Motywacja i pozytywne myślenie – o co chodzi?

(artykuł wprowadzający, ~2004 r.)

Będę odnawiać niektóre artykuły z nieistniejącego już serwisu L-earn.net, jaki prowadziłem w latach 2003-2007. Był poświęcony głównie rozwojowi osobistemu, kreatywności,  zagadnieniom pamięci, myślenia, efektywności, częściowo zdrowia. Zaniechałem go, mimo ok. 600 artykułów, ponieważ pojawiło się wiele podobnych inicjatyw prowadzonych „full time” przez profesjonalistów, a ja zajmowałem się swoją jako jedno z ubocznych działań i już nie mogłem ani konkurować, ani nie miałem dość na to czasu.
Moje poglądy na te tematy też ewoluowały. Także tutaj lokalna wyszukiwarka na hasło „pozytywne myślenie” poda ci około 10 artykułów, ale jest ich więcej przy zastosowaniu nieco innego hasła. Np. ostatnio pisałem o pewnym dylemacie z tym związanym w Dwie strony medalu. Zatem traktuję te odtworzone artykuły jako materiał archiwalny, z którego możesz wyłowić to, co osobiście ci pasuje lub zaciekawia, ale z zastrzeżeniem, że wiedza o tych tematach jest teraz znacznie większa i bardziej aktualna.

—-
Pomijam niektóre fragmenty nawiązujące do już nieistniejących materiałów lub z obecnej perspektywy nieistotne. Linki przekreślone odnoszą się do artykułów, których jeszcze tutaj nie odtworzyłem.


Źródło motywacji do osiągnięcia sukcesu znajduje się w Tobie.

Pojęcie motywacji i pozytywnego myślenia jest pewnym skrótem myślowym, które dalej będziemy stosować dla szerokiego wachlarza postaw i działań, w których istotą jest pobudzanie wiary w siebie i w możliwości człowieka w ogóle, a także apelowanie do życzliwości i ducha współpracy, do bycia pogodnym, „pozytywnym” (co może oznaczać jeszcze bardzo wiele specyficznych cech).

Istnieją definicje słownikowe i rozważania teoretyczne, które, „dla porządku” i dla zainteresowanych teorią podajemy w przeglądowym artykule „O motywacji.

Wielu powie: znamy, o czym tu mówić? Praktykować i już!
W zasadzie – zgoda, ale… zagadnienie to ma swoje niuanse.

Czynnik mistyczny

Dla wyznawców różnych religii od niepamiętnych czasów środkiem podnoszenia wiary, w tym wiary w swoją pomyślność i spełnienie życzeń, jest modlitwa. W danym kontekście modlitwa prosząca o coś lub po prostu jako akt łączenia się ze sferą duchową, Bogiem – związana z przekonaniem, że jest to niezbędne, by cokolwiek osiągnąć.

W latach dominacji materializmu takie podejście było traktowane pogardliwie – jako sprzeczne ze światopoglądem naukowym a także jako przejaw zniewolenia człowieka przez urojone bóstwa lub kapłanów uzurpujących sobie władzę nad człowiekiem.

Obecnie coraz mniej ludzi kwestionuje siłę modlitwy. Ideologia New Age (choć nie ona pierwsza!) podniosła pogląd, że człowiek może kontaktować się z Najwyższym Bytem bezpośrednio poprzez różne formy modlitwy, medytacji i afirmacji. Pozyskano też naukowe dowody na pozytywny wpływ modlitwy na zdrowie a nawet na radykalne uleczenia. Powstała gałąź medycyny o nazwie psychoneuroimmunologia, która wykorzystuje praktycznie te możliwości, które szamanom i naturoterapeutom znane są od dawna. Dla ludzi religijnych nie jest to żadna rewelacja – dowodem tego są spełnienia osobistych próśb, różne cuda, miejsca uzdrowień, sanktuaria wypełnione wotami.

Kwestia „cudów religijnych” bywa kontrowersyjna, co zresztą widać we wstrzemięźliwości kościołów w uznawaniu wszystkich takich wydarzeń a także w literaturze polemicznej.

