Ukarani  przez nagrody? Rozmowa z Alfie Kohnem

Będę odnawiać niektóre artykuły z nieistniejącego już serwisu L-earn.net, jaki prowadziłem w latach 2003-2007. Był poświęcony głównie rozwojowi osobistemu, kreatywności,  zagadnieniom pamięci, myślenia, efektywności, częściowo zdrowia. Zaniechałem go, mimo ok. 600 artykułów, ponieważ pojawiło się wiele podobnych inicjatyw prowadzonych „full time” przez profesjonalistów, a ja zajmowałem się swoją jako jedno z ubocznych działań i już nie mogłem ani konkurować, ani nie miałem dość na to czasu.
Traktuję te odtworzone artykuły jako materiał archiwalny, z którego możesz wyłowić to, co osobiście ci pasuje lub zaciekawia, ale z zastrzeżeniem, że wiedza o tych tematach jest teraz znacznie większa i bardziej aktualna.


Ron Brandt

W klasach, w których uczniowie mogą dokonywać wyboru pomiędzy nauką a ciekawymi zadaniami do wykonania, potrzeba  kar albo nagród gwałtownie spada.

Zarówno nagrody i kary, jak twierdzi Alfie Kohn – autor książki „Ukarani  przez nagrody”*, są sposobami manipulacji zachowaniem, która może zniszczyć potencjał prawdziwego procesu uczenia się. Zamiast tradycyjnych kar i nagród, autor opowiada się za „dostarczaniem ciekawego programu i troskliwej atmosfery w klasie, gdzie  dzieci mogą działać według ich naturalnego pragnienia, by znaleźć rozwiązania.”

Poniższy  wywiad miał miejsce na corocznej konferencji
ASCD* * w marcu 1995 r. w San Francisco.

————————————————————————————————-

Alfie, nam wychowawcom, którzy  używali kary dość często, trafiło do przekonania, że to nie jest bardzo efektywny środek  motywujący. Zostaliśmy przekonani, że  dużo lepiej jest  używać nagród. Ale teraz nadchodzisz [ze swoją książką] i mówisz, że to jest także niewłaściwe. Dlaczego?

AK: Po pierwsze, upewnijmy się że zgadzamy się z twoim  pierwszym założeniem, że  kara jest szkodliwa. Sporo ludzi wydaje się myśleć, że, jeśli nazywamy karę  „konsekwencją ” albo dodamy jeszcze „logiczną konsekwencją”, wtedy to jest w porządku. „Logiczne konsekwencje” są przykładem czegoś, co nazywam „karą-lite”, uprzejmiejszą, delikatną drogą robienia pewnych rzeczy dzieciom zamiast pracowania z nimi.

To powiedziawszy,  przejdę do nagród. Nagrody i kary są dwiema drogami manipulowania zachowaniem. Są dwiema formami robienia rzeczy uczniom. W tym sensie, wyniki wszystkich badań wykazujących, że zwracanie się do uczniów w sposób ”Zrób to a to, bo inaczej coś ci zrobię”  daje odwrotne skutki od zamierzonych, tak samo odnosi się do zdania, „Zrób to a to, a coś dostaniesz”.”
Ed Deci i Rich Ryan z Uniwersytetu Rochester mają rację kiedy nazywają  nagradzanie „kontrolą przez uwodzenie.”

I mówisz, że nagrody są  tak samo niepożądane jak kara.

Z istoty kontrolowania, nagrody prawdopodobnie będą  doświadczane na dłuższą metę jako szkodliwe. Powodem jest, że chociaż uczniowie na pewno lubiliby mieć samą słodycz — pizzę albo pieniądze albo gwiazdkę z nieba — żaden z nas nie cieszy się z posiadania upragnionych  rzeczy, danych  tylko po to, by kontrolować nasze zachowanie. Więc to jest specjalny wariant słodyczy —”Zrób to, a dostaniesz tamto”; „karna” struktura takiej nagrody wyjawia się zwłaszcza po pewnym okresie.

