Potencjał czubka

             każdy swój czubek chwali…

 

Na wieniec laurowy liczy też twardogłowy.
Maria Celej

Leżąc na hamaku, lub odpoczywając na trawie podczas wycieczki, lubię przyglądać się niebu. Często wspaniały widok (o ile nie zakłócony przez chemtrails). Czasem zastanawiam się – jakież to gwiazdy są akurat nade mną. Oczywiście nie te, które widziałbym w tym miejscu nocą. Tajemnica teoretycznie do rozszyfrowania, ale komu by się chciało ustalać porę, azymut itp. …
Przyglądam się za to drzewom. Mój wzrok kieruje się ku górze, ku ich czubkom.
Są nie tylko piękne, ale dla mnie także alegorią wzrostu, życia, nadawania kierunku. Zielone, strzeliste, górujące nad okolicą. Gdy dolne gałęzie, stare i już bez większej życiowej funkcji, usychają i odpadają, te wyrażają nieugiętą wolę życia, pęd ku słońcu.  Tam też jest stosunkowo najwięcej szyszek, co pokazuje potencjał tej części drzewa.
Alegoria rozciąga się na społeczeństwo ludzi. Są tacy którzy górują, napędzają społeczność, to oni mają największy potencjał w kreowaniu wzrostu i … nie mam na myśli szyszek, jak się czasem określa ludzi władzy lub biznesu.
Chociaż można powiedzieć, że niektórzy z nich rzeczywiście mają pozytywny wpływ na rozwój i to, co się dzieje, ale raczej chodzi o twórców, wynalazców, intelektualne elity. Chociaż wielu do nich pretenduje, tych faktycznych jest niewielu. Tak jak elita czubka wśród gałęzi, są w mniejszości. I podobnie jak czubek drzewa narażony jest bardziej niż inne gałęzie np. na pioruny, tak elita jest bardziej wystawiona na krytykę oraz łatwiej tam zaliczyć bolesny upadek z wysokości. Pamiętamy z fizyki czym jest nie tylko potencjał ale i energia potencjalna związana z wysokością i spadkiem …

Słowo czubek ma też slangowe znaczenie – wariat.
Cóż, w historii właśnie osoby podejrzewane o wariactwo były tymi, które wbrew skostnieniu czy to nauki czy poglądów mas, tworzyły nowe paradygmaty lub po prostu odkrywały nowe możliwości. Zwariowani podróżnicy, uparci wynalazcy, nonkonformistyczni działacze społeczni, przywódcy rewolucji, naukowcy, którzy kwestionowali dogmaty…
Liczę na potencjał tych pozytywnych czubków  🙂

Manipulacja medialna i społeczeństwo dezinformacyjne – bariery w komunikowaniu w sprawie suplementów i szczepionek

Najważniejszą sprawą w komunikacji
jest usłyszeć to, co nie jest powiedziane.
Peter F. Drucker

 bariery w komuikowaniu dezinformacja i zastraszanie

(Tekst zapożyczony z newslettera ZDROWIE&ZYWIENIE Renata Zarzycka-Bienias
– fragmenty istotne dla tematu, parę wtrąceń własnych w nawiasach [ ] i wyróżnień)
Więcej na stronie Autorki:
Manipulacja medialna spoleczenstwo dezinformacyjne bariery w komunikowaniu,
gdzie poruszone są i inne wątki i występują reklamy).

W ostatnich dniach, w komercyjnych mediach pojawiły się ostre ataki na antyszczepionkowców i na suplementy. Warto przyjrzeć się temu zagadnieniu z innej perspektywy, jako obserwator. W 2009 roku obserwowałam akcje propagandową ze szczepionkami przeciw ptasiej grypie. U nas aż huczało, straszyło, pokazywano w telewizji szkoły w USA, które miały być przetransformowane na szpitale i obozy dla chorych na ptasia grypę, w celu odizolowania ich. To wszystko w Polsce wyglądało strasznie. W tym czasie wyjeżdżałam wraz z dziećmi do USA na Florydę i tam spotkałam dużo osób – również Polonię amerykańską. Nikt nie słyszał tam o ptasiej grypie. Natomiast my poczuliśmy się jakby media w Polsce, z nas zrobiły idiotów. To doświadczenie zapamiętałam na całe życie. Teraz obserwuję dokładnie podobne sytuacje, jak zastrasza się ludzi w Polsce epidemiami infekcji, których tak w zasadzie nie ma. Jaki jest cel tego zastraszania? Jak myślisz? Jaka jest intencja takiego działania? O tym jest film poniżej, a na samym dole jest film tłumaczący cały proces, dlaczego tak się dzieje, że medycyna jest postawiona na głowie – prawie wszystko jest odwrotnie, niż powinno być w leczeniu, a wiele terapii zamiast leczyć, tworzy kolejne choroby. A tymczasem mądrzy, świadomi ludzie, obserwując tę sytuację piszą: „Wystarczy poczytać np. w Wikipedii piszą że w 2015 r była w Europie epidemia odry. We Włoszech parę tysięcy i na Ukrainie parę tysięcy zachorowań…

