innych badaczy jak Steve Basset, Paoli Harris i wielu innych, że mamy przed wszystkim do czynienia z pokojowo nastawionymi kosmitami. To znamienne oświadczenie i dużo więcej szczegółów zawarł w swoich książkach o szerszym kontekście, zwłaszcza w Liberation! The Economics of Hope.

Więcej w języku polskim znajdziesz w dość obszernym wywiadzie Hellyera opisanym we w wspomnianym Nexusie, numer 2/2023.
Potwierdza tezę, że współczesne zainteresowanie Obcych Ziemią miało początek wraz z pierwszymi wybuchami jądrowymi. Kosmos jest jednością, więc to co robimy wpływa na jego inne części – destrukcyjnie. To ich zaniepokoiło i spowodowało że skrycie interweniują byśmy nie narobili szkód nie tylko sobie ale i w Kosmosie. Interwencje te są jednak ograniczone zasadami obowiązującymi w społecznościach kosmicznych by nie wyręczać cywilizacji w ich samodzielnym rozwoju i doświadczeniach, chyba że dokonują czegoś co zagraża całości wszechświata/galaktyki.

Prasa bulwarowa, filmy SF i niektóre książki skupiają się na sensacjach porwań i zagrożeń. Faktem jest jednak, że jest i druga strona – słynni reptylianie i podobne istoty. Kosmiczna wojna, którą można nazwać wojną dobra ze złem, w tym wojną duchową, trwa od eonów.
I o tym mamy szereg informacji, szczególnie śledzę głębokie wglądy
Kimberly Goguen, która przedstawia jak złożone jest to zagadnienie. Twierdzi jednak, że bitwa jest już wygrana przez „stronę światła”. I już jesteśmy wspomagani w rozwoju przez inne rasy – zarówno te przybyłe z dala jak i te dotąd dla nas ukryte, ale od wieków żyjące na Ziemi.
Tutaj nie będę się w to zagłębiał odsyłając do całego cyklu jej raportów na http://Locusmind.one//pages/korcz , ale to nie jedyne takie źródło, ani jedyny tamtejszy temat.

Sądzę, że to spojrzenie z wyższej perspektywy, które ujawnia jeszcze więcej,  wniesie dużo dobrego, a nawet w przyszłości włączy nas w kosmiczna wspólnotę – bez strachu i z wieloma korzyściami, nie tylko technologicznymi, ale dla lepszego rozumienia kim jesteśmy, skąd pochodzimy, co jest możliwe siłami ducha i wspólnoty.
Strawestuję pewne powiedzenie K. Ciołkowskiego w ten sposób

Ziemia jest w kolebce rozwoju, ale jak długo można być w kolebce?

Details

Details


	

Aforystyka itp.

Lubię dawać przed wpisami jakiś cytat, „złotą myśl” (czasem wymyślam własną), i nie sprawia mi to specjalnego kłopotu, bo jeszcze w czasach gdy Internet nie był w tym pomocny, zgromadziłem spory zbiorek almanachów mniej lub bardziej poświęconych takim treściom.
Zdjęcie pokazuje próbkę z domowej biblioteczki.

Granice między aforyzmami, cytatami z ładunkiem mądrości lub humoru, anegdotami, maksymami, sentencjami, dykteryjkami itd. są dość płynne. Zatem dodanie do tytułu „itd.” ma uzasadnienie. Ciekawe myśli można wyłowić z najróżniejszych książek (dość często są to też motta do rozdziałów lub do całości dzieła), świętych pism, filmów, memów, nawet z kalendarzy lub w trakcie rozmowy. Mam też setki wycinków i notatek z takimi materiałami. Czyli nie tylko chodzi o sztukę pisania aforyzmów, co skądinąd bardzo doceniam, ale o ich wyławianie i wykorzystywanie stosownie do sytuacji.
Cenię zwłaszcza te ich krótsze formy, powiedziałbym lapidarne, co kiedyś zainspirowało mnie by tego słowa użyć … w tytule bloga.
Z tą lapidarnością wpisów zupełnie się nie udało, bo niemal każdy podjęty temat wymagał rozwinięcia (a szkic planowanego nowego wpisu ma już ok. 30 stron, więc będzie raczej ebookiem…)

Podobnie witryna Złote Myśli skusiła mnie już gdzieś ok. 2013 r. swoją nazwą, bo sądziłem że poświęcona była właśnie gromadzeniem owych klejnotów myśli.
Jest o książkach, czym się nie rozczarowałem, bo znalazłem tam dużo wiedzy i mądrości. Polecam!
Bo mądrości możemy uczyć się z najróżniejszych form literatury, ogólniej – sztuki, także z poezji. Wtrącę parę słów o tym źródle.
Swoim przyczynkom w tej sferze prawie nie poświęcałem tutaj miejsca (wyjątki z nieco dłuższymi wierszami: fragmencik w Poezja przed burzą, ale tu raczej poezją jest przyroda; podobnie Bieszczady; Krasa lasu w śniegu itd. ), więc przemycę dwie własne próbki – właśnie z tych zwięzłych, bo te najbardziej cenię.
(wybaczcie mi zakwalifikowanie tego do poezji)

Życie jak głaz
sprawy idą wspak
patrzysz na mnie
… już nie tak.

(2013)

Wyznaj mi tę miłość,
którą chowasz w sobie
– uruchomię gojący czas,
choć nie odpowiem.

(1985)

Może odnajdziesz w tym swoje ukryte myśli, uczucia?

Mam tych wierszyków sporo, ale to temat na inną okazję…

Wspomniałem, że zbiorów aforyzmów jest dużo – są całe wyspecjalizowane witryny temu poświęcone, ale cenię sobie szczególnie te, które osobiście w pewnym sensie wskrzesiłem – chodzi o opracowania Stefana Garczyńskiego. Zanim do tego przejdę, to przypomnę że nie chodzi o tego Stefana z epoki romantyzmu, a o pisarza rocznik 1920. O tym Stefanie było tutaj parokrotnie – począwszy od 2007 r. we wpisie Pan Stefan, po późniejsze – gdy informowałem o powstaniu dedykowanej Mu strony mojego autorstwa i paru innych poświęconych konkretnym publikacjom ( > lokalna wyszukiwarka z użyciem nazwiska, lub poprzez tagi).

By w ogóle przypomnieć tego niezwykłego człowieka przywołam jeszcze np. wpis http://stefangarczynski.pl/biogram/
(przy okazji uprzedzam i przepraszam – ostatnio ta strona-blog dziwnie wolno działa – sprawa do technicznego sprawdzenia).

