Starość w paru odsłonach

Twarz starek kobiety
Tylko starość ma przenikliwe spojrzenie.

Friedrich Dürenmatt 

Ten artykuł będzie miał parę wątków i dygresji, bo zahacza o wiele powiązanych tematów i o osobiste doświadczenia.

Moi Rodzice odeszli już dawno. Bolesne wspomnienia naturalnym biegiem rzeczy bledną z czasem, ale powracają z powodu nowych wydarzeń.

Te dawne odejścia były związane głównie z wiekiem, ale i chorobami, które się pojawiły, chociaż nie musiały. Wtedy stosunkowo mało wiedziałem o sprawach zdrowia ludzi starszych, sam byłem jeszcze stosunkowo młody. Można jednak powiedzieć, że własnie wtedy bardziej się tym zainteresowałem.

Te doświadczenia zaczęły się od śmierci dziadków, których częściowo byłem świadkiem, a także uczestnikiem posług w ostatnim okresie. Nie będę się jednak cofał we wspomnieniach aż tak, natomiast przy okazji, jako dygresję-ilustrację, podam krótkie fragmenty (mocno skrócone) moich wspomnień o Rodzicach  – w kontekście ostatnich lat ich życia.

Tata praktycznie do emerytury nie chorował. Gdzieś w latach 1969-70 zaczął gwałtownie chudnąć. Po dłuższych badaniach w końcu ustalono, że przyczyną jest jakaś nietypowa choroba krwi. Tata został skierowany do Instytutu Hematologii w Warszawie, gdzie dłuższy czas przebywał. To pierwsze moje doświadczenie  asystowania choremu  w szpitalu, chociaż sam już też byłem po paru szpitalnych pobytach.
W końcu wyszedł z tego.

Jakiś czas później, w czasie pobytu na wybrzeżu ojciec nagle  źle się poczuł i znalazł się w gdańskim szpitalu. Nie wchodząc w szczegóły,  po badaniach okazało się że ma poważną chorobę wymagającą pilnej i rozległej operacji. Doskonały specjalista (prof. Mlekodaj), chociaż  szansa powodzenia była mała podjął się operacji, która się udała. Zdolności chirurga oraz wola przeżycia mimo  pozostałość po owej chorobie krwi okazały się zbawienne. Oddaję hołd temu lekarzowi za uratowanie życia. To były dla nas dramatyczny czas.  Przez ponad 4 miesiące asystowaliśmy pobytowi Taty w szpitalu gdańskim, mieszkając u kuzynów i w wynajętym mieszkaniu. Zwłaszcza Mama odwiedzała Go codziennie. Ja ze względu na pracę i uczelnię – dojeżdżałem okresowo z Warszawy. Był to czas pełen troski i uczuć – pisałem do Ojca listy z konsolacjami… bo nie wiadomo było czy przeżyje tę chorobę.
Po powrocie do Warszawy Tata przebywał jeszcze dłuższy czas w sanatorium w Otwocku. Wywiązały się stany ropne i komplikacje. Jednak organizm i wola życia Taty zwalczyły to wszystko. Był z nami po tej operacji jeszcze ok. 20 lat.

Znów, nie wnikając w  szczegóły medyczne, na początku 1991 r. znalazł się po interwencji pogotowia w szpitalu. Jego stan nie był dobry, ale zasadniczo zażegnany. W czasie wizyty u Taty 6 stycznia pamiętam, że żartował, abyśmy po cichu wymknęli się ze szpitala, ponieważ nie chce już tam dłużej być.
Niestety, w nocy na 8 stycznia nagle odszedł od nas. Przeżył więc 84 lata, co jak na przejścia ostatnich lat było godne podziwu.
Jest pozytywnym przekładem dzielnego dotarcia do starości.

Mama przeżyła Ojca wiele lat, ale  borykała się z własnymi chorobami i konsekwencjami kontuzji – dawniejszych (wypadek kolejowy w czasie wojny) i późniejszych (wypadek samochodowy, upadki). Ale  Jej pokolenie było twarde i zdrowsze od  obecnego.
W przypadku Mamy i Ojca pewien wpływ mogły mieć ćwiczenia sportowe w młodości – pływanie Mamy, lekka atletyka Ojca. Dzięki temu Mama wykazała sporo dzielności, do połowy 2004 r. była samodzielna: ruch, drobne sprawunki, dbanie o dom, traktowała to  jako błogosławioną szansę na utrzymywanie kondycji. Niestety w końcu  niedomagania i  kłopoty zdrowotne dramatycznie nasiliły się w 2. półroczu 2004 r. – Mama w parę miesięcy bardzo zgarbiła się, prawie przestała się poruszać i jeść.  Jestem wdzięczny Rodzinie za okazaną serdeczność i troskę o Mamę w tym trudnym okresie. …

Półrocze opiekowania się Mamą uważam za jeden ze wznioślejszych okresów w swym życiu, pełnym uczuć – mimo jego dramatyzmu i naprawdę trudnych chwil.

