Prawda i fałsz

myths-facts

Wiedzę buduje się z faktów, jak dom z kamienia;
ale zbiór faktów nie jest wiedzą,
jak stos kamieni nie jest domem.

Henri Poincaré

W związku z pewną dyskusją wracam do tematu, który był podejmowany przeze mnie wielokrotne artykułach i dyskusjach, prawie obsesyjnie na przestrzeni co najmniej 20 lat.
Będę się zapewne powtarzał, ale wiem że takie wpisy aktywnie żyją w sieci dość krótko – mimo że wciąż są dostępne (jeszcze? – bo cenzura dobiera się i do blogów).

Polecono mi, by mnie „naprostować”,  Krótki film o prawdzie i fałszu  (no, nie taki krótki…; nota bene jest znacznie więcej podobnych publikacji na różnych kanałach). Znałem ten film wcześniej, obecnie go sobie odświeżyłem.

Ten film jest dobry, zwłaszcza w zakresie metodologii. Pierwsza część przypomina mój artykuł  z  2004 r., który ostatnio wyciągnąłem z archiwum nieistniejącej już dawno strony L-earn.net
( https://lapidaria.home.blog/2019/11/09/podstawowe-bledy-w-mysleniu/ ),
ponieważ od paru lat zajmuję się udostępnianiem dorobku Stefana Garczyńskiego, który sporo życia poświęcił „errologii” i napisał o tym parę książek.
.
Ale to propedeutyka i nic nowego – to podstawowy warsztat, który musiałem znać w pracy naukowej.
By ująć to jak najkrócej, ale i bez uogólnienia…wspomnę tylko o paru zastrzeżeniach.

Chociaż myśl przewodnia jest słuszna i w dobrej wierze, to już niektóre przykłady ilustrujące ten wywód są nietrafione i pokazują, że i autor sam wpadł w pułapki. Podkreśla znaczenie znajomości tematów, a przyłapuję go na tym właśnie, że część z nich zna chyba tylko ze stronniczych relacji. Gdzieś od 2 do 4 minuty podaje przykłady pewnych stwierdzeń z których jedne uważa za prawdziwe, inne nie. Ale nie podaje które są jakie – z jednej strony słusznie, by nie pokazywać postawy dogmatycznej, ale nie jestem pewien czy gdyby odpowiedział, czy miałby 100% rację. Rozumiem, że nikt nie ogarnia wszystkich dziedzin, podobnie  – rzecz jasna ja (ale oceniając staż, myślę że więcej niż autor).
Była taka wyliczanka tematów, które autor uważa za fikcję lub teorie spiskowe. W pewnych ma rację, w innych nie i niepotrzebnie wrzuca wszystko do worka „wyśmiać” i … wyśmiewa. Ezoteryka źle się wielu osobom kojarzy, ale często po prostu oznacza te sfery wiedzy, które są ukrywane – przecież przypadek występujący nawet w naukach jakimi zajmują się dyplomowani naukowcy. Różdżkarstwo sprawdza się od wieków praktycznie, a że nie do końca znamy jej mechanizmy to właśnie ciekawy temat dla nauki. Ruchy antyszczepionkowe mają podstawy zarówno merytoryczne jak i ze względu na administracyjne szykany i negowanie pewnych praw obywatelskich.  UFO jest jednym z lepiej udokumentowanych zjawisk, ale często zbyt łatwo identyfikuje się „Unidentified” z „zielonymi ludzikami” i podobnymi trywializacjami.  Itd. itd.
Gdy autor tak z góry traktuje te tematy jako fikcję, bajkę, to już nawet nie próbuje podać źródeł na których opiera swój osąd. Domniemanie typu „bo wszyscy to wiedzą”  nie jest podejściem naukowym, które tak chwali.
Ci „wszyscy” to mogą być ludzie, którzy spłycają lub negują zagadnienia pod wpływem „poprawności”  różnej maści, mają w tym interes lub wiedzą tylko tyle, co gdzieś pobieżnie usłyszeli.  Często są ignorantami a się wypowiadają i opinia o danym zjawisku staje się coraz bardziej podobna do końcowego wyniku  „głuchego telefonu”.

By skomentować dokładnie te wątki nagrania trzeba by napisać sporą broszurę – nie mam już na to sił i czasu (wobec innych zajęć i kondycji mego wieku, może kiedyś przy konkretnej okazji).