O ile Stefan Garczyński niemal we wszystkich swych pracach umieszczał cytaty znanych ludzi, zwłaszcza pisarzy i filozofów, to dziełkami poświęconymi aforystyce były szczególnie „Błyskotki o kulturze” i „Błyskotki o współżyciu”.
Tę drugą książeczkę właśnie opublikowałem w formie ebooka w ramach przywracania pamięci o pisarzu i jego pracach, ponieważ popada niesłusznie w zapomnienie. To mój trybut wdzięczności na 30. rocznicę śmierci Autora.
Miałem ponad roczną przerwę w tych pracach z rożnych powodów (najbardziej prozaiczny to zwątpienie czy utrzymywać stronę przy małym zainteresowaniu czytelników i podtrzymaniu materialnym* …).

Jako wprowadzenie do „Błyskotek o współżyciu” zobacz ten wpis (zawierający aktualne przesłanie**), a on poprowadzi Cię dalej aż do miejsca, gdzie można pobrać tego ebooka w 4 formatach oraz 13 innych wydanych wcześniej własnym sumptem – wszystkie darmowe.
(mimo że wszystkie są mobilne, tj. nadają się na urządzenia przenośne, to polecam format PDF).

Wracając do aforystyki w ogóle, to upodobałem sobie wybory jakie znajduję w każdym dwumiesięczniku Nexus i przewijające się na górnym pasku ich strony http://www.kontestator.eu/
Nadal polecam oba miejsca.

Ok, miało być lapidarnie, więc kończę jednym aforyzmem o aforyzmach, przy czym ciekawostką jest, że ten przykład wygenerowany/znaleziony został przez asystentkę AI GPT 4 Monica (możesz sam spróbować – to nakładka do przeglądarki):

Aforyzmy są jak papierosy – krótkie, ale uzależniające.

PS. Już po napisaniu spostrzegłem, że leży koło mnie poniższa książka, którą można dodać do omawianego gatunku. Na miejscu będzie więc jeszcze ta znana myśl: „Mają oczy, a nie widzą…”


———–
* Przywołam jeszcze wpis Rozwijajmy czytelnictwo, który szerzej pokazuje ten popularyzatorski aspekt mojej pracy. Poproszę o zainteresowanie…

** Wspomnianym przesłaniem jest waga współżycia społecznego i jego odbudowa w czasach gdy oddalamy się od siebie z różnych powodów.

Diamenty czy złoto?

złoto inwestycyjne

Nie wszystko złoto, co się świeci z góry
(przysłowie)

Wiele lat temu zajmowałem się złotem inwestycyjnym.  Chociaż także od wielu lat nie jestem już aktywny na tym polu, to temat jest wciąż aktualny, a nawet bardziej.

Także tutaj temat złota był poruszany parokrotnie w niektórych aspektach, np. we wpisie Manipulacja ceną złota (2012 r.),  Traktat o złocie  ( 2012 r., to humorystycznie), …
Stworzyłem też wtedy stroniczkę  na FB – Tajemnice złota oraz grupę Złotówki na złoto (oba te miejsca już od dawna prawie nie są aktywne, chyba że czasem wrzucę jakąś ciekawostkę lub wpis tylko nawiązujący w przenośni do złota czy innych wartości). A Grupa jest otwarta i każdy może tam coś napisać – oby na temat.
Jednak w tamtejszych archiwach zainteresowani złotem znajdą WIELE ciekawych informacji (są wyszukiwarki, ew. przeglądając wstecz wpisy), chociaż w naturalny sposób nie wszystkie będą aktualne w kontekście wydarzeń, wycen czy analizy rynku.
Ale … złoto jest wieczne, więc i informacje o tym kruszcu jako takim – podobnie.
O  co tam w ogóle chodziło?  O inwestowanie.
Jednak nie tak rozumiane jak obecnie głównie to widzą adepci szybkiego bogacenia się na akcjach, grze na giełdzie, bitcoinie, automatycznych programach inwestycyjnych i podobnych sztuczkach.
O tych niepewnych ścieżkach pisałem przed laty w artykule na FB  Kryptomania, przy czym jest tam odniesienie do podobnych informacji z innych źródeł
(Powstał też dawno, a bodajże w 2021 dodałem coś z nowszych przyczynków. Po likwidacji formy notatek na FB nie jestem już w stanie poprawić paru tamtejszych błędów merytorycznych i formalnych/edycyjnych/literówek.).
Artykuł ma liczne odniesienia do złota a także srebra.
Nawet w przypadku obligacji rządowych, akcji dobrych firm czy startupów trzeba być ostrożnym – także tutaj zdarzały się na świecie bolesne wpadki.

Tak więc, to „inwestowanie” wirtualne  już niejednego doprowadziło to do bankructwa, co w przypadku kryptowalut szczególnie potwierdziło się ostatnio i parokrotnie (np. krach FTX).
Nie neguję blockchain jako technologii wymiany. Nie neguję lokalnych uczciwych  kryptowalut bez powiązań z dużym rynkiem i międzynarodowymi bankami.
Natomiast w większej skali,  w ogóle stary system pieniądza dłużnego, fiat, derywatów – zapada się, ale to osobny obszerny temat na inny wpis (mały punkt zaczepienia znajdziesz np. tutaj i tutaj).
Zresztą – jest o tym dość głośno w mediach alternatywnych, nawet widać to w oficjalnych danych. Chociaż Igor Witkowski nie wnika głębiej w ukryte mechanizmy (ale szerzej niż przeciętny czytelnik), to dość często na swym profilu pisze o spostrzeżeniach dotyczących ekonomii i finansów w USA.
A wiadomo – jak Ameryka kichnie, to cały świat może się przeziębić 🙂
– np. ostatnio tutaj. 

Ponad 10 lat temu wyraziłem swoje zniesmaczenie wypaczonym podejściem do inwestowania w tutejszym wpisie Doradca finansowy? postulując by rozważać nie spekulację, a realne inwestowanie – w aktywa rzeczowe, o realnej i długofalowej wartości. Oprócz nieruchomości (nie każdego na to stać) i innych podobnych kierunków, nasuwa się prosta odpowiedź – metale szlachetne. 
Nie będę tutaj głębiej wchodził w arkana tego inwestowania  i od razu przejdę do zagadnienia jak w tytule.
Otóż wiele osób poleca inwestowanie w diamenty.
Poniżej przypominam stary wpis ze wspomnianej grupy Złotówki na złoto.