Mówisz, że to dotyczy nawet dzieci, które uznałyby same, że pewne zadanie jest warte nagrody?

Nagrody  najbardziej  szkodzą  zainteresowaniu, kiedy zadanie już samo z siebie,  wewnętrznie motywuje. Tak może być po prostu dlatego, że jest tyleż więcej zainteresowania do stracenia,  kiedy  wprowadzony jest bodziec zewnętrzny [przeciwko któremu się buntujemy]; jeśli robisz coś nudnego, twój poziom zainteresowania może już być najniższy.

Jednakże, to nie daje nam prawa, by traktować dzieci jak zwierzą domowe, kiedy zadanie jest nieinteresujące. Przeciwnie,  powinniśmy zbadać  zadanie, zawartość programu, by zobaczyć jak może ono zostać przygotowane  jako bardziej angażujące. Bez względu na to co robimy,  jednym z gruntownie zbadanych  odkryć w psychologii społecznej jest, że im więcej nagradzasz kogoś za robienia czegoś, tym mniej tę osobę będzie interesować to, co robi  by została nagrodzona.

W „Ukarani przez nagrody”  cytujesz dużo badań na podobne tematy. Mówisz, że to nie jest tylko twoja opinia.

Tak jest. Istnieje co najmniej 70 opracowań pokazujących, że zewnętrzna motywacja zawierająca czy to pochwały czy inne nagrody — nie tyle jest  nieefektywna na dłuższą metę ale dająca odwrotne skutki odnośnie sprawy która interesuje nas najwięcej: pragnienie, by nauczyć się, zaangażowanie ku dobrym wartościom i tak dalej. Inna grupa studiów pokazuje, że kiedy ludziom oferuje się nagrodę za wykonanie zadania, które wymaga jakiegoś stopnia rozwiązywania problemu albo kreatywności — albo za  robienia go dobrze — to będą skłaniali się ku temu, by obniżyć jakość pracy, w stosunku do tych, którym  nie zaproponowano żadnej nagrody.

To wydaje się tak  przeciwne  naszemu codziennemu doświadczeniu. Każdy jest przyzwyczajony do dostawania nagród i dawania ich. Jako wychowawcy myślimy, że to jest tylko dobre, gdy dajemy nagrody; dzieci, które robią dobre rzeczy zasługują na nagrody.

To, na co dzieci zasługują to interesujący  program zajęć i troskliwa atmosfera, tak aby mogły działać według ich naturalnego pragnienia, by dowiedzieć się czegoś lub coś rozwiązać. Żadne dziecko nie zasługuje by być  manipulowane zewnętrznie, by tylko wykonywać coś, czego chcą inni.

To jest nadzwyczajne jak często wychowawcy używają słowa motywacja kiedy tak naprawdę mają na myśli zgodę. Naprawdę, jednym z podstawowych mitów w tym obszarze jest, że możliwe jest, by umotywować kogoś innego. Kiedykolwiek widzisz artykuł albo seminarium zatytułowane „Jak zmotywować twoich uczniów”,   zalecam zignorowanie go. Nie możesz umotywować innej osoby, tak więc takie tytuły sugerują  użycie jakichś form kontrolowania innych.

Ponadto, motywacja jest czymś czego dzieci nie potrzebują. Nie musisz przekupywać małego dziecka, by pokazało ci jak może liczyć do tysiąca milionów albo by odczytywało znaki drogowe. Ale badania ukazują, że gdzieś w połowie a na pewno pod koniec szkoły podstawowej, ta wrodzona motywacja nagle pozostaje z tyłu — „jakoś” akurat wtedy gdy stopnie zaczęły się psuć.

 Pewnie jest to nierealistyczne, by oczekiwać, że wszystkie dzieci będą  wszystkie  programy postrzegały jako wewnętrznie motywujące. Są przecież jakieś rzeczy, przez które  dzieci  muszą mozolnie przejść, czyż nie?

