Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego,
że wierzy w nie więcej osób.
Oscar Wilde
Określenie lemingi przyjęło się w przenośnym znaczeniu do tej grupy ludzi, którzy ślepo ufają władzy i jej mediom, a zwłaszcza przylgnęło to do osób identyfikujących się z poglądami centrowymi reprezentowanymi przez partię PO oraz telewizji TVN, Gazety Wyborczej, portalu Onet.pl. [potem i z innymi].
W szerszym ujęciu – osoby, którym wygodniej jest żyć bezkrytycznie.
Nazwa lemingi pochodzi od gryzoni, które według „miejskiej legendy” masowo popełniały samobójstwo podczas migracji przez rzucanie się tysiącami ze skały lub próby przepłynięcia morza. Nie jest dziś istotne na ile to prawda, chociaż odnotowywano, że podczas migracji przebywają rzeki lub skaczą do morza, płyną przed siebie, ale nie potrafią ocenić odległości od lądu i po dystansie większym niż 200 m – masowo toną.
W języku polskim funkcjonuje podobne określenie owczego pędu lub zachowania stadnego. Na ogół ma to pejoratywne znaczenie, podobnie jak konformizm, który – chociaż nie przybiera formy pędu, to służy jakiejś grupie osób dla wygody lub ochrony partykularnych interesów. Zjawisko to występuje w wielu dziedzinach życia, nawet w nauce.
Podnoszę ten wątek, ponieważ to, co obserwujemy w związku z postawami i decyzjami Komisji Europejskiej a także niektórych liberalnych rządów w stosunku do masowego napływu emigrantów, pasuje do wspomnianego określenia. Podobne postawy uległości występują też i w innych obszarach naszego obecnego życia.
Przez rodzaj zaślepienia i wiarę w nieżyciowe tezy równości – bez poszanowania interesów własnych narodów, Europę może czekać trudne do zrozumienia lecz już realizujące się samobójstwo.
Przynajmniej kulturowo-tożsamościowe, ale także nabrzmiewają problemy ekonomiczne i społeczne, dla których władze nie potrafią znaleźć rozwiązania. Tak jakby na podobieństwo lemingów nie potrafiły ocenić gdzie jest brzeg i że w ogóle jest niebezpiecznie.
Brak instynktu narodowego to jeszcze pół biedy, ale pozbycie się instynktu samozachowawczego to już niebezpieczne. „Kultura śmierci” wdarła się do Europy, co prawda, już wcześniej (wojny, eutanazja, degradacja rodziny a zatem pogłębiający się kryzys demograficzny, nihilistyczne prądy w kulturze, itp.) ale teraz jakby podążamy za wzorcem tych odłamów islamu, w których życie nie ma wartości.
Może to być cena wieloletniej propagandy postaw ‚lemingowych’, a ta może nie jest tylko wewnętrzna. Może przewodnik stada manipuluje nim z dala i skrycie?
Ale to już inna historia…