Delikatność tego zagadnienia polega na wkraczaniu na teren osobistych przekonań, w tym religijnych. Także między religiami stanowiska w kwestii form modlitwy i medytacji bywają tak różne, że trudno o jedną interpretację. Dla naszego kręgu kulturowego mechaniczne modlitwy kołatek i młynków lub przypisywanie siły modlitewnej powiewającym na wietrze wstążeczkom wydaje się nieporozumieniem, natomiast jest praktykowane np. w Tybecie.

Ale czy i niektóre nasze praktyki nie są podobne – np. „klepanie” pacierzy?

W stosowaniu modlitwy, pozytywnego myślenia i afirmacji niektórzy osiągnęli specyficzny stan stagnacji – stosują raczej suche techniki niż podejście rzeczywiście osobiste i pogłębione, i nie widząc wyraźniejszych skutków, wpadają w bezemocjonalną rutynę, która może doprowadzić do zupełnego zwątpienia.

Mistrzowie zawsze podkreślają znaczenie głębszego podejścia (bogata literatura!), choć nie jest to dla każdego łatwe. Ciekawie opisuje to David Spangler w swej książce „Sztuka dokonywania cudów” (Sawitar/Medium 2002). Autor uważa afirmacje, modlitwy, wizualizacje, pozytywne myślenie, czy manifestacje za zbliżone do siebie pojęcia będące częścią większego procesu, który nie jest jeszcze przez ludzkość zgłębiony „naukowo”, choć doświadczany przez mistrzów. Mówimy, być może o najgłębszym aspekcie bytu, co jednak zawiodło by nas daleko poza obecny temat.

Ujmując to w jednym zdaniu: wszystko sprowadza się do manifestacji nie tyle zdobywania/posiadania ale manifestacji bycia (kimś/jakimś), bo to dopiero doprowadza do realizacji.

Wracając do modlitwy – gdy kolonizatorzy europejscy podbijali „prymitywne ludy” napotykali na najróżniejsze formy modlitwy lub medytacji, które okazywały się dużo bardziej skuteczne praktycznie od tych, które próbowano (często na siłę) tam zaszczepić. Znany jest z opisów Maxa F. Longa [np. „Magia Kahunów”] wręcz ironiczny stosunek Hawajczyków do modlitw chrześcijańskich misjonarzy, gdy twierdzili, że misjonarze ci nie wchodzą w istotę mechanizmu „prośba-spełnienie prośby”. Stąd z czasem zaczęła się popularność tzw. huny, czyli praktyk duchowych tamtego ludu, dziś w licznych implementacjach przeniesiona do świata zachodniego, a także znana w Polsce z licznych publikacji i kursów.

Podnoszone są zarzuty o związki huny i podobnych praktyk z magią (białą i czarną), przy czym, patrząc bezstronnie widzimy, że przedstawiciele różnych religii mogą się o to oskarżać wzajemnie. Można powiedzieć, że każda modlitwa i obrządek religijny jest jakąś formą magii.

Inną, podstawową kwestią jest ogólny stosunek różnych religii do człowieka: od ubóstwienia do sprowadzenia do roli „marnego pyłu”. Tę drugą postawę (która w historii nie mało uczyniła spustoszenia) trudno pogodzić z pozytywnym myśleniem o człowieku i stąd bierze się wzajemna nieufność obu „obozów”.
Nie chcę tu wkraczać na teren dysput teologicznych (choć trzeba mieć świadomość tych kontrowersji), ponieważ jest to temat dalece wykraczający poza ramy tego wstępnego przeglądu. Zauważmy tylko, że próbowano i próbuje się te kontrowersje załagodzić – niektórzy słynni motywatorzy byli chrześcijańskimi duchownymi – jak Norman V.Peale czy Joseph Murphy.

Gdy czyta się ich książki trudno odnieść wrażenie, że popełniają jakąś nieuprawnioną magię, a przynajmniej by mieli złe intencje. Biblijne przysłowie (Księga Przysłów) „Jak człowiek myśli w sercu swoim, takim się staje” legło u podstaw nowożytnego trendu automotywacji ku pozytywnemu myśleniu. Tak więc, dobra nowina ma nie jedno ujęcie.

Myślę, że należy zacząć od postawy pokazanej w ww. cytacie, a wtedy zastosowanie środków pomocniczych (przyspieszających, mobilizujących nas samych, przypominających itp.) będzie uprawnione.