Cóż, dane dziecko prawdopodobnie będzie  bardziej zainteresowane w jakichś rzeczach niż inne, ale nie mówimy o podawaniu  czegokolwiek na tablicy i oczekiwaniu, by dzieci skakały  z niecierpliwości i mówiły: „Nie mogę już się na to doczekać!”

Zręczne nauczanie włącza ułatwianie procesu, w którym dzieci dochodzą do mocowania się z złożonymi ideami — i te idee, jako powiedział nam John Dewey, muszą pojawić się organicznie w ramach prawdziwych spraw życiowych i zainteresowań dzieci. „Co jest większe, 5/7 albo 9/11?”. Poprawna odpowiedź brzmi: „Kogo to obchodzi?” Ale dzieci obchodzi bardzo to, jak szybko rosną. W tym kontekście, umiejętności  konieczne, by to zrozumieć stają się interesujące dla  większość dzieci. „Jaka jest różnica między porównaniem i metaforą?” Ta sama odpowiedź; mało członków naszego gatunku powiedziałoby, że to rozróżnienie jest wewnętrznie motywujące — ale dzieci są wysoce zainteresowane np. w pisaniu historii o dinozaurach albo jak statek kosmiczny je gdzieś zabiera. W kontekście zadania, które ma znaczenie do uczniów, określone umiejętności, o które troszczymy się, mogą zostać nauczone naturalnie bez pochlebstw, bez gier i przede wszystek bez proponowania dzieciom herbatników za zrobienie czegoś, co im każemy.

Pozwól  mi spytać o pochwały, które są  szczególnie podstępne, ponieważ to nie jest namacalna nagroda. Jeśli  mówię jednemu z moich pracowników, że wykonał wspaniałą pracę, to  daję nagrodę w tym momencie?

To jest interesujące pytanie i życzyłbym sobie aby więcej wychowawców pytało o  to, nie bacząc na to jaka byłaby odpowiedź.

Dodatnie sprzężenie zwrotne w formie informacji nie jest w samo w sobie  szkodliwe i naprawdę może być całkiem konstruktywne, biorąc rzecz edukacyjnie. I zachęta — pomagająca  ludziom odczuć że są docenieni,  co może podwoić ich zainteresowanie tematem — nie jest złą rzeczą. Ale najczęściej chwalenie dzieci przybiera formę słownej nagrody, która może mieć to samo niszczące oddziaływanie jak inne nagrody: to ma posmak kontroli, to paczy relację między dorosłym i dzieckiem — i między dzieckiem i jego rówieśnikami a także podkopuje zainteresowanie samym zadaniem.

To nie jest zbieg okoliczności, że przymusowe programy dyscypliny polegają w  dużym zakresie na dostawaniu zgody przez używanie pochwał w dużej ilości.  Typowym przykładem jest nauczyciel szkoły podstawowej, który jest nauczony, by np. mówić, „Lubię to w jaki sposób Cecylia siedzi tak grzecznie i  spokojnie gotowa o nauki.” Mam wiele  zastrzeżeń do takiej praktyki.

Dlaczego?

Po pierwsze, nauczyciel nie zrobił Cecylii w ten sposób przysługi. Możesz wyobrazić sobie  inne dzieci podchodzące do Cecylii po lekcji: „Panina pupilka…”

Po drugie, nauczyciel właśnie przekształcił doświadczenie nauki w poszukiwanie  triumfu. Wprowadził konkurencję do klasy. Odtąd  jest to konkurs, kto jest najmilszym, najspokojniejszym dzieckiem,  reszta cech już się nie liczy.

Po trzecie, to jest zasadniczo oszukańcze współdziałanie. Nauczyciel udaje że  rozmawia z Cecylią, ale  naprawdę używa Cecylii, by manipulować zachowaniem innych uczniów w klasie — i to nie jest po prostu właściwa i miła  droga postępowania z ludźmi.