W Polsce w tym czasie zachorowało 45 osób.i żadna nie umarła. Czy wtedy była taka nagonka na antyszczepionkowców? Jedenaście zachorowań w tym roku??? Piszą też że umieralność na tę chorobę wynosi mniej niż 0,01% zachorowań czyli poniżej jeden na dziesięć tysięcy [a nawet dużo mniej] – to chyba mówi samo za siebie i daje do myślenia. W tamtym roku taką operację epidemii odry zaserwowali producenci szczepionek w USA i spotkali się z bardzo dużym sprzeciwem społeczeństwa…” – pisze Grzegorz Achrem. Wszystkim ludziom, którzy dają się wkręcać w taką manipulację informacją publiczną, polecam zostać obserwatorem obu „stron medalu”, zanim zaczną naskakiwać na siebie wzajemnie, obrażać się, obniżać swoją wartość i oceniać innych, za ich poglądy. Takie oceny i obrażanie, wszak świadczy wyłącznie o osobie, która ma takie zachowanie, bo czuje się słabsza i nie ma konkretnych argumentów [w danym przypadku mam tonę argumentów] oraz pełnej wiedzy na dany temat. W tym zagadnieniu polecam Wam kochani książkę, która jest zarówno moją lekturą pomocna w pracach przy doktoracie: „Bariery w komunikowaniu i społeczeństwo dezinformacyjne”, Marian Gołka, a szczególnie jeden rozdział: Manipulacja w społeczeństwie informacyjnym, manipulacja medialna oraz zniekształcanie informacji w mediach. A oto polecana książka dla tych, którzy lubią czytać i gimnastykować swój mięsień czyli mózg i potrafią używać umysłu – link: Bariery w komunikowaniu i spoleczenstwo dezinformacyjne …  Żyjmy bardziej świadomie Kochani i nie dajmy się wkręcać w cudzą grę, jaką uprawiają niektóre zagraniczne firmy farmaceutyczne [myślę, że wszystkie, bo to firmy dla biznesu]. Oto film, który wyjaśnia w prosty sposób proces manipulacji medialnej opinią publiczna w celu dezinformacji i przekazywania zafałszowanych treści. Mowa w nim o „strasznej” epidemii w Czechach i na Ukrainie, co faktycznie jest bzdurą i rządy tych krajów nie potwierdzają tych kłamstw. Jak wiemy z psychologii, kłamstwa wielokrotnie powtarzane w manipulacji, wpadają wreszcie w podświadomość umysłu nieświadomych ludzi i przez ich podświadomość są postrzegane jako prawdy oczywiste bez zastanowienia się nad tym, jakie śmieci wpuszczamy niekiedy w swój umysł i bez uruchomienia analitycznych filtrów informacji. Zawsze warto sobie zadać pytanie, jaka jest intencja przekazywanych nam treści, czy faktycznie chodzi o nas i nasze zdrowie, czy o marketing firm farmaceutycznych poprzez technikę starą jak świat – zastraszania nas. Zobacz bardzo ważne filmy tłumaczące, skąd bierze się takie zakłamanie i propagandowy marketing i zacznij żyć bardziej świadomie – link: https://youtu.be/INGbIzVn3_o [oraz archiwalny materiał o straszeniu nas ptasą grypą http://www.faceci.com.pl/subskrypcja10.html i świńską grypą (2005 rok) http://www.faceci.com.pl/grypa_swinska.html ] Proszę dziel się tymi informacjami z innymi ludźmi, mów im aby się uspokoili, otworzyli szeroko oczy i uszy i zaczęli myśleć, aby nie wpadali w panikę i zastraszanie, bo to blokuje rozsądne myślenie. Pomóż im w tym, aby stanęli z boku tej sytuacji i bardziej się przyglądali niż panikowali. Po prostu wyślij im link do tego artykuły na blogu, aby poczytali i dostrzegli, jak bardzo są manipulowani przez większość informacji medialnych, powtarzających jak papugi zniekształcane informacje. W taki właśnie sposób , kłamstwa powtarzane wiele razy, wpadają do naszej głowy po którymś razie i wyglądają jak prawdy oczywiste. Życzę wiele rozsądku, dojrzałości i mądrości oraz wykazania postawy obywatelskiej i pomocy spanikowanym znajomym i rodzinie. … mgr Renata Zarzycka-Bienias doktorantka w dyscyplinie „Nauki o mediach” _______________________________________________________

Wpis ten koreluje z ostatnio odrzuconym przez Sejm obywatelskim projektem, który postulował by szczepienia PREWENCYJNE nie były przymusowe. Znający temat wiedzą, że to podeptanie praw rodziców i zagrożenie zdrowia dzieci ze względu na liczne przeciwwskazania medyczne. Trwa w ogóle nowa zmasowana propaganda szczepień. Z ostatniej chwili – poniżej list otwarty w sprawie jednego z takich przejawów. 

Autor listu deklaruje chęć wystąpienia w sądzie, gdyby był oskarżony 
o pomówienie. Chce udowodnić swoje ogólne racje, z którymi osobiście 
się zgadzam.

PS. ten wpis będzie kolejnym przyczynkiem (po: Niedostatek prawdy) 
do szykowanego tutaj artykułu lub nawet ebooka Co się dzieje.

Turystyka – co o niej myśleć / cz. 1

Wiele rzeczy małych stało się wielkimi tylko dzięki odpowiedniej reklamie.

Mark Twain

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tłumy nad Morskim Okiem

Mam wakacyjny „temat na czasie”.

To turystyka – zagadnienie na tyle obszerne że istnieją odpowiednie instytuty i kierunki studiów. To nie dziwi, bo to bodajże najdynamiczniej rozwijająca się dziedzina gospodarki.

Od razu zawęźmy – nie chodzi o podróżowanie (służbowe, biznesowe, dyplomatów itp. – co jest zrozumiałą koniecznością), ale o turystykę stricte.