Przez postawę badacza i z szacunku dla różnych religii byłbym ostrożny w ferowaniu wyroków i chciałbym w swych artykułach zachować taką wyważoną postawę. W żadnym przypadku nie chciałbym obrażać czyichś uczuć, choć miejscami i dla niektórych pewne tezy mogą wydać się obrazoburcze (np. że człowiek sam może sobie pomóc). O tej postawie piszę w artykułach działu „O myśleniu”.

Uniknąć manipulacji

Hasło „motywowanie” jest wieloznaczne. Tutaj rozumiem je w odniesieniu do samorozwoju, natomiast nie chodzi mi wywieraniu wpływu na innych. Książki i praktyka dotycząca np. motywowania pracowników opiera się często na fałszywej i niebezpiecznej przesłance, że możemy kogoś zewnętrznie umotywować bez manipulacji.

Kontrowersyjność wywierania wpływu na innych jest głębsza niż się na ogół sądzi. Motywowanie ma odniesienie do procesów dydaktycznych i wychowania młodzieży, gdzie w grę wchodzą jeszcze nieukształtowane charaktery i postawy, które można trwale wypaczyć. Powszechnie przyjmuje się, że lepiej nagradzać niż karać, że nagrody i zachęty motywują. Nie zauważa się przy tym, że i tu, choć często skrycie, dochodzi do manipulacji.

Dość radykalne, ale i warte przedstawienia są poglądy Alfi Kohna, amerykańskiego naukowca, autora paru głośnych książek, które rewolucjonizują ten aspekt dydaktyki i postulują bardziej zrównoważony stosunek do motywacji. Jest to przede wszystkim książka „Punished by Rewards” („Ukarani przez nagrody”, 1995).

Ponieważ prace Kohna nie są w Polsce bliżej znane, to osobno przedstawiam wywiad z autorem, który w skrócie przedstawi jego poglądy na dany temat.

Myślenie konstruktywne

Istnieje też znacząca różnica między „czystym” pozytywnym myśleniem, a myśleniem konstruktywnym. Dużo na ten temat znajdziesz w książce Edwarda De Bono „Z nowym myśleniem w nowe tysiąclecie” (Rebis, 2001) oraz we wcześniejszych pracach autora. Dziś tylko „myśleć pozytywnie” nie wystarcza.

„Myślenie pozytywne zmierza ku przystosowaniu się do sytuacji i jak najlepszemu wykorzystaniu jej jasnych stron. Myślenie konstruktywne sugeruje próbę poprawy sytuacji”. Ponieważ głównym celem naszego pozytywnego nastawienia są zmiany na lepsze, to powinniśmy dać pierwszeństwo myśleniu konstruktywnemu (twórczemu), zwłaszcza jeśli, jak tu, rozpatrujemy motywacje jako element osobistej efektywności.

O myśleniu twórczym pisze wielu autorów; w ujęciu popularnym oprócz De Bono polecam prace Tony Buzana.

Pozytywne wzorce

Z powyższych zastrzeżeń oczywiście nie wynika niechęć do kierunku, jaki ogólnie możemy nazwać „pozytywnym myśleniem”, lecz tylko wskazówka, że i tu zachodzą różne uwarunkowania i że nie należy bezkrytycznie ulegać „owczym pędom”.

Powstają (a może raczej są na nowo odkrywane) wciąż nowe idee, i to co dziś wydaje się dość dobrym opisem rzeczywistości lub receptą na życie, jutro może pójść do lamusa.

Uważam, ze przedstawiając tę czy inną metodę czy pogląd, należy czytelnikowi pozostawić osobistą ich ocenę i możliwość akceptacji lub odrzucenia.

Odbiciem ilości metod i poglądów związanych z motywacją i pozytywnym myśleniem jest liczność publikacji na ten temat. [… ] Czasem trudno jest jednoznacznie zakwalifikować daną publikację do tej kategorii, ponieważ aspekt pozytywnego myślenia może się przejawiać na różne sposoby. Należało by tu włączyć sporą ilość pozycji z psychologii sukcesu, rozwoju duchowego, z literatury pięknej, liczne książki literatury chrześcijańskiej, biografie ludzi sukcesu lub zwykłych ludzi, których życie może być bardzo inspirującym przykładem.