Mama zmarła w wieku 91 lat w tym samym w szpitalu co Ojciec, 2 kwietnia 2005 r. – w tym dniu, w którym odszedł  nasz Papież.

Te szpitale „ostatniej drogi” tamtych czasów, jakkolwiek robiły przygnębiające wrażenie („umieralnie”), miały jeszcze na względzie elementy empatii względem pacjentów.

Aż nadszedł czas epidemii Covid. Nie umniejszając szczerych prób niesienia pomocy, nader często empatia zamieniała się w niemal sadystyczny system na pograniczu eutanazji.
O koszmarze tego czasu pisałem wielokrotnie i wieloaspektowo na http://www.Lepszezdrowie.info, a słowo eutanazja pojawiło się np. w tytule artykułu „Respiratorowa eutanazja” (obecnie wiele doniesień medycznych potwierdza ten proceder).
By nie roztrząsać szczegółów, wspomnę tylko o losie właśnie osób starszych, które umierały w szpitalach bez widzeń z rodziną, niemal bez kontaktu ze światem, z niezałatwionymi sprawami i bez pożegnania z bliskimi. Dramatyczne, okrutne i bez sensownego uzasadnienia.

Także kładzenie nacisku na szczepienie osób starych, które mają najmniejszą odporność, a jak się okazało szczepionki, a nie tylko choroba, przyczyniała się do zgonów. I znana sprawa zamrożenia służby zdrowia, co uderzało głównie w osoby czekające na operacje i zabiegi – przede wszystkim właśnie osoby starsze.
Ten system zabrał mi wtedy dwie bliskie osoby, które najprawdopodobniej wcale nie musiały umrzeć. W ogóle – niezależnie od epidemii, wielu moich bliskich przyjaciół przedwcześnie odeszło, także przez błędy medyczne lub nie udzielenie pomocy na czas. A to uszczuplenie  otoczenia przyjaciół i znajomych to dość powszechny symptom życia osób starszych, takich jak ja. I pewnego rodzaju memento mori.
Zatem – dbajmy o swoje zdrowie, dla siebie i by nie być ciężarem dla innych.
Biorę to i osobiście, bo – chociaż jeszcze nieźle się trzymam mimo przebytych różnych wypadków, operacji, chorób i traum (no. duża część życia w bólu) – zbliżam się powoli do 80… To jednocześnie stresuje tym, że mam coraz mniej czasu na swoje cele i pragnienia.
Ostatnio doszły liczne doniesienia o nagłych zgonach osób młodych, które zawierzyły „medycynie epidemicznej”, która nie tyle leczyła, co szkodziła, a wysyp powikłań prawdopodobnie jest jeszcze przed nami, ponieważ  preparat genetyczny może mieć działanie nie tylko nieprzewidywalne ale i rozciągnięte w czasie. Tragiczne są doniesienia o wczesnych licznych poronieniach…

Ogólniej – młodzi ludzie często nie szanują swego zdrowia – alkohol, papierosy, narkotyki, tatuaże, śmieciowe lub nieodpowiednie jedzenie, operacje upiększające (często wątpliwe nie tylko medycznie), brawura („motocykliści to potencjalne warzywa”), itd. 
Przez zatrucie środowiska, właśnie złe żywienie, szczepionki itd. mamy coraz więcej przypadków raka, cukrzycy II, zaburzeń neurologicznych i innych chorób, które wcześniej prawie nie występowały wśród młodych. Zostawiam ten bolesny temat na boku… 
W kulce młodości i wyglądu ludzie wypierają ze świadomości proces starzenia się i śmierci. Nie znają starości, natomiast  my – starsi, znamy starość i młodość; może więc warto słuchać rodziców i dziadków? Chociażby dla tej jednej sprawy dziadkowie są cenni – swoim doświadczeniem. Istnieje też pogląd, że to dziadkowie są predysponowania do dużego udziału w wychowaniu dzieci, ponieważ w obecnych czasach rodzice są na tyle zapracowani i nieprzygotowani do roli wychowawców, że to odbija się na dzieciach.
A starość potrafi być piękna, godna – zarówno tym wkładem jak i realizacją wcześniej odkładanych pasji, nawet twórczością.
O ile zgony starszych, jakkolwiek często do wytłumaczenia, tak odchodzenie osób w pełni sprawności i planów, ojców i matek małych dzieci, osób wnoszących wkład w PKB – to zjawisko nie do wybaczenia.
W ogóle służba zdrowia nie zdała egzaminu, a medycyna, uwięziona w skostniałych procedurach i służbie dla biznesu farmacji, to osobny przykład patologicznego układu.