Stare powiedzenie mówi „navigare necesse est”, a zanim powstało – turystyka już funkcjonowała.
Oprócz wielkich migracji starożytności i przemieszczania się w trakcie podbojów, które były wymuszone swoistymi przyczynami, z odnotowanych pierwszych podróży o charakterze turystycznym były te związane z udziałem w obchodach świąt religijnych w Starożytnym Egipcie, przy okazji będące okazją podziwiania świątyń i piramid. Podobny cel miały podróże starożytnych Greków, którzy udawali się głównie do wyroczni w Delfach oraz świątyni Zeusa w Olimpii. Tysiące osób przybywało na rozgrywane co cztery lata igrzyska olimpijskie.
W starożytnym Rzymie udawano się dla celów leczniczych i wypoczynkowych do rozmieszczonych na obszarze całego Imperium kurortów, spośród których największą popularnością cieszyły się: Baden-Baden, Baile, Herculane, Vichy, Baiae, Neapol, Capri, Bath, Puteoli.

Tak moglibyśmy iść przez wieki. Wykształciły się specyficzne rodzaje turystyki związane z jej celami. I tak można wymienić przynajmniej turystykę: poznawczą (krajoznawczą), zdrowotną, wypoczynkową, religijną, biznesową, rozrywkową (w tym np. festiwalową), hobbystyczną (np.kulinarną), sportową (tzw. fanoturystyka – wyjazdy związane z chęcią uczestnictwa w wydarzeniach sportowych), kwalifikowaną – dla osiągnięć sportowych lub okołosportowych, integracyjną (wymiana młodzieży, poznawanie swych korzeni)  i wiele innych.

Po tym porządkowym wstępie chciałbym przejść do osobistych refleksji, które mogą wydać ci się dyskusyjne, ale właśnie o to mi chodzi – jak w tytule.

Najbardziej obecnie popularną wydaje się turystyka wypoczynkowa. Zapracowany człowiek pragnie w końcu odpocząć. Oderwać się od codzienności. Dlatego turystykę należy też traktować jako zjawisko psychologiczne.
Sposoby wypoczywania mogą być różne. Jedni wolą „byczyć” się przez dwa tygodnie, prawie nie ruszając się z miejsca, maksymalnie sobie dogadzając, chętnie all inclusive, inni dobrze się bawiąc, inni rekreując się aktywnie – wędrówki, zwiedzanie, przygoda.

Są w tym różne mody, z których widoczne jest snobistyczne pokazanie znajomym gdzie się było – najlepiej gdzieś w egzotyce, na drogiej wycieczce lub w wypasionym hotelu. Lecą w sieci selfie i sąsiedzi zazdroszczą.

Charakterystycznym zjawiskiem jest coraz większa masowość turystyki. Wynika to z następujących trendów:

  • większej ilości czasu wolnego wraz z większą ilością wolnych zawodów oraz mechanizacją i usprawnianiem pracy; pewną rolę odgrywają tu też łatwe (okazyjne, promocyjne, citybreak) wyjazdy na krótko

  • wakacje poza domem przestały być  luksusem dla coraz większej liczby ludzi, w zw. z podnoszeniem stopy życiowej

  • powstaje coraz więcej możliwości – więcej hoteli, usług, biur podróży i ich agentów, większe zróżnicowanie ofert

  • lepsza informacja i rola reklamy, która pokazuje atrakcyjność wyjazdów i gra na uczuciach, takich jak ambicja bycia na równi z podróżnikami lub bogatszymi od siebie, przygoda, fantazja, luksus i przyjemność, w połączeniu z atmosferą wyłączności.

I tu dochodzimy do pierwszego zagrożenia lub przynajmniej minusu z tytułu owej masowości.

Ogólnie nazwałbym to rosnącą bylejakością turystyki – tej dla mas. Masowość to głównie najtańsze oferty – ilość zamiast jakości.
Przepełnione atrakcyjne miejsca, plaże, kampingi, wszechobecny tłok,  byle jaka „przydrożna” gastronomia, tania rozrywka,

Przypomnę głośny niedawno wpis Agaty Młynarskiej o „kiepskich” na plażach, który tak zbulwersował opinię publiczną. Jeśli odrzucimy naganną nutę pogardy dla zachowań nowych „turystów”, to czy nie miała częściowo racji?

Prostactwo jest nieuniknioną konsekwencją rosnącego egalitaryzmu i warto je wytykać, ale z drugiej strony nie jest często winą oskarżanych, którzy przez dziesięciolecia byli spychani do kategorii „roboli” i nie zasługujących na coś lepszego. To osobny temat rozwarstwienia społecznego, któremu 500+ częściowo zapobiega. Inna sprawa czy nie było lepszych sposobów (np. obniżenie podatków), ale  – stało się.
Potraktuję zjawisko masowości szerzej – jako zjawisko światowe.
Faktem jest, że w wyniku rosnącego terroryzmu (inny potencjalny obecny  minus podróżowania w ogóle), Polska stała się atrakcyjna i mamy coraz więcej zagranicznych podróżnych. Zmiana pogody na kontynencie, wyższe temperatury na północy, dodatkowo zachęca do przyjazdu do Polski, co nakłada się to na tłok u nas.

„Nie ma już dzikich plaż” – jak w słowach piosenki. Chociaż to przesada (znam takie miejsca), ale faktycznie coraz ich mniej.

Osobiście nie lubię tłumu – to zaprzeczenie wypoczynku. Nie dotyczy to tylko plaż. Wybrzeża mórz, jezior, góry, zabudowuje się coraz gęściej hotelami, często molochami, gdzie i tam przeważa tłoczenie się w barach, basenach, gdziekolwiek. Podobnie powstają olbrzymie morskie wycieczkowce (przykład, czy na pewno chciałbyś z miasta wylądować w takim mieście?). 

Także w turystyce objazdowej przeważa zwiedzanie „po łebkach”, szybkie zaliczanie miejsc i pod dyktando przewodników.