Czwarte i prawdopodobnie najważniejsze zastrzeżenie;  proszę cię o zastanowienie  się – jakie najważniejsze słowo padło w owym zdaniu nauczyciela. Uważam że jest to ukryte JA. Nawet jeśli taka praktyka „działa”, to działa tylko na rzecz tego by Cecylia i inni uważali by sprostać temu co JA  wymagam, nie bacząc na powody jakie JA mogę mieć przy proszeniu o zrobienie czegokolwiek. Cecylii nie pomoże to na jotę, by zastanowiła się jak jej doświadczenie oddziałuje na innych ludzi w klasie ani w rozpoznaniu  jaką osobą w przyszłości chce być.

W tym momencie, chciałbym pomyśleć o pytaniach, do jakich  dzieci są zachęcone w różnych klasach. W jednej – zdominowanej przez konsekwencje, dzieci są wdrożone by myśleć tak: „Czego oni chcą ode mnie, i co mi się stanie, jeśli tego  nie zrobię?”. W klasie „ukierunkowanej przez nagrody”, w tym przez pochwały, dzieci będą pytały siebie: „Co mam zrobić by dostać nagrodę?”
Zauważ jak zasadniczo podobne są te dwa pytania i jak radykalnie różne  od pytania: „Kim chcę być, jakim człowiekiem?” lub „Jaką klasą MY chcemy być?”

A co o mniej zdolnych uczniach?  Dużo wychowawców odczuwa silną potrzebę jeszcze większego chwalenia takich uczniów niż innych dzieci.
Ci uczniowie  potrzebują pochwały kiedy tylko wykażą się najdrobniejszym postępem.

Żadne badanie nie popiera idei, że chwalenie dzieci za posuwanie się z wolna w górę po drabinie zbudowanej przez dorosłych pomaga im rozwijać poczucie  kompetencji. W rzeczywistości, chwalenie w stosunkowo łatwych zadaniach wysyła wiadomość, że to dziecko nie jest dość błyskotliwe. Ponadto, dzieci nie są wspomagane w tym aby samemu znaleźć ważny albo interesując materiał, gdy są za to chwalone. Ogólnie, im więcej dzieci są przymuszane do robienia czegokolwiek dla nagrody, czy namacalnej czy słownej, tym bardziej widzisz zmniejszenie zainteresowania danym zadaniem następnym razem. To może zostać wyjaśnione częściowo przez fakt, że chwalenie jest, jak inne nagrody, ostatecznie instrumentem kontroli, ale też przez fakt, że, jeśli  chwalę albo nagradzam ucznia za robienie czegoś, wiadomość którą uczeń  odbiera jest: „To musi być coś, czego  nie chciałbym zrobić; inaczej nie musieliby mnie przekupywać.”

To,  co mówisz nie będzie chętnie  przyjęte  przez większość ludzi. To wydaje się być przeciwne  naszemu codziennemu  doświadczenia.

Jest i nie jest. Na przykład, rodzice mówią mi takie rzeczy: „Wiesz, to jest zabawne,  że to mówisz, ponieważ właśnie wczoraj  poprosiłem moje dziecko by oczyściło stół po obiedzie a ono powiedziało: „Co mi za to dasz?”. To co chcę odnotować, to nie to, co powiedziało dziecko, ale, że rodzic prosi mnie bym mu współczuł w tym  „jakie mamy dziś dzieci”. Zapytam: „Gdzie, jak  myślisz,  dziecko nauczyło się tego?” I, jeśli  pytam z bardzo małym podpowiadaniem, ludzie rozumieją.