Jakże wiele jest literatury „ku pokrzepieniu serc” – jak ładnie to ujął Sienkiewicz na końcu swej trylogii, książek-balsamów dla duszy, poradników życiowych, itp. A przecież należało by jeszcze dołączyć film, teatr i inne sztuki, dziennikarstwo poszukujące rozwiązań, dobrą rozrywkę itd.

Pierwsze podsumowanie

Tytułowy temat jest szeroki. Reasumując krótko ten wstępny artykuł, powiem, że chodzi o to by odkryć i wzmóc własne siły (raczej motyw niż motywację) i abyśmy w potoku negatywnych zjawisk i w obecnej atmosferze medialnego eksponowania tego, co patologiczne, znaleźli inne spojrzenie i zwracali się ku temu, co w nas i w życiu (patrz motto) radośniejsze i wartościowsze. A przynajmniej nie zamartwiali się.

Sposobów na lepsze życie, na sukces, na efektywność powinniśmy się uczyć od mistrzów (duchowych, ale i w różnych węższych dziedzinach), praktyków i instruktorów rozwoju duchowego i samorozwoju (pojawia się coraz więcej zawodowych motywatorów – przeważnie mówców prowadzących wykłady na specjalistycznych seminariach), jak i od każdego, kto może wnieść w nasze życie jakieś pozytywne doświadczenie.

[ … ]

————

PS. Osobiście często używam własnej afirmacji: ATB: Always Think Big!, przy czym analizuję także każde z tych słów z osobna i w połączeniach parami.

PS2. W oryginale podałem zestawienie ok. 60 książek o motywacji jakie wówczas były w Polsce dostępne; obecnie tego nie załączam – mamy dużo więcej nowszych książek.

 

Szczęście a sukces

Szczęście nie jest stacją, do której przyjeżdżasz,
lecz sposobem podróżowania.

 Anonim 

W niedawnym wpisie Radość i szczęście wspomniałem, że kiedyś napisałem coś na tytułowy temat, ale nie pamiętałem gdzie i kiedy… Na szczęście – odnalazłem i przedstawiam poniżej ten tekst z 2004 r., który był na nieistniejącej już dawno stronie L-earn.net. Chociaż dziś dodałbym więcej, to pozostawiam  go w niezmienionej postaci.


Szczęście a sukces  i efektywność

Dość naturalnym jest przyjąć, że chcemy osiągnąć sukces nie tyle dla samego sukcesu ale dla osiągnięcia szczęścia (dla niektórych będzie to uznanie, dla innych pieniądze itd.). Niestety są i tacy, którzy cieszą się, gdy komuś dołożą lub podstawią nogę, ale zgodzicie się, że to brzydki sukces.

Oczywiście nie chodzi o angielskie słowo luck, ale bardziej o szczęście wg klasycznej definicji W. Tatarkiewicza z traktatu „O szczęściu„: Szczęście to trwałe i uzasadnione zadowolenie z życia.

Dziś może nie bylibyśmy tak rygorystyczni – często wystarcza nam okresowa radość, nawet jeśli nie do końca jest uzasadniona. Tak czy inaczej, szczęście to już sukces.

Zachodzi jednak pytanie odwrotne – czy sukces zawsze przynosi szczęście?

Po pierwsze, sukces może być też „po trupach” i wtedy byłoby to dziwne szczęście. Po drugie, sukces jest subiektywny w tym sensie, że ktoś może wysoko cenić jakieś nasze osiągnięcie, ale nam nie przynosi to satysfakcji. Przykładem jest wiele karier aktorskich, przypomnijmy sobie np. tragiczny koniec Marilyn Monroe, pomimo że była przykładem sukcesu. (Przy okazji: podoba mi się powiedzenie Marilyn: „Pieniądze szczęścia nie dają. Dopiero zakupy.”….).

Klasyczne pytanie: czy pieniądze dają szczęście, było przedmiotem badań naukowych. I co się okazało?
Po pierwsze, że na ogół, przyrost bogactwa powyżej pewnego poziomu nie powoduje przyrostu szczęścia. Może raczej dostarczyć trosk a nawet dramatów. Po drugie, na przykładzie analizy zachowań osób którym poszczęściło się na loterii, wynika że początkowa euforia na ogół szybko mija (podobnie jak klęska po pewnym czasie nie wydaje się tak dotkliwa), i stan ducha takich osób powraca do poprzedniego stanu – zwłaszcza gdy z natury nie są typem ludzi szczęśliwych.