Ogólnie wpływ turystyki na środowisko jest przeważnie negatywny. Ze względu na rozwój infrastruktury turystycznej, zmniejsza się powierzchnia obszarów naturalnych będących siedliskami roślin i zwierząt.

Trasy turystyczne, lasy, strefy ochronne są zadeptane i zaśmiecone. Z braku dostatecznej ilości toalet (i niedostatku kultury) ludzie załatwiają swe potrzeby w pobliskich krzakach, wdzierają się na chronione wydmy.

Recykling pozostawionych śmieci nie nadąża za ich ilością lub w ogóle nie ma miejsca, powstają hałdy odpadów, zwłaszcza wokół turystycznych wysp z ograniczonym skomunikowaniem z lądem, widziałem takie filmy o Dalekim Wschodzie gdzie powstają „ławice” plastiku.
W pewnym rejonie Tajlandii miejscowi mieszkańcy mając tego dosyć zgodzili się na 4 miesiące wstrzymać ruch turystyczny, by uporządkować sprawę. Ale żądza łatwego zysku na ogól przeważa i buduje się więcej i więcej.
Kiedyś delta Nilu była przodującym dostawcą najlepszej bawełny. Pola upraw zaorano i wybudowano w to miejsce hotele.
Wzrasta też zanieczyszczenie powietrza (głównie ze względu na emisję spalin samochodowych), zanieczyszczenie wód (ścieki pochodzące z obiektów turystycznych) oraz poziom hałasu.

Co do ruchu samochodowego to znany jest koszmar sierpniowego exodusu Francuzów na południowe wybrzeże – korki i tłok na miejscu. Trudno mi to zrozumieć jako wypoczynek. U nas ów koszmar wynika jeszcze z mniejszej infrastruktury drogowej oraz pozamykania wielu linii kolejowych.

Ostatnio znalazłem wymowny artykuł o protestach antyturystycznych w Europie  („turyzmofobia”) – To nie turystyka – to inwazja,
który wystarczająco pokazuje dramatyzm sytuacji, więc na tym poprzestanę.

Wzrasta ruch samolotowy. W Polsce wiele miast  – na fali lokalnych ambicji – pobudowało własne lotniska. Sądzę, na podstawie pewnych danych, że ilość spalin z ruchu samolotowego przewyższa tę samochodową i jeśli globalne ocieplenie ma rzeczywiście źródło w emisji spalin (dyskusyjne!), to dziwnie się o tym nie wspomina.
U nas rząd ma zadęcie by zbudować największy port lotniczy w Europie w okolicach Stanisławowa – z docelową przepustowością 100 milionów (!) pasażerów rocznie. To dopiero będzie wulkan spalin, odpadów i hałasu. A jak to u nas – przewidywany koszt potroi się w realizacji. A już i tak jesteśmy bardzo zadłużeni w bankach zagranicznych.
Jest w tym i inny niepokojący aspekt. Przyjrzyjmy się wybranym statystykom turystyki Polaków (badania grupy Kruk). Przyda się nam to i do dalszych rozważań.
I tak – najpopularniejszy kierunek to morze. Planuje tam wyjechać 43% Polaków. Ale co czwarty – 28% z nas spędzi wakacje w domu. Spośród wyjeżdżających 36% wybierze się na odpoczynek w Polsce, a do innego kraju Europy – 13%.

Jeśli dobrze interpretuję, założę, że może jeszcze ze 4% ludzi z ogólem wyjeżdżających wyjedzie poza Europę – razem 17%.
Zatem 72% gdzieś wyjedzie, z tego 17% za granicę, tj. ok. 12% z całej populacji (chociaż nie wiem jak przyjęto tę populację). Ale przecież nie wszyscy samolotami – przyjmijmy nawet połowę czyli ok. 6%, a populację – sądzę że z nadmiarem, bo z dziećmi i starcami, przyjmę jako 36 milionów. Zatem polskich pasażerów lotniczych otrzymamy ok. 2,2 miliona, a licząc powroty – niech 4,5.

Zatem, po co nam tak wielki port? Mam podejrzenie, że nawet uwzględniwszy tranzyt, turystykę przyjazdową i cargo (ale to nie ruch osobowy), to pozostaje bardzo duży margines – na tajemnicze cele wojskowe, amerykańskie, żydowskie? (Polityczne otrzeźwienie). Czyżbyśmy nie byli już u siebie? A może to jakiś obłęd?

Wspomniane zanieczyszczenia, hałas i mniejsza higiena stwarzają warunki raczej nie sprzyjające zdrowiu. To często znów schemizowane otoczenie. Mało osób zdaje sobie też sprawę, że dla poprawnego funkcjonowania ciała i psychiki potrzebne jest przynajmniej okresowe przebywanie w spokoju, samotności i ciszy, a także w możliwie mniej natężonym smogu elektromagnetycznym. Przy okazji leczy się układ nerwowy, korzystnie powraca czułość na słabsze bodźce wzrokowe, węchowe słuchowe, która została stępiona (odczulenie) w obecnym zaśmieconym kakofonią bodźców świecie. 

Nawet pobyt 10 dniowy, zwłaszcza w rejonach o odmiennym klimacie, wodzie i żywności nie dają dostatecznej aklimatyzacji. Lepszy jest dłuższy pobyt (daje to dodatkowo lepsze poznanie kraju, ludzi), ale nie każdego na to stać – finansowo i czasowo. Dokłada się do tego  niebezpieczeństwo zakażeń lub zatruć pokarmowych („zemsta faraona”) a  więcej alkoholu a mniej  ruchu – tak typowe nawyki „kanapowców” dopełniają ten obrazek antyzdrowia.
Niestety – ten alkohol to także i więcej wypadków drogowych i utonięć… Turyści niedzielni – dosłowne i w przenośni, to często zmora – hałaśliwość, imprezowanie, obowiązkowe grilowanie, przez brak zachowania nawyków  typowych dla bardziej świadomych i przygotowanych do zasad turystyki.  Klasyczny przykład  – wycieczka w góry bez poznania trasy, warunków pogodowych, w klapkach lub na wysokim obcasie…
A propos picia i lenistwa niektórych, co to ich nie interesują ani lokalna kultura ani zabytki ani wycieczki, w tym miejscu chciałbym przywołać mój wierszyk sprzed lat.