Jest nawet pewne badanie w Missouri pokazujące, że kiedy uczniowie zostali spytani: „Czy myślisz, że wprowadzenie nagród prowadzi  do wyższego albo niższego zainteresowania zadaniami?”, wybrano odpowiedź niewłaściwą. Ale skoro tylko skutki badania zostały wyjaśnione, każdy powiedział, „Och tak,  wiedziałem o tym.” Dużo ludzi miało doświadczenie robienia czegoś tylko dlatego, że kochali to zajęcie — aż  zaczęli dostawać za to pieniądze. Potem już nie myśleliby nawet o robieniu tego bez zapłaty. Zjawisko, dzięki któremu zewnętrzna przyczyna motywacyjna wypiera wrodzoną motywację, nie jest często przytaczane, ale nie jest głęboko ukryte w naszej świadomości.

Wszystko jedno, to jest różny sposób myślenia  o rzeczach. Na przykład, lubię kiedy ludzie cenią  mnie za osiągnięcia jakiegoś rodzaju.

Tak, oczywiście. Wszyscy chcemy zostać docenieni i kochani. Pytanie polega na tym, czy ta potrzeba musi przybrać formę protekcjonalnego klepnięcia po ramieniu i powiedzenia „dobry chłopiec!”

Znam dużo dorosłych, który są ćpunami pochwał; niestety niezdolnych, by myśleć o wartości ich własnych działań, zdolności czy jakości ich produktów i zupełnie zależnych od kogoś innego, kto powie im, że zrobili dobrą robotę. To jest logiczny wynik bycia zamarynowanym w pochwałach przez lata. Ale być może jest bardziej wzmacniająca i pełna szacunku droga podzielania czyjejś opinii niż taka, która uznaje tylko słowną nagrodę.

Jestem powalony opinią  nauczycieli, którzy wciąż mi mówią : „Nie rozumiesz rodzaju uwarunkowań i życia domowego, jakie mają  te dzieci; one pochodzą z miejsc bez miłości, czasami brutalnych  i każesz mi nie chwalić ich?”
Moja odpowiedź brzmi: „Wiem. Ale tym, czego te dzieci potrzebują jest bezwarunkowe poparcie,  zachęta i miłość. Pochwały są nie tylko różne od tego, są one ich przeciwieństwem. Chwalenie jest powiedzeniem tego rodzaju: „Skacz przez moje ramię  i tylko wtedy  powiem ci, że zrobiłeś dobrą robotę i jak jestem dumny z ciebie.”  I to może być problematyczne. Oczywiście w przypadku   dodatniego sprzężenia zwrotnego występuje sprawa pewnego niuansu: akcentu i konkretnej sytuacji. To nie jest przypadek z cukierkiem lub innym wabikiem  w głównej roli,  co, jak wierzę, jest z natury dekonstruktywne.

Jeden z głównych mitów, który wciąż nosimy w naszych głowach, mówi że istnieje  pojedynczy byt zwany „motywacją”, której można mieć więcej albo mniej. I oczywiście chcemy, by dzieci miały jej więcej, więc oferujemy im pochwały i pizzę. Natomiast prawdą  jest, że są jakościowo różne rodzaje motywacji. Powinniśmy przestać zadawać pytanie „Czy  moi uczniowie są umotywowani?” i zacząć pytać „Jak moi uczniowie są zmotywowani?” Rodzaj motywacji wydobyty przez zewnętrzne bodźce nie tylko jest mniej efektywny niż wrodzona motywacja; ona zagraża „wyżarciem” tej wrodzonej motywacji, tego podekscytowania tym,  co się robi.

Tak wiec,  co zasugerujesz zamiast?

Czasami mówię o trzech C motywacji. Pierwsze C jest zawartością [content]. Daleko mniej interesuje mnie ta zawartość (czego uczeń miał się nauczyć) od pytania: „Czy dziecko poproszono o nauczenie się czegoś, co jest warte nauczenia?” Jeśli pytasz mnie, co zrobić z dzieckiem unikającym zadań, to  moje  pierwsze pytanie brzmi: „Jakich zadań?” Jeśli dajesz im śmieci do wykonania, to będziesz  prawdopodobnie musiał  je przekupić do takiej pracy. Jeśli dzieci muszą np. bez końca wypełnić te same rubryki, to nie pozbędziesz się szybko  nagród czy  gróźb.