Potwierdza to znaną tezę, że szczęście nie koniecznie zależy od warunków zewnętrznych. Radykalna opinia na ten temat mówi: co to za szczęście, które zależy od warunków zewnętrznych, nad którymi nie mamy kontroli?

Jeśli nie warunki (okoliczności), to co? Ten czynnik najzwięźlej możemy opisać słowem charakter.
Są ludzie, którzy z charakteru czy usposobienia są generalnie szczęśliwi.

Skąd im się to „bierze”?
Badania (np. na bliźniakach) pokazują, że zależy to mniej więcej po połowie od czynnika genetycznego i od wychowania. Na czynnik genetyczny mamy mały wpływ (aczkolwiek świadomy rodzic, chcąc by dziecko było szczęśliwe, może zwiększyć mu tę szansę przez odpowiedni dobór partnera). Zatem ważna jest postawa wychowawcza, szczęścia można po części nauczyć.  I na tym zasadza się nadzieja, jaką dają nam motywatorzy, nauczyciele duchowi i wychowawcy. Pomaga pozytywne myślenie, śmiech,  zdrowy tryb życia itp.

Jakimi głównymi cechami charakteryzują się ludzie szczęśliwi?

Przede wszystkim szacunek do siebie. To też jest główna teza literatury motywacyjnej.

Dalej – poczucie kontroli nad własnym losem. Składa się na to zarówno zabezpieczony byt (okoliczność zewnętrzna, choć można jej pomóc charakterem) jak i pewność siebie.

Kolejna cecha to optymizm. Wykazano też naukowo, że wśród ludzi szczęśliwych dużo więcej jest ekstrawertyków niż introwertyków. Warto więc otwierać się na innych. To wydaje się oczywiste, jeśli uwzględnić, że w grupie łatwiej, raźniej i ciekawiej, ale także dużo szczęścia daje pomaganie innym.

Czy to wszystko jest łatwe? Zapewne tak, ponieważ, ku zaskoczeniu niektórych, większość ludzi deklaruje, że jest szczęśliwa. Choć to może zniecierpliwić Polaków, podam  dane amerykańskie, które akurat mam:  90% to ludzie „w miarę szczęśliwi”, a około jedna trzecia określa siebie jako „bardzo szczęśliwą”. Amerykańskie „I am fine” jest może przesadzone, ale właśnie wykształca konsekwentnie postawy sprzyjające szczęściu. Dobrą samoocenę możemy poprawić nawet wbrew nikłym obiektywnie sukcesom. Naukowo udowodniono, że można udawać, że jest się szczęśliwym, a odpowiednie sprzężenia psychosomatyczne spowodują, że naprawdę poczujemy się lepiej – podobnie jak robi się to np. w śmiechoterapii.

Najkrótsza formuła brzmi: „Jak być szczęśliwym? Po prostu bądź szczęśliwy”.

Możemy oceniać takie szczęście  jako naiwne, płytkie, niemodne, mało intelektualne itp.

Rzeczywiście, nawet próbowano (chociaż raczej żartobliwie) zakwalifikować stan bycia szczęśliwym jako objaw choroby umysłowej, co nie dziwi, gdy obserwuje się zakochanych.

Ludzie w stanie szczęśliwości  wykazują oderwanie od rzeczywistości, naiwność, przesadne zaufanie, bezkrytyczne samozadowolenie, ograniczone spostrzeganie, i … obniżenie sprawności intelektualnych.