Życie minęło
Mieszkasz gdzieś lata, a ulic nie znasz sąsiednich,
śpisz i w karty grasz,
gdyś przyjechał nad Adriatyk
– przedziwny życia lunatyk.

Zawstydź się i przebudź
– choć ci wolno wszystko.
Kiedyś ockniesz się nagle: życie minęło,
a szczęście … bywało tak blisko.

Co do mody opalania ciała – bez rozsądku, to przypomnę o szkodliwości UVC oraz stosowania różnych mazideł,  podobnie jak stosowanie dezodorantów, co to „trzymają parę dni” a przez to zatrzymują w ciele szkodliwe toksyny a i same takie zawierają. Patrz np. Słońce – zdrowe czy nie?
Inną modą jest szukanie adrenaliny w ekstremalnych wyprawach, nawet z ryzykiem utraty życia. Co się niestety zdarza.
Oceniam także jako ryzykowną modę podróżowanie z niemowlakami.

By zakończyć wątek negatywny, jeszcze o tym, że w wielu rejonach świata nasilają się wraz ze wzrostem ruchu turystycznego takie zjawiska społeczne jak przestępczość, alkoholizm, narkomania, hazard, prostytucja.
Z wymienionymi patologiami mamy do czynienia w  większości obszarów gdzie rozwija się turystyka masowa.
Chociaż mój pogląd nie jest aż tak radykalny, to trzeba odnotować i głosy, że obecna turystyka to szatański horror naszych czasów.

Teraz pozytywniej…
w części drugiej, bo wpis mi się nie mieści

Nietrafione slogany

Prawda nie jest przez to bardziej prawdziwa,
że wierzy w nią więcej niż jeden człowiek.
Oscar Wilde

(il. z serwisu Chcenawczoraj.pl)

Istnieje mnóstwo sloganów i przysłów  czy nawet prawie archetypowych memów, które nie odpowiadają  prawdzie a nawet prowadzą nas na manowce.

Tutejsze Lapidaria pokazywały już niektóre  takie mity, a na http://www.LepszeZdrowie.info pokazuję mity i przekłamania w dziedzinie zdrowia.

Dam tylko parę przykładów by pokazać o co mi chodzi.

„Nie zabierzesz ze sobą niczego na drugą stronę”

To niewątpliwie jest słuszne w odniesieniu do rzeczy materialnych – nie zabierze się ich do grobu. Dla ateistów, którzy są często i materialistami, to ważne memento, tym bardziej że dla nich – skoro nic już nie ma po śmierci – trudno mówić o zabieraniu czegokolwiek na tę drugą stronę. Jednak dla ludzi wierzących w życie pozagrobowe (mówi o tym bodajże większość religii), sprawa nie jest tak jednoznaczna. Bo podobno zabiera się doświadczenie i wspomnienia, a życie może być ocenione w zaświecie nie na podstawie majątku czy nawet pozycji społecznej, ale wg serca i dobrych uczynków.
Tutaj zarówno wierzący i ateiści zdają sobie sprawę, że ważne jest też to, co się zostawia po sobie na tym świecie: owe dobre uczynki, owoce społeczne i rodzinne swego życia, spuściznę intelektualną, i wcale nie mniej znaczącą spuściznę materialną. Majątek i wiedza posłuży rodzinie a często i społeczeństwu.

„Każdy ma 24 godziny na dobę”

Podobnie drażni mnie powielanie sloganu „KAŻDY z nas ma tyle samo czasu – 24h na dobę” (pisałem o tym na tym blogu w 2010 r. w kontekście efektywności).

Nie jest to prawda – w tym sensie, że są osoby, które mają dużo czasu nie przez swoją efektywność, ale dlatego, że ich życie jest puste, bo nie mają ambitniejszych celów ani zainteresowań.

Weźmy przykładowo samotnego (bez rodziny), mało ambitnego pracownika fizycznego, który kończy swoją zmianę w pracy o 14.00 i potem raczej głowi się co zrobić z czasem: często spędza długie godziny wędkując nad stawem, pójdzie z kolegami na piwo, a potem zabija czas przed telewizorem lub śpi, bo nic ponadto go nie interesuje.
Albo sparaliżowany leżący od lat w łóżku, żeby sięgnąć do bardziej drastycznego przykładu.
Porównajmy go z facetem, który prowadzi jednoosobową (lub małą) działalność gospodarczą, który ma cały biznes na swojej głowie – praktycznie nie ma chwili aby się przy nim nie krzątał lub rozmyślał nad nim, a dodatkowo ma żonę i troje dzieci, którym też poświęca czas. Do tego wie, że aby wyjść z „wyścigu szczurów” musi się kształcić. Ma też sporo zainteresowań. Żadnej z tych spraw nie chce i nie może zaniedbać jeśli chce się rozwijać oraz wypełniać swe rodzinne powinności.
Albo przepuśćmy, że ktoś podjął się jakiejś pracy do wykonania w tydzień, która nawet przy ostrym zaangażowaniu wymaga 140 roboczogodzin, to nawet gdyby nic innego nie robił, pozostanie mu tylko po 4 godzin snu. Takie sytuacje dotyczą zwłaszcza twórców pracujących na terminowe zamówienie, gdy trudno wyręczyć się kim innym.