W tym miejscu wracam do głównego tematu starości i śmierci.

Osobiście wyznaję wiarę, że śmierć nie istnieje – w sensie kontynuacji życia duszy.  Kiedyś (2005 r.) dywagowałem o nieśmiertelności, a potem coraz bardziej upewniałem się o naszej duchowej naturze…

Jednak w życiu cielesnym ludzie mają różne plany i zobowiązania, a odejście fizyczne może znacznie skomplikować życie bliskich osób.
Innym aspektem jest, że śmierć często jest poprzedzona wieloma cierpieniami – zarówno osoby chorej i/lub starej oraz otoczenia, zwłaszcza rodziny.  Nakłada na nią różne ciężary, szczególnie w końcowej fazie życia części rodziny. To banalne stwierdzenie ma w sobie jednak aspekt egzystencjalny, który wciąż nie jest dostatecznie brany pod uwagę jeśli mówimy o humanizmie, gdy podchodzimy do tego filozoficznie. Dotyczy to i spraw praktycznych – w szczególności takich jak rezygnacja z uporczywej terapii w przypadku braku szans na efekt leczniczy przy jednoczesnym długim cierpieniu (bólu) i naruszeniu godności pacjenta.  Te sprawy są różnie regulowane na świecie, w Polsce w Kodeksie Etyki Lekarskiej mówi się, że rezygnacja z uporczywej terapii jest autonomiczną decyzją chorego, który został dobrze poinformowany o stanie swojego zdrowia i zbliżającej się śmierci. Przy spełnieniu tego warunku i w kontekście sumienia lekarza nie oznacza to eutanazji – o czym parę słów dalej.
Oceniam, że ważne jest ustalenie co doprowadziło do takiego stanu – czy sam wiek, czy zaniedbania i szkodzenie, nawet umyślne lub z przyjęcia złych metod leczenia.
Warto też przypomnieć afery związane z tzw. śmiercią mózgową. Bywa że błędnie uważa się to za znak definitywnej śmierci i wykorzystuje do pobierania narządów.
To dzieje się oczywiście nie tylko w przypadku osób starszych, ale i młodych. Są kraje (jak np. Chiny) gdzie w ten sposób „eksploatuje” się więźniów i niechciane dzieci. Handel ludźmi, w tym dziećmi, ma i ten aspekt.
Poszanowanie życia  ludzi maleje przy jednoczesnym hołubieniu życia zwierząt.

Żyjemy w czasach alienacji, gdy rodziny, dawniej powszechnie wielopokoleniowe i  wielodzietne, zanikają i często osoby starsze są osamotnione.
Z kolei cywilizacja materialistyczna coraz mniej widzi wartość osób starszych, gdy w rzeczywistości to one budowały podwaliny tego co jest oraz są skarbnicą życiowych mądrości i doświadczeń.
W skrajnych przypadkach, zwłaszcza w większości krajów zachodnich,  młode pokolenie odcina się od rodziców i dziadków, często przestaje się nimi interesować.
Domy opieki bywają dobrze wyposażone i obsługiwane, ale to przywilej bogatych.
Są kraje gdzie stosuje się lub postuluje eutanazję osób starszych . Przypomina to programy eugeniczne typowe dla dyktatur jak w nazistowskich Niemczech, przy czym było to rozszerzone na ludzi niepełnosprawnych lub ze „złym” pochodzeniem.
Te idee odżywają. Wystarczy poczytać to, co głosi np.  Harari w swoich książkach (polecam dobre opracowanie tych lektur w książce prof. Adama Wielomskiego „Yuval Noah Harari – Grabarz człowieczeństwa”).  Innym lansowanym tam pomysłem jest cyborgizacja ludzi, co ma rzekomo uczynić ich prawie nieśmiertelnymi poprzez technikę sztucznych organów – aż do zaniku człowieka, jakiego znamy. To ma być jednak dostępne tylko dla elit ze względu na koszty i doprowadzić do stworzenia klasy podludzi – biednych, schorowanych , niepotrzebnych – do stopniowej likwidacji.
To pokłosie lewackich (ale nie wszystkich lewicowych) i globalistycznych ideologii, w których próbuje się zniweczyć także rolę rodziny. A to przekłada się też na dalsze patologie. Nie będę tego tu rozwijał, ale warto wspomnieć że ma to związek także z ideologią klimatyczną, wg której, w pewnym ekstremizmie,  ludzie swoim istnieniem i aktywnością niszczą planetę, co z kolei uruchomiło programy depopulacyjne.  Są ludzie, którzy w imię tej ideologi wyrzekają się posiadania dzieci – zarówno przez takie postanowienie jak i przez aborcję.
Depopulacja ma rożne aspekty (duży temat), np. aborcja jest głównym czynnikiem nienaturalnych śmierci – wielokrotnie przewyższającym ofiary raka, chorób serca i innych znanych czynników. Wiedziałeś o tym?