Ta ostatnia obserwacja trochę burzy wyobrażenie, że szczęście pomaga efektywności.
Trzeba wybrać odpowiedni dla nas kompromis: czy bardziej kultywować nasze twórcze zdolności czy poczucie szczęścia.  Wiadomo, że niektórzy  twórcy tworzyli wielkie dzieła w całkiem nieoptymalnych warunkach: w stresie, w nędzy i prześladowaniach. Czy oznacza to, że czuli się nieszczęśliwi? Niekoniecznie. Mogli czerpać satysfakcję z wysokiej samooceny i pewności że czynią coś wartościowego, ale także po prostu przeżywać ten stan uniesienia, który amerykański badacz Mihaly Csikszentmihalyi (uf, ale to nazwisko węgierskie) określa jako „przypływ” (po angielsku flow – patrz jego książka „Przepływ” wydana przez Studio EMKA). Jest to mierzalny stan szczęścia biorący się z zaangażowania i dużej koncentracji. Jest to zgodne ze starowschodnią maksymą – od rezultatu ważniejszy jest proces dochodzenia do niego.

Jednocześnie błędny jest pogląd, że im mniej pracujemy i mamy mniej stresów oraz więcej wolnego czasu, tym jesteśmy zawsze szczęśliwsi. Na szczęście (nomen omen) tak nie jest – spróbujcie długiego nieróbstwa a przekonacie się jak was znudzi a może i wpędzi w chorobę.

Tak więc, zobaczmy sukces przez pryzmat szczęścia i radości, doskonalenia się i poczucia harmonii między celem a drogą.

Leszek Korolkiewicz – redaktor L-earn.net

———
Inspirujące myśli do tego artykułu zawdzięczam profesorowi Krzysztofowi  Szymborskiemu

Głupio-mądry

Mądry człowiek wie, co słuszne,
podczas gdy pośledni wie tylko, co się opłaca.

Kunfucjusz

Po trosze za sprawą dzisiejszego poprzedniego wpisu, po trosze z zadumy nad paroma osobami, zacząłem się bawić dwoma słowami: mądry i głupi.

Np. tak:

Głupio-mądry tj. taki, który ma wykształcenie, wszelkie podstawy by być mądry, ale jest… głupi – tkwi w jakichś dziwnych ograniczeniach albo nawykach, albo nie wyciąga wniosków z życia, myśli że już wszystko wie,  itp.
Trudno generalizować – może to dotyczyć pewnych dziedzin życia. Sam mam takie obszary 🙂

Mądro-głupi – przypadek odwrotny. Bez wykształcenia, bez wyraźnych predyspozycji czy wsparcia np. z rodzinnego gniazda, a mądry życiowo. Jest wiele takich osób, pochodzących ‚z nizin’, prostych w manierach itp., które odniosły niebywały sukces np. w biznesie. Aby tylko nie po trupach. Ale mądry wie, że to ma krótkie nogi…
Wydawałoby się – niemożliwe, ale mają w sobie pewien dar zmiany i charakter.

Głupio-głupi = constans głupoty. Ale zawsze można mieć nadzieję, życie uczy.

Mądro-mądry – przypadek chyba idealny. Proporcje obu składników mogą być różne. Osobiście wolałbym mniej czasu stracić na uniwersytetach, a więcej wiedzy i mądrości zdobyć z życia.

Ale uwaga: prostota nie jest głupotą, bywa wprost przeciwnie.

Wesołych Świąt! 4

Wszystkim Czytelnikom bloga i znajomym składam najcieplejsze (dobre na mróz!) życzenia pogodnych, a najlepiej także Wesołych Świąt, z nutką refleksji, dużą dawką odpoczynku, jeszcze większą – rodzinnej więzi i miłości.

W tym pozytywnym nastroju wkroczmy szczęśliwie w rok 2013, w którym życzę zdrowia i sukcesów na miarę marzeń.

Chociaż nie każdy sukces to szczęście, ale każde szczęście, to sukces – bądźcie szczęśliwi!

Cele, nie tylko na nowy rok

Celem naszego życia nie powinno być posiadanie bogactw, lecz bogactwo bycia.
Erich Fromm

Przełom roku jest okazją do planowania, zwyczajowym okresem podejmowania zobowiązań. Co prawda, każdy moment jest dobry do zmian i dobrych postanowień, ale niech to będzie taka psychologiczna „kotwica”…

Jest bardzo dużo poradników, artykułów i kursów o planowaniu, bo by było skuteczne, powinno spełniać pewne zalecenia metodyczne.