————————

Ktoś zapytał mnie dlaczego wolę inwestycje w złoto niż w diamenty.
Oto parę myśli na ten temat.
Diamenty bywają niesamowicie drogie, ale nie ma na świecie dwóch takich samych kamieni. Każdy może mieć inną wartość, ich wycena to także wynik rodzaju obróbki (szlifu itp.) – dość subiektywna. To nie jest łatwy towar do obrotu. Nie jest to też towar dla J. Kowalskiego, w przeciwieństwie do obecnej dostępności złota – zwłaszcza w formie gromadzenia nawet ułamków gramów w depozycie emisariusza – aż do uzyskania wagi sztabki kwalifikowanej do fizycznej dostawy ‚do ręki’. Co prawda istnieją i dla diamentów podobne koncepcje zakupów, ale to jednak wyższa półka kosztów i dłuższy czas na otrzymanie produktu.
Wycena złota jest w dużym stopniu znormalizowana (próby, certyfikaty mennic)
Natomiast  na diamentach trzeba się znać aby określić ich rodzaj, klasę czystości, autentyczność. Można łatwo się oszukać, nawet w grę wchodzą bezwartościowe szkiełka.
Na złocie zna się każdy jubiler, nawet przeciętny człowiek ze sporym prawdopodobieństwem odróżni złoto od tombaku itp.
Znalezienie dobrego rzeczoznawcy diamentów już nie jest takie łatwe i szybkie, zwłaszcza w sytuacji gdy ktoś nam przedstawia ‚okazję’.
Stosunkowo mała grupa graczy na rynku diamentów powoduje jego większą podatność na wahania, a nawet spekulacje potentatów.
Diamenty to kruszec prawie niepodzielny – nie można go praktycznie podzielić i sprzedać np. połowę.
Złoto przeciwnie – sztabkę można pokroić na dowolne kawałki i ew. sprzedać taki kawałek wg potrzeb. To ‚waluta’ rozpoznawalna i akceptowalna na całym świecie od „zawsze”.
To dużo łatwiejsze od sprzedaży drogiego diamentu. Czyli, mówiąc językiem finansowym, diamenty nie są tak płynne jak złoto.
Diament jest wrażliwy na uszkodzenia – chociaż twardy, ale można go rozbić na małe kawałki tracąc zdecydowanie na wartości – czasem całkowicie. Ponadto degraduje go wysoka temperatura, a spala się w ogniu, ponieważ to rodzaj węgla. W razie nawet niedużego pożaru nie ma co zbierać, gdy złoto w pożarze co najwyżej się stopi – bez utraty swej masy i własności. Może też leżeć w ziemi przez tysiące lat i nie stracić swych walorów, jest podatne tylko na nieliczne środki chemiczne (bezpieczeństwo przechowywania).
Złoto dla jubilera to uniwersalny surowiec – na pierścionki i obrączki, kolczyki, broszki itp.;  może je przetopić na różne próby i ilości.
Na złoto jest zapotrzebowanie nie tylko biżuteryjne, ale występuje duża różnorodność zastosowań przemysłowych, co czyni je towarem z dużym popytem. Złoto ma też swoje tajemnice ze sfery właściwości leczniczych, a nawet „metafizycznych” …
Złoto jest symbolem boskości, niezniszczalności, wieczności, nieśmiertelności, chwały, doskonałości, duchowego oświecenia, wiedzy tajemnej, stałości, czystości, majestatu, królewskości, godności, bogactwa, światła słonecznego, żywotności, ziarna, miłości, serca, krwi, eliksiru życia, ale i … chciwości, degradacji, pokusy…
Nie wykluczone, że za jakiś czas, po szykującym się globalnym kolapsie obecnego systemu finansowego, może wrócimy do jakiejś formy parytetu złota, który obowiązywał dłuższy czas – zanim pieniądza nie zepsuto.
Jest jeszcze kolejny element ryzyka, który w każdej chwili, niemal z dnia na dzień, może spuścić rynek diamentów prawie na dno. Mianowicie wynalezienie sposobu produkcji syntetycznych diamentów (i innych kamieni szlachetnych) – a prace nad tym trwają. Już dawno tworzy się małe diamenty do celów przemysłowych, co także pośrednio zaniża wartość małych sztuk diamentów naturalnych.
Wreszcie na złoto inwestycyjne (czystość powyżej 95%) nie ma VATu i podatku dochodowego (przy obrocie jako ‚towarem używanym’).
A kobiety szybciej i chętniej nałożą złotą biżuterię niż diamentową – po prostu zachodzi mniejsza obawa przed rabunkiem czy zgubieniem…
Przyjemność posiadania diamentu, który leży w szufladzie jest raczej tylko przyjemnością z posiadania, a nie z demonstrowania. Niekobiece.
Co nikomu nie broni (jak go stać) na klejnot z diamentem – na specjalne okazje.

—-

Jednak na Facebooku (i nie tylko) są grupy i strony zafascynowane diamentami z punktu widzenia inwestowania.
Czy słusznie? Myślę że powyższy wpis da niektórym do myślenia.
Tak jak formy inwestowania w ogóle.
Jedną z moich dewiz jest „Zainwestuj w siebie” – w sensie wiedzy, umiejętności, poszerzania możliwości, zdrowia, …

Przysłowie arabskie mówi, że edukacja jest droższa od złota. Ja w tym szczególnym przypadku ujmę to tak:
Złoto jest cenne. Wiedza jest cenniejsza od złota. A wiedza o złocie i jej wykorzystanie – jeszcze cenniejsze.

PS. Nie jestem doradcą finansowym, swoje decyzje finansowe podejmuj na własne ryzyko i z należytą starannością, konsultuj się ze specjalistami – tutaj też zwracając uwagę na opinie o nich i na porównanie ofert.

Wyłączenie

na linie

Życie nie jest łatwe,
ale wciąż pozostaję optymistą…

Luty 2023 nie był dla mnie łaskawy. Pogoda była kapryśna i niezbyt przyjemna, czasem depresyjna. Tym bardziej złakniony prawdziwej zimy ze śniegiem wykorzystywałem każdą okazję by być w lesie na biegówkach. Mam swoje ulubione miejsca o urozmaiconym terenie. Zdarzyło się, że zjeżdżając w dość ostrej górki z zakrętem nie zauważyłem kamienia wystającego spod śniegu.
Wywrotka z podparciem ręką. Zwichnięty nadgarstek i dwa palce, w tym jeden złamany z odpryskami przy stawie. Prawie 5 godzin na SOR, złożenie, usztywnienie. Ponad miesiąc w ortezie, która była bardzo niewygodna i utrudniała wiele czynności, w tym pisanie. Po tym okresie okazało się, że palce są sztywne (nie zginają się) i nadal spuchnięte – wymaga to rehabilitacji.
O ile od dawna psioczę na lekarzy, że nie umieją sobie radzić z chorobami przewlekłymi, tak ogólnie chwaliłem chirurgów i pomoc ratunkową.
Niestety to już drugie moje negatywne doświadczenie i w tej dziedzinie po nieudanej operacji sprzed paru lat.

Uderzenie w czasie wypadku znów nadwerężyło bark – jego grudniowa rehabilitacja związana z wieloletnim bólem została zniweczona. Czekają mnie więc dwie nowe rehabilitacje (znów wyłączenie na wiele godzin).
Plany na wiosenne odświeżenie mieszkania a potem odwlekane przycinki drzew na działce stoją pod znakiem zapytania.

