
Człowiek potrzebuje człowieka, żeby być człowiekiem.
Johannes Becher
Kolejny bardzo osobisty wpis…
Przez moje długie już życie przewinęło się bardzo dużo osób (tysiąc+ ?) – nie licząc oczywiście krótkich przygodnych spotkań i mało znaczących kontaktów formalnych.
Mimo, że nie jestem osobą publiczną ani specjalnie towarzyską, to miałem wiele kontaktów zawodowych i prywatnych, które na pewno miały na mnie wpływ.
Pracowałem w wielu miejscach, studiowałem na trzech wydziałach, sporo podróżowałem, żyłem za granicą, wszędzie miałem relacje formalne i towarzyskie. Byli ludzie z różnych krajów i kultur. Gdy przeglądam stare wizytówki, spisy adresowe, korespondencję – aż sam się dziwię, że jeszcze pamiętam taką liczbę ludzi, mimo że „pamięć już nie ta”. Mam też po parę tysięcy „znajomych internetowych” czyli osób, które się wzajemnie śledzą na mediach społecznościowych (FB, X, Linkedin …)
Ten wpis można traktować jako podziękowanie dla tych wszystkich osób, chociaż raczej nie będę tu wskazywał ich imiennie – tak wiele postaci musiałbym przywołać.
Podobnie pozostawiam w sferze prywatnej podziękowania i uznanie dla członków rodziny, chociaż są ukryte miejsca w sieci gdzie to czynię (np. poufna strona rodzinna, korespondencja, dedykowane wiersze). Ale o Rodzicach w kontekście zdrowia pisałem krótko także tutaj w Starość w paru odsłonach
Innym przykładem jest wspomnienie Amerykańska przygoda gdzie występuje paru krewnych.
Wyrzucam sobie dziś, że jednak dotąd nie uhonorowałem tutaj wprost wielu swoich nauczycieli: życia, wrażliwości, z zakresu zdrowia itd.
Wyjątkiem był wpis Jerzy Zięba – co o nim sądzę oraz parokrotnie Kimberly Goguen – zarówno tutaj (np. CARE i ja ) jak i gdzie indziej – https://locusmind.one/pages/korcz (tam przy okazji podziękowania dla Pameli J. Z. https://locusmind.one/posts/8004 ).
Wielkie podziękowania należą się całej rzeszy pisarzy. Było tyle lektur, które wywarły na mnie wpływ, że trudno to ogarnąć. Literatura piękna, w tym też wiersze, bo sam też ich sporo napisałem *.
I na tym blogu znajdziesz odniesienia do wielu lektur.
Na pograniczu literatury pięknej i popularyzatorskiej wyróżnię swego mentora Stefana Garczyńskiego (1920-1993), którego książki (z wdzięczności) „reinkarnuję” na stronie www.StefanGarczynski.pl
Także literatura faktu, naukowa lub publicystyczna mocno wpłynęła na moje poglądy. Z ulubionego zakresu zdrowia jest to wspomniany J. Zięba, ale moja biblioteka około medyczna zawiera setki pozycji i trudno wymienić najbardziej ulubione. Specjalne miejsce należy się prof. Julianowi Aleksandrowiczowi za jego koncepcje medycyny humanistycznej i otwarty umysł. W ogóle cenię właśnie ludzi o takich umysłach i szerokich horyzontach.
Oczywiście jest wielu odważnych lekarzy i naukowców na tej niwie, których wpisy/artykuły często cytuję w mediach społecznościowych, ostatnio zwłaszcza na twitterze (X). I nie tylko w zakresie zdrowia – składam podziękowania wszystkim trzeźwo i niezależnie myślącym, którym na sercu leży dobro ludzi i prawda. Tę pokazują niektórzy badacze sięgający do stref „zakazanych”, mało znanych lub tajemniczych – np. Igor Witkowski (starsza próbka przeglądu twórczości z odnośnikami) albo kiedyś Neale D. Walsch (pierwszy przegląd , którego już nie kontynuowałem), chociaż obecnie nie wszystko akceptuję co pisał .
Oczywiście są i ludzie których mocno krytykuję, jeśli mam argumenty i uważam, że pokazanie ich błędów jest dobre dla społeczeństwa i dla nich samych.
Jesteśmy istotami społecznymi, zatem udzielanie się społeczne, w najróżniejszych formach, jest naturalne i wskazane.
Podobnie hołubienie relacji – zwłaszcza po „pandemii”, która tak podzieliła ludzi, i w ogóle w czasach narastającej alienacji i zagubienia w tym stechnizowanym, często niezrozumiałym i opresyjnym świecie.
Były osoby które odeszły nagle i już nie było możliwości przekazać im mojej wdzięczności. Żal zwłaszcza bliskich przyjaciół i niektórych krewnych – czasem o ich odejściu dowiadywałem się z opóźnieniem. O tym wspomniałem we wpisie Samotność , a krótko ująłem w wierszyku
Wykruszają się znajomi
przyjaciel i krewni.
Żyję za długo?
Nie, to życie jest za krótkie
jesteśmy tego pewni.
Trzeba je hołubić i kochać
dbać o siebie,
złe decyzje i myśli usuwać.
Nie jestem wzorem świętości,
lecz mam się całkiem dobrze,
ale coraz trudniej
w samotności.
Byłem w paru związkach – za każdy dziękuję, chociaż druga strona mogła mieć czasem żal, że się zakończyły. Wtedy – przepraszam, ale też wybaczam tym kobietom, które mnie skrzywdziły. Na szczęście mój ostatni związek (małżeński) niedługo dobiegnie 40 lat i szczególnie jestem wdzięczny żonie za tę wspólną drogę, wierność i wymarzonego syna, a w wyniku dalszą kontynuację rodu.
Każde życie ma swoje lepsze i gorsze chwile – jest nauczycielem, lekcją…
Podaj rękę
pójdziemy razem
jak bywało
tą czy inną ścieżką
w szczęście i udrękę.
Co się stało, to się stało.
Dziś jest pięknie
– to zachowaj w pamięci
czasu może mało zostało.
Jestem wdzięczny
nie trzeba więcej.
Mam nadzieję, że w pewnych przypadkach te znajomości dały także coś i drugiej stronie. Prawdopodobnie nie zawsze było to łatwe, bo jestem w jakimś stopniu outsiderem, trochę dziwakiem (Dziwak), mam dość radykalne poglądy, zapala mi się czerwona lampka gdy wszyscy idą w tym samym kierunku, jakby w owczym pędzie itp. „Chadzam” po mało znanych drogach, dziwnych dla wielu…
Wspominam ciepło kolegów i koleżanki szkolne i przykro mi, że niemal wszystkie te znajomości się pozrywały. Dziś już nie liczę na to, że ktoś się jeszcze odezwie – rozumiem że wszyscy jesteśmy już starzy i niechętnie się pokazujemy oraz że byłoby to nieco nienaturalne. Ponadto podejrzewam, że niektórzy nas już opuścili i patrzą na wszystko z wyższej perspektywy…
A właśnie patrząc szerzej – nie wzięliśmy się znikąd – to korowód istnień, naszych przodków, wynik naszej historii – im wszystkim winni jesteśmy wdzięczność i pamięć. I sami powinniśmy dbać aby i nas pamiętano.
Pisałem w wierszyku:
Dzieci, a po nich dzieci
i następne pokolenia zstępne
– radość i duma.
Na jej skrzydłach
i czasu, co wytrwale leci
– taka dziadka zaduma.
Przykro, że tak wielu odcina się od swoich korzeni, bagatelizuje historię, żyje tylko swoim Ja, nie poczuwa się do wspólnoty…
Wszystko, co widzimy wokół – budowle, infrastruktura, przedmioty, dzieła kultury, żywność itd. to dzieło innych ludzi w 99.999 procentach – to zasługuje na szacunek. Mało jest takich osób, które mogą przypisać sobie więcej niż te promile wkładu w świat, chyba że z pychy. I nie wszystko złoto, co się świeci…
Ale jednocześnie to nie znaczy, że nic nie znaczysz, przeciwnie – wnosisz swój wkład w to wspólne dzieło, a może jednak jesteś wybrańcem, który w plecaku nosi buławę?
W korowodzie miliardów
istnień
w nieogarnionej historii
spraw i uczuć.
w ich splocie
i skutkach
jam-ktoś
jak pyłek,
na falach
zagubiona łódka.
A jednak
JESTEM
– po coś.
Z jeszcze szerszej perspektywy, czy to filozoficznej, czy biologicznej – jednak wszyscy „jesteśmy jedno” jako gatunek, a mówiąc językiem religijnym – dziećmi Boga – nawet jeśli wielu odcina się od takiej wspólnoty. Idąc tropem alegorii biblijnego dobrego łotra – każdy ma szansę na naprawę błędów, może mieć nadzieję. Chyba że świadomie zaprzedał duszę Złemu – tu już osąd jest poza naszą ludzką jurysdykcją, chociaż i w tym wypadku osobiście możemy wybaczać – „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
W innym ujęciu mówi się, że możesz bardzo wiele jeśli uwierzysz w siebie, poznasz swój potencjał, a nawet boski pierwiastek. Wtedy łatwiej, naturalnie uznasz to samo w innych ludziach i pojęcie miłości zyskuje sens agape.
DZIĘKUJĘ wszystkim wspomnianym, zapomnianym i NN – nie zawsze zdajemy sobie sprawę, co i komu zawdzięczamy…
A ogólnie temat wdzięczności (za życie, doświadczenia, chwile szczęśliwe lub pouczające, za piękno itd. itd.) jest ważny i obszerny – na osobny wpis.
—
* Wiersze pochodzą ze zbiorku, którego wybrane pozycje może wydam – patrz tutaj.