Tutaj dokonam kolejnego podsumowania materiałów jakie na ten temat ukazywały się na przestrzeni lat na www.L-earn.net , ale – bardziej z naciskiem na artykuły nie tyle techniczne, co … filozoficzne 🙂
Nie obawiaj się  – tylko trochę i na wstępie.

[To jest wpis archiwalnywiele wymienionych wpisów nie jest aktualnie dostępnych, ze względu na zawieszenie L-earn.net; mam nadzieję kiedyś to odtworzyć, a tymczasem niektóre linki w charakterze protezy odsyłają do roboczego tekstowego archiwum, sorry ...]

Myślę, że refleksyjny czas świąt pomoże ci spojrzeć na temat z szerszej perspektywy, powiedziałbym – strategicznie. Jeszcze lepiej by było gdybyś znalazł/a jakieś refugium, aby te tematy spokojnie przetrawić i poukładać.

Zacznijmy zatem od Planowanie – wstęp. Cele planowania i w planowaniu, a potem Cele życiowe – właściwa perspektywa,

Ważne są pewne fundamentalne rozróżnienia, wyczucie sensu – przeczytaj np.

SENS I CEL oraz Cel i sens życia (wg T. Kotarbińskiego).

To już spora porcja materiału. Zatrzymaj się i oceń, czy dobrze wybrałeś kierunek (Dokąd płynie Twój statek kapitanie?). Czy jest podyktowany presją otoczenia czy raczej odpowiada twoim potrzebom i marzeniom (> marzenia ), co jest jedynie właściwe.

Przyda ci się wizja a nawet misja życiowa.  (Więcej o tworzeniu misji osobistej znajdziesz np. w książce: Iwona Majewska-Opiełka – Droga do siebie).

Jeśli masz więcej czasu sięgnij po liczne lektury – zarówno te wymienione w pierwszym artykule, jak i szereg darmowych w postaci e-booków.

Przykładowo:

Zaplanuj swoje życie (plik pdf, 651 kB), to lekko napisana książeczka o planowaniu i wyznaczaniu celów autorstwa Wandy Łoskot – znanego doradcy biznesowego z USA, właścicielki Akademii Sukcesu (bliższe dane wewnątrz e-booka).

To nie tylko książka do poczytania – miejsca na notatki i ćwiczenia zaangażują Cię trochę aktywniej by (wreszcie) lepiej zaplanować swoje życie lub jakieś przedsięwzięcie. To, przy okazji, podręcznik pozytywnego myślenia.

Właśnie przed chwilą 🙂  – dla przypomnienia – wysłuchałem webcastu Wandy pt. Planowanie Życia na rok 2011. 29 grudnia o 21.00 druga część – zainteresuj się – szczegóły na  SukcesTwojejFirmy.com .

Dużo nowszą pozycją jest Sztuka wyznaczania i osiągania celów. Marcina Kijaka (też darmowy e-book).

Ja i cele (pdf, 1120 kB) – obszerny fragment e-booka o celach osobistych i ich planowaniu.
Z kolei, już w 2001 r. doceniany głównie na polu e-biznesu Piotr Majewski napisał ciekawy artykuł Sztuka osiągania celów i realizacji marzeń.

By w tym artykuliku był jakiś konkret  „pod ręką” – przypomnę:

Dobre cechy celów

Cele, które stawiamy sobie w planowaniu, powinny mieć parę uznanych cech popularnie nazywanych akronimem SMART, pochodzącym od angielskich słów:

    • Specific – dokładny, konkretny (najlepiej zapisany! – wtedy jest czymś stałym, a nie tylko myślą)
    • Measurable – mierzalny, tj. taki który można ocenić co do stopnia realizacji. Na ogół, gdy cel jest mierzalny, to jednocześnie jest już i konkretny.
    • Active – aktywny, wyzwalający działanie będące w kręgu naszego wpływu
    • Realistic – realny (ale uwaga! – mierz wyżej niż dyktuje ci niska samoocena lub dzisiejsze okoliczności). Realność wiąże się z podziałem dużych celów na mniejsze.
  • Time oriented – określony w czasie, to jest z datą realizacji (to ważne, aby nie używać ogólników typu „w przyszłości będę bogaty”, bo przyszłość będzie zawsze przed nami i nie doczekamy się spełnienia swego planu).