O ile trzeba przyznać, że emeryci są obecnie trochę lepiej zadbani przez parę programów rządowych (dodatkowe emerytury, zasiłki itp.), to jeszcze daleko do spełnienia postulatu, że po długim życiu i pracy, zasługują na godne życie.
Szeroki znany temat, który także osobiście mnie dotyka, ale tu nie będę się skarżył.
Chodzi mi o opiekę państwa nad ludźmi u schyłku życia.
O ile wiedziałem, że jest źle, to gdy zagadnienie dotknie cię osobiście – odzywają  bolesne wspomnienia z czasów gdy odchodzili bliscy.
Osoba z rodziny, kochana bo dobra i zasłużona, którą darzę wielkim szacunkiem (z odwzajemnioną wręcz miłością), do swego 95 roku życia była jeszcze dość aktywną głową-seniorem części rodziny, chociaż już z ograniczoną sprawnością ruchową i początkami demencji. Radząc sobie mieszkała od lat sama po śmierci męża. Aż zdarzył wypadek. Pobyt w szpitalu, operacja. Całkowita niesprawność wymagająca całodobowej fachowej opieki. Nie dawaliśmy rady – potrzebne specjalne łóżko, system karmienia i „odwrotny”, leki, opatrywanie… Co robić?
Specjalistyczne domy opieki, te z NFZ (ZOL itp.) – długie terminy, co nie wchodziło w grę. Zakłady prywatne – w Warszawie brak miejsc, a nawet poza Warszawą ceny sięgające 8 000 zł /m. Opieka domowa – nie mniej skomplikowane i drogie rozwiązanie. W końcu udało się znaleźć – właśnie poza Warszawą, względnie odpowiednie miejsce, na które możemy sobie pozwolić dzięki oszczędnościom.  „Względnie odpowiednie” to eufemizm – małe pokoiki 3-osobowe, pacjenci w stanie niemal wegetatywnym, widok i nastrój przygnębiający, wręcz wymagający odporności psychicznej. Mimo odległości – odwiedzamy i widzimy bezsilną przerażoną kobietę, tak jak i my czujemy swoją bezsilność. Tam zapewne dokończy swego żywota.
Cóż, to i tak pewne rozwiązanie, ale co począć z tysiącami starców, kalek, niepełnosprawnych, którzy nie mają rodziny i oszczędności lub ich rodzin nie stać na zapewnienie opieki? Chce się krzyczeć – jakie to państwo, które mimo buńczucznych haseł nie potrafi zadbać o swoich seniorów?
To powinno być zorganizowane ustawowo i systemowo – zapewnienie godnej opieki dla takich osób w razie potrzeby. Prywatne zakłady to kropla w morzu, a ponadto widzę, że to bardziej biznes niż misja pomocy.
To samo widać na przykładzie chorych dzieci, osób z rzadkimi chorobami, które żebrzą o datki na ratowanie życia czy jakieś protezy lub drogie leki,  bo państwo nie poczuwa się do takiej pomocy. Także szpitale i inne placówki państwowe borykają się z niedofinansowaniem, niezrozumieniem potrzeb i biurokracją.
A jednocześnie wydaje się miliardy na wydumane potrzeby, sprzyjanie uchodźcom lub polityczne przekupywanie ludzi oraz trwoni się tyleż przez niegospodarność.

