Będę odnawiać niektóre artykuły z nieistniejącego już serwisu L-earn.net, jaki prowadziłem w latach 2003-2007. Był poświęcony głównie rozwojowi osobistemu, kreatywności, zagadnieniom pamięci, myślenia, efektywności, częściowo zdrowia. Zaniechałem go, mimo ok. 600 artykułów, ponieważ pojawiło się wiele podobnych inicjatyw prowadzonych „full time” przez profesjonalistów, a ja zajmowałem się swoją jako jedno z ubocznych działań i już nie mogłem ani konkurować, ani nie miałem dość na to czasu.
Traktuję te odtworzone artykuły jako materiał archiwalny, z którego możesz wyłowić to, co osobiście ci pasuje lub zaciekawia, ale z zastrzeżeniem, że wiedza o tych tematach jest teraz znacznie większa i bardziej aktualna.
Ron Brandt
W klasach, w których uczniowie mogą dokonywać wyboru pomiędzy nauką a ciekawymi zadaniami do wykonania, potrzeba kar albo nagród gwałtownie spada.
Zarówno nagrody i kary, jak twierdzi Alfie Kohn – autor książki „Ukarani przez nagrody”*, są sposobami manipulacji zachowaniem, która może zniszczyć potencjał prawdziwego procesu uczenia się. Zamiast tradycyjnych kar i nagród, autor opowiada się za „dostarczaniem ciekawego programu i troskliwej atmosfery w klasie, gdzie dzieci mogą działać według ich naturalnego pragnienia, by znaleźć rozwiązania.”
Poniższy wywiad miał miejsce na corocznej konferencji
ASCD* * w marcu 1995 r. w San Francisco.
————————————————————————————————-
Alfie, nam wychowawcom, którzy używali kary dość często, trafiło do przekonania, że to nie jest bardzo efektywny środek motywujący. Zostaliśmy przekonani, że dużo lepiej jest używać nagród. Ale teraz nadchodzisz [ze swoją książką] i mówisz, że to jest także niewłaściwe. Dlaczego?
AK: Po pierwsze, upewnijmy się że zgadzamy się z twoim pierwszym założeniem, że kara jest szkodliwa. Sporo ludzi wydaje się myśleć, że, jeśli nazywamy karę „konsekwencją ” albo dodamy jeszcze „logiczną konsekwencją”, wtedy to jest w porządku. „Logiczne konsekwencje” są przykładem czegoś, co nazywam „karą-lite”, uprzejmiejszą, delikatną drogą robienia pewnych rzeczy dzieciom zamiast pracowania z nimi.
To powiedziawszy, przejdę do nagród. Nagrody i kary są dwiema drogami manipulowania zachowaniem. Są dwiema formami robienia rzeczy uczniom. W tym sensie, wyniki wszystkich badań wykazujących, że zwracanie się do uczniów w sposób ”Zrób to a to, bo inaczej coś ci zrobię” daje odwrotne skutki od zamierzonych, tak samo odnosi się do zdania, „Zrób to a to, a coś dostaniesz”.”
Ed Deci i Rich Ryan z Uniwersytetu Rochester mają rację kiedy nazywają nagradzanie „kontrolą przez uwodzenie.”
I mówisz, że nagrody są tak samo niepożądane jak kara.
Z istoty kontrolowania, nagrody prawdopodobnie będą doświadczane na dłuższą metę jako szkodliwe. Powodem jest, że chociaż uczniowie na pewno lubiliby mieć samą słodycz — pizzę albo pieniądze albo gwiazdkę z nieba — żaden z nas nie cieszy się z posiadania upragnionych rzeczy, danych tylko po to, by kontrolować nasze zachowanie. Więc to jest specjalny wariant słodyczy —”Zrób to, a dostaniesz tamto”; „karna” struktura takiej nagrody wyjawia się zwłaszcza po pewnym okresie.
Mówisz, że to dotyczy nawet dzieci, które uznałyby same, że pewne zadanie jest warte nagrody?
Nagrody najbardziej szkodzą zainteresowaniu, kiedy zadanie już samo z siebie, wewnętrznie motywuje. Tak może być po prostu dlatego, że jest tyleż więcej zainteresowania do stracenia, kiedy wprowadzony jest bodziec zewnętrzny [przeciwko któremu się buntujemy]; jeśli robisz coś nudnego, twój poziom zainteresowania może już być najniższy.
