Najważniejsze jest, by gdzieś istniało to, czym się żyło:
i zwyczaje, i święta rodzinne.
I dom pełen wspomnień. Najważniejsze jest, by żyć dla powrotu.
Antoine de Saint-Exupéry
Wigilia – jak zwykle rodzinnie, ale z roku na rok coraz nas mniej, a więc i trochę smutno. Miejsca dawnych seniorów puste, a pamięć ich przy tym stole tak żywa…
Ale było i radośnie. Naprawdę wzruszyłem się, gdy trzy pokolenia śpiewały kolędy przy gitarze (brawo Kamil!). Szkoda, że zdarza się nam to w takim towarzystwie tylko raz w roku.
Wieczorem homilia papieska a potem pasterka. W kościele tłum. Kazanie arcybiskupa, kolędy – w zasadzie wszystko jak zwykle. Ale jednak coś inaczej…
Dogłębne przeświadczenie, że coś musi się zmienić się W NAS jeśli W OGÓLE ma się zmienić na lepsze.
Jak w słowach życzeń zarówno z kazania jak i parafialnego świątecznego informatora:
„…abyście siali miłość tam, gdzie panuje nienawiść;
wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda;
jedność tam, gdzie panuje zwątpienie;
nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz;
światło tam, gdzie panuje ciemność;
radość tam, gdzie panuje smutek.
Abyście mogli nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać;
nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć;
nie tyle szukać miłości, co kochać.”
Dodam – więcej radości! Przy naszych osobistych życzeniach padły słowa: jest tyle obiektywnych źródeł stresu – nie dokładajmy go sobie nawzajem. Szwagier zauważył: powinno być jeszcze jedno przykazanie – nie zasmucaj i nie stresuj bliźniego swego.
Amen.