Reasumując – wpis pełen rozgoryczenia i oburzenia.
Czy jednak jest jakieś światełko w tunelu?
O ile łatwo pokazywać niedociągnięcia i oskarżać, co przeważa w większości publicystyki i rozmów, to wartość ma pokazywanie rozwiązań.
Staram się to robić. Nawet od wielu lat jeden z moich adresów mailowych ma  postać rozwiazanianakryzys@…
Jeśli chodzi o sferę zdrowia, to na wspomnianej wyżej stronie wielokrotnie były podawane dobre, w tym alternatywne, skuteczne metody postępowania zarówno w kontekście C-19 jak i w wielu jednostkach chorobowych. 
Nauka robi postępy w zakresie długowieczności, pewne aspekty starości można uważać za chorobę, a na pewno starość przyspieszana jest przez choroby, które można leczyć. 

Cóż, wszyscy kiedyś umrzemy, ale nadzieja umiera ostatnia.
Ogólniej biorąc przywołam jeszcze raz swoje nadzieje związane z globalnym projektem Global Health & Wellness Consortium  (GHWC.global) w ramach ruchu CARE (Center of Amity and Resatoration of Earth). Pod tym adresem znajdziemy więcej szczegółów, a krótki zarys GHWC tutaj.
Skrótowa charakterystyka CARE podana jest tutaj, a dokładniejszy opis autorki i liderki projektu w tym wpisie (do aktualizacji, bo dochodzą nowe funkcje).
Przekazuję tę nadzieję by ludzie nie poddawali się defetyzmowi i propagandzie strachu. Z namiarami, bo rozwiązanie  jest dość złożone i dla większości ludzi zaskakujące – wymaga zagłębienia się w temat. Wskazuje i realizuje szereg dróg dla lepszego zdrowia, długowieczności oraz nowej, sprawnej i bezpłatnej opieki zdrowotnej dla wszystkich.
Szkoda tylko, że wielu nie doczekało tej nowej rzeczywistości, która dopiero jest stopniowo wdrażana, a w polskich warunkach napotka prawdopodobnie na duży inercyjny opór istniejącego systemu. A może nie? 

 – – – – 
źr. ilustracji – https://photocontest.smithsonianmag.com/

Reklama

Z życia emeryta

Gdyby młodość wiedziała, gdyby starość mogła…

Pomimo dochodzenia do 72. urodzin nie widzę się jako typowy emeryt. Jestem aktywny, pełen planów i nadziei na jeszcze wiele lat aktywności (inna sprawa, że los i zdrowie może mają inne zdanie…).

Nie jest mi wszystko jedno, pokazuję zagrożenia dla naszych czasów i wspieram niektóre inicjatywy obywatelskie i niezależną publicystykę, w której mam swój mały, ale własny udział. Biorę udział w dyskusjach. Udzielam się w Internecie nie mniej niż młodzież, radzę sobie z odpowiednimi narzędziami, chociaż nie gonię za nimi.

Nie należę jednak do żadnych kół seniorów – uważam się na to za jeszcze zbyt młodego i nie mam na to czasu, by tam szukać zajęć.

Cały dzień mam zajęty do późnych godzin nocnych. Odkrywam coraz to nowe miejsca. Zachwycam się przyrodą i wzruszam pięknem. Tu było wielokrotnie o tym. Oglądam się za kobietami…
Dociekam tajemnic świata, ekscytuję się odkryciami i zadaję pytania.

Mimo wielu kontestacji (często gorzkich) wierzę w człowieka i w ewolucję świadomości w kierunku i dla przyszłego lepszego świata.

Jestem też dość aktywny fizycznie. Walczę o lepsze zdrowie poprzez podnoszenie świadomości w tym zakresie  – swojej i innych.
Zajmuje się tym od lat a ostatnio na fanpage Zdrowie i Fitness dla Ciebie.