Skoro jestem przy sprawach zdrowotnych, to krótko o tym co działo się w lutym na LepszeZdrowie.info. Jak zwykle podsumowałem to w raporcie miesięcznym.
Ujmując krótko:

Kolejne rady zdrowotne, uwagi o sporze między mięsożercami a wegetarianami i walce z mięsem, dlaczego powinniśmy się bić o jajka, o dietach keto i carnivore, propagandzie jedzenia robaków i związanych z tym zagrożeniach – z szerszym tłem tych akcji. Rozliczanie epidemii i antidota na powikłania. Nowe książki i więcej…

Były to więc tematy aktualne i z mojej perspektywy ważne.
Niestety w czasie publikacji tych nowości popełniłem duży błąd techniczny, który zniszczył mi funkcjonalność linkowania wewnętrznego i do lewego menu strony (które zniknęło).
To co jest w sieci – działa, ale cokolwiek zmienię lub napiszę nowego, nie będzie miało już owego lewego menu. To jeszcze bardziej uszczupliło możliwości mojego back-endu, który w ogóle od lat szwankuje i tworzy wpisy nie pasujące do obecnego odbiorcy, zwłaszcza używającego urządzeń mobilnych. Wróciła więc sprawa przełożenia serwisu na nową platformę. Zacząłem tę akcję na początku 2020 r. , ale jej zakres opisany w zarysie w notatce technicznej jest tak duży, że wystraszył mnie ilością pracy. I nadal straszy – obecnie do przełożenia jest ponad 1000 wpisów nie mówiąc o różnych sprawach technicznych.
Teraz będę raczej do tego zmuszony. Zatem dalsze aktualizacje będą na tymczasowej stronie wp.lepszezdrowie.info, która kiedyś będzie przełożona na domenę podstawową (na razie jest to tylko szkic, z paroma próbami, nie koniecznie wg ostatecznego wyglądu i funkcjonalności –  już widzę konieczność zmian…).  Zacznę od najnowszych wpisów, ale jeśli są tam linkowania wstecz, to trzeba będzie i przełożyć te odnośne strony. Robota na miesiące, rok?
Jak wspomniałem, stara strona tymczasem będzie działać, ale raczej nie będę tam nic dokładał, a ew. poprawki będą wprowadzane dość uciążliwą drogą podmian kodu html.
To mnie wyłączy z innych spraw, których mam i tak sporo. (nie mówię o obowiązkach domowych i rodzinnych, tylko o moich „zajęciach publicystycznych”).
Przykładowo, zacząłem duży esej o demokracji (znacznie wykraczający poza tutejszy stary wpis Demokracja?), a właściwie o ustrojach społeczno-politycznych przyszłości, ale temat wymaga jeszcze przeczytania sporej ilości przyczynków innych osób, by móc to dobrze poukładać i wyciągnąć wnioski.
Generalnie uderza brak wyobraźni zainteresowanych  środowisk, które uparcie trzymają się starych schematów partyjnych i koncepcji. Obecnie w polityce przeważa kadencyjna krótkowzroczność i zepsucie.
Podobnie jak brak wyobraźni i wiedzy o tym jak będzie wyglądał przyszły świat, ale nie taki, który zniewoli i wyalienuje ludzi (widzimy zakusy w tym kierunku), lecz podniesie ich w rozwoju, zapewni suwerenność.
I to wcale nie w jakimś dalekim horyzoncie czasowym, bo jeszcze za życia wielu obecnych polityków i komentatorów. W tym świetle szereg obecnych rozwiązań gospodarczych oraz planów politycznych prawdopodobnie okaże się stratą energii i środków.
Chociaż sprawę braku odpowiedniej perspektywy poruszałem tutaj parokrotnie i od dawna (np. Na kłopoty – perspektywa), to obecnie raczej odnoszę się do tego w niektórych wpisach na stronie Our Life Force. (uwaga  – wkrótce końcówka domeny będzie zmieniona na .one). Przykładowo w jednym z ostatnich https://locusmind.com//posts/33302  pokazano rozmach nowych projektów związanych z ruchem CARE, w tym z nowymi źródłami energii i nowymi technologiami. Istnieją takie, które wyprzedzają te „oficjalne” o wiele dziesięcioleci, powstają też nowe. A liczne te, na  które wydaje się olbrzymie środki, nazywam czasem… ostrzeniem dzidy.
To może zdezaktualizować nawet projekty energii atomowej, co do których już od dawna też miałem duże wątpliwości.  Pisałem prawie 10 lat temu Co z tą energetyką? Nie wszystko obecnie jest dokładnie jak przewidywałem, ale potwierdza się, że ostatecznie wygra koncepcja energetyki rozproszonej.
Opracowywanie tamtejszych (na locusmind) wpisów zabierało mi dużo czasu, więc i z tego będę musiał się wyłączyć, przynajmniej w znaczącym zakresie. Będę raczej odsyłał do materiałów źródłowych. Będzie to jednak utrudnieniem dla Czytelnika, ponieważ są to na ogół mało dokładne tłumaczenia.
Wlecze się jeszcze bardziej mój dawny plan pisania książki, dużej monografii tematycznej – podobna sytuacja – brak czasu oraz coraz to nowe materiały ze świata, które dezaktualizują pewne starsze przyczynki…
Reasumując „siła złego na jednego”, przy czym słowo „złego” biorę tylko za sprawą przysłowia, bo nie są to rzeczy złe, tylko absorbujące – zwłaszcza w kontekście mniejszych sił po niedawnym skończeniu 76 lat. Dolegliwości przybywa i nimi też trzeba się zająć. Nie to, że się użalam (Dzień Mężczyzny nieco mnie rozpieścił), ale trzeba spojrzeć prawdzie wieku w oczy… (a oczy też zaczynają dokuczać).
Zatem tutaj wpisy będą zapewne krótsze i rzadsze, a tytułową lapidarność tego bloga będę realizował na twitterze.

Kawowe curriculum vitae

dear coffee

Kawa ożywia umysł. Miłość duszę.
A miłość do kawy?

Zanim przejdę do głównego tematu czyli samej kawy – jak ją widzę i co chciałbym o niej powiedzieć, pozwolę sobie na parę wspomnień związanych z kawą.
Gdy to piszę, na dworze jest mroczno i zimno, a to nastraja do słonecznych wspomnień. Tak, jak lubię kawę, tak i te pozytywne uczucia rozgrzewają.