Trudno powiedzieć, że obie te grupy osób mają tyle samo czasu!

Także inna jest sytuacja kogoś kto ma 70 lat i nagle postanawia, że zwiedzi ‘cały świat’ (czy zdąży, czy starczy mu sił?),  a inna młodego człowieka, który ma życie przed sobą.

„Oddychaj głęboko”

Tak mówi się o oddychaniu dosłownie i metaforycznie – na podstawie przekonania, że głębokie oddychanie jest zdrowe. To jedno z najbardziej zakorzenionych przekonań.

Jednak, wcale tak nie jest. Głębokie oddychanie, a zwłaszcza intensywne i przez usta powoduje, że pozbawiamy się tej ilości dwutlenku węgla, która jest odpowiedzialna fizjologicznie za transfer tlenu z krwi do komórek. Zatem, zamiast w ten sposób rzekomo lepiej się dotlenić, pozbawiamy się tlenu na poziomie komórkowym, a to właśnie jest ważne. Udowodnił to m.in. Konstantin Butejko (np. http://lepszezdrowie.info/oddychanie_a_zdrowie.htm) , jest to też zgodne z opisanym tam tzw.  Efektem Bohra.

Podobnie, różni guru od oddychania wmawiają nam, że nie umiemy oddychać. Czy sądzisz że natura myli się w tak podstawowej funkcji?

Itd. Itd.

BBB czyli Brigitte Bardot – Bardzo…

Często powodem błądzenia jest przewaga uczuć nad rozsądkiem.
Ale czy to zawsze jest złe?
Stefan Garczyński


… polubiłem za to, czym mnie zaskoczyła.

W danym przypadku cytat z Garczyńskiego pokazuje nawet, że emocja podkreśliła racje a nie błądzenie i nadała wypowiedzi aktorki siły oddziaływania.

Świat ‘schodzi na psy’. Akurat to polskie powiedzenie nie jest trafione i nie podobałoby się BB, bo ludzie bywają często dużo gorsi w swych zachowaniach niż zwierzęta. Od dawna i coraz bardziej. Wielokrotnie tutaj i gdzie indziej podawałem przykłady, odnoszące się głównie do naszej polskiej rzeczywistości. Ale to zjawisko niemal globalne.

Oto książka Brigitte Bardot „Krzyk w ciszy” z 2003 r (wyd. Assimil Polska), którą napisała w swej nadmorskiej rezydencji La Madrague, jedynie w otoczeniu zwierząt, pragnąc wyrazić aktualny stan swojej duszy, bunt przeciw zagrożeniom świata i stracone złudzenia.

Chyba dobrze, że przeczytałem ją dopiero teraz i teraz komentuję, bo w 2003 r. może bym jej nie dowierzał, może pomyślałbym że to jakaś wybiórcza nadwrażliwość aktorki…
Ale przez te lata sam się wiele nauczyłem.
A krzyk zwierząt – jeden z głównych wątków książki – jest stale aktualny i coraz bardziej przerażający w dobie postępującej, niehumanitarnej mechanizacji naszego świata i gonienia za zyskiem.

U nas Bardotka z okresu pofilmowego znana jest głównie z zaangażowania w obronie zwierząt. Ale to bardzo zawężony obraz. W tej książce Brigitte Bardot szeroko i wielotematycznie piętnuje społeczeństwo, jego tchórzostwo oraz nikczemność, obojętność wobec bezprawia, upadek tradycji i wartości dawnej Francji. Ostro, ‘z jajami’, wyraża bunt przeciwko ograniczaniu wolności, uważa, że wolność dzisiaj została zamknięta w klatce, niczym wolność zwierząt, których obronie poświęca z pasją cały swój czas. Aktorka, wolna i pogodna, z nostalgią wspomina czasy, kiedy zdecydowała, że oprócz odniesionego sukcesu, zaangażuje się również w trudną i samotną walkę o ochronę zwierząt. Krzyk w ciszy – jak ‘wołanie na pustyni’  – jest niezwykłym orędziem zdrowego rozsądku o wolność wypowiedzi i konieczność powrotu podstawowych wartości człowieka: zaufania, nadziei, współczucia, szacunku, harmonii życia i miłości. (zacytowałem częściowo z notki wydawcy, z którą się zgadzam).

W tej bezkompromisowej książce jest więcej w mądrości niż w wielu uczonych artykułach. Pomijam pewną egzaltację zarówno kobiecą, uczuciową w stosunku do zwierząt, jak i wegetariańską, ale sedno mówi samo za siebie.
Dotknę tylko paru wątków.
Obecnie coraz bardziej nabrzmiewa problem islamizacji Europy i napływu imigrantów.
Bardot już kilkanaście lat temu celnie wskazywała zagrożenia. Zanim my przystąpiliśmy do UE, obnażała (nie po raz pierwszy) fatalne skutki brukselskiej politycznej poprawności i tamtejszego biurokratycznego dyktatu. Ten coraz bardziej drobiazgowy, totalitarny dyktat  który ‘przedstawia sobą obraz nienawiści, który zwalczają wytrwale, tej nietolerancji, którą piętnują’.
A Francja stała się zakładnikiem ślepego (i niekorygowanego do wymogów czasu) swego trwania przy hasłach egalitaryzmu i braterstwa. Teraz zbiera owoce zbytniego liberalizmu. Było by dobrze gdybyśmy umieli wyciągnąć z tego wnioski – póki jeszcze czas.