Jednakże, to nie daje nam prawa, by traktować dzieci jak zwierzą domowe, kiedy zadanie jest nieinteresujące. Przeciwnie, powinniśmy zbadać zadanie, zawartość programu, by zobaczyć jak może ono zostać przygotowane jako bardziej angażujące. Bez względu na to co robimy, jednym z gruntownie zbadanych odkryć w psychologii społecznej jest, że im więcej nagradzasz kogoś za robienia czegoś, tym mniej tę osobę będzie interesować to, co robi by została nagrodzona.
W „Ukarani przez nagrody” cytujesz dużo badań na podobne tematy. Mówisz, że to nie jest tylko twoja opinia.
Tak jest. Istnieje co najmniej 70 opracowań pokazujących, że zewnętrzna motywacja zawierająca czy to pochwały czy inne nagrody — nie tyle jest nieefektywna na dłuższą metę ale dająca odwrotne skutki odnośnie sprawy która interesuje nas najwięcej: pragnienie, by nauczyć się, zaangażowanie ku dobrym wartościom i tak dalej. Inna grupa studiów pokazuje, że kiedy ludziom oferuje się nagrodę za wykonanie zadania, które wymaga jakiegoś stopnia rozwiązywania problemu albo kreatywności — albo za robienia go dobrze — to będą skłaniali się ku temu, by obniżyć jakość pracy, w stosunku do tych, którym nie zaproponowano żadnej nagrody.
To wydaje się tak przeciwne naszemu codziennemu doświadczeniu. Każdy jest przyzwyczajony do dostawania nagród i dawania ich. Jako wychowawcy myślimy, że to jest tylko dobre, gdy dajemy nagrody; dzieci, które robią dobre rzeczy zasługują na nagrody.
To, na co dzieci zasługują to interesujący program zajęć i troskliwa atmosfera, tak aby mogły działać według ich naturalnego pragnienia, by dowiedzieć się czegoś lub coś rozwiązać. Żadne dziecko nie zasługuje by być manipulowane zewnętrznie, by tylko wykonywać coś, czego chcą inni.
To jest nadzwyczajne jak często wychowawcy używają słowa motywacja kiedy tak naprawdę mają na myśli zgodę. Naprawdę, jednym z podstawowych mitów w tym obszarze jest, że możliwe jest, by umotywować kogoś innego. Kiedykolwiek widzisz artykuł albo seminarium zatytułowane „Jak zmotywować twoich uczniów”, zalecam zignorowanie go. Nie możesz umotywować innej osoby, tak więc takie tytuły sugerują użycie jakichś form kontrolowania innych.
Ponadto, motywacja jest czymś czego dzieci nie potrzebują. Nie musisz przekupywać małego dziecka, by pokazało ci jak może liczyć do tysiąca milionów albo by odczytywało znaki drogowe. Ale badania ukazują, że gdzieś w połowie a na pewno pod koniec szkoły podstawowej, ta wrodzona motywacja nagle pozostaje z tyłu — „jakoś” akurat wtedy gdy stopnie zaczęły się psuć.
Pewnie jest to nierealistyczne, by oczekiwać, że wszystkie dzieci będą wszystkie programy postrzegały jako wewnętrznie motywujące. Są przecież jakieś rzeczy, przez które dzieci muszą mozolnie przejść, czyż nie?
Cóż, dane dziecko prawdopodobnie będzie bardziej zainteresowane w jakichś rzeczach niż inne, ale nie mówimy o podawaniu czegokolwiek na tablicy i oczekiwaniu, by dzieci skakały z niecierpliwości i mówiły: „Nie mogę już się na to doczekać!”