Drugie C jest społecznością [community]: nie tylko pomocna nauka ale pomaganie dzieciom w tym, by czuły się częścią bezpiecznego środowiska, takiego w którym  czują się nieskrępowane by spytać o pomoc, w którym naturalnie  troszczą się o siebie nawzajem, w przeciwieństwie do bycia manipulowanym dla  uczestnictwa. Pewna ilość wybitnych prac nad tworzeniem takich „dbających społeczności” została wykonana w Centrum Studiów Rozwojowych w Oakland, w  Kalifornii.

Trzecie C jest wyborem [choice]: upewnianie się, czy dzieci są  zapytane o zastanowienie się, co mają zrobić , z kim, jak i po co. Wiesz, dzieci uczą się dokonywać dobrych wyborów nie przez podążanie zgodnie z wyznaczonymi  kierunkami ale właśnie przez robienie wyborów.

Jeśli pokażecie mi szkołę, która naprawdę przestrzega tych  trzech C, tj. gdzie  uczniowie współpracują  w troskliwym środowisku i angażują się w interesujące zadania, co do których mają swoje słowo przy wyborze, to ja pokażę wam miejsce, gdzie nie potrzebujecie używać kar ani nagród.

——–

* Alfie Kohn, (1993), Punished by Rewards, (Boston: Houghton Mifflin).
Ukazało się później polskie tłumaczenie po tytułem „Wychowanie bez nagród i kar„.

**  Association for Supervision and Curriculum Development

Copyright © 1995 by the Association for Supervision and Curriculum Development.

Tłumaczył Leszek Korolkiewicz – publikowane za zgodą ASCD.

Copyright wersji polskiej Leszek Korolkiewicz, 2004.

PS. ten stary artykuł uzupełnia dobrze inne, jakie mamy na tym blogu o manipulacji oraz rzuca inne światło na temat motywacji.
Czy nie przychodzą ci na myśl sposoby jakimi władze, „autorytety”, media nas wabią i często oszukują?

Banana Story

Głupota nie jest zabroniona, ale żeby nią epatować?

Krótka refleksja na temat obecnych wydarzeń wokół wystawy w Muzeum Narodowym, ale nie tylko.

Sporną wystawę widziałem już kiedyś w Centrum Sztuki Współczesnej (Zamek Ujazdowski). Myślę, że było to odpowiedniejsze miejsce
dla takiej ekspozycji niż Muzeum Narodowe.
Chociaż „dzieło” (jak teraz się to określa) było kontrowersyjne, to na tle innych podobnych z CSW nie wyróżniało się tak bardzo swoją wymową. Ilekroć tam bywałem, ekspozycje wzbudzały niesmak i estetyczny protest.

Skomentowałem to kiedyś we wpisie Dziewczyna i uśmiercanie kultury?
gdzie pisałem:

„…czasem odwiedzam Muzeum Sztuki Współczesnej w Warszawie i prawie zawsze wychodzę mocno zdegustowany.
Jakieś obsceniczne instalacje, trywialność, wulgarność, bazgroły, bylejakość rzemieślnicza, nieudolność, epatowanie brzydotą, sadzenie się na oryginalność która nie służy żadnemu uczuciu oprócz żachnięcia się lub obojętności…”.
To dzieje się właśnie w placówkach dotowanych z podatków.
Olbrzymia sala, pośrodku jakaś jedna pseudorzeźba lub coś rozsypanego na podłodze, kilka pilnujących strażniczek muzealnych (ze zdziwieniem w oczach, że ludzie przychodzą to oglądać) – czy to dobrze zagospodarowane środki na kulturę?