W naszym rodzinnym domu, a dla mnie to czasy PRLu, kawę pijało się od święta i przy mniej typowych okazjach. Rodzice byli brydżystami i bywały długie wieczory sięgające głębokiej nocy, gdy grający podtrzymywali się kawą, którą przynosili goście, bo u nas raczej się jej nie trzymało i nie piło. Ja wtedy już spałem a wcześniej nawet nie przyglądałem się rozgrywkom – jakoś w ogóle gry karciane mnie nie przyciągały. Ale podarunek kawowy zostawał i jeszcze starczał na jakiś czas.
Inny kawowy zwyczaj wiązał się z przyjazdami ciotki Meli z USA latach sześćdziesiątych. Mieliśmy rodzinę rozproszoną po świecie – część z dawnej emigracji, część jako skutek drugiej wojny światowej, której żołnierze potem trafiali do Anglii, USA, Australii itd.
Ciotka zawsze przywoziła ze sobą swoje ulubione kawy, nie mogła się bez nich obyć, a także na prezent. To było jednak z natury sporadyczne, wtedy jeszcze kawa nie wzbudzała we mnie większego zainteresowania. W okolicach czasu matury chorowałem na wątrobę (szpital) i kawy mi nie polecano, zresztą jak wielu innych rzeczy.
W czasach studenckich i jeszcze potem parę razy jeździłem na saksy, głównie do Francji i Szwecji. Francja kojarzy mi się dużo bardziej z winem niż z kawą, tym bardziej, że pracowałem na winnicach. Ale zawsze zatrzymywałem się na trochę w Paryżu, a tam wypić kawkę to był element tamtejszego nastroju.
Natomiast w Szwecji pracowałem z kolegą, między innymi, przy zakładaniu szkółek leśnych. Było gorące lato i ta ciężka praca (robienie ogrodzeń z ich głębokim wkopywaniem w kamienisty grunt) powodowała, że przekładaliśmy ją w dużej części na białe noce. A w dzień odsypialiśmy i dorabialiśmy w dużej restauracji w miasteczku kilkanaście kilometrów od lasu. Dojeżdżaliśmy dzięki temu że mieliśmy skuter.  Praca na zmywaku miała dla nas, studentów, pewien dodatkowy plus, oprócz zarobku. W tym bogatym kraju i w tej dobrej restauracji mieliśmy wikt oraz … dostęp do dużej ilości kawy. Podawano ją w dzbankach – często te dzbanki były opróżniane np. tylko do połowy – reszta dla nas. W sam raz na podtrzymanie w czasie nocnej pracy.
Także w Szwecji doświadczyłem tych kawowych nastrojów, można powiedzieć tamtejszego Hygge, podczas wizyty u kuzynki.

W 1973 ciotka odwzajemniła naszą gościnność – wyjechałem z kuzynem do Ameryki na wakacje. To dłuższa przygoda do opowiedzenia osobno, ale tutaj wspomnę o dwóch zwyczajach jakie wtedy były naszym udziałem. Pierwszy to aperitif z wytrawnego wina na ok. 15 minut przed obiadem, celebrowany na tarasie domu.
Drugi to deser z udziałem kawy. I tak prawie codziennie, więc wtedy poznałem kawę lepiej. Nie pamiętam jak była parzona, bo podawano ją gotową do stołu.
W czasie samochodowych peregrynacji po stanach nocowaliśmy na ogół w motelach, gdzie także  była kawa – zarówno rano jak i do kupienia. To, co obecnie mamy w Polsce na prawie każdej stacji benzynowej (też czasem korzystam, zwłaszcza przy dłuższej trasie), tam było wtedy normalne.
Po powrocie zafundowałem sobie pierwszy ekspres – przelewowy. Był to jakiś polski produkt słabej jakości (dziś już nie pamiętam marki), dość szybko się popsuł.

W tamtych czasach sporo podróżowałem autostopem po Polsce i Europie, ale też biedowałem, tj. wolałem skromne środki przeznaczyć na jedzenie niż kawę.
Potem, w czasie prawie trzyletniego pobytu na kontrakcie w Libii, byliśmy zakwaterowywani w hotelach,  gdzie kawa też była obficie serwowana, ale także na naszych towarzyskich spotkaniach w  zaprzyjaźnionych domach.
Kolejne spotkania z kawą pokazujące koloryt związanych z tym zwyczajów i sposobów parzenia,  to były nasze małżeńskie wyjazdy do Włoch, Bułgarii, Grecji. O jednym z nich tutaj wspomniałem, chociaż bez wątków kawowych (dziwne, może dlatego, że to było w ramach stołu śniadaniowego – jak zazwyczaj w hotelach). Także kawa w autokarach dalekobieżnych była wybawieniem z senności dopadającej przy długiej podróży.
Na tym zakończę wątki podróżnicze, chociaż w licznych wyjazdach służbowych kawa to był stały element „podtrzymania” i ugoszczenia.
W tych dalszych i dłuższych eskapadach  miałem większą przerwę, ze względu na pracę. Byłem w tym czasie w paru firmach – nie wszędzie kawa była zwyczajem biurowym, ale w formalnie ostatniej pracy przed emeryturą – zawsze była i to wg życzenia.
O dziwo, był też okres kiedy kawa jakby przestała mi smakować, miałem wrażenie, że źle na mnie wpływa. Może to była sugestia związana z tym , że chorowałem i uległem opinii, że lepiej zatem kawy nie pić i że zakwasza organizm.  Było to swoiste nocebo. Nawet krótko kiedyś to opisałem w Moja historia z kawą – w czasie gdy poznałem firmę DXN (dość stare dzieje).
Jako gorący zwolennik naturalnych metod i preparatów, wiedziałem, że leczy nas przede wszystkim nasz system immunologiczny. Trzeba mu tylko pomóc.
A właśnie kawa z ganodermą z DXN wzmacnia system immunologiczny, a przy okazji także kondycję.  Pomyślałem – genialne, jak to się wszystko dobrze składa – lek aplikowany z napojem, który tak wiele osób kocha!
Wróciłem do kawy w tej postaci, tj. w saszetkach z dodatkiem proszku z tego leczniczego grzyba (ganoderma, reishi). Poprawiłem zdrowie.
Przez pewien czas działem w DXN jako partner handlowy. Miałem dedykowaną stronę w Internecie (sporo artykułów „branżowych”) oraz wtedy i z tego powodu założyłem na Facebooku stronę Spotkania Przy Kawie (vel Kawa Na Zdrowie).
Jednak w tej firmie nie szło mi za dobrze, miałem też inną pracę, więc projekt zarzuciłem. I przyznam, ta ich kawa nie smakowała mi w porównaniu do tego, co znałem w przeszłości.  Zatem i ów fanpage stracił na znaczeniu i obecnie jest ledwie podtrzymywany. Wrzucam tam czasem artykuły o kawie oraz takie … które wiążą się z materiałami do poczytania przy kawie.
Te spotkania przy kawie odbywam oczywiście i w realu, rodzinnie i ze znajomymi.
żona w kawiarni

Z żoną nie żałujemy sobie odwiedzania, a nawet zwiedzania kawiarni z dobrą kawą. Szczególnie zimą. A jeśli w drodze, to może być i Mac Cafe…

Właściwie nie musielibyśmy, bo w domu mamy wszystko co potrzebne, by dobrą kawę sobie zrobić. Oto moje instrumentarium (pominąłem prosty dripper, bo w czasie zdjęcia właśnie był w użyciu).

kawowe instrumentarium

Chociaż – nie wszystko – za późno dowiedziałem się o zaletach  aeropressu

Może dojdzie do kompletu na czas gdy przebywamy w lecie na działce, gdzie nie zamierzmy zabierać ekspresu.

