
Przypomniałem sobie „Seksmisję” Janusza Machulskiego z 1984 r. dzięki powtórce w TVP1 (19.11.21).
Spojrzałem na ten film nieco innym okiem, bo to nie tylko zabawna komedia fantastyczno-naukowa, ale i satyra na parę zjawisk – jak najbardziej aktualnych. W tym sensie to dzieło przenikliwe, chociaż reżyser (i autor scenariusza w jednej osobie) mógł sobie nie do końca zdawać z tego sprawy jak stanie się to aktualne kilkadziesiąt lat później. Damsko-męskie rozgrywki i rozterki ubrane w świetne dialogi i humor sytuacyjny stanowią jedynie przykrywkę dla głębszej treści.
W konwencji komedii satyra na totalitaryzm i feminizm nie mogła być pogłębiona, chociaż widzowie wyczuli, że chodzi o totalitarne zapędy PRLu, tak mocno odczute zwłasza w stanie wojennym. Olgierd Łukaszewicz, odtwórca jednej z dwóch głównych postaci filmu (Maks) stwierdził: „… z pewnością jest to taka satyra. Taki typowy słowiański, trochę przaśny żart. W całym demoludzie poznano się na nim i natychmiast rozpoznawano, że to jest kpina z totalitaryzmu”.
Podziemne miasto kobiet to specyficzny komunizm, z mechanizmami zniewolenia, autorytarnej władzy, zakłamania i manipulacji świadomością, fałszowania nauki.
I tutaj mocno włącza się refleksja jak było to profetyczne w odniesieniu do naszych czasów – cenzury, jedynej „politycznej poprawności”, omnipotencji władzy ze stosowaniem środków bezpośredniego przymusu, ideologii eugenicznych, negacji roli rodziny itp.
Z kolei feminizm w ogóle nie był u nas wtedy „na fali”. Inaczej odebrano to w USA, gdzie film także pokazywano, a środowiska feministyczne zarzuciły mu antykobiecą wymowę i żądały zakazania wyświetlania.
Krytycy doszukiwali się w „Seksmisji” wpływów zarówno „Ambasadora” Sławomira Mrożka, „Miasta kobiet” Felliniego, jak i sztuki „Pralnia” Stanisława Tyma.
A ja doszukuję się (i z tą myślą jeszcze się nie spotkałem) wpływu „Seksmisji ” na film „Matrix”. Twórcy – siostry* Lilly i Lana Wachowskie przyznali, że Matrix czerpał inspiracje z filmu animowanego „Ghost in the Shell” z 1995 roku i widoczne są również wpływy dzieł Philipa K. Dicka oraz Williama Gibsona, który użył określenia „matrix” w stosunku do wirtualnej rzeczywistości, ale ponieważ „Matrix” powstał w 1999 r., to i jakieś inspiracje z „Seksmisii” mogły trafić do Wachowskich. Poszlaką jest (?) półpolskie pochodzenie sióstr – po ojcu Ronie Wachowskim. Może interesowały się trochę polskim filmem s-f?
Bardziej przemawiające są pewne podobieństwa np. podziemne miasto, grupy rebelianów – analogia do Syjonu w matrisie – jedynego miasta wolności ludzi, do którego maszyny nie mają dostępu; sztuczna rzeczywistość, poleganie na maszynach…
Niezależnie od tego dostrzegam coś, czego może bardzo wiele osób nie wie. Otóż istnieją takie podziemne miasta-schrony zbudowane przez elity, które pragnęły się zabezpieczyć przed katastrofami i wojnami, ale także przed represjami ze strony zbuntowanych społeczeństw i ściganiem za przestępstwa. Część z nich ma tajne zastosowania wojskowe, część jest prywatna.
Tak jak w „Marixie” maszyny nie potrzebują światła, tak i te współczesne odłamy psychopatycznych technokratów kradną nam niebo w imię zmniejszenia wpływu słońca na klimat, jak i upośledzenia zdrowia ludzi w imię depopulacji.
Ziemia widziana przez peryskop miasta kobiet ukazana jest jako straszna i nieprzyjazna, ale to mistyfikacja. Przyroda i jej piękno nie są ważne – króluje technika. Przyrządy pomiarowe pokazują wyniki spreparowane pod tezę śmiertelnego niebezpieczeństwa. W podziemnym świecie nie ma miłości. Epilog filmu obala to kłamstwo.
Nietrudno dostrzec, iż obraz świata przedstawiany nam i dziś w mediach niekiedy diametralnie różni się od tego, co faktycznie ma miejsce.
Powracając do feminizmu – postacie nieudaczników Maksa i Alberta jakby wspierały tezę o słabości męskiej części populacji, czyniąc z kobiet te silniejsze i lepiej zorganizowane przedstawicielki ludzkości. Dziś widzimy to jeszcze jaskrawiej – zniewieścienie wielu mężczyzn – w zachowaniu, strojach, w defetyzmie, w braku autentycznych przywódców i przy jednoczesnej ekspansji kobiet w kierunku ról męskich.
Nie mam nic do kobiet – przeciwnie, składam im hołd i wspieram, ale z niepokojem patrzę na rosnący trend już nie szowinizmu męskiego a kobiecego, jakby nie były już wyzwolone jak nigdy w historii. Zajmują wysokie stanowiska polityczne, administracyjne, zawodowe, ale niech nie tracą swej kobiecości! Niech nie wspierają w ten sposób nieświadomie psychopatycznej koncepcji transhumanizmu – świata bez płci. Ruch gender już świadomie i skwapliwie to zagospodarowuje.
Z kolei „Matrix” był też alegorią transpłciowości. *Zarówno Lilly jak i Lana Wachowskie już po premierze całej trylogii filmów ujawniły, że są osobami transpłciowymi, zatem Andrew (Andy) Wachowski stał się Lilly Wachowski podobnie jak Lana Wachowski.
O samym filmie Machulskiego można powiedzieć, że chociaż „Seksmisji” daleko do matrixowych efektów specjalnych, to jak na możliwości naszej kinematografii w latach 80., była to produkcja imponująca technicznie. Wreszcie wiele bon-motów z filmu zakorzeniło się i funkcjonuje prześmiewczo w przestrzeni publicznej, jak choćby – „Kopernik była kobietą”, „chodźmy na wschód – tam musi być jakaś cywilizacja”, „Ciemność, widzę ciemność”…
Boję się jednak tej nasuwające się ciemności, jaką mogą nam spreparować ideolodzy sztucznej, nieludzkiej rzeczywistości i wirtualnych relacji, „nowej normalności”, niewoli wg wizji NWO, gdzie ludzi traktuje się jak więźniów, nawet jak króliki doświadczalne.