Jest to tylko fragment szerszej wypowiedzi o kulturze a tytuł wpisu nawiązywał do skandalu w związku z głośnym spektaklem Śmierć i dziewczyna w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Odwołuje się tam jeszcze do wpisu Brigitte Bardot Bardzo… – też traktującego o upadku kultury. Polecam oba artykuły aby tutaj się nie powtarzać.
——

Zresztą nie tylko CSW tak zniesmaczało. Odwiedzając Zachętę miałem podobne wrażenia i nie była to zachęta do sztuki.
Co do Zachęty i CSW nadmienię, że gdy byłem tam ok. dwa tygodnie temu, już nie odniosłem tak negatywnego wrażenia – widać dużo zależy od kuratorów i dyrektorów tych instytucji.
Historia ekspozycji Natalii LL jest długa i ma swoje miejsce w dziejach sztuki współczesnej. Tutaj dla mnie jest to pretekst do refleksji ogólniejszej. Obecne wydarzenia układają się w serię prowokacji, przy czym wychodzą one poza schemat prowokacji czysto artystycznej. Wśród nich bodajże najgłośniej było ze sztuką Klątwa w Teatrze Powszechnym w Warszawie.
Widać, że w każdym przypadku występowało liczne angażowanie się celebrytów, (pseudo)artystów i polityków.
Celebryci mieli okazję do pokazania się, niektórzy artyści być na afiszu i podtrzymać problematyczną wartość podobnej swojej sztuki, politycy wykorzystywali sytuację by dowalić swojej opozycji. Jest zadyma – warto się podłączyć. A może raczej ukartowana akcja?
Nie chcę tu wchodzić w politykę, bardziej uderza mnie degrengolada w ramach samej kultury. Podnosi się sprawę wolności artystycznej, co jest słuszne, ale nie widzi się zasadniczego aspektu estetyki i smaku. Zamiast tego często mruganie okiem w kierunku ludycznych i najniższych gustów, skojarzeń nie zawsze zamierzonych.

I jeszcze inna niepokojąca obserwacja dotycząca … kobiet. Generalnie szanuję, ale coraz częściej widzę, że pracują na odmienne uczucie. Pewnie podpadnę za adres i dosadność, lecz trudno nie widzieć faktów. Jedzenie i ssanie banana, wypluwanie płynu na podobieństwo spermy kojarzy się dość jednoznacznie. Kto demonstruje pozy z bananami w ramach solidarności z artystką? Głównie kobiety. Czyżby tak bardzo im się TO podobało…?
Niedawno mieliśmy spektakl żenujących poziomem spektakli artystyczno-dydaktycznych (?) w trakcie strajku nauczycieli. Kto tam głównie się popisywał?
Nauczycielki.
Czy to nie głupota? Przecież młodzież zapamięta te wygłupy i szacunek do nauczycieli jeszcze bardziej zmaleje, a ekscesy jednych nauczycieli względem drugich wywołały podobne wrażenie, także na rodzicach.
Jest też w szkołach napór genderyzmu i wzorców LGBT, co dopełnia niewesoły obraz.
Na ogół te same środowiska, obecnie opozycyjne, afirmują „ubogacanie kulturowe” ze strony południowych nachodźców, a nawet widzimy różne panie z transparentami „zapraszamy”.
Wracając do instytucji – państwowe muzea, teatry i szkoły to miejsca publiczne, utrzymywane w znacznej mierze z pieniędzy podatników, mające też misję wychowawczą.
Nie jestem za usztywnianiem postaw prawicowych i purytańską przesadą, ale widać jak przez seksualizację życia, zwłaszcza wśród dzieci, przez obniżenie poziomu sztuki, dyskusji i zachowań – idea Gramsciego, by uderzyć w kulturę dla zdemoralizowania i rozbijania społeczeństwa ma się wciąż dobrze. A nawet przybiera na sile.
Niepokojące.