Przy okazji widzimy jak nie tylko u nas klasa polityczna w swej większości jest wykwitem selekcji negatywnej, oportunizmu i degrengolady zasad. Ach, ta ukochana przez Bardot i przeze mnie w czasach młodości Francja…

Jest i bliski mi wątek ‘służby zdrowia’ oraz medycyny. Jak wysiłek idzie w gwizdek a nie na rzecz realnych potrzeb, jak z pogardą traktuje się ludzi starych i biednych, a bogatych drenuje. O tym jak – mimo wzniosłych haseł –  programy socjalne obróciły się w swoje przeciwieństwo.

Nie wchodzę w szczegóły – to pokrywa się często z tym, co przedstawiam na http://www.LepszeZdrowie.info .  (Tyle, że oni przerabiali to już wiele lat temu, a ja zacząłem sprawy nagłaśniać dopiero 2 2007 r.)

Bardzo przemawia do mnie rozdział 21. o kulturze.

Zanim o nim, wspomnę któryś z moich wpisów (na efemerycznym  Facebooku?), o tym jak czasem odwiedzam Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie i zawsze wychodzę mocno zdegustowany. Płacić bilet za takie zniesmaczenie? Odtąd korzystam z darmowych czwartkowych wstępów. Podobnie do Zachęty, która też coraz mniej … zachęca.

Jakieś obsceniczne instalacje, trywialność, wulgarność, bazgroły, bylejakość rzemieślnicza, nieudolność, epatowanie brzydotą, sadzenie się na oryginalność która nie służy żadnemu uczuciu oprócz żachnięcia się lub obojętności…
Z mniej kontrowersyjnych, ale równie bezsensownych działań, ostatnio wspominałem o owej kilkunastometrowej bezładnej pryzmie ziemi rzuconej na jeden z trawników przy ścianie Pałacu Ujazdowskiego (obecnie porośniętej miejscami już chwastami) z dumną mosiężną tabliczką tytułującą to wielkie dzieło artystyczne. Żartowałem, że szkoda, że sam nie wpadłem na ten pomysł, gdybym chciał się uwiecznić w annałach kultury jako artysta. Jakże łatwo.
Trzeba było, co prawda, pracy koparek, paru ciężarówek, paliwa i smrodu, nadzoru i biurokracji – za to wszystko łożymy pośrednio do budżetu kultury – by powstało to dzieło, które leży tam od miesięcy i nie wiadomo kiedy zostanie wywiezione (znów za nasze pieniądze).

Bardot rozprawia się z wieloma takimi patologiami, zwłaszcza w bliskiej sobie domenie sztuki wizualnej, z tymi wszystkimi idiotele…
Karmią nas przemocą, pornografią, szmirą i reklamą piorącą mózgi. Nie będę powtarzał mocnych słów autorki. Tak jak i ją, boli mnie że w imię ‘nowoczesności’ promuje się szkodników uchwalających zwykłą brzydotę, różnych beznadziejnych konformistów, a usuwa się w cień i krytykuje artystów, którzy w swe dzieła wkładają serce, pracę, często iskrę boskiego geniuszu.

Jest i wiele innych tematów wołających o nasze otrzeźwienie lub refleksję (polityka, sprawiedliwość, obyczaje, mody, rynek, duchowość, …) –  pozostawiam je potencjalnemu czytelnikowi książki.

Czy musimy się na tym wszystkim wzorować – małpując bezkrytycznie Zachód?

Ten głos Bardotki nie jest odosobniony, współgra z tymi, z którymi mieliśmy do czynienia we wspomnianych przez nią pracach jak Zabójczy postęp Eugena Drewermanna, Zachować nadzieję Konrada Lorenza, Czas, wielki rzeźbiarz  Marguueritte Yourcenar, i późniejszych.

I jakbym czytał Waldemara Łysiaka – podobne obrzydzenie do tak pojmowanej sztuki, poprawności politycznej prowadzącej do zidiocenia i absurdów, niesuwerennej polityki podporządkowanej mondialistom i mafiosom rządzących światem.

Dziękuję Brigitte za tę książkę. Jak piszesz na końcu:

„Wszystko co dajesz, należy do ciebie na zawsze
Wszystko, co zostawiasz sobie, jest na zawsze stracone”

(autor nieznany, może ostatnie zdanie przesadzone, ale tu pasuje).

Wierzę, że jest jakaś granica, jakieś dno, od którego się odbijemy.

Mały trybik

Jestem malutkim trybikiem społeczeństwa. Gdy rozglądam się wokół ‘po świecie’  widzę że wszystko, co mnie otacza, dokonały niezliczone rzesze na ogół anonimowych dla mnie ludzi, w dalszej przeszłości jak i ostatnio. Miasta, domy, ulice, infrastruktura, samochody, wszystko co możemy dostać w sklepach, książki, muzyka, to co zachwyca w sztuce  itd. Za każdym obiektem kultury materialnej czy duchowej stoi jakiś człowiek – od projektanta czy autora do robotnika, który też może się pochwalić: to ja zrobiłem. Ogrom pracy, dokonań.

Gdzie jest w tym mój wkład? Trudno się doszukać czegoś istotnego.  Smutna refleksja…
Te kilkaset artykułów na stronach i blogach? Ilu ludzi je czytało i co to dało?
Prace naukowe, które już dziś nie mają znaczenia? Praca w firmach, których już nie ma?