Zapraszam w tym zakresie co miesiąc do nowości na stronie LepszeZdrowie.
Tu znajdziesz październikowe. Między innymi o:
tłuszczach ciąg dalszy, w tym o rybach i oleju kokosowym, co dzieje się w sprawie szczepień (bulwersujące), postawa polityków i co po wyborach, nowe metody szybkiej pomocy zdrowotnej, nowe lektury o zdrowiu i wiele więcej …

Chcę przy okazji podziękować za kolejną setkę tysięcy odsłon strony LepszeZdrowie! Właśnie przekroczyliśmy ogólnie 2 400 000, mimo że nie wszystkie podstrony i nie zawsze były włączone w zliczanie i stało się to bez płatnej reklamy.
Zapraszam do dalszych odwiedzin, polecania i lajkowania oraz do spoglądania w starsze artykuły – jest w czym wybierać ☺

W listopadzie planuję tutaj obszerny esej, prawdopodobnie pod tym tytułem Co się dzieje?, w którym podejmę próbę cząstkowej ale ogólnej syntezy ważnych zjawisk na świecie. Bo dzieje się wiele – nawet nie jestem pewien czy  jeszcze w listopadzie wypadki nie uprzedzą tych moich prognoz…

Myślę też o wpisie o niedostatku prawdy (szersze pojęcie niż kłamstwo), co jest jednym z moich ‚koników’ tematycznych.
Na razie mam tyle materiału, że nie wiem jeszcze jak to wszystko ogarnę.
Zatem  – stay tuned, czyli nasłuchuj.

Z życzeniami zdrowej jesieni – polecam i starsze tutejsze artykuły oraz wymienione strony.

Z notatnika letnika

Wszyscy pragną dożyć starości, a gdy dożyją, oskarżają ją.
Cyceron

Ku jesieni

Jest każdego lata taki czas gdy nasza przyroda osiąga swoiste apogeum.

Idę leśno-polną drogą i widzę wszystko tak bujne. Krzewy i trawy stanowią nieprzebytą gęstwinę, zieleń eksploduje, owady buzują, ptaki śpiewają, zioła kwitną, pojawiły się różne jagody, wszystko jakby na wyścigi.
A potem, któregoś dnia – naiwnie zdziwiony – widzę jak wszystko zaczyna żółknąć, rośliny wydały swój owoc i w poczuciu spełnionego obowiązku stają się coraz mniej strojne, trawy płowieją, miejsca dotąd szczelnie zarośnięte nabierają łysin, pojawiają się spadłe listki, ziemia jakaś wysuszona… Nastąpił smutny przełom.
Oczywiście – każda pora jest piękna, ale psychologicznie – pożegnania to nie to samo co przywitania…

W tym roku widzę to szczególnie – upały i susza w mojej okolicy zrobiły swoje. Jagodnik zwiędł, takoż jagody, jeżyny i maliny jakieś karłowate, pełno ususzonych i powiędniętych gałęzi, opadłe liście, pył na drodze, w strumyku jakieś brudne kałuże, ani śladu grzybów.
I chociaż jest we mnie dużo radości, ta radość przybrała odcień… smutku. Bo byłoby to zwykłe stwierdzenie normalnego faktu gdyby nie refleksja, że i ja już dawno jestem po przesileniu. Przyroda odradza się co roku. A nawet pamiętam, jak po suchym lipcu lub sierpniu, dzięki deszczom, lasy zazieleniły się jeszcze raz, chociaż oczywiście skromniej. My jednak nie odradzamy się co roku… Drzewa też się starzeją, ale mają tę przewagę nad nami że odnawiają swe „oblicze”. Czy jest w tym jakaś niesprawiedliwość?
Przypominam sobie swój wierszyk

Już nie tak

Skakałem na głęboką wodę
podnosiłem głaz
kochałem
… nie raz

Niebo było błękitne
lata tkliwe i pachnące
rozpierała radość
a dziewczyny chcące

Jakoś szarzej, słabiej
chociaż serce wciąż zawzięte
… już nie tak
za zakrętem.

Wszystko jak głaz
sprawy idą wspak
jeśli patrzysz na mnie
… już nie tak.

To było poetycko i pesymistycznie, ale jest pewne pocieszenie, że i człowiek może się regenerować, są liczne przypadki, że ktoś po 60-ce czuje się lepiej niż w swych latach 30,. a to za sprawą zerwania z jakiś nałogiem lub po wyeliminowaniu złych nawyków żywieniowych, dzięki poznaniu przyczyn chorób albo dzięki dobrej suplementacji. Wiem po sobie… 🙂
Pisuję o tym trochę na blogu http://www.befirst.co/fitness oraz na http://www.lepszezdrowie.info .
I wierzę w naturalne siły człowieka oraz postęp w metodach diagnostyki i leczenia – mimo, że wokół widać raczej regres.
Ale to temat … polityczny, bo nic nie jest bez przyczyny – już na inną notatkę.