A na działce w 2022 mieliśmy ciąg upalnych dni, które skłoniły mnie do małego wynalazku – orzeźwiającego napoju kawowego na zimno. Bariści się skrzywią, ale mnie to pasowało, tym bardziej że to procedura na 15 sekund.  Dobra kawa rozpuszczalna zalana zimną gazowaną wodą mineralną  – po wymieszaniu jest smacznie, z bąbelkami i pianką.
Kiedy i ile kawy piję? Przeciwnie niż żona (Ona zaczyna rano), ja pijam ją najczęściej w południe (+/-), bo to okienko pierwszego znużenia. To także zgodne z opinią fizjologów – rano organizm ma dość wysoki poziom kortyzolu, jest dostatecznie pobudzony, przynajmniej u mnie właśnie tak jest. Ponadto rano trzeba się dobrze nawodnić, a sama kawa to za mało.
I rzadko piję więcej niż jedną czy dwie kawy – zaskoczenie? Bo jestem aktywny, pobudzony przez większość czasu – nie muszę się dodatkowo dopingować. Ponadto – zasadą przyjemności jest umiar. I nie jestem kofeinistą i unikam wszelkich nałogów.
Nie przepadam za kawami mlecznymi – też wbrew obecnej modzie – a jeśli już, to z niedużą ilością mleka lub śmietanki. Kawy lekko palone Arabika ew. jakiś dobrze dobrany blend.  Mamy niedaleko palarnię kawy – można tam coś dobrać. Staram się docierać do kaw ekologicznych i pochodzących z Fair Trade. Także z festiwali kawowych, na których okazjonalnie bywam.
Dodam jeszcze, że przekonałem się do saszetek (pods) Mellity – zaparzanych w ekspresie. Czasem eksperymentuję z przyprawami do kawy, pijam ją także z olejem kokosowym, tzw. kawę kuloodporną.
I przede wszystkim – używamy tylko wody oligoceńskiej lub dobrze przefiltrowanej i staram się o dobre kawy
Tyle o gustach, bo to rzecz indywidualna.
Po owym okresie przerwy zainteresowałem się zdrowotnością kawy.  Podkręcanie tych zalet za pomocą ganodermy to jednak zabieg sztuczny.
Wkrótce dowiedziałem się, że kawa jest ZDROWA i to na wielu „polach”. Na swojej stronie poświęconej zdrowiu (LepszeZdrowie.info) publikowałem artykuł za artykułem, które pokazywały te rożne aspekty. Nie będę wszystkich wymieniał, a przykładowo: Kawa – dobra czy zła?, Kawa a wątroba i inne mity itd., by w końcu to ująć syntetycznie w Kawa – podsumowanie, gdzie są odwołania do innych wpisów i źródeł.
W tym miejscu wypada mi podziękować Katarzynie Świątkowskiej, lekarce, która z oddaniem obala różne mity oraz broni kawy na podstawie prac naukowych. Dużą część (107 stron, 362 odnośników do literatury) książki  MITY MEDYCZNE, KTÓRE MOGĄ ZABIĆ,  KONTRA FAKTY RATUJĄCE ŻYCIE (tom 1) poświęciła własnie temu, a całą książkę omówiłem tutaj. Dużo wcześniej pokazałem właściwości kofeiny w artykule Jak wspomaga nas kofeina, co miejscami zostało skorygowane w pracach pani Katarzyny.
Potem trafiłem na parę kontrargumentów, które spróbowałem wyjaśnić w artykule Jeszcze o kawie.  Myślę, że z powodzeniem,  tym bardziej, że niemal codziennie otrzymuję, w trybie prenumeraty wiadomości tematycznych, dalsze analizy i pochwały kawy.  W powyższym artykule podaję jeszcze inne opracowania oraz opinię dra Marka Skoczylasa. Oprócz pani doktor, to jeden z lekarzy których poważam; pokażę jeszcze jego wykład 16 efektów picia kawy regularnie (z napisami, które może pobrać).

Gdy to piszę właśnie jestem po lekturze artykułu Polska badaczka udowodniła prozdrowotne własności kawy.
Jednak, jak przy każdej używce należy wspomnieć o zastrzeżeniach, co kiedyś (znów dzięki pani Świątkowskiej) wyjaśniłem częściowo w artykule Uwaga interakcje.
Nawet jeśli kawa nie każdemu służy (co odnosi się niemal do wszystkiego – jako ludzie różnimy się nieco genetycznie, stanem zdrowia, wiekiem, sposobem odżywiania i leczenia, itd.), to saldo jest pozytywne.  A przyjemność picia (i nawet samego zapachu) kawy to wartość, którą wielu ceni nawet wyżej niż jakieś związane z tym kłopoty.  W skali indywidualnej to celebracja – przyrządzania i konsumpcji, co stanowi swoisty element  kultury. Celebruję życie miedzy innymi dobrą kawą – życie jest za krótkie na picie tych marnych… Jestem na etapie jakości czyli tzw. trzeciej fali kawy. Fal czwarta zadba o plantacje – by były ekologiczne w szerokim zrozumieniu. W szczególności już teraz wyszukujmy kaw bez mykotoksyn (OTA free).
Kawa ma pokrewieństwo z czekoladą – też lubię i doceniam właściwości zdrowotne.