Leżę sobie na kanapie odpoczywając trochę po intensywnej pracy w ogródku mego domu letniskowego.
Wzrok pada na ściany pokoju i nagle przychodzi ciekawa myśl.
Omiatam otoczenie o lewej do prawej strony i widzę półkę nad drzwiami – zrobiłem ją kiedyś by umieścić tam parę bibelotów. Obok tablica rozdzielcza domowej sieci elektrycznej – to ja sam ją zaprojektowałem i wykonałem wszystkie instalacje w całym domu. Dalej przy drzwiach wieszak ubraniowy. Sam go zrobiłem. Dalej – instalacja telewizyjna połączona z zewnętrznym masztem – w moim wykonaniu. Pamiętam wszystkie czynności – zakup części, kłopoty z przewiezieniem, montaż, ustawienie kierunku, wymiany anten na przestrzeni lat, zakup i instalacja dekodera. Zakup telewizorów – było ich parę … Wszystko to nikt inny tylko ja. Patrzę dalej na aneks kuchenny, wszystkie meble sam przywiozłem, skręciłem, wieszałem na ścianach. Zrobiłem instalację gazową, montowałem zlew i krany. Jak zresztą całą instalację wodną i ściekową. Jej centrala znajduje się w piwniczce – dość skomplikowane połączenia, odcięcia. I ja kopałem głęboki na 1.5 m rów, w którym  układałem doprowadzenie od ujęcia. Podobnie jak odprowadzenie kanalizacyjne do szamba. Wykonałem i konserwowałem dodatkowy system odprowadzenia wody z umywalek i wanny do rozległego systemu drenażowego w części ogrodu. Ogród, ogrodzenie, liczne drzewa które sadziłem (zrobił się już las…), chodniki itd. to osobny obszerny  temat, ale wracam wzrokiem do pokoju. Oto szafki i półki, które sam skonstruowałem, lampy, które kiedyś wybrałem i podłączyłem, karnisze i zasłony, które kupiłem i zawiesiłem, obrazy, lustro, książki na regałach – dziesiątki rzeczy, które by się tu nie znalazły, gdyby nie moje działania.

Patrzę na podłogę i wspominam jak kiedyś wybierałem wykładzinę, którą potem trzeba było precyzyjnie wykroić i którą sam układałem. Przez drzwi do sypialni widzę jej ściany z tapetami, które kiedyś sam przycinałem i wyklejałem. I podobnie wiele innych przedmiotów, które mają swoją i moją przy tym historię…
Już tylko oczyma wyobraźni widzę łazienkę z instalacjami, które sam zakładałem, zejście do piwnicy, którą przyszło mi nie raz osuszać…
Dom sam zaprojektowałem, zleciłem budowę a potem wykończyłem. Iluż zdarzeń był świadkiem, ile osób się tu przewinęło…

Po prostu – życie.
Podobnie jak zupełnie niespektakularne dnie gospodyni domowej, jej gotowanie, sprzątanie, dbanie o rośliny czy zakupy – tysiące czynności, za które nie otrzymuje zapłaty a jednocześnie są tak potrzebne.

I uśmiecham się – coś po sobie zostawię i w sferze materialnej. Podobnie jest z mieszkaniem, a i po części, domem w mieście. Też ogrom prac. A to może jeszcze nie ostatnie moje słowo… ?

Wracam do ogrodu,  który mnie potrzebuje 🙂

W cieniu polityki

Popełnić błąd to jeszcze nie tragedia.
Tragedią jest upieranie się przy tym błędzie.
François de La Rochefoucauld

Z zasady rzadko dotykam tu spraw politycznych. Tragedia smoleńska dała nam co najmniej tydzień wyciszenia w tej sferze, przynajmniej w mediach publicznych.

Jeśli jednak sięgnąć do forów, serwisów społecznościowych w Internecie, to dyskusje i dywagacje są bardzo gorące i liczne, często dalekie od żałoby. W szczególności dyskusje o spiskowej lub fatalistycznej przyczynie katastrofy. Z pytaniem i jakby prostą odpowiedzią: „w czyim to mogło być interesie?”

W gestach i słowach „zwykłych” ludzi dostrzegam uniesienie, chęć bycia lepszym, bycia razem z innymi, i to mnie też buduje, podnosi na duchu w obliczu lat stopniowej utraty wiary w nasze społeczeństwo.

To, że tak wielu ludzi stoi całą noc by nawiedzić katafalk pary prezydenckiej, że jadą czasami setki kilometrów – daje dowód poświęcenia, uznania/sympatii dla tej pary. Mieszkam niedaleko i widzę co się dzieje – dzień w dzień, noc w noc.

Czy to tylko nasza polska egzaltacja, upodobanie (?!) do martyrologii?

Szeroki temat, którego nie będę rozwijał, ale zwrócę uwagę na jeden aspekt.

Przed wypadkiem media nie oszczędzały prezydenta. Od dawna obserwuję wręcz grubiańskie zachowanie niektórych polityków, dziennikarzy, satyryków. Media wmawiały, że Warszawa jest zdecydowanie za PO, że Kaczyński nie ma szans na reelekcję.

I co widzimy?  Masowe uznanie, hołd prawie jak po zgonie JP II.

Wreszcie, szkoda że dopiero w takim wstrząsie, dostrzeżono przymioty Lecha Kaczyńskiego, jego patriotyzm, konsekwencję i stanowczość w obronie interesów kraju, skromność, uczciwość – te cechy, które nie są medialne, ale tak istotne w SŁUŻBIE  a nie w fasadowości władzy. Oczywiście są i tacy, którzy te sprawy oceniają inaczej, ale mówię o bardzo wielu tych, którzy wyrazili otwarcie swoje uznanie,
Można także się sprzeczać o szczegóły i o to czy Wawel to dobre miejsce pochówku (tu, choć za szybko,  sprawa została przesądzona, więc chyba to nie jest dobry czas na spory).

Historia osądzi wiele spraw, ale wierzę, że postawa Kaczyńskiego była godniejsza niż PR  oponentów. Może przestaniemy dawać się manipulacji mediów i ich mocodawców?