Zręczne nauczanie włącza ułatwianie procesu, w którym dzieci dochodzą do mocowania się z złożonymi ideami — i te idee, jako powiedział nam John Dewey, muszą pojawić się organicznie w ramach prawdziwych spraw życiowych i zainteresowań dzieci. „Co jest większe, 5/7 albo 9/11?”. Poprawna odpowiedź brzmi: „Kogo to obchodzi?” Ale dzieci obchodzi bardzo to, jak szybko rosną. W tym kontekście, umiejętności konieczne, by to zrozumieć stają się interesujące dla większość dzieci. „Jaka jest różnica między porównaniem i metaforą?” Ta sama odpowiedź; mało członków naszego gatunku powiedziałoby, że to rozróżnienie jest wewnętrznie motywujące — ale dzieci są wysoce zainteresowane np. w pisaniu historii o dinozaurach albo jak statek kosmiczny je gdzieś zabiera. W kontekście zadania, które ma znaczenie do uczniów, określone umiejętności, o które troszczymy się, mogą zostać nauczone naturalnie bez pochlebstw, bez gier i przede wszystek bez proponowania dzieciom herbatników za zrobienie czegoś, co im każemy.
Pozwól mi spytać o pochwały, które są szczególnie podstępne, ponieważ to nie jest namacalna nagroda. Jeśli mówię jednemu z moich pracowników, że wykonał wspaniałą pracę, to daję nagrodę w tym momencie?
To jest interesujące pytanie i życzyłbym sobie aby więcej wychowawców pytało o to, nie bacząc na to jaka byłaby odpowiedź.
Dodatnie sprzężenie zwrotne w formie informacji nie jest w samo w sobie szkodliwe i naprawdę może być całkiem konstruktywne, biorąc rzecz edukacyjnie. I zachęta — pomagająca ludziom odczuć że są docenieni, co może podwoić ich zainteresowanie tematem — nie jest złą rzeczą. Ale najczęściej chwalenie dzieci przybiera formę słownej nagrody, która może mieć to samo niszczące oddziaływanie jak inne nagrody: to ma posmak kontroli, to paczy relację między dorosłym i dzieckiem — i między dzieckiem i jego rówieśnikami a także podkopuje zainteresowanie samym zadaniem.
To nie jest zbieg okoliczności, że przymusowe programy dyscypliny polegają w dużym zakresie na dostawaniu zgody przez używanie pochwał w dużej ilości. Typowym przykładem jest nauczyciel szkoły podstawowej, który jest nauczony, by np. mówić, „Lubię to w jaki sposób Cecylia siedzi tak grzecznie i spokojnie gotowa o nauki.” Mam wiele zastrzeżeń do takiej praktyki.
Dlaczego?
Po pierwsze, nauczyciel nie zrobił Cecylii w ten sposób przysługi. Możesz wyobrazić sobie inne dzieci podchodzące do Cecylii po lekcji: „Panina pupilka…”
Po drugie, nauczyciel właśnie przekształcił doświadczenie nauki w poszukiwanie triumfu. Wprowadził konkurencję do klasy. Odtąd jest to konkurs, kto jest najmilszym, najspokojniejszym dzieckiem, reszta cech już się nie liczy.
Po trzecie, to jest zasadniczo oszukańcze współdziałanie. Nauczyciel udaje że rozmawia z Cecylią, ale naprawdę używa Cecylii, by manipulować zachowaniem innych uczniów w klasie — i to nie jest po prostu właściwa i miła droga postępowania z ludźmi.
Czwarte i prawdopodobnie najważniejsze zastrzeżenie; proszę cię o zastanowienie się – jakie najważniejsze słowo padło w owym zdaniu nauczyciela. Uważam że jest to ukryte JA. Nawet jeśli taka praktyka „działa”, to działa tylko na rzecz tego by Cecylia i inni uważali by sprostać temu co JA wymagam, nie bacząc na powody jakie JA mogę mieć przy proszeniu o zrobienie czegokolwiek. Cecylii nie pomoże to na jotę, by zastanowiła się jak jej doświadczenie oddziałuje na innych ludzi w klasie ani w rozpoznaniu jaką osobą w przyszłości chce być.
W tym momencie, chciałbym pomyśleć o pytaniach, do jakich dzieci są zachęcone w różnych klasach. W jednej – zdominowanej przez konsekwencje, dzieci są wdrożone by myśleć tak: „Czego oni chcą ode mnie, i co mi się stanie, jeśli tego nie zrobię?”. W klasie „ukierunkowanej przez nagrody”, w tym przez pochwały, dzieci będą pytały siebie: „Co mam zrobić by dostać nagrodę?”
Zauważ jak zasadniczo podobne są te dwa pytania i jak radykalnie różne od pytania: „Kim chcę być, jakim człowiekiem?” lub „Jaką klasą MY chcemy być?”
A co o mniej zdolnych uczniach? Dużo wychowawców odczuwa silną potrzebę jeszcze większego chwalenia takich uczniów niż innych dzieci.
Ci uczniowie potrzebują pochwały kiedy tylko wykażą się najdrobniejszym postępem.
Żadne badanie nie popiera idei, że chwalenie dzieci za posuwanie się z wolna w górę po drabinie zbudowanej przez dorosłych pomaga im rozwijać poczucie kompetencji. W rzeczywistości, chwalenie w stosunkowo łatwych zadaniach wysyła wiadomość, że to dziecko nie jest dość błyskotliwe. Ponadto, dzieci nie są wspomagane w tym aby samemu znaleźć ważny albo interesując materiał, gdy są za to chwalone. Ogólnie, im więcej dzieci są przymuszane do robienia czegokolwiek dla nagrody, czy namacalnej czy słownej, tym bardziej widzisz zmniejszenie zainteresowania danym zadaniem następnym razem. To może zostać wyjaśnione częściowo przez fakt, że chwalenie jest, jak inne nagrody, ostatecznie instrumentem kontroli, ale też przez fakt, że, jeśli chwalę albo nagradzam ucznia za robienie czegoś, wiadomość którą uczeń odbiera jest: „To musi być coś, czego nie chciałbym zrobić; inaczej nie musieliby mnie przekupywać.”
To, co mówisz nie będzie chętnie przyjęte przez większość ludzi. To wydaje się być przeciwne naszemu codziennemu doświadczenia.
Jest i nie jest. Na przykład, rodzice mówią mi takie rzeczy: „Wiesz, to jest zabawne, że to mówisz, ponieważ właśnie wczoraj poprosiłem moje dziecko by oczyściło stół po obiedzie a ono powiedziało: „Co mi za to dasz?”. To co chcę odnotować, to nie to, co powiedziało dziecko, ale, że rodzic prosi mnie bym mu współczuł w tym „jakie mamy dziś dzieci”. Zapytam: „Gdzie, jak myślisz, dziecko nauczyło się tego?” I, jeśli pytam z bardzo małym podpowiadaniem, ludzie rozumieją.
Jest nawet pewne badanie w Missouri pokazujące, że kiedy uczniowie zostali spytani: „Czy myślisz, że wprowadzenie nagród prowadzi do wyższego albo niższego zainteresowania zadaniami?”, wybrano odpowiedź niewłaściwą. Ale skoro tylko skutki badania zostały wyjaśnione, każdy powiedział, „Och tak, wiedziałem o tym.” Dużo ludzi miało doświadczenie robienia czegoś tylko dlatego, że kochali to zajęcie — aż zaczęli dostawać za to pieniądze. Potem już nie myśleliby nawet o robieniu tego bez zapłaty. Zjawisko, dzięki któremu zewnętrzna przyczyna motywacyjna wypiera wrodzoną motywację, nie jest często przytaczane, ale nie jest głęboko ukryte w naszej świadomości.
Wszystko jedno, to jest różny sposób myślenia o rzeczach. Na przykład, lubię kiedy ludzie cenią mnie za osiągnięcia jakiegoś rodzaju.
Tak, oczywiście. Wszyscy chcemy zostać docenieni i kochani. Pytanie polega na tym, czy ta potrzeba musi przybrać formę protekcjonalnego klepnięcia po ramieniu i powiedzenia „dobry chłopiec!”
Znam dużo dorosłych, który są ćpunami pochwał; niestety niezdolnych, by myśleć o wartości ich własnych działań, zdolności czy jakości ich produktów i zupełnie zależnych od kogoś innego, kto powie im, że zrobili dobrą robotę. To jest logiczny wynik bycia zamarynowanym w pochwałach przez lata. Ale być może jest bardziej wzmacniająca i pełna szacunku droga podzielania czyjejś opinii niż taka, która uznaje tylko słowną nagrodę.
Jestem powalony opinią nauczycieli, którzy wciąż mi mówią : „Nie rozumiesz rodzaju uwarunkowań i życia domowego, jakie mają te dzieci; one pochodzą z miejsc bez miłości, czasami brutalnych i każesz mi nie chwalić ich?”
Moja odpowiedź brzmi: „Wiem. Ale tym, czego te dzieci potrzebują jest bezwarunkowe poparcie, zachęta i miłość. Pochwały są nie tylko różne od tego, są one ich przeciwieństwem. Chwalenie jest powiedzeniem tego rodzaju: „Skacz przez moje ramię i tylko wtedy powiem ci, że zrobiłeś dobrą robotę i jak jestem dumny z ciebie.” I to może być problematyczne. Oczywiście w przypadku dodatniego sprzężenia zwrotnego występuje sprawa pewnego niuansu: akcentu i konkretnej sytuacji. To nie jest przypadek z cukierkiem lub innym wabikiem w głównej roli, co, jak wierzę, jest z natury dekonstruktywne.
Jeden z głównych mitów, który wciąż nosimy w naszych głowach, mówi że istnieje pojedynczy byt zwany „motywacją”, której można mieć więcej albo mniej. I oczywiście chcemy, by dzieci miały jej więcej, więc oferujemy im pochwały i pizzę. Natomiast prawdą jest, że są jakościowo różne rodzaje motywacji. Powinniśmy przestać zadawać pytanie „Czy moi uczniowie są umotywowani?” i zacząć pytać „Jak moi uczniowie są zmotywowani?” Rodzaj motywacji wydobyty przez zewnętrzne bodźce nie tylko jest mniej efektywny niż wrodzona motywacja; ona zagraża „wyżarciem” tej wrodzonej motywacji, tego podekscytowania tym, co się robi.
Tak wiec, co zasugerujesz zamiast?
Czasami mówię o trzech C motywacji. Pierwsze C jest zawartością [content]. Daleko mniej interesuje mnie ta zawartość (czego uczeń miał się nauczyć) od pytania: „Czy dziecko poproszono o nauczenie się czegoś, co jest warte nauczenia?” Jeśli pytasz mnie, co zrobić z dzieckiem unikającym zadań, to moje pierwsze pytanie brzmi: „Jakich zadań?” Jeśli dajesz im śmieci do wykonania, to będziesz prawdopodobnie musiał je przekupić do takiej pracy. Jeśli dzieci muszą np. bez końca wypełnić te same rubryki, to nie pozbędziesz się szybko nagród czy gróźb.
Drugie C jest społecznością [community]: nie tylko pomocna nauka ale pomaganie dzieciom w tym, by czuły się częścią bezpiecznego środowiska, takiego w którym czują się nieskrępowane by spytać o pomoc, w którym naturalnie troszczą się o siebie nawzajem, w przeciwieństwie do bycia manipulowanym dla uczestnictwa. Pewna ilość wybitnych prac nad tworzeniem takich „dbających społeczności” została wykonana w Centrum Studiów Rozwojowych w Oakland, w Kalifornii.
Trzecie C jest wyborem [choice]: upewnianie się, czy dzieci są zapytane o zastanowienie się, co mają zrobić , z kim, jak i po co. Wiesz, dzieci uczą się dokonywać dobrych wyborów nie przez podążanie zgodnie z wyznaczonymi kierunkami ale właśnie przez robienie wyborów.
Jeśli pokażecie mi szkołę, która naprawdę przestrzega tych trzech C, tj. gdzie uczniowie współpracują w troskliwym środowisku i angażują się w interesujące zadania, co do których mają swoje słowo przy wyborze, to ja pokażę wam miejsce, gdzie nie potrzebujecie używać kar ani nagród.
——–
* Alfie Kohn, (1993), Punished by Rewards, (Boston: Houghton Mifflin).
Ukazało się później polskie tłumaczenie po tytułem „Wychowanie bez nagród i kar„.
** Association for Supervision and Curriculum Development
Copyright © 1995 by the Association for Supervision and Curriculum Development.
Tłumaczył Leszek Korolkiewicz – publikowane za zgodą ASCD.
Copyright wersji polskiej Leszek Korolkiewicz, 2004.
PS. ten stary artykuł uzupełnia dobrze inne, jakie mamy na tym blogu o manipulacji oraz rzuca inne światło na temat motywacji.
Czy nie przychodzą ci na myśl sposoby jakimi władze, „autorytety”, media nas wabią i często oszukują?
Dodaj do ulubionych:
Lubię Wczytywanie…