Można by długo o tym pisać i napisano bardzo dużo. Jako przykład – oto moja domowa „biblioteczka kawowa” jak na dziś (oprócz książek kucharskich i innych, w których kawa też się pojawia)

książki o kawie

Każda książka jest trochę inna, co pokazuje rozległość wiedzy o kawie, jej historię i podejście autora. Często zakochanie w tematyce. Widać to np. w „Kawa – instrukcja obsługi najpopularniejszego napoju na świecie” (autorka – Ika Graboń).
Mini-recenzję tej książki umieściłem ostatnio na portalu Lubimy czytać.
Wśród pasjonatów kawy wymienię Witolda Gadowskiego, który chociaż niewiele o tym mówi, ale stworzył trzy własne marki nawiązujące właśnie do kultury w powiązaniu z Polską. Tu wyjątkowo zrobię reklamę (bez powiązania z dostawcą), ponieważ uważam, że trzeba promować małe firmy (w tym rzemieślnicze) zajmujące się kawą na tle potentatów i sieciówek, które oferują kawę głównie z tzw. pierwszej fali – „aby była”, nie koniecznie dobrą.
To kawy: Wolność, Z polskiego dworku, Dom polski, Sobieski.
Natomiast wśród tych książek sprawy związane ze zdrowiem bodajże najobszerniej (ale i tam dalece nie w pełni) opisuje monografia Boba Arnota „Kawa dla zdrowia. Energia, smak i sposób na długowieczność„.
Co do celebracji, oprócz delektowania się w duchu slow coffee, to mam też słabość do filiżanek i kubków, bo sposób serwowania i estetyka też ma znaczenie.
Kiedyś dałem temu wyraz tablicą na Pinterest – Cups and Mugs (ostatnio już tam raczej nic nie dodaję).
dajesz radeI  love you

Natomiast w kulturze kawy jest mnóstwo powiedzeń, memów, instrukcji, dowcipnych zachęt – patrz moja inna tablica na Pinterest.
Przykładowy obrazek z przesłaniem edukacyjnym, ale to i tak nie wszystkie opcje, nie mówiąc o własnym eksperymentowaniu. rodzaje kawowych poczęstunków
Bo zajęcia z kawą to kreatywność – sukcesy i … błędy.

Wreszcie anegdoty, cytaty z literatury, powiedzenia. Kawa ma w tym spory udział. Jest ich setki. Zakończę paroma z nich.

„Jeśli masz zmartwienie – napij się kawy, jeśli się cieszysz – napij się kawy, jeśli jesteś zmęczony – napij się kawy.”
Martyna Wojciechowska

„Śmiech kobiety, zapach dziecka, przyrządzanie kawy – oto różne smaki i zapachy miłości.” Anthony Capella

„Mów prędko, co ci leży na sercu , bo kawa stygnie.” Nadżib Mahfuz

Smacznego i na zdrowie!
A ja wracam do pracy…

warsztat

Postawisz mi kawę?

Wielki wywiad i przesłanie dla świata

Po prostu zobacz, podziel się z innymi

Nadzieja

„Nadzieja umiera ostatnia”
Aktualnie: Nadzieja żyje i ożywia.

Wiele czasu na przestrzeni ostatnich lat poświęciłem lekturom i pisaniu o szczepieniach, jako że sprawy zdrowia i medycyny to moje bodajże główne zainteresowanie. Ale to gdzie indziej np. na LepszeZdrowie.info, na VK (https://vk.com/etsaman3), innych blogach i stronach, twitterze, FB …
To miejsce, gdzie teraz piszę, jest dedykowane raczej innym sprawom, ale krótko poruszę temat „szczepień” przeciw SARS-Cov2.
Cudzysłów bierze się stąd, że większość stosowanych iniekcji to nie jest klasyczna szczepionka, ale aplikowanie preparatu genetycznego oddziałującego na struktury komórkowe z ich genetyczną modyfikacją włącznie. Jest coraz więcej doniesień, że to proces którego nie można odwrócić i zmiany genetyczne o nieznanej ekspresji mogą być dziedziczone. To BARDZO niebezpieczne.

Niezależnie od tego mamy wysyp powikłań, z których najbardziej głośne są te dotyczące zatorów naczyniowych i tzw. naglicy sercowej – po prostu zgonów.

Jednak wiele osób kpi z odnośnych ostrzeżeń, często od znanych naukowców i lekarzy, mówiąc, że wzięli już ileś zastrzyków i nic im nie jest, nie wyrosły im czułki ani nie odpadła uschnięta ręka itp.

Faktycznie – chociaż ilość powikłań dawno przekroczyła pułap przy którym dawniej wstrzymywano akcje szczepień, to ludzie bez powikłań są w większości.
Kiedyś próbowałem to wyjaśnić następująco:

1. Istnieje pula szczepionek w postaci placebo – zgodnie w zasadami badań szczepionki (podobno są placebo całkowite i połowiczne).
2. Wiara w skuteczność szczepionki jest rodzajem placebo – możliwe że potencjalnie zmniejsza NOPy.
3. Każdy człowiek jest inny, w szczególności ma inną odporność, zwłaszcza gdy o nią dba i zapobiega skutkom szczepień. Wpływ wieku, płci.
4. NOPy mogą wystąpić z dużym opóźnieniem – po miesiącach a nawet wielu latach, więc na razie ich nie widać. Tak działa modyfikacja DNA poprzez mRNA i lokowanie się białka kolcowego w różnych organach.
5. Administracyjnie NOPy kwalifikuje się do 1 mies. od szczepienia, potem trudniej kojarzyć je ze szczepieniem i dlatego…
6. Zgłaszanych jest mała część NOPów, a rejestrowanych jeszcze dużo mniej (do bazy VAERS trafia niecałe 1%)
7. Stosownie szczepionek różnych producentów, różnych serii, mieszanie lub nie szczepionek przez biorcę
8. Producenci eksperymentują z seriami, różne komponenty i ilości (?)
9. Ampułki nie są sobie równe – w produkcji ich zawartość pobiera się ze zbiornika, gdzie zawartość nie jest jednorodna (sprawa wymieszania i zanieczyszczeń).
10. Różna staranność i higiena przy szczepieniu (?)
11. Stan osoby w dniu szczepienia – fizyczny a nawet psychiczny.
12. Powód „narzekania” jest subiektywny względem objawów, co dla jednego jest znaczącym objawem, to dla innego nie.
13. Są lekarze i terapeuci, którzy potrafią leczyć powikłania po szczepieniach.

