Leśne lato 2025

Zieleń i słońce
to wystarczy na udane wakacje.

Do końca lata jeszcze ponad miesiąc, ale już teraz przedstawiam swój prywatny pierwszy mini reportaż wakacyjny.
Oprócz krótkich wypadów „w Polskę” od paru lat większość lata spędzamy z żoną na swej leśnej działce. I stąd piszę. Nasz domek nie jest przystosowany do zamieszkania gdy jest zimno, więc tym bardziej cenimy sobie czas letni i chcielibyśmy jak najlepiej go wykorzystać.
Ten rok wydaje się szczególny. O ile w poprzednim zjawiliśmy się tu już w marcu i kwietniu, a potem dłuższy czas w maju aż po jesień, ponieważ pogoda sprzyjała, to w 2025 dopiero w połowie czerwca.

Prognozy na ogół są mało rzetelne, nie sprawdzają się czasem nawet następnego dnia. Zaniechaliśmy tygodniowego wypadu nad morze (gdzie jeszcze nie byliśmy? – trudne pytanie) w czerwcu wg planu by zrobić to przed wakacjami szkolnymi, bo nie było dobrej pogody.
Coś jest nie tak, gdy temperatury niektórych dni lipcowych są takie jak w lutym.
I na Mazowszu ciągle chmury, a deszczu prawie zero. Chyba nigdy tak marzliśmy jak w tym roku. Aha – „ocieplenie klimatu”… Pogoda to osobny obszerny temat, ale mówiąc krótko – mamy uzasadniony szeregiem wydarzeń-dowodów pogląd, że pogoda jest sterowana.
O tym kiedy indziej.
Prawdopodobnie z powodu przymrozków wiosennych w tym roku w naszym letnim „miejscu na ziemi” nic nie obrodziło – ani jabłonie, ani śliwki, ani grusze, ani aronia, nawet mirabelki, których było zawsze w bród. Dotyczy to całego obszaru – przynajmniej w zasięgu naszych wycieczek, a nie są one krótkie. Zupełnie inaczej niż np. w Warszawie. W sumie – szkoda. Jeden wyjątek – derenia dużo. Długo czekaliśmy też na czarne jagody i grzyby – głównie z powodu suszy (?). Dopiero na początku sierpnia nastąpił stopniowy przełom.

Jednak zadowalamy się wycieczkami i przyjemnym pobytem na działce, zwłaszcza gdy jest cieplej.
nasz domek
A co znajdujemy tuż za jej ogrodzeniem? Borowiki.

W ogóle częściej znajdujemy grzyby bliżej drogi – leśnej czy osiedlowej, niż w głębi lasu. Dziwne, ale może po prostu po lesie chodzą od wczesnego rana zapaleni grzybiarze, bagatelizując brzegi lasu i drogi. Mamy ułatwione zadanie… Spotkaliśmy parę innych osób, które mają podobne doświadczenie – zbierają ładne okazy przy okazji krótkich spacerów – nawet bez zamiaru szukania grzybów.
Najwięcej było maślaków – to nimi się zajadaliśmy, a lepsze grzyby idą do suszenia. Im dalej w sierpień, tym ich więcej.

Co do lasów wokół – tak jak piszę w podobnych relacjach co roku, jest ich coraz mniej. W paru ilustracjach pokazuję przykłady smętnego widoku kolejnych wyciętych kwartałów lasu, skali wyrębu i bałaganu jaki po tym pozostaje.

Drewno zabrane, ale...

"ozdoba" lasu
Są i inne zjawiska, które nas niepokoją. Poniżej szkic listu jaki może wyślę do pobliskiego leśnictwa, chociaż nie sądzę by mi odpowiedzieli. A w ogóle leśniczy siedzi schowany w swojej willi lub jest gdzieś w terenie (chociaż nigdy go tam nie widziałem), przez co trudno zapytać wprost. Do poniższego tekstu dołączam parę fotografii.

—-
… Obserwuję las i w związku z tym mam parę pytań i uwag.

1. Widzę jak pszeniec coraz bardziej opanowuje las, a jest to jego pasożyt, mimo że to drobna roślinka. Czy można z tym coś zrobić?
2. Jako rowerzysta narzekam na psucie dróg przynajmniej na trzy sposoby:
a) Konie kopytami naruszają utwardzenia – czy ktoś kontroluje lub ostrzega ludzi z okolicznych stadnin by przestrzegano wyznaczonych tras?
b) Ciężkie maszyny do wyrębu i wywózki drewna psują drogi, tworzą głębokie koleiny. Czy nie byłoby także w Waszym interesie by te drogi naprawiać albo nawet na stałe niektóre utwardzić?

koleiny na drodze
c) Kłady i motocykle krosowe – o ile wiem nie jest to dozwolone, a na pewno jest to niewskazane ­także ze względu na hałas (płoszenie zwierzyny) i dyskomfort ludzi, którzy tu odpoczywają.

3. Prowadzicie intensywną gospodarkę leśną. Parę pytań (przepraszam, że wkraczam w ten temat bez wiedzy fachowej, ale tym bardziej jestem ciekaw odpowiedzi):
a) Czy wyrąb i zwożenie urobku nie lepiej byłoby prowadzić poza sezonem letnim? Najlepszym czasem jest zima, a szczególnie gdy jest śnieg, co ułatwia ściąganie pni. To byłoby mniej szkodliwe dla podszycia i przyjazne dla turystów w czasie wakacji.
b) Sadzicie dużo sosen, ale z tego co wiem (?) modrzew rośnie szybciej i jest bardziej wartościowy, dlaczego nie widzę tego gatunku w szkółkach ani w ogóle w lesie gospodarczym?
c) Są obszary gdzie po wyrębie nie widać nasadzeń od 2+ lat. Czy to wynika z braku sadzonek czy pracowników?
d) Sprzątanie po wyrębie – widzę takie działania, ale czy wystarczające? [patrz wcześniejsze zdjęcia]
e) Chrust w czasie suszy zwiększa zagrożenie pożarowe. A przy okazji – od dawna nie widzę by były robione i odświeżane pasy (rowy) przeciwpożarowe
f) Pamiętam, jak przed paroma laty dużo się mówiło o tym jak cenne jest drewno, nawet zachęcano do zbierania chrustu jako biomasy. Jednocześnie widzę, że szereg ściętych, nawet solidnych pni pozostaje w lesie. I nie chodzi o rezerwaty, gdzie pozostawia się je by „wróciły do natury”. Drewno już nie jest cenne?

g) Z przykrością stwierdzam że w okolicy jest po wyrębach coraz mniej lasu, który stanowił przed laty, gdy ludzie tam budowali swoje domy/domki, istotny czynnik wyboru miejsca inwestycji i wypoczynku.

h) I jeszcze refleksja w sprawie wyrębu. Widzę ogołocone dość strome zbocza lokalnych górek wydmowych. Czy to nie grozi ich erozją i gorszymi warunkami do ponownego zalesienia?

4. Doceniam stawianie tablic przyrodniczych przy trasach turystycznych, ale jednocześnie widzę, że niektóre starsze nie są zadbane, a także zarośnięte lub powalone.
5. Czy spotykaliście w okolicy wilki? Ja widziałem dwa blisko leśniczówki. Czy jesteśmy bezpieczni w tym terenie?


Przepraszam, że zacząłem od akcentów negatywnych, ale są powody, tym bardziej, że  jest szereg i innych spraw, które nas niepokoją – pisałem o tym w podobnych letnich podsumowaniach, np. Bliżej jesieni w paru znaczeniach.
Nie będę się więc powtarzał, ale powrócę do tego, że postępuje najazd budowlany w okolicy, coraz więcej domów letniskowych, placów z których wycina się las pod te budowy. Dostałem sąsiada, który urządza niemal przedszkole i ogród zabaw dla dzieci, które ściągają w to miejsce z całego letniska oraz swoich znajomych i krewnych prawdopodobnie z Warszawy. Głośno w dzień, głośno do późnych godzin.

Uciekamy do lasu. Marsz 10 000 i więcej kroków – to prawie codzienna norma, ale ostatnio dopiero wieczorem, gdy upał zelżeje (dotyczy części sierpnia).

Do tych marszów potrzebne są dobre buty. I tutaj ciekawostka. Różnego rodzaju obuwie sportowe, jakie obecnie można kupić po rozsądnej cenie, są dość słabej jakości – rozpadają się np. po dwóch sezonach bardziej intensywnego używania.
Żona znalazła w lamusie swoje stare polskie buty a la „adidasy”, które nosiła jeszcze w czasach PRLu. Mimo lat używania nie miały śladów zużycia ani pęknięć. I w nich chodzi do lasu. To był wyrób Pol Sport z Krosna.
Na zdjęciu „niewyględne”, ale nie chodzi o elegancję (zresztą nikt nas nie obserwuje, bo w lesie prawie nikogo nie spotykamy), lecz o wygodę i trwałość. A bywa, że trzeba przejść przez błotko, odcinki kamieniste i pełne szyszek lub korzeni.

Mamy w okolicy strumyk, który odcinał nas od drugiej części owego lasu. Tego lata, w jego pierwszej części, mieliśmy dużą suszę i mogliśmy przechodzić na drugą stronę płytkimi brodami.

A ostatnio suchą stopą na drugi brzeg strumienia

Nie to, żebym się cieszył wysychaniem cieków wodnych, ale to akurat było plusem. Potem były deszcze i znów potok ruszył. Przy okazji – są bobry, które spiętrzają wodę swoimi tamami, ale by je zbudować zwalają wiele drzew. Lecz takie jest prawo natury, ale szkoda np. małej szkółki brzozowej, która już w jednej trzeciej świeci kikutami.

Jeszcze o faunie, tym razem… owadziej. Kiedyś już o tym pisałem, ale ten rok był tajemniczo szczególny – w przeciwieństwie do poprzednich, kiedy nękały nas komary, meszki, kleszcze, muchy, nawet osy – tym razem prawie ich nie było.

Obserwuję przeróżne stworzenia w lesie, ale więcej czasu na to mam gdy przesiaduję w ogrodzie z książkami (każda chwila wolna od licznych prac ogrodowych i  wieczory, bo telewizja na ogół nie działa), półnagi, z bosymi stopami na trawie – bez stresu, bo nic mnie nie gryzie.
I przyglądam się owadom – z podziwem.
Po pierwsze – różnorodność, codziennie coś nowego.
Po drugie – jakże małe stworzenia się trafiają. Niektóre nawet mniejsze niż pół milimetra. I widzę jak badają teren, coś próbują, omijają przeszkody lub inteligentnie (!) je pokonują, gdzieś podążają. Biorę lupę i widzę, jak w tym małym ciałku mają myślącą (w jakimś sensie) główkę, czułki, ssawkę, w miniaturowym korpusie aparat mięśniowy napędzające skrzydełka, podobnie nóżki…

Ten podziw był tematem wierszyka TEORIA WZGLĘDNOŚCI (z debiutanckiego zbiorku 6 prób )

Robaczek,
lawirował wśród traw
spadał i powracał…
Pomyślałem
– trudzi się biedaczek
zagubiony
w swym mikro świecie.
Nagle małe skrzydełka rozwinął
i poleciał ponad sosny
w niebo
dla mnie niedostępne.
To ja poczułem się mały,
zazdrosny.

Co do fauny, to w tym roku widzimy jej mniej. Może dlatego, że wyschnięte strumyki już nie zwabiają łosi i innych kopytnych do wodopoju?
Co do wody dla zwierząt i ludzi spragnionych ochłody, odwiedzamy urocze miejsca nad Bugiem (ok. 4 km pieszo lasami).

nad Bugiem
Szykuje się nowa atrakcja w innej okolicy – rodzaj zwierzyńca, który jest urządzany dla owiec kameruńskich, osłów, lam i alpak, przywieziono też małe kangury. Jest i cięższy kaliber – szkockie krowy i byki i jeszcze jakieś tajemnicze rasy – wypasane na okolicznej łące.

alpaki


Całość nie jest jeszcze dostępna z bliska, wygląda na to, że na otwarcie będą przygotowane dodatkowe atrakcje dla dzieci – zjeżdżalnie, drabinki, huśtawki itp. Na jesieni przyjedzie tutaj wnuk – mam nadzieję, że obiekt będzie już otwarty i pójdziemy do tego mini ZOO.

Nie jest jednak atrakcją to, że coraz liczniejsi sąsiedzi mają psy. Szczekanie, brudzenie nawet pod płotami w czasie spacerów… A nawet psie ujadanie gdy właściciel gdzieś znika i zostawia samotnie pupila uwiązanego na krótkiej smyczy na parę godzin…
Natomiast, jak co roku mamy u siebie sympatyczne towarzystwo półdzikich kotów, które codziennie liczą na jakieś kąski z naszych posiłków lub dobre serce żony, która kupuje im podroby lub gotowe karmy.
Zawsze są i młode. Harcują i mają największy apetyt.

Na koniec jeszcze parę obrazków – z intencją: Ceńmy lasy i cieszmy się nimi póki są i kiedy są najpiękniejsze (jesień już się zbliża…)

las kwiatów topinambur

lasek i trawa
Więcej zdjęć umieszczę na Locusmind.one w tamtejszym osobistym profilu, by ten wpis nie był przeładowany.

PS. Pod wpisami wordpress umieszcza propozycje „wpisów podobnych” – nawet jeśli nie są czasami trafione, to zapraszam do sprawdzenia. Udało się tym razem bez polityki, ale kto lubi takie wątki – znajdzie i takie w innych postach.

Lektury leśne

Moje jaśminy (w płocie)

Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las.

Jestem od dłuższego czasu w lesie (na „daczy”), by chociaż trochę łatwiej przeżyć upały.
Przez temperatury praktycznie spacery robimy po 19. – dopiero wtedy robi się przyjemnie a długi dzień to umożliwia. Niestety, mazowieckie lasy to głównie lasy sosnowe. Mają swoje uroki, ale dają mało cienia a przy obecnej suszy ścieżki to pył – ciężki dla pieszego, nie mówiąc o jeździe rowerem. Przy przerywnikach, kiedy trzeba z racji pewnych obowiązków wrócić do Warszawy, ratunkiem jest Lasek Bielański. To jedyne miejsce w bliższym zasięgu z dużą ilością drzew liściastych, zatem i cienia i wilgoci. Jest to w ogóle ewenement, ponieważ prawie w środku miasta mamy rezerwat – dzika przyroda, starodrzew z unikalnymi okazami, ptaki. A przy okazji – czasami wizyta na Uniwersytecie Kardynała S. Wyszyńskiego – zabytkowym ale i nowoczesnym, zadbanym i uroczym, spokojnym miejscu przy ul. Dewajtis – „Dobre miejsce” , gdzie miło wpaść do kawiarni Luna na kawę i ciastko (serwują też smaczne obiady domowe).

Wracając do działki. Reszta dnia upływa na pracach domowych, lżejszych ogrodowych i lekturach.
Jak tu już parokrotnie wspominałem, cześć z nich dotyczy właśnie lasu.
(oprócz sporej ilości tych o zwierzętach – ogólnie i gatunkowo, ogrodzie i jego florze, o  uprawach, przewodników po lasach itp. Mamy też różne podręczniki pozwalające identyfikować gatunki, oznaczać rośliny, grzyby…).

Może kogoś to zaciekawi, tak jak i mnie, zatem podam parę przykładów z lektur ostatniego roku (+/-). Najpierw tytuł, potem autor i ew. inne dane.

Co w lesie piszczy. Rafał Skoczylas. WRiT.
To głównie o zwierzętach leśnych.

Jadalne owoce leśne. … PWLiL. Przydatne w trakcie wędrówek po lesie.

Sekretne życie drzew. Peter Wohlleben.

Wspominałem o niej kiedyś tutaj.

Instrukcja obsługi lasu. Peter Wohlleben. …

Tu parę słów więcej – o niektórych ciekawostkach. Las to skomplikowany organizm. Autor używa dowcipnego określenia wood-wide-web nawiązując między innymi do „Internetu” korzennego opisanego już wcześniej w Sekretnym życiu drzew. Inne pasujące określenie: tkanka społeczna drzew. Podobnie jak sieć grzybni; wg Wohllebena największym znalezionym na świecie organizmem jest właśnie grzyb (sądziłem że koralowce, ale to może raczej kolonia odrębnych bytów?). W ogóle – nasze wyobrażenia o lesie polegają często na grze pozorów i niedostatecznej wiedzy. Pewne kwestie wciąż są dyskusyjne. Np. sprawa wilków – autor jest za ich introdukcją do lasów i ochroną. Mają być antidotum na zbyt szybko rosnące stada kopytnych – łosi, saren itp. które niszczą las. Natomiast ujmuje się za dzikami, póki są one w obrębie lasu – jako zwierzętami pożytecznymi. Te sprawy nabrzmiewają i w Polsce, szczególnie kontrowersję budzi rozprzestrzenianie się wilków, które niezagrożone i mnożące się, już wkraczają do wiosek.
Co do niszczenia lasu, to przyczyniają się do tego coraz cięższe maszyny – szkodzące nie tylko poszyciu, ale swym ciężarem uszkadzające system korzenny. Sam obserwuję jak ze względu na praktyczny brak śniegu prace przy wyrębie i zwózce nawet zimą (zalecany czas na tego rodzaju prace) niszczą i drogi i tkankę leśną.
Są też ciekawostki specyficzne dla ojczyzny autora – Niemiec, chociaż jego doświadczenia i opisy opierają się także na obserwacjach z licznych podróży po świecie. Np. przyzwolenie na tworzenie cmentarzy w lesie. Chodzi o wydzielone miejsca na kilkanaście dyskretnych pochówków pod drzewami, nie ingerujące w wygląd lasu. Osobiście popierałbym takie rozwiązania w Polsce zamiast betonowych molochów w miastach. Nie miałbym nic przeciwko wobec mego pochówku w takim miejscu.
Jest w książce sporo ciekawostek o zwierzętach.

Shinrin-Yoku. Qing Li. O tej pięknej książce też wcześniej pisałem w jednym z mych leśnych wspomnień.

O ziołach i zwierzętach. Simona Kossak.  (Z jej długiej serii fachowych i ciekawych opowieści leśnych).

Lasy w parkach narodowych i rezerwatach przyrody. (Zbiorowa)
To poważniejsza praca – zbiór 17 referatów i raportów z ogólnopolskiej konferencji naukowej z września 2014 w Izabelinie.
Potężna dawka wiedzy o lasach w różnych aspektach od leśników, naukowców, geografów, biologów, strażaków….

cdn.

Z notatnika letnika – sierpień

Chociaż podróżujemy po świecie by znaleźć piękno,
to musimy je nosić w sobie, w przeciwnym razie
nie znajdziemy go w świecie.
Ralph Waldo Emerson

Od czasu do czasu nachodzi mnie wewnętrzna potrzeba podzielenia się migawkami z mego prywatnego życia,  które latem koncentruje się na przyrodzie, wyjazdach, pobycie na swej daczy (w tym roku – jak dotąd-  łącznie prawie dwa miesiące), przeżyciach „artystycznych” itp.

Ponieważ prawdopodobnie niewiele osób to może zainteresować,  to tym razem tylko parę kolejnych ciekawostek z owego leśnego refugium plus trochę zdjęć.

Tak się złożyło, że przez inne zajęcia i wyjazdy minęła nas pora zbioru śliwek (głównie renklod). Jechaliśmy z nadzieją, że jednak coś się da uzbierać. Jakie było nasze zdziwienie, gdy zobaczyliśmy że ostatnimi owocami właśnie zajmowały się … wiewiórki. Nigdy bym tego nie podejrzewał, bo wiewiórki – owszem czasem bywały, ale później – by buszować w leszczynach. Na ziemi zaś leżało wiele śliwek nadgryzionych i niestety już gnijących. Inne były nadgryzione przez osy i inne owady.
Natomiast mirabelki, jakie mamy na części ogrodzenia, mimo trzebienia, znów zasypały nas taką obfitością, że przegniłe spady zbieraliśmy wiadrami, żeby oczyścić przynajmniej te rejony, gdzie się chodzi.
Tak to jest, to co dzikie – rodzi bez opamiętania, a to co hołubione, nie zawsze jest szczodre (renkloda przez ostatnie lata prawie nie rodziła). Podobnie było z czereśnią, w tym roku urodzaj, ale prawie wszystko zjadły ptaki, bo drzewa są już tak wysokie że nijak jest ochronić jakoś koronę.

Wszystko bardzo wyrosło od dawnych czasów, gdy zagospodarowywaliśmy plac. Stąd rada dla działkowiczów – planując bierzcie pod uwagę co może być za 20-30 lat i eliminujcie zawczasu niepożądane rozrosty. Coraz więcej cienia i … roboty aby to wszystko jakoś ogarnąć. Zacząłem wielkie cięcie, nie czekając nawet jesieni, czy wiosny. Wielki sterty gałęzi, bierwion na których nawet piła mechaniczna się zacina…

Wieczory sierpniowe są już często chłodne, więc palimy ogniska by spalić takie masy chrustu i szczap, ale także ku uciesze i … harcerskim wspominkom.

Kolejna ciekawostka. Ognisko zagaszone późnym wieczorem paroma kubełkami wody, popiół udeptany. Rano widzę znad paleniska unosi się jeszcze dymek. A niech się dotli. Po blisko 20 godzinach odkryłem, że w głębi wciąż jest bardzo gorąco i … upiekłem jeszcze kartofle!
To jednocześnie przestroga – dobrze zagaszajcie ogniska, bo gdyby był wiatr, to przy takiej suszy – pożar nie wykluczony.

W lesie jak na razie u nas brak grzybów. Mimo tej suszy, wokół nas – jeszcze dżungla. Parę zdjęć  pokazuje co zaczyna się już parę metrów od ogrodzenia.

Oczywiście, inaczej to wygląda od frontów działek  – cieszą oczy jeszcze liczne kwiaty i owoce.

A to nasza piękna aleja akacjowa prowadząca do siedlisk;  akacje zawsze zazieleniają się stosunkowo późno ale i późno tracą liście. To bardzo stare drzewa. Przed ponad 20 laty wyglądały podobnie.
Z tych czasów pamiętam wspaniały dąb, po którym dziś pozostała … oryginalna „donica” dla brzózki.

A kto z młodszego pokolenia pamięta, a nawet wie, co to były wieże triangulacyjne? Dziś pozostały z nich gdzieniegdzie takie resztki, w innych miejscach już nic nie pozostało.

Wieże stawiano na szczytach pagórków, w naszej okolicy to wysokie mazowieckie wydmy (ponad 100 m npm).

Niektóre drogi przekopano w poprzek tych wydm, które stopniowo obsypują się.

W lesie i na polanach zakwitły wrzosy.

Nadchodzi jesień i pora na ukochane góry, a potem jakieś ciepłe kraje – na przedłużenie lata…

Z mojego refugium

Czasem z daleka widać lepiej…

Nie pracuję na etacie (ale na zlecenia),  co daje mi możliwość wygospodarowywania wolnych dni, a nawet w pewnej mierze realizować program „gdy pogoda, to za miasto”.

Drugim atutem jest posiadanie swego refugium, czyli po prostu działki z domkiem w lesie, na tyle nie dalekiego, że można tam pojechać spontanicznie, a na tyle dalekiego, że czuć tam prawdziwą przyrodę, ciszę, mistykę, gdzie nawet gdy pracuję – odpoczywam.