Z tymi spiskami jest pewien kłopot – rozpowszechniony pogląd, że nie istnieją.
Niestety, jest wprost przeciwnie. Już o tym wspomniałem także tutaj (np. Spiski?). Najbardziej widać to w naukach historycznych, politycznych i samej polityce, archeologii, a nawet (!) w fizyce (ciekawy temat, który warto rozwinąć osobno), w naukach medycznych i praktykowaniu medycyny, …

Co do historii – jak mówi prof. Grzegorz Kucharczyk „Jestem historykiem, więc wierzę w spiski”.
Ale nie trzeba być profesorem by to widzieć wyraźnie – gros historii i  polityki, a nawet globalna gospodarka i finanse to właśnie spiski – brutalna walka o dominację, swoją „prawdę” i korzyści. (Napoleon Bonaparte: „Historia to uzgodniony zestaw kłamstw”.)

Nie będę wchodził na szerokie wody – skupię się przez chwilę na medycynie, ponieważ tym się głównie zajmuję, gdy tropię różne zakłamania.
By to zrozumieć (piszę ogólnie, potencjalnie do jeszcze nieświadomych, myślę, że ty wiesz o co chodzi, więc przepraszam za tę krótką dygresję), trzeba właśnie widzieć sprawę historycznie i przez pryzmat gry interesów.

To biznes stworzył obecne oblicze farmacji, medycyny a nawet sporej części nauk.
W danym przypadku chodzi o „medycynę rockefellerowską” (dobrze opisaną), ustanowioną ok. 100 lat temu i konsekwentnie od tamtego czasu dążącą do hegemonii. De facto ustanowili już dość dawno obowiązującą jedyną narrację, tzw. medycynę akademicką. Opanowano piśmiennictwo branżowe, a poprzez kredyty, granty i nagrody podporządkowano uczelnie i instytucje badawcze. W akademiach, na przekór dawnej tradycji, już się prawie nie dyskutuje – tam się naucza wg programu.

Medycyna zaczęła służyć farmacji a nie odwrotnie. Lekarze stali się sprzedawcami leków i prawie automatami realizującymi narzucone procedury, których nie wolno pominąć pod groźbą ostracyzmu i wykluczenia z zawodu. Lekarze tak wyszkoleni po prostu sami nie dociekają głębiej jak to jest – ufając temu, co kiedyś przekazano (czasem  zdawkowo) im na studiach, a potem wierzą okólnikom i procedurom ustalonym przez urzędników. Zresztą, zostali tak omotani administracyjnie, że nie mają nawet czasu na indywidualne, niezależne studiowanie.

Ten stan rzeczy wymusił też odpowiednią narrację w mediach.
Chociaż posiadam wiele takich przykładów, to tu przejdę do konkretnego przytoczonego w materiale– sprawa dra A. Walkefielda.
Ogólnie można scharakteryzować tego rodzaju wypowiedzi jako bezmyślne od lat powtarzanie sfałszowanych i plotkarskich wiadomości – nawet przez utytułowane osoby –  bez dokładnego sprawdzenia samego źródła(eł) (a nie jakiegoś artykułu, który napędził fałszywą propagandę w obronie farmacji; mam materiały źródłowe). Jak wiadomo fake newsy rozprzestrzeniają się szybko i gdy mają mocne wsparcie biznesowe – są niemal nie do odkręcenia.

To, że kłamstwa były, są i będą głoszone – nic (?) nie poradzimy, ale z racji że widea autora mają ok. 150 milionów wyświetleń, to  już potencjalnie mocno przyczynia się do powielania takich kłamstw i mnie niepokoi. Zatem w tym przykładzie autor sam nie świeci dobrym przykładem, do czego zachęca.

W filmie podano ciekawy ranking wiarygodności źródeł (wg autora), z którym można się zgodzić, aczkolwiek mam parę uwag.
Mądrość i wiedza to nie tylko nauka w ujęciu „to, co zostało opisane w publikacjach naukowych”.
Przełomy technologiczne, w paradygmatach, wynalazki i odkrycia były nie raz dziełem nawet amatorów, jakiegoś przebłysku, kreatywności na pograniczu duchowej inspiracji, bywało że na przekór obowiązującej nauce. Powinniśmy o tym pamiętać. Także w ogóle w rozróżnianiu prawdy od fałszu.

Oprócz ścisłej metody naukowej doceniam przynajmniej jeszcze trzy kryteria:

1) Komu to służy?
2) Jakie są owoce działań? („po owocach poznacie ich”) i podobne do tego –
3) Praktyka.
Te kryteria wręcz wzorcowo funkcjonują właśnie w zakresie medycyny i praktyk prozdrowotnych, chociaż (co zrozumiałe) trudno establishmentowi to przyznać.