Od siebie dodam ważną cechę: cele powinny być pozytywne i etyczne (no comments) oraz wewnętrznie nie konfliktowe.

Więcej (dużo!) spraw technicznych znajdziesz w wymienionych materiałach.

Na zakończenie przypomniał mi się artykuł Jak szybciej osiągać cele?

Pamiętaj też, że aby wytrwać w swych postanowieniach i planach – potrzebujesz podtrzymywania motywacji. Ale to już temat na osobne podsumowanie… 

Naucz się planować

Ubóstwo nie wymaga planowania.
Napoleon Hill

(Z mojej notki na pingerze dla młodych internautów)

Początek roku sprzyja planowaniu.
O stawianiu celów, jak to robić – znajdziesz sporo informacji ogólnych w sieci – np. na l-earn.net/index.php?id=100 (tam też można znaleźć trochę i o biznesie).

W biznesie ważny jest „business plan” – tak się fajnie składa, że niedawno była premiera dobrej publikacji „Skuteczny biznesplan” – is.gd/5Pf71 . Profesjonalny biznes plan to już połowa sukcesu…premiera dobrej publikacji „Skuteczny biznesplan” .

Sposób na sukces (?)

Motywacja jest tym, co pozwala ci zacząć.
Nawyk jest tym, co pozwala ci wytrwać.

Jim Ryun

Wszyscy doradcy rozwoju osobistego i biznesowi podkreślają wagę posiadania celu a dokładniej – celu głównego i celów pośrednich, co tworzy podstawę do planu działania. Bo jak można coś osiągnąć, jeśli się nie wie co,  kiedy i jak? (chyba że liczysz na lotto itp.).

Ta myśl jest pogłębiona przez dyrektywę: gdy masz już cel główny i towarzyszące cele pośrednie, to odtąd uważaj by wszystkie czynności, zamierzenia przybliżały cię do tych celów, wszystko inne odrzucaj lub ograniczaj.

Ci sami doradcy i autorzy podkreślają też że bodajże głównym wrogiem na drodze do sukcesu są nasze złe przyzwyczajenia, zakorzenione od dzieciństwa nawyki i zahamowania. Mówią: twoim największym wrogiem prawdopodobnie jesteś ty sam. I że przyzwyczajenia są naszą drugą naturą. Ja powiedziałbym, że może i pierwszą.

Mówi się też, że kreujemy swą rzeczywistość przez swoje myśli. Sądzę jednak, że jeszcze większą rolę odgrywają nasze reaktywne nawyki, ponieważ to one, często podświadomie i automatycznie wyznaczają nasze postępowanie. Nader często myślenie jest tu wyłączone.

Dalej: antidotum na powyższe to pozytywne myślenie, wiara w siebie, otwieranie się. E. de Bono twierdzi, że to za mało, bo trzeba włączyć proaktywne TWÓRCZE myślenie.

Z tym wszystkim nie trudno się zgodzić, ale trudno wprowadzić w życie o ile nie zaczniemy być bardziej świadomi siebie. Ta konkluzja, z kolei, zgodna jest z dalekowschodnimi maksymami o świadomości…

Obmyśliłem na swój użytek pewien sposób, który może was zainteresuje.

Otóż, na zasadzie ćwiczenia, zacząłem pilnować się by stale, przed podjęciem jakiejś czynności, zadać sobie pytanie: jaki jest tego cel, co chcę przez to osiągnąć, czy to przybliża mnie do moich głównych celów?

Gdy stosuję to do powszednich czynności, to jest to dość karykaturalne i często bez znaczenia, ale jest też dobrym ćwiczeniem uważności (uważność, koncentrowanie się na celu jest bardzo silnym narzędziem).

Pozwala to na dostrzeżenie owych nawyków, na refleksję:  czy to mi służy? Zwracam większą uwagę na dietę, ruch, oszczędności,  nastroje (czy mi służą), na priorytety, … I cieszę się ŚWIADOMOŚCIĄ CHWILI, staram się dostrzec jej uroki.

Przy okazji eliminuję pewną zmorę, która czasem mnie prześladuje – zapominanie, gdzie coś położyłem lub zapisałem.

Jestem dopiero na początku tych ćwiczeń, ale wierzę że mi wiele dadzą. Tworzę nowy pozytywny nawyk.