Właśnie wróciłem po trzydniowym pobycie, łapiąc taką pogodę jakiej nie bywało nawet często w lecie. Dość powiedzieć, że wygrzewałem się z książką w ręku w samych slipach i myślałem o kąpieli w rzece.

Jest to miejsce, które już nieraz opisywałem, także tutaj  pod patetycznym tytułem Moja miłość.

Gdy instalowaliśmy się tam  ponad 20 lat temu, była to okolica prawie dzika, z  urozmaiconymi lasami, oaza spokoju.

Niestety teraz sporą część lasu wycięto, powstaje coraz więcej siedzib, domów, dawne ścieżki są zaślepione parkanami (obserwuję wykup ziemi, w ślad za którym często  nie widać osiedlenia – prawdopodobnie jako lokaty, ale po co w takim razie grodzić?).

Powstają też nowe drogi samochodowe, np. właśnie oddano do użytku łącznik leśny między dwoma wsiami z super asfaltem. Z jednej strony fajnie, bo rowerem dawniej nie dawało się tam przejechać ze względu na głęboki piach. Tam gdzie przedtem ruchu praktycznie nie było – teraz co chwila samochód.

Z drugiej strony zaobserwowałem  parę skutków niepokojących. Otóż, korzystając z bezkarności i jakby upajając się jakością drogi, samochody pędzą tam 140 km/h. O mało nie kosztowało mnie to życia.

Natomiast bez szans jest okoliczna zwierzyna. Na asfalcie, w takie ciepłe dni wygrzewają się węże (głównie zaskrońce). To co widziałem, to masakra – co najmniej 30 sztuk rozjechanych na przestrzeni 2 km. Byłem też wieczorem świadkiem jak łoś w ostatniej chwili uskoczył przed przejeżdżającym samochodem.

Tak więc okolica straciła na swej atrakcyjności rozumianej jako oaza spokoju.
Rozumiem trend mieszkańców miast by z nich uciekać, ale też widzę degenerację tej oazy.

Coraz więcej przybyszów, ruchu, betonu, hałasu, …

Ostatnie dni to najazd amatorów grzybobrania. Jest to polska specyfika i to nasilająca się.

Jeśli i w tej mierze narzekam, to nie chodzi mi o konkurencję, bo po pierwsze nie zbieramy grzybów na ilość, jak to widzę u wielu (muszą być dwa duże kubły na osobę), po drugie znamy swoje miejsca i to nam daje dostateczną satysfakcję. Zbieramy raczej przy okazji spacerów rowerowych.
Widać wyraźnie na przestrzeni lat zmniejszanie się ilości gatunków szlachetniejszych. Prawdopodobnie wynika to z  tego intensywnego zbieractwa. Większość grzybów  jest zerwana przed wysianiem zarodników i tereny grzybne „wyjaławiają się”.

Mam zwyczaj na parę grzybów zerwanych zostawić i zamaskować kolejny grzyb. To może naiwne, ale gdyby więcej ludzi tak postępowało – myślę, że byłoby to z pożytkiem.

Dodatkowo, grzybiarze wjeżdżają gdzie się da samochodami. I śmiecą.  Co krok butelki lub puszki po piwie. Dziś widziałem taki obrazek: dwie kobiety – w jednej ręce koszyk, w drugiej puszka z piwem. Czy te puszki po opróżnieniu powędrują do koszy z grzybami? Nie sądzę.

A może te kobiety potem wrócą do samochodów?

Tutaj dygresja z mojej ulubionej działki zdrowia. Czy amatorzy piwa wiedzą, że jest to jeden z najgorszych zakwaszaczy? I że nie gasi pragnienia. Jest to napój kaloryczny, który dodatkowo stymuluje insulinę, pobudza apetyt i hamuje redukcje tłuszczu nawet przy wysiłku.

Nasze przeciętne rozumienie siebie i przyrody, sumienie ekologiczne, kultura, są niestety marne. Także nasza alienacja z przyrody jest czymś, co obraca się przeciw ludziom.

A edukacja ekologiczna? Ile mamy tego np. w telewizji? Żeby choćby parę procent na tle różnych bzdur…

Wracam jednak do pozytywów ostatnich dni.

A propos telewizji. Mieliśmy coś lepszego. Na wiosnę „nasza” dzika, ale oswojona już kotka powiła trzy urocze kotki. Gdy tylko przyjeżdżamy wkrótce pojawiają się i zaczyna się …zabawa. Psoty, harce, krążenie po kuchni w poszukiwaniu smakołyków, popisy zwinności na okolicznych drzewach. Mamy dużo śmiechu a nawet wzruszeń. Urocze zwierzaki.

Ostatnie noce były cudownie księżycowe. Czegoś takiego nie obserwuje się w mieście. Czyste niebo i blask księżyca rozświetlający romantycznie i  tajemniczo okolicę.

W ogóle lubię przyglądać się niebu w nocy, i tylko tam, z daleka od łuny miasta, przy czystym powietrzu uzyskuje się to przyprawiające o ciarki wrażenie…

Ale, wczoraj rano wstaję i patrzę w niebo, by ucieszyć oko błękitem i cóż widzę?

Poprzecinane kilkunastoma krzyżującymi się pasmami po horyzont.

Pierwsza reakcja – smugi kondensacyjne za samolotami. Jednak coś tu nie pasuje…

Nie rozwiewają się. Od rana nie słyszałem samolotów. I skąd ich taka ilość – nietypowa dla tego miejsca?

Czyżby chemitrails? Ta hipoteza wydawała mi się dawniej mało wiarygodna, zwłaszcza dla Polski. Może jednak trzeba się temu tematowi bliżej przyjrzeć? Oto  parę linków jakie od razu wynalazłem: http://www.chemtrails.blox.pl/ , http://www.newworldorder.com.pl/artykul.php?id=590 , http://www.otworz-oczy.org/index.php/523/,  http://www.globalnaswiadomosc.com/chemtrails.htm   i dziesiątki innych. Także na  Facebooku jest sporo informacji i akcji, a ostatnio widziałem akcję protestu via tzw. wlepki.

I tak znów krążę koło przyrody i jej zagrożeń…

Ciepło obudziło owady. Lubię je obserwować. Co chwilę jakaś ważka siada na mojej kolorowej czapce. Pająki (chociaż to nie owady) snują wytrwale swoje sieci pięknie błyszczące w słońcu.  Niestety sporo ich porwałem niechcący chodząc po lesie – przepraszam.
Lecą już nitki babiego lata…

Ale najbardziej lubię obserwować te najmniejsze owady. Biorę lupę i nawet przez nią z trudem widzę submilimetrowe muszki (?), które mimo tych mikroskopijnych rozmiarów wyraźnie pokazują swe inteligentne zachowania: coś badają, wybierają drogę, przeprawiają się sprytnie przez przeszkody, jakby chwilami zastanawiają się, poprawiają błędy, nawracają, odlatują … Gdzie u nich mieszczą się zmysły, mózg, mechanizmy ruchu – jak doskonała to konstrukcja w porównaniu z naszymi maszynami.

Gdy wyjeżdżam na dłużej, biorę zawsze laptop by także popracować. Niestety bez zasięgu internetowego, bo i komórka tu nie odbiera z racji przesłonięcia miejsca przez okoliczne górki. Ale to może i dobrze. Pewne prace mogę przecież robić off-line. Tym razem  byłem bez komputera, za to z książkami. To zdjęcie pokazuje jedno z moich działkowych miejsc pracy 🙂 –

hamak
Słodkie miejsce – do odpoczynku i słuchania audiobooków

Ponieważ przez  brak laptopa trochę ucierpiało moje bieżące doglądanie e-biznesów, to na zakończenie pozwolę sobie to nadrobić o tyle, że drogim czytelnikom zaproponuję udział w poniższym.

… [pominięte, było o projekcie którym zajmowałem się tylko przez pewien czas – chyba w końcu upadł przez ograniczenia biurokratyczne w UE, ślady oraz nowsze propozycje znajdziesz na E-Biznes 24×365 ]