Przykładowo, jeśli pewne praktyki stosowane poza zatwierdzonymi procedurami medycznymi powtarzalnie sprawdzają się lepiej od tych proceduralnych, to jest to dowód a przynajmniej fakt z praktyki, który nauka powinna wziąć na warsztat a nie prześladować. Ostatecznie, trzeba poprawić teorię lub/i zmienić zatwierdzoną praktykę .

Mam też prywatnie kryterium ze sfery … ducha.
Myślę, że nauka jest zbyt zadufana w sobie gdy wiąże się tylko z podejściem materialistycznym. Prywatnie sądzę (i mam na to argumenty), że nauka w ogóle jeszcze raczkuje i czeka nas jeszcze wiele zaskoczeń.
Zadaję w pewnych przypadkach pytanie: „Co w tej sytuacji uczyniłaby miłość?”
Oraz „czy naprawdę to JA – to moje wewnętrzne, tak sądzę, czy jest to jakieś wpływy zewnętrzne?”
Mam jeszcze inne podobne, ale tego już nie będę wtrącał do dyskusji o nauce.

W rankingu wiarygodności źródeł nie uwzględniono (co nie dziwi, ale trzeba mieć w pamięci), że prawdę naukowcy przekazują sobie (także) w czasie kuluarowych dyskusji na konferencjach, często w bardzo wąskim zaufanym gronie, gdzie nie wystawiają się jawnie na konformistyczne oceny, ingerencję prowadzącego prezydium i kamery. Wtedy są szczerzy. Znam szereg takich „przecieków” – przypadkowych lub zamierzonych.

Autor prawie nie uwzględnia tego, że tak jak światem rządzi pieniądz i kłamstwo, tak dzieje się w znacznej mierze i w nauce.
To kolejny klucz jakim przychodzi mi się posługiwać, gdy czegoś nie rozumiem. Zadaję sobie pytanie: czy nie dostrzegając tego nie jestem naiwny?

Od dawna przyglądam się zjawisku kłamstwa w ogóle, które uważam za jedno z głównych grzechów (i nie mam na myśli ujęcia religijnego, chyba że ktoś hejtuje i pomawia a nie pamięta o 8. przykazaniu) i przyczynę degradacji nie tylko nauki ale cywilizacji.
Wtedy tak wynoszona w rankingu „metoda naukowa” zaczyna zastanawiać.

Przyznaję – tu włącza się emocja.

Kłamstwo, głoszone jako prawda, doprowadza do wściekłości (Mikołaj Gogol).

Natomiast co do nauk medycznych, to nawiążę do wysokiego umiejscowienia w owym rankingu recenzji naukowej. Niestety, w tym przypadku to też zły przykład („pudło”), ponieważ utytułowani emerytowani redaktorzy naczelni tak renomowanych pism branżowych jak np. New England Journal of MedicalLancet przyznali że ok. połowa tamtejszych publikacji, mimo recenzji, jest po prostu nieprawdziwa (zmanipulowana).

To rzuca bardzo zły cień na wiarygodność tzw. Evidence Based Medicine, co staje się frazesem i rykoszetem uderza w wiele dziedzin medycyny. Istnieją podejrzenia, że dzieje się podobnie i w innych branżach, co szkodzi nauce w ogóle.

Podobnie wynoszenie w rankingu publikacji z uczelni przyprawia mnie o uśmiech. O uczelniach już wspomniałem wcześniej.
Oczywiście, można to różnicować, ale w związku z medycyną i z polskimi uczelniami, to po prostu nieznajomość tego jak się to w wielu przypadkach odbywa.

Padł zarzut, że konserwatyści, „prawica”, ogół społeczeństwa, boją się nowego i dlatego negują postępy nauki i jej nie rozumieją. O ile w masie tak może być, to nie docenia się doświadczenia życiowego ludzi, którzy widzą że „postęp” nie zawsze jest postępem i właśnie kryterium owoców pokazuje że świat w szeregu aspektach idzie złą drogą. Osobiście widzę to, a jednocześnie jestem entuzjastą mądrych zmian i innowacji.

Reasumując, na stare lata stałem się sceptykiem do tego stopnia, że mało czemu i komu ufam, stąd może też popełniam błąd „w drugą stronę”. Mimo że inżynier, to coraz bardziej humanista…

Reklama