Dochodzę teraz do tego, co o tych „szczepieniach” mówiła od dawna Kimberly Goguen, która ma głęboki wgląd w tajne operacje i historię wydarzeń.
Jest zdania, że wirus SARS-CoV2 został sztucznie spreparowany przez agentów Deep State w paru celach jak wywołanie strachu i zorganizowanie globalnych operacji podporządkowania ludzi (co widzieliśmy), z likwidacją części ludzi starszych i słabszych – element „straszaka”, a także depopulacyjnym. Jednak docelowo akcja z wywołaniem COVID była od dawna przygotowywana pod kątem powszechnego zastosowania specyficznych szczepień i ich wykorzystania do wprowadzenia jeszcze większej kontroli przez powiązanie z cyfrową walutą i systemem kredytu społecznego.
Brzmi to bardzo spiskowo, ale w rzeczywistości większość tego, co obecnie obserwujemy na różnych polach, to wynik spisków – tak jak w ogóle polityka i władza ma to do siebie.
Znów- nie chcąc wchodzić w przykłady i w głębsze opisy, C-o-V-ID można rozszyfrować jako Certificate of Vaccination ID, gdzie kluczowe jest owo ID, czyli identyfikator zaszczepionego.
W fazie operacji jawnej byłby to paszport szczepionkowy, który pozwalał kontrolować przemieszczanie się ludzi oraz nakładanie na nich różnych obostrzeń. Wiadomo po czasie, że te paszporty niczemu innemu nie służyły, bo przed niczym nie chronią.
W fazie lub w warstwie ukrytej – „szczepionka” mRNA zawiera elementy w zaawansowanej technologii femto (czyli dużo większej miniaturyzacji niż popularne nanochipy, co trudno wykryć) – pozwalające na lokalizację zaszczepionego oraz na elementy sterowania. Te rozwiązania Kimberly też opisywała parokrotnie.
Ale o możliwościach zdalnego kierowania ludźmi różnymi sposobami, z ich zabijaniem włącznie, wiemy już od dawna za sprawą przecieków z badań wojskowych – z zakresu mind control, sterowania super-żołnierzmi, zabójcami i prowokatorami itp. Jako przykład można podać wypowiedzi Barry Trowera, który nad tym pracował (szersze tło w artykule 5G-pięć głównych uwag – cz. 1, w sekcji http://www.lepszezdrowie.info/5G-5uwag-1.htm#czemu_sluzy ; niestety pewne materiały cenzura zdjęła z YT).

I tu pojawia się dodatkowa szansa dla ludzi, nawiązująca po części do punktu 13 w powyższym zestawieniu.
Tak jak zdalnie można ludziom szkodzić tą technologią, tak można im także pomóc.

W rozmowie Kimberly z Sunny Gault z 16 stycznia 23 na platformie Unitednetwork.tv*  (UNN) Kimberly mówiła (przybliżone tłumaczenie):

„Niektórzy zgłaszali nawet wczoraj, że zaczynają czuć się lżej. Teraz dla tych, którzy mają mRNA, którzy czują się odłączeni od Boga. Teraz wiecie dlaczego? Wiecie, dlaczego wszyscy tak mówili, bo to też jest implant, ale na mniejszą formę Archona. To ludzka technologia, wadliwa, dała im błędne informacje. Wiesz, oni wiedzieli, że to się stanie w latach 80-tych, to było właściwie podpisane … myślę, że w 1984 i do tego czasu inni, genetycy, którzy są tutaj, dali im całkowicie i całkowicie błędne informacje. Więc nie rozumieją, dlaczego to nie funkcjonuje tak, jak myśleli, że będzie funkcjonować. A czy teraz ludzie mają z tego powodu efekty? Tak. Widzieliśmy, jak mówiłam, nie zapominajcie nigdy, ile to kosztowało, ile to nas kosztowało. Wiesz, jak ten biedny ojciec w wiadomościach [nawiązanie do wcześniejszego klipu w wiadomościach redagowanych przez Sunny]. Nie mogę sobie tego wyobrazić. Tak, to było naprawdę trudne do oglądania. Tak. Ale dobrą wiadomością jest to, że dla ludzi, którzy stracili ukochaną osobę, mRNA może zostać zrekalibrowane w ramach projektu Alpha. Więc innymi słowy, możemy faktycznie podłączyć się do mRNA zamiast Omegi [starego systemu używanego przez Deep State] … to będzie Alfa podłączona się do niego, i możemy faktycznie użyć Alfy do uzdrowienia. Powiedziałam wam kilka tygodni temu, że wymyśliliście sposób na wykorzystanie tego dla dobra. Po prostu nie bardzo rozumiałam jak to będzie działać, ale faktycznie możemy. Więc miejmy nadzieję, że w ciągu kilku tygodni, możemy zacząć leczyć niektóre z tych problemów, które ludzie mają. Oczywiście, nie ma lekarstwa na śmierć. Ale, pomocne jest wiedzieć, jeśli straciłeś kogoś z powodu tej kwestii, że to było, [a teraz] może być i będzie wykorzystane dla dobra.

Sunny Gault  

Teraz, Kim, czy to byłoby zrobione zdalnie? To nie jest jak procedura lub coś, co ktoś by miał, to jest coś poprzez częstotliwość lub coś takiego, co byłoby zrobione?

Kimberly Ann Goguen  

Więc zasadniczo, to jest sieć, to jest Internet Rzeczy Ciała [lansowany zwłaszcza przez technokratów transhumanizmu].
I to jest prawie jak twój telefon działa w twojej sieci danych. Tak właśnie działa mRNA. To jak Wi Fi, ale inny system zamkniętej pętli. Podłączenie systemu Alpha do tego, i odwrócenie programowania może być zrobione. I to jest robione.”

I to wyjaśnia, że oprócz samych działań odważnych i świadomych ludzi, którzy zatrzymają szkodliwe „szczepienia”, a także nowych metod medycznych, że dodatkowo i zasadniczo jest nadzieja na wyleczenie/cofnięcie  owych zmian w DNA i może także innych powikłań.
Ale to tylko jedna z nadziei jakie tutaj prezentujemy** dzięki ruchowi CARE i jego liderce – Kimberly Ann Goguen.

————

* Unitednetwork.tv to platforma ruchu CARE (Center for Amity and Restoration of Earth), która oprócz wielu innych materiałów ma raporty z udziałem Kimberly Goguen 3 razy w tygodniu.

Wszystkie audycje i raporty UNN są dostępne o każdej porze w postaci nagrań dla subskrybentów serwisu. Rejestracja możliwa jest  na platformie oraz w aplikacji mobilnej serwisu. 
Główne raporty są nadawane jako darmowe w poniedziałki, środy i piątki o g. 24 czasu polskiego i powtarzane następnego dnia w południe (nominalnie, czasem są zmiany lub utrudnienia). Ale ten darmowy dostęp jest utrzymany tylko w czasie nadawania.  Abonenci są powiadamiani o wcześniejszym dostępie.
Raporty są dostępne na poniższych kanałach:

https://www.unitednetwork.tv/browse (źródło podstawowe) oraz

ODYSEE, RUMBLE, YOUTUBE, BITCHUTE – szukaj hasłem Unitednetwork.tv 
Niekiedy ważniejsze materiały są tam udostępniane na stałe.
Tamże znajdziesz „zajawki” wszystkich nagranych programów.
CARE ma też wiele kanałów tematycznych na Telegramie.

** Tematy z tym związane przedstawiam na https://locusmind.com//pages/korcz . Niestety ostatnio ta platforma wymaga zalogowania się by można było czytać tamtejsze wpisy. Chociaż rejestracja jest łatwa a platforma jest darmowa dla czytelników i piszących uczestników w podstawowej (i wystarczającej) formie, to logowanie może dla kogoś stanowić utrudnienie. 
Dlatego niniejszy wpis jest adaptacją z tamtejszego  https://locusmind.com//blogs/29217/NADZIEJA


Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij