Mikro czy mikre?

natchnienie

Pisać czy nie pisać
 – oto jest pytanie.

Jedni dla relaksu rozwiązują krzyżówki lub grają na komputerze, a ja wtedy … bawię się słowami, tak jak przykładowo pokazałem to kiedyś we wpisie Bawiąc się słowami , a także pośrednio w Aforystyka i w  Jak docinać, to z humorem …
W zbiorku wierszy i wierszyków 6 prób, próba 5. zawierała najkrótsze formy, które nazwałem Miniaturki.
Ale możliwe są jeszcze krótsze i zaryzykuję stworzenie „próby nr 7”. Nazwę tę próbę roboczo Mikro.
Sądzę, że  nie będzie się to  nadawało się do kolejnego zbiorku wierszy (takie najkrótsze myśli są najtrudniejsze i trudno się porównać z mistrzami fraszek i aforyzmów, więc wychodzi czasem wierszyk mikry), ale skoro to próba i to z szeregiem banałów (?), taki dla zabawy,  poniżej przedstawiam krótki wybór. Skracam te próbki nawet o tytuły, zamiast tego wyróżnikiem jest pogrubione pierwsze słowo.
Mam wątpliwość co do tego, czy niektóre nie są jakimś plagiatem, ale świadomie nie kierowałem się niczym oprócz impulsu by coś napisać. I nie jestem polonistą,  by ocenić czy to jakaś forma, która ma swoją nazwę i autorów*.

Jako osoba
Jestem sobą.

1, 2, 3
– dziecko, ja i ty.

Zaliczył
leży i kwiczy.

Wciąż mało
więcej by się chciało.

To zależy
na kim się leży.

Zazdrosna
że gdzieś indziej wiosna.

Anse
bo coraz mniejsze szanse.

Oj, ech…
Ej, nie narzekaj
lepiej się śmiej!

Bywa
że zimna
choć żywa.

Chmury
nie zasłonią bzdury.

Jesienią aura zimowa
to jakaś nowość?

Kabaretowo
pośmiać się zdrowo.

Dziennie parę tysięcy
nie trzeba więcej.

Widać i wiadomo
– homo.

Co jem ja?
JajkA.

Być w niebie
bez ciebie?

X stoi w miejscu
dlatego zrzędzi
że czas pędzi.

Niebo pochmurne
– myśli durne.

Słowa, słowa
ale dajcie chleba
Tego im trzeba.

Martwienie się
i zwątpienie?
Nie i nie!

Dobry podarunek
– szacunek.

Ten w zmowie
prawdy ci nie powie.

Praktycznie to życie
odkrywa tajemnice.

Ważne
nie musi być poważne.
——
Cóż, mogę tak długo, ale nie chodzi o kompensowanie lakoniczności tych mikro ich ilością, więc niech to będzie właśnie próbka. I nie muszę pisać, zabawa też ma sens.
—– 
* Później przypomniałem sobie, że to forma stosowana w epigramach i kupletach i właśnie we fraszkach.
Podobnie układany był także  antyczny distichon (dwuwiersz).
Ale mam wrażenie, że moje próby są jeszcze krótsze…
Dodam jeszcze i dłuższy epigram:

Na mównicy płomienie, w sercu chłód i kalkulacja,
bo polityka to sztuka – nie prawda, lecz prezentacja. 

 

Niebo

słonce, niebo

Znaki z nieba i na niebie
mówią do ciebie
choćbyś zakrył oczy
lecz nie zakrywaj
zobaczysz piękno
także w nocy – w gwiazdach
i w snach niebiańskich
czułych i proroczych.
L. K.

Jakże to ciekawy i obszerny temat!
Tym bardziej, że w języku polskim słowo niebo ma parę znaczeń – dosłowne i alegoryczne (np. w języku angielskim sky to nie to samo co haeven).

Niebo w każdym zrozumieniu od wieków fascynuje ludzkość, będąc przedmiotem refleksji filozoficznych, religijnych, artystycznych, a także naukowych. Jest symbolem nieskończoności i tajemniczości, która prowokuje pytania o sens istnienia, miejsce człowieka we wszechświecie oraz naturę rzeczywistości.

Niebo jest unikalnym fenomenem, który łączy w sobie różne wymiary ludzkiego doświadczenia. Religijnie wskazuje na transcendencję, artystycznie jest źródłem piękna i wzruszeń, a naukowo – obiektem nieustannych badań.

Rozpatrzmy krótko przynajmniej parę perspektyw tytułowego tematu.
Ponieważ nie chciałbym jednak tutaj pisać rozprawki naukowej – zacznę od …wątku artystycznego i od rozmowy Kate Melua [lubię!] z Anną Janowską (Zwierciadło 9/2022).
„Wytłumacz mi, dlaczego niebo jest tak inspirujące. „Chmury… latawce… ptaki… tęcze… człowiek z gwiazd… drzewa… liście… fajerwerki…” — śpiewasz w tytułowym utworze ‚Aerial Objects’.
[Tu wypada przypomnieć ten utwór (z podkładem Simona Goffa)  np. https://www.youtube.com/watch?v=hbiBaXWSEW0; akurat ten jest bardziej filozoficzny niż wynikający z zachwytu , chociaż niebo może budzić i grozę – o czym dalej]
… To piosenka o tym, jak wielu artystów czerpie inspirację, patrząc w niebo. Jeśli raz to dostrzeżesz, nie możesz się od tej refleksji uwolnić. Od „Somewhere overthe Rainbow” Judy Garland przez „Feeling Good” Niny Simon po „Starmana” Davida Bowiego. Słuchając tych utworów, zdajesz sobie sprawę, jak często motyw nieba przewija się w popkulturze i ile jest w tych chmurach, ptakach na niebie czy spadających liściach prawdy o nas samych. Kiedy to zauważyłam, nie mogłam się powstrzymać, żeby nie skomentować tego… w piosence [Śmiech]. Zresztą to spostrzeżenie dotyczy każdego. Pomyśl — chcesz znaleźć odpowiedź na jakieś trudne pytanie, to gdzie patrzysz? W niebo albo w sufit [śmiech].
– Podróż, w którą zabierasz nas na najnowszym albumie, rozpoczyna się na lotnisku, a kończy wśród przyrody i pszczół. Brytyjczycy mówią o sobie, że są narodem ogrodników. Podzielasz tę pasję?
– Uwielbiam w Brytyjczykach ich miłość do natury i do ogrodów. Mieszkam koło pięknego londyńskiego parku i z tego, co zauważyłam, tamtejszy zespół ogrodników jest jak mała armia!…”

To było wspomnienie bardzo wybiórcze, ale zawiera w sobie sporo inspirujących spostrzeżeń, które skłoniło mnie do rozwinięcia tych wspomnianych wątków.


Oczywiście niebo pojawia się w muzyce różnych gatunków i formatów – od „poważnej”, gdzie niebo inspiruje zarówno utwory sakralne, jak „Mesjasz” Händla, …. do popularnych utworów i piosenek wspomnianych przez Kate. W tym drugim zakresie wspomnijmy współczesne piosenki, jak „Imagine” Johna Lennona, gdzie niebo jest tłem dla utopijnej wizji świata bez podziałów.
Z naszych – R. Gawliński śpiewał:
Piękne jak okręt
Pod pełnymi żaglami,
Jak konie w galopie,
Jak niebo nad nami
.
A w piosence Maanamu Jackowski:
Oprócz błękitnego nieba nic mi dzisiaj nie potrzeba.

Oczywiście trzeba spojrzeć na niebo w sztuce szerzej. Niebo od wieków jest motywem także w literaturze – szczególnie w poezji oraz w malarstwie.

W literaturze temat nieba zajmuje sporo miejsca zarówno w opisach przyrody jak i w metaforach.
Przykładowo w „Boskiej komedii”  (D. Alighieri) niebo to siedziba Boga i świętych, Raj, po którym wędruje Dante, stanowi dziewięć nieb systemu Ptolemeusza. Siedzibą Boga jest Empireum.
U Jana Kochanowskiego w trenie XIX przychodzi do poety we śnie matka z Urszulką na ręku. Matka zwraca się do syna, mówiąc mu, że jego „Urszuleczka żywie”, że znajduje się w niebie i jest jej tam bardzo dobrze.
W „Weronie” C. K. Norwida niebo to symbol bożej troskliwości: „Łagodne oko błękitu” spogląda z góry, z nieba. Ponieważ niebo kojarzy się z obecnością Boga, więc możliwe jest, że to sam Bóg spogląda na ziemię. Całe niebo roni łzę nad ludzką niedolą.
W poemacie „Pan Tadeusz” A. Mickiewicza pojawia się wiele opisów nieba, np. jako „morza wiszącego”, co podkreśla piękno i spokój przyrody, tamże w księdze VIII zawarty jest obszerny opis gwiaździstego nieba.

W poezji niebo jest metaforą marzeń, wolności i boskości. Adam Mickiewicz w „Odzie do młodości” pisał: „Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga”, wskazując na niebo jako symbol przekraczania granic.
Jakże dużo jest wierszy o niebie! To osobny obszerny temat.
Od starożytnego poematu królewicza Li Ho o niebie, po te z naszej cywilizacji jak:

„Niebo w nocy” – Leopolda Staffa, cały cykl wierszy o niebie Mariusza Parlickiego, „Niebo” – Wisławy Szymborskiej, w którym poetka opisuje niebo jako coś, co jest wszędzie, a nie tylko nad nami. Jest ono obecne w naszym doświadczeniu, nawet w ciemności, i budzi zachwyt.

W malarstwie niebo jest częstym motywem jako element krajobrazu – od rozświetlonego do ponurego i groźnego.

W malarstwie średniowiecznym i renesansowym niebo było tłem dla scen religijnych, często przedstawiane jako złocista lub błękitna przestrzeń z aniołami i chmurami, jak w freskach Giotta czy obrazach Rafaela.
W romantyzmie niebo stało się symbolem wzniosłości i nieograniczonej wolności – burzliwe niebo Caspara Davida Friedricha na obrazie „Wędrowiec nad morzem mgły” odzwierciedla tęsknotę za transcendencją.

Współczesna sztuka, np. instalacje Jamesa Turrella, eksploruje niebo jako doświadczenie świetlne, które skłania do kontemplacji.
Wrażenia wzrokowe związane z niebem są poruszające chyba dla każdego – niezależnie od sztuki malarskiej czy filmowej. Osobiście bywałem jakby wniebowzięty widokiem nieba w jego kolorach zachodu czy wschodu słońca, pięknych chmur i ptaków na niebie – chociaż …nie pożądam wniebowstąpienia.

Niebo w ujęciu filozoficznym

Filozofia od starożytności postrzega niebo jako przestrzeń metafizyczną, symbolizującą porządek kosmiczny i nieskończoność. Dla Platona niebo było domeną idei – doskonałych, niezmiennych form, które istnieją poza materialnym światem. W jego „Timajosie” kosmos jest harmonijnym dziełem Demiurga, a niebo odzwierciedla boski porządek. Arystoteles z kolei widział w niebie sferę wieczystą, ruch gwiazd i planet tłumacząc jako przejaw boskiego rozumu. W średniowieczu filozofowie chrześcijańscy, jak św. Tomasz z Akwinu, łączyli niebo z boską transcendencją, uznając je za miejsce, gdzie dusza spotyka Stwórcę. W nowożytnej filozofii niebo staje się metaforą ludzkiej wolności i ograniczeń. Immanuel Kant w „Krytyce praktycznego rozumu” pisał: „Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie” – niebo staje się symbolem majestatu wszechświata, który inspiruje do refleksji nad moralnością i ludzką egzystencją. Współczesna filozofia, zwłaszcza egzystencjalna, widzi w niebie przestrzeń pytań o sens życia w obliczu ogromu kosmosu. Jean-Paul Sartre czy Albert Camus dostrzegali w nim zarówno piękno, jak i obojętność wszechświata wobec ludzkich dramatów.

W religiach niebo jest miejscem sacrum, siedzibą bogów lub Boga.
W chrześcijaństwie niebo to raj, miejsce wiecznego szczęścia i bliskości z Bogiem. Biblia opisuje je jako „nowe niebo i nowa ziemia” (Ap 21,1), wolne od cierpienia. To dom aniołów i świętych. W islamie niebo (Dżannah) jest ogrodem pełnym rozkoszy, nagrodą dla prawych. W hinduizmie i buddyzmie niebo jest jednym z poziomów egzystencji, choć ostatecznym celem jest wyzwolenie z cyklu reinkarnacji. Niebo w religiach często kontrastuje z ziemią jako sfera materialna i niedoskonała. W mitologiach starożytnych, jak grecka czy nordycka, niebo było domeną bogów – Olimpem czy Asgardem. W szamanizmie niebo jest przestrzenią duchową, do której szaman wędruje w transie, by komunikować się z duchami. Wspólnym motywem jest postrzeganie nieba jako czegoś wyższego, niedostępnego, ale jednocześnie inspirującego do duchowego wzrastania.
Jest powiedzenie (w teologii chrześcijańskiej), że niebo jest w nas, co oznacza, że mamy w sobie boski pierwiastek, a w interpretacji innych, że tworzymy swój świat wg wyobrażenia nieba.
Nie zaskoczyła mnie merytorycznie wypowiedź pewnego „lumpa”, z którym jechałem schodami ruchomymi, że raj i niebo jest na ziemi – wystarczy żyć w zgodzie z naturą – nie musimy czekać do śmierci. Zaskoczyło mnie zaś kto to wypowiada – człowiek wyglądający na bezdomnego i mocno zaniedbanego.

Niebo w przysłowiach, wyrażeniach i przenośniach odzwierciedla ludzkie emocje i aspiracje i często zawiera elementy filozoficzne odzwierciedlając jego kulturowe znaczenie. Po części to element literatury, ale pojawia się głównie w języku codziennym. „Sięgać gwiazd” oznacza dążenie do wielkich celów, a „być w siódmym niebie” wyraża stan najwyższego szczęścia. Podobnie kulinarnie „Niebo w gębie”. W polskim folklorze przysłowia takie jak „Czerwone niebo wieczorem, to pogoda jutro” łączą niebo z obserwacją przyrody i mądrością ludową. W przenośniach niebo symbolizuje nadzieję („po burzy zawsze wychodzi słońce”) lub boską opatrzność („spadło mi z nieba”). Te wyrażenia ukazują, jak głęboko niebo jest zakorzenione w ludzkiej wyobraźni.
(W odniesieniu do przysłów – mogą one być często tematem dyskusji, czy odzwierciedlają prawdy uniwersalne).
Z setek (tysięcy?) aforyzmów i cytatów o niebie, oto parę przykładów.

Jeszcze A. Mickiewicz:
Do nieba patrzysz w górę, a nie spojrzysz w siebie; Nie znajdzie Boga, kto go szuka w Niebie.

O! luba, zginąłem w niebie,
Kiedym raz pierwszy pocałował ciebie!

Karl Raimund Popper:
Próba zrealizowania nieba na ziemi kończy się zawsze wyprodukowaniem piekła .
Joseph Ratzinger (Benedykt XVI):
Niebo jest tą przyszłością człowieka i ludzkości, której ludzkość sama sobie dać nie może.
Seneka:
I z najbardziej zapadłego zakątka dostać się można do nieba.

Krzysztof Bilica:
Leżący częściej podnosi wzrok ku niebu.
Jerzy Popiełuszko:
Naszego miejsca w niebie nikt nam nie zabiera. Najwyżej pozostanie ono puste.
Mikołaj Kopernik nie tylko wpatrywał się w niebo by je badać jako astronom, ale umiał dostrzegać jego piękno:
Nic piękniejszego nad niebo, które ogarnia wszystko, co piękne.

Nauka przybliża nam te aspekty kosmosu, które dawniej były tylko spekulacjami, ale… wciąż jesteśmy dalecy od zadowalającego rozumienia z czym mamy do czynienia.

Niebo w ujęciu astronomicznym i fizycznym

Z naukowego punktu widzenia niebo to przestrzeń kosmiczna, obejmująca atmosferę Ziemi i wszechświat poza nią. Astronomowie postrzegają niebo jako mapę gwiazd, galaktyk i planet, które można obserwować za pomocą teleskopów i innych narzędzi. Niebo, które widzimy, to w rzeczywistości obraz przeszłości – światło gwiazd dociera do nas po milionach lat, co czyni niebo swoistym wehikułem czasu.
Tutaj przywołam swój stary wpis Zdumiewający Kosmos.
Myślę, że zdumienie nie ominie i ciebie.

Kosmologia współczesna bada strukturę wszechświata, od Wielkiego Wybuchu (który jest hipotezą, chociaż bodajże główną jaką się podaje), po ciemną materię i energię, które dominują w kosmosie. Niebo w tym ujęciu to nie tylko piękno, ale i naukowa zagadka.

Fizyka opisuje niebo jako przestrzeń, w której działają fundamentalne siły wszechświata: grawitacja, elektromagnetyzm, siły jądrowe. Atmosfera Ziemi nadaje niebu błękitny kolor poprzez rozpraszanie światła (tzw. rozpraszanie Rayleigha), a zjawiska jak zorza polarna czy tęcza są efektem interakcji cząstek i światła.

Niebo jest zarazem bliskie – widzimy je codziennie – i nieosiągalne, co czyni je uniwersalnym symbolem ludzkiej tęsknoty za czymś większym. Wielu ludzi czuje, że Kosmos na wzywa do siebie jak do jakiejś pierwotnej ojczyzny, a odczucie to narasta gdy obserwują rozgwieżdżone niebo.

Warto przywołać słowa Carla Sagana: „Jesteśmy pyłem gwiazd”. Niebo, które obserwujemy, jest nie tylko przestrzenią zewnętrzną, ale i opowieścią o naszym pochodzeniu. W każdej gwieździe, w każdym obłoku, kryje się historia wszechświata – i nas samych.

W moim innym wierszyku POKORA:
Ile w procentach wiemy o Kosmosie?
Profesor Wolszczan: zero.
Jak duże jest nasze ego,
tak nikła jest nasza wiedza.
Spójrz z pokorą w nocne niebo
.

Niebo ptaków budziło zazdrość i podziw, co uruchomiło odważne próby sięgnięcia do niego przez człowieka, co w końcu się ziściło, a nawet dało nam jeszcze większe możliwości w czymś, co z pewną przesadą, nazywamy podbojem kosmosu.
Okolice Ziemi zaroiły się od wielu satelitów, co z jednej strony dało ludziom nowe możliwości telekomunikacyjne i badawcze, z drugiej zaśmieciły niebo mnóstwem ciał obcych naturze i ograniczyły dawny widok nieboskłonu.

Mamy też meteoryty z nieba (a w rzeczywistości z oddali kosmosu) i ataki z nieba – te w apokaliptycznych wizjach (wskazuje się na UFO , chociaż może to być i pomoc), jak i te realne na współczesnych polach wojennych.

To na naszym niebie dzieją się różne zjawiska meteorologiczne, co do których mamy szereg obaw.
Trudno się dziwić temu, że dawniej bano się piorunów jako przejawów „gniewu bożego” („grom z jasnego nieba”) i skutków jakie to zjawisko mogło materialnie powodować. Dziś dziwimy się, że niebo bywa całymi tygodniami zasnute ciężkimi chmurami, a mimo to nie spada upragniony deszcz. To uderza nie tylko w rolników, ale powoduje zły nastrój, obniża sprawność i krzyżuje różne plany, zwłaszcza urlopowe. Słońce leczy – czyżby ktoś chce odebrać nam naturalną witaminę D i wpędzić w choroby?
Osobiście jestem przekonany, że pogodą nie tylko można sterować, ale to się robi. Zachmurzenie bywa sztuczne. Inna moja ulubione Kate (Bush) śpiewała o rozpraszaniu chmur (Cloudbusting).
Co gorsza – od wielu lat mamy paskudzone niebo zjawiskiem chemtrails (smug chemicznych). Pisałem o tym wielokrotnie i od dawna, także na tym blogu, np.:

Chemtrails – alert
Gazy cieplarniane, smugi na niebie i podejrzenia
Zamieszanie wokół geoinżynierii ciąg dalszy
Także na FB (niektóre linki nieaktualne) – https://www.facebook.com/notes/773664343195029/

Są różne teorie dlaczego ludzie (czy zawsze?) ludziom robią takie rzeczy, ale nie będę tutaj rozwijał tego podtematu.
I na tym poprzestanę, ale chce się krzyczeć: nie zabierajcie nam czystego nieba!
Na szczęście – mam je w sobie i we wspomnieniach…

Świat powinien wiedzieć…

I powoli dowiaduje się. Poniższy reblogowany/cytowany wpis (zobacz!) z blogu Dreaming with Dolphins (zachowuję +/-format):

DON’T MISS!!! ~ KIM GOGUEN: ‘When Two Worlds Fail to Collide and the Levee Breaks—Deep State Scrambles to Keep Control’ ~ “Generals once in Command Have Lost Their Grip” / “U.S. Accuses Hamas of Breaking the Peace Deal—But What’s the Real Story?” / “Another Failed Attempt to Replace Global Currencies with Crypto Shows the 100th Time Isn’t a Charm!” ~ 16 OCT 2025 Global Intelligence Agency Operations Report

nawiązuje do końcowej części tutejszego ostatniego wpisu Koniec lata i koniec… 
Uzupełniam oba materiały streszczeniem raportu GIA z 16.10.2025 na stronie Our Life Force oraz korzystam tam z udostępnionego nagrania.
Nie ujawniam teraz o co chodzi (chociaż tytuł przedstawionego gościnnego wpisu już trochę podpowiada) – zapraszam do materiałów.
„Believe or not” – lepiej uwierzyć, bo przepowiednie materializują się…

Leśne lato 2025

Zieleń i słońce
to wystarczy na udane wakacje.

Do końca lata jeszcze ponad miesiąc, ale już teraz przedstawiam swój prywatny pierwszy mini reportaż wakacyjny.
Oprócz krótkich wypadów „w Polskę” od paru lat większość lata spędzamy z żoną na swej leśnej działce. I stąd piszę. Nasz domek nie jest przystosowany do zamieszkania gdy jest zimno, więc tym bardziej cenimy sobie czas letni i chcielibyśmy jak najlepiej go wykorzystać.
Ten rok wydaje się szczególny. O ile w poprzednim zjawiliśmy się tu już w marcu i kwietniu, a potem dłuższy czas w maju aż po jesień, ponieważ pogoda sprzyjała, to w 2025 dopiero w połowie czerwca.

Prognozy na ogół są mało rzetelne, nie sprawdzają się czasem nawet następnego dnia. Zaniechaliśmy tygodniowego wypadu nad morze (gdzie jeszcze nie byliśmy? – trudne pytanie) w czerwcu wg planu by zrobić to przed wakacjami szkolnymi, bo nie było dobrej pogody.
Coś jest nie tak, gdy temperatury niektórych dni lipcowych są takie jak w lutym.
I na Mazowszu ciągle chmury, a deszczu prawie zero. Chyba nigdy tak marzliśmy jak w tym roku. Aha – „ocieplenie klimatu”… Pogoda to osobny obszerny temat, ale mówiąc krótko – mamy uzasadniony szeregiem wydarzeń-dowodów pogląd, że pogoda jest sterowana.
O tym kiedy indziej.
Prawdopodobnie z powodu przymrozków wiosennych w tym roku w naszym letnim „miejscu na ziemi” nic nie obrodziło – ani jabłonie, ani śliwki, ani grusze, ani aronia, nawet mirabelki, których było zawsze w bród. Dotyczy to całego obszaru – przynajmniej w zasięgu naszych wycieczek, a nie są one krótkie. Zupełnie inaczej niż np. w Warszawie. W sumie – szkoda. Jeden wyjątek – derenia dużo. Długo czekaliśmy też na czarne jagody i grzyby – głównie z powodu suszy (?). Dopiero na początku sierpnia nastąpił stopniowy przełom.

Jednak zadowalamy się wycieczkami i przyjemnym pobytem na działce, zwłaszcza gdy jest cieplej.
nasz domek
A co znajdujemy tuż za jej ogrodzeniem? Borowiki.

W ogóle częściej znajdujemy grzyby bliżej drogi – leśnej czy osiedlowej, niż w głębi lasu. Dziwne, ale może po prostu po lesie chodzą od wczesnego rana zapaleni grzybiarze, bagatelizując brzegi lasu i drogi. Mamy ułatwione zadanie… Spotkaliśmy parę innych osób, które mają podobne doświadczenie – zbierają ładne okazy przy okazji krótkich spacerów – nawet bez zamiaru szukania grzybów.
Najwięcej było maślaków – to nimi się zajadaliśmy, a lepsze grzyby idą do suszenia. Im dalej w sierpień, tym ich więcej.

Co do lasów wokół – tak jak piszę w podobnych relacjach co roku, jest ich coraz mniej. W paru ilustracjach pokazuję przykłady smętnego widoku kolejnych wyciętych kwartałów lasu, skali wyrębu i bałaganu jaki po tym pozostaje.

Drewno zabrane, ale...

"ozdoba" lasu
Są i inne zjawiska, które nas niepokoją. Poniżej szkic listu jaki może wyślę do pobliskiego leśnictwa, chociaż nie sądzę by mi odpowiedzieli. A w ogóle leśniczy siedzi schowany w swojej willi lub jest gdzieś w terenie (chociaż nigdy go tam nie widziałem), przez co trudno zapytać wprost. Do poniższego tekstu dołączam parę fotografii.

—-
… Obserwuję las i w związku z tym mam parę pytań i uwag.

1. Widzę jak pszeniec coraz bardziej opanowuje las, a jest to jego pasożyt, mimo że to drobna roślinka. Czy można z tym coś zrobić?
2. Jako rowerzysta narzekam na psucie dróg przynajmniej na trzy sposoby:
a) Konie kopytami naruszają utwardzenia – czy ktoś kontroluje lub ostrzega ludzi z okolicznych stadnin by przestrzegano wyznaczonych tras?
b) Ciężkie maszyny do wyrębu i wywózki drewna psują drogi, tworzą głębokie koleiny. Czy nie byłoby także w Waszym interesie by te drogi naprawiać albo nawet na stałe niektóre utwardzić?

koleiny na drodze
c) Kłady i motocykle krosowe – o ile wiem nie jest to dozwolone, a na pewno jest to niewskazane ­także ze względu na hałas (płoszenie zwierzyny) i dyskomfort ludzi, którzy tu odpoczywają.

3. Prowadzicie intensywną gospodarkę leśną. Parę pytań (przepraszam, że wkraczam w ten temat bez wiedzy fachowej, ale tym bardziej jestem ciekaw odpowiedzi):
a) Czy wyrąb i zwożenie urobku nie lepiej byłoby prowadzić poza sezonem letnim? Najlepszym czasem jest zima, a szczególnie gdy jest śnieg, co ułatwia ściąganie pni. To byłoby mniej szkodliwe dla podszycia i przyjazne dla turystów w czasie wakacji.
b) Sadzicie dużo sosen, ale z tego co wiem (?) modrzew rośnie szybciej i jest bardziej wartościowy, dlaczego nie widzę tego gatunku w szkółkach ani w ogóle w lesie gospodarczym?
c) Są obszary gdzie po wyrębie nie widać nasadzeń od 2+ lat. Czy to wynika z braku sadzonek czy pracowników?
d) Sprzątanie po wyrębie – widzę takie działania, ale czy wystarczające? [patrz wcześniejsze zdjęcia]
e) Chrust w czasie suszy zwiększa zagrożenie pożarowe. A przy okazji – od dawna nie widzę by były robione i odświeżane pasy (rowy) przeciwpożarowe
f) Pamiętam, jak przed paroma laty dużo się mówiło o tym jak cenne jest drewno, nawet zachęcano do zbierania chrustu jako biomasy. Jednocześnie widzę, że szereg ściętych, nawet solidnych pni pozostaje w lesie. I nie chodzi o rezerwaty, gdzie pozostawia się je by „wróciły do natury”. Drewno już nie jest cenne?

g) Z przykrością stwierdzam że w okolicy jest po wyrębach coraz mniej lasu, który stanowił przed laty, gdy ludzie tam budowali swoje domy/domki, istotny czynnik wyboru miejsca inwestycji i wypoczynku.

h) I jeszcze refleksja w sprawie wyrębu. Widzę ogołocone dość strome zbocza lokalnych górek wydmowych. Czy to nie grozi ich erozją i gorszymi warunkami do ponownego zalesienia?

4. Doceniam stawianie tablic przyrodniczych przy trasach turystycznych, ale jednocześnie widzę, że niektóre starsze nie są zadbane, a także zarośnięte lub powalone.
5. Czy spotykaliście w okolicy wilki? Ja widziałem dwa blisko leśniczówki. Czy jesteśmy bezpieczni w tym terenie?


Przepraszam, że zacząłem od akcentów negatywnych, ale są powody, tym bardziej, że  jest szereg i innych spraw, które nas niepokoją – pisałem o tym w podobnych letnich podsumowaniach, np. Bliżej jesieni w paru znaczeniach.
Nie będę się więc powtarzał, ale powrócę do tego, że postępuje najazd budowlany w okolicy, coraz więcej domów letniskowych, placów z których wycina się las pod te budowy. Dostałem sąsiada, który urządza niemal przedszkole i ogród zabaw dla dzieci, które ściągają w to miejsce z całego letniska oraz swoich znajomych i krewnych prawdopodobnie z Warszawy. Głośno w dzień, głośno do późnych godzin.

Uciekamy do lasu. Marsz 10 000 i więcej kroków – to prawie codzienna norma, ale ostatnio dopiero wieczorem, gdy upał zelżeje (dotyczy części sierpnia).

Do tych marszów potrzebne są dobre buty. I tutaj ciekawostka. Różnego rodzaju obuwie sportowe, jakie obecnie można kupić po rozsądnej cenie, są dość słabej jakości – rozpadają się np. po dwóch sezonach bardziej intensywnego używania.
Żona znalazła w lamusie swoje stare polskie buty a la „adidasy”, które nosiła jeszcze w czasach PRLu. Mimo lat używania nie miały śladów zużycia ani pęknięć. I w nich chodzi do lasu. To był wyrób Pol Sport z Krosna.
Na zdjęciu „niewyględne”, ale nie chodzi o elegancję (zresztą nikt nas nie obserwuje, bo w lesie prawie nikogo nie spotykamy), lecz o wygodę i trwałość. A bywa, że trzeba przejść przez błotko, odcinki kamieniste i pełne szyszek lub korzeni.

Mamy w okolicy strumyk, który odcinał nas od drugiej części owego lasu. Tego lata, w jego pierwszej części, mieliśmy dużą suszę i mogliśmy przechodzić na drugą stronę płytkimi brodami.

A ostatnio suchą stopą na drugi brzeg strumienia

Nie to, żebym się cieszył wysychaniem cieków wodnych, ale to akurat było plusem. Potem były deszcze i znów potok ruszył. Przy okazji – są bobry, które spiętrzają wodę swoimi tamami, ale by je zbudować zwalają wiele drzew. Lecz takie jest prawo natury, ale szkoda np. małej szkółki brzozowej, która już w jednej trzeciej świeci kikutami.

Jeszcze o faunie, tym razem… owadziej. Kiedyś już o tym pisałem, ale ten rok był tajemniczo szczególny – w przeciwieństwie do poprzednich, kiedy nękały nas komary, meszki, kleszcze, muchy, nawet osy – tym razem prawie ich nie było.

Obserwuję przeróżne stworzenia w lesie, ale więcej czasu na to mam gdy przesiaduję w ogrodzie z książkami (każda chwila wolna od licznych prac ogrodowych i  wieczory, bo telewizja na ogół nie działa), półnagi, z bosymi stopami na trawie – bez stresu, bo nic mnie nie gryzie.
I przyglądam się owadom – z podziwem.
Po pierwsze – różnorodność, codziennie coś nowego.
Po drugie – jakże małe stworzenia się trafiają. Niektóre nawet mniejsze niż pół milimetra. I widzę jak badają teren, coś próbują, omijają przeszkody lub inteligentnie (!) je pokonują, gdzieś podążają. Biorę lupę i widzę, jak w tym małym ciałku mają myślącą (w jakimś sensie) główkę, czułki, ssawkę, w miniaturowym korpusie aparat mięśniowy napędzające skrzydełka, podobnie nóżki…

Ten podziw był tematem wierszyka TEORIA WZGLĘDNOŚCI (z debiutanckiego zbiorku 6 prób )

Robaczek,
lawirował wśród traw
spadał i powracał…
Pomyślałem
– trudzi się biedaczek
zagubiony
w swym mikro świecie.
Nagle małe skrzydełka rozwinął
i poleciał ponad sosny
w niebo
dla mnie niedostępne.
To ja poczułem się mały,
zazdrosny.

Co do fauny, to w tym roku widzimy jej mniej. Może dlatego, że wyschnięte strumyki już nie zwabiają łosi i innych kopytnych do wodopoju?
Co do wody dla zwierząt i ludzi spragnionych ochłody, odwiedzamy urocze miejsca nad Bugiem (ok. 4 km pieszo lasami).

nad Bugiem
Szykuje się nowa atrakcja w innej okolicy – rodzaj zwierzyńca, który jest urządzany dla owiec kameruńskich, osłów, lam i alpak, przywieziono też małe kangury. Jest i cięższy kaliber – szkockie krowy i byki i jeszcze jakieś tajemnicze rasy – wypasane na okolicznej łące.

alpaki


Całość nie jest jeszcze dostępna z bliska, wygląda na to, że na otwarcie będą przygotowane dodatkowe atrakcje dla dzieci – zjeżdżalnie, drabinki, huśtawki itp. Na jesieni przyjedzie tutaj wnuk – mam nadzieję, że obiekt będzie już otwarty i pójdziemy do tego mini ZOO.

Nie jest jednak atrakcją to, że coraz liczniejsi sąsiedzi mają psy. Szczekanie, brudzenie nawet pod płotami w czasie spacerów… A nawet psie ujadanie gdy właściciel gdzieś znika i zostawia samotnie pupila uwiązanego na krótkiej smyczy na parę godzin…
Natomiast, jak co roku mamy u siebie sympatyczne towarzystwo półdzikich kotów, które codziennie liczą na jakieś kąski z naszych posiłków lub dobre serce żony, która kupuje im podroby lub gotowe karmy.
Zawsze są i młode. Harcują i mają największy apetyt.

Na koniec jeszcze parę obrazków – z intencją: Ceńmy lasy i cieszmy się nimi póki są i kiedy są najpiękniejsze (jesień już się zbliża…)

las kwiatów topinambur

lasek i trawa
Więcej zdjęć umieszczę na Locusmind.one w tamtejszym osobistym profilu, by ten wpis nie był przeładowany.

PS. Pod wpisami wordpress umieszcza propozycje „wpisów podobnych” – nawet jeśli nie są czasami trafione, to zapraszam do sprawdzenia. Udało się tym razem bez polityki, ale kto lubi takie wątki – znajdzie i takie w innych postach.

Cuda

Są tylko dwa sposoby przejścia przez życie.
Jeden, jakby nic nie było cudem,
i drugi, jakby wszystko było cudem.

Albert Einstein

Porywam się na bardzo duży temat, ale postaram się ująć to możliwie lapidarnie (korzystając z licznych odwołań do dodatkowych materiałów).

Gdy mówimy „cuda”, to często wskazujemy te, o których mówią religie, bo w swoich pismach i obrządkach przywołują cudowne wydarzenia, które świadczą też o siłach nadprzyrodzonych.

Nie ujmując tej sakralnej stronie cudów, nie zapominajmy, że niektóre tajemnicze zdarzenia obwołane cudami przed setkami czy tysiącami lat były wtedy niewytłumaczalne inaczej. Dziś, dzięki nauce wiemy, że tak było bo nie poznano jeszcze wówczas pewnych praw fizyki i biologii.
Jednak nawet dziś wiele takich cudów nie rozumiemy naukowo – mimo całego arsenału narzędzi badawczych i bogactwa wiedzy. Także Kościół nie jest skory wiele rzekomych cudów uznawać oficjalnie – wymaga to długiego i starannego procesu weryfikacji.
Nie chodzi też tylko o te przypadki, które są przedmiotem takich formalnych działań – mamy tysiące relacji ludzi, którzy interpretują pewne zdarzenia ze swojego życia jako cudowne.
I w wielu przypadkach rzeczywiście tak to wygląda. O tym jeszcze będzie dalej.

Chociaż nie zamierzam tutaj rozważać głównie tego religijnego aspektu, to jednocześnie nie sposób go pominąć. Zatem poniżej daję krótki przegląd pozycji literatury polskiej lub wydanej w Polsce, która się tym zajmuje. Mam spore dossier na ten temat, ale tutaj go skrócę.

Skupię się zatem na współczesnych publikacjach, które analizują cuda z przekonaniem o ich realności, w kontekście głównie chrześcijańskim, ze względu na dominujący udział w literaturze, ale też z uwzględnieniem naukowego lub filozoficznego podejścia, które nie odrzuca zjawiska cudów. Oto parę przykładów (niektóre z tych publikacji mam).

1. „Cuda” – Janusz Pyda OP (2022, Wydawnictwo W Drodze). Książka dogłębnie analizuje fenomen cudów w kontekście chrześcijańskim. Autor odpowiada na pytania: czym jest cud, dlaczego Jezus dokonywał cudów i jak odróżnić cuda od magii. Publikacja jest przystępna, ale opiera się na solidnych podstawach teologicznych, łącząc refleksję filozoficzną z wiarą. (https://wdrodze.pl/produkt/cuda/ )

2. „Porozmawiajmy o cudach” – Patrick Theillier (2006, Wydawnictwo Księży Marianów). Autor, lekarz i dyrektor Biura Medycznego w Lourdes, analizuje cuda uzdrowień (fizycznych i duchowych) zgłaszanych w sanktuarium. Książka łączy perspektywę medyczną z wiarą, prezentując świadectwa i chrześcijańskie rozumienie cudów. (https://nauka.wiara.pl/doc/469926.czy-zdarzaja-sie-jeszcze-cuda )

3. „Kurs cudów” (tomy 1–3) – Helen Schucman (wydanie polskie, np. 2010, Fundacja Inner Peace). Monumentalne (ponad 1100 stron) dzieło duchowe, które przedstawia system myślowy oparty na miłości i przebaczeniu, traktując cuda jako naturalny element rzeczywistości duchowej. Choć nie jest to publikacja stricte akademicka, jest uznawana za kluczową w duchowości współczesnej. (https://www.ceneo.pl/63583067 )

4. „Kurs cudów w praktyce. Zmień życie najprościej jak to możliwe” – Alan Cohen (wydanie polskie, np. Studio Astropsychologii). Przystępna interpretacja „Kursu cudów” Schucman, skupiająca się na praktycznym zastosowaniu idei cudów w życiu. Książka jest popularna wśród osób zainteresowanych duchowością New Age, ale zakorzeniona w chrześcijańskich ideach (https://sensus.pl/ksiazki/kurs-cudow-w-praktyce-zmien-zycie-najprosciej-jak-to-mozliwe-alan-cohen%2Ce_0dq2.htm )

5. „Nauka i Opatrzność. Interakcja Boga ze światem” – Michael J. Dodds OP (2008, Wydawnictwo WAM). Fragmenty tej książki (np. rozdział o cudach) analizują możliwość cudów w kontekście filozofii i teologii. Autor, dominikanin, rozważa, jak Bóg może działać w świecie, nie naruszając praw natury, co jest zgodne z myślą św. Tomasza z Akwinu. (https://nauka.wiara.pl/doc/469975.Cuda )

6. „Cuda z nieba. Nadzwyczajna historia Annabel Beam” – Christy Wilson Beam (wydanie polskie, np. 2015). Autobiograficzna opowieść o cudownym uzdrowieniu dziewczynki, która doświadczyła niewyjaśnionego medycznie powrotu do zdrowia. (https://lubimyczytac.pl/ksiazki/t/cud ).
O takich indywidualnych relacjach jest wiele publikacji, przykłady podam dalej.

7. „Kiedy potrzebujesz cudu. Siedem sekretów wiary” – Cherie Hill (wydanie polskie, np. 2014) Książka skupia się na duchowym aspekcie cudów, oferując wskazówki, jak otwierać się na działanie Boga w trudnych sytuacjach. Autorka traktuje cuda jako przejaw Bożej miłości i zachęca do wiary w ich możliwość.(https://lubimyczytac.pl/ksiazki/t/cud )

8. „Cuda eucharystyczne” – Joan Carroll Cruz (wydanie polskie, np. Wydawnictwo Esprit). Publikacja opisuje historyczne i współczesne cuda eucharystyczne, takie jak przemiana hostii w tkankę serca czy krew. Autorka, opierając się na badaniach Kościoła, przedstawia cuda jako dowody Bożej obecności. Książka zawiera szczegółowe opisy i analizy. (https://www.esprit.com.pl/d103/cuda-i-uzdrowienia)

9. „Cuda Bożych uzdrowień” – zbiorowa, Wydawnictwo Esprit. Zbiór opowieści i świadectw o cudownych uzdrowieniach, które są badane przez Kościół. Książka łączy narracje wiernych z teologiczną refleksją nad cudami jako znakami Bożej łaski.(https://www.esprit.com.pl/d103/zacz/25/cuda-i-uzdrowienia )

10. „Cuda i łaski” – zbiorowa, Wydawnictwo Gloria24. Książka gromadzi relacje o cudach religijnych, takich jak uzdrowienia czy objawienia, z naciskiem na ich znaczenie dla wiary. (https://gloria24.pl/ksiazki/biografie-i-swiadectwa/cuda-i-laski )

11. „Największe cuda XX wieku” – zbiorowa (artykuł w „Rzeczpospolitej”, 2012, dostępny w formie publikacji). Opisuje dziesięć najważniejszych cudów XX wieku, takich jak cuda eucharystyczne czy uzdrowienia, uznane przez Kościół po rygorystycznych badaniach. (https://www.rp.pl/swiat/art13804301-najwieksze-cuda-xx-wieku )

12. „Czy zdarzają się jeszcze cuda?” – Patrick Theillier (2006, Wydawnictwo Księży Marianów). Kolejna książka Theilliera, skupiająca się na cudach w sanktuariach, szczególnie w Lourdes. Autor analizuje zarówno uzdrowienia fizyczne, jak i duchowe, podając konkretne przykłady i ich weryfikację medyczną. (https://nauka.wiara.pl/doc/469926.czy-zdarzaja-sie-jeszcze-cuda )

13. „Traktat o cudach” – Marian Rusecki (2005, Wydawnictwo KUL). Akademicka publikacja polskiego teologa, która systematycznie analizuje fenomen cudów w chrześcijaństwie. Rusecki rozważa cuda jako znaki objawienia, odwołując się do Pisma Świętego, teologii i filozofii. (https://contragentiles.pl/czytelnia/nauka-a-religia/cuda-a-nauka/cud-co-to-takiego/ )

14. „Cud: co to takiego?” – zbiorowa, Contra Gentiles (2020, contragentiles.pl). Publikacja analizuje cuda z perspektywy chrześcijańskiej i filozoficznej, porównując je z innymi tradycjami religijnymi. Autorzy uznają, że cuda są bezpośrednim działaniem Boga, i omawiają ich znaczenie dla teizmu.(https://contragentiles.pl/czytelnia/nauka-a-religia/cuda-a-nauka/cud-co-to-takiego/)

itd.

By nie przedłużać – jeszcze dwie książki popularne, też w nurcie religijnym, które kiedyś zainteresowały mnie w kontekście cudownych uleczeń, bo ten temat szczególnie mnie zajmował.

„Moc uzdrawiania”, Todd Dixon, Wydawnictwo Limbus 1995.
Opisuje badania autora – amerykańskiego lekarza, dotyczące kilkunastu spektakularnych uzdrowień za sprawą tajemniczej zdolności kobiety o imieniu Terry, też lekarki, ale bez angażowania medycyny, chociaż owa uzdrowicielka nie negowała współpracy swoich pacjentów z lekarzami.
Autor i uzdrowicielka traktowali te przypadki jak przejaw boskiej pomocy.

„Cuda dnia powszedniego”, James S. Bell, Stephen R. Clark, Wydawnictwo KDC, 2006.
To 65 przykładów niezwykłych wydarzeń, w tym dużo cudownych uzdrowień, a ponadto wielu przypadków uratowania życia w sytuacji realnie bez wyjścia, ostrzeżeń w czasie snu lub w wizji, które też uratowały życie lub majątek, rozwikłanie trudnej sytuacji finansowej przy braku zrozumiałych przesłanek, znalezienie się w dziwnej rzeczywistości itp. – doświadczenia zwykłych ludzi.
I refleksja: czy jesteś pewien/na, że nie było w twoim życiu sytuacji, gdy jakaś niewidzialna siła uratowała cię przed jakimś wypadkiem, nawet gdy nie wiedziałeś/aś, że było zagrożenie?

Dalej podam jeszcze parę pozycji, które rozpatrują ogólniejsze i nie religijne podejście do tematu.

A takich dziwnych zjawisk mamy wiele. Popatrzmy krótko na to ogólniej.

Bardziej potocznie cudem możemy nazwać coś, co „normalnie” nie występuje w przyrodzie, w naszym życiu. Lub gdy jest to coś niezwykle rzadkiego.
Wygranie w lotto szóstki (lub podobna wygrana w innych grach losowych) jest bardzo mało prawdopodobne. A jednak ktoś wygrywa. Dla takiej osoby może to być cud.

Historia młodej kobiety Juliane Koepcke, która w 1971 r. wypadła z samolotu do dzikiej dżungli amazońskiej z wysokości ponad 10 000 stóp. Mimo złamanego obojczyka, głębokiej rany na ramieniu i jednego spuchniętego, ślepego oka, nie mając butów i żywności, dzięki wielkiej woli przeżycia i niesamowitej mocy życia jaka tkwi w ludziach, po wielu dniach tułania się w lesie – przeżyła. Więcej szczegółów znajdziesz w książce, którą potem napisała o swoim wypadku, a w wielki skrócie pod tym adresem https://x.com/ThoughtTOX/status/1936028678963548475 .

Ale to tylko jeden przykład, bo przypadków przeżycia w skrajnie niesprzyjających i groźnych warunkach historia podaje wiele.
Oprócz książek są oczywiście i filmy o takich/podobnych przypadkach.

Z wielu współczesnych (i nie tylko!) obserwacji możemy dać przykład UFO jako zjawiska, którego wciąż nie potrafimy jednoznacznie wyjaśnić, przynajmniej oficjalnie. Czym są przy ich różnorodności oraz np. niesamowitej dynamice ruchu. Sytuacja jest analogiczna do zjawisk niewytłumaczalnych sprzed stuleci, a które dziś rozumiemy dzięki nauce?

A teraz parę osobistych doświadczeń, bo to blog osobisty.

  1. Nie koszę wiele na swej rekreacyjnej leśnej działce, ponieważ trawy i różne inne rośliny porastające murawę i zakątki placu w większości nie tylko mi nie przeszkadzają, ale zdobią teren swoją różnorodnością.
    Inna sytuacja występuje gdy w danym roku przejeżdżamy na swoją letnią daczę późno na tyle, że zastajemy teren tak porośnięty, niemal jak w jakiejś dżungli, co utrudnia poruszanie się i miejsca przebywania opanowały siewki jakichś drzew.
    Mam dwie kosiarki elektryczne. Jedną większą i mocną do takich zadań specjalnych oraz mniejszą do wyrównywania miejsc, gdzie trawa powinna być niska.
    Jedną z pierwszych czynności bywało wyciągnięcie tej mocnej by zrobić pozimowe oczyszczenie terenu. Niestety, już parę lat temu ta kosiarka się zepsuła. Różne próby uruchomienia i własnej naprawy nic nie dały. Elektryk orzekł, że to silnik i że jego naprawa się nie opłaci – lepiej zamiast tej starej, już i tak dość sfatygowanej kosiarki, kupić nową. Nie kupiłem i w następnych latach uruchamiałem tę mniejszą i … kosę. Męczyłem się, ale w końcu jakoś dawałem radę.
    Starą zostawiłem w szopie, gdzieś w w głębokim kącie – może kiedyś przyda się na jakieś części?
    W tym roku żona mówi – wywal ją do „gabarytów” – tylko zajmuje miejsce. Faktycznie, tym bardziej, że rzeczy w szopie przybywa.
    Wyciągnąłem obie maszyny i w zamyśleniu podłączyłem kabel sieciowy do tej starej. Może dlatego, że sam jestem stary i przy ich podobieństwie mogłem maszyny pomylić.
    A ona ruszyła z kopyta i skosiłem nią wszystko co chciałem bez żadnego zacięcia.
    Dla mnie to był cud.
  2. Rak złośliwy. Miałem (lekarze mówią, że on zawsze pozostaje i wtedy lepiej mówić „mam”). Na ogół wyrok jest jeden: złośliwy nowotwór to dość krótka droga do śmierci. Ja jednak wolę mówić – nawet jeśli mam, to czuję się tak jakbym nie miał.
    Serio – po dwóch latach nie odczuwam już niczego, co by mnie niepokoiło, a badania to potwierdzają. Nie chcę kozakować, ale opowiem krótko jak widzę sprawę nowotworów.
    Tak, jak opisano w książce Odwracanie procesów nowotworowych. Lekarze praktycy dla pacjentów i lekarzy, chociaż poznałem ją dopiero niedawno. Mam podobną wiedzę z wielu innych źródeł. Najkrócej – z myślą o ew. osobach, które mają odnośny kłopot:
    Nie denerwować się, nie polegać zbytnio na lekach, chemio- i radioterapii, ew. przyjąć niechemiczną immunoterapię. Suplementować się, mieć kontakt z naturą, uziemiać się (u mnie głównie chodzenie boso po trawie), mieć dużo ruchu (przynajmniej dłuższe spacer), wystawiać się na słońce (rozsądnie), oddychać nosem, możliwie unikać kosmetyków i w ogóle otoczenia/przedmiotów zawierających tworzywa sztuczne, odżywiać się produktami z możliwie najmniejszymi dodatkami przemysłowymi, …
    Są badania, że nastąpił wysyp chorób nowotworowych u osób zaszczepionych przeciw SarsCov-2 lub mających styczność z zaszczepionymi. W moim przypadku nie było tych obu potencjalnych zagrożeń.
    Kiedyś może opiszę dokładniej przebieg choroby i leczenia, tutaj wspominam to w zestawie cudów. Ale czy był to cud?
    W wymienionej książce jest paragraf zatytułowany Twój organizm to cud.
    A w innym miejscu Nie ma leczenia choroby nowotworowej. Jedynie słusznym jest leczenie chorego człowieka. Dodam: przyczynowo i całościowo (holistycznie).
  3. O możliwych cudach pisałem tutaj 10 lat temu w Nowa opowieść wigilijna.
    Dziś widzę jeszcze inne możliwości, chociaż pewne procesy wymagają czasu. Ale ten przyspieszył i zmiany na lepsze mogą się skumulować.
    Natomiast w także dość dawnym wpisie Droga spełniającej się nadziei rozwinąłem trochę myśl o cudowności człowieka. Ale są tam i szersze rozważania, że cuda się pojawiają gdy zdejmujemy kajdany fałszywych przekonań i przyzwyczajeń. (W powołanym wpisie niektóre linki mogą być już nieaktualne, podobnie jak po latach sytuacja ewoluowała – nadal jesteśmy na dobrej drodze mimo zaciętego oporu światowych Deep State).
  4. W artykule Zdrowie przez transformację (2p) sprzed ponad 10 lat wymieniłem dużo metod uzdrawiania, z których niektóre medycyna potraktowałaby jako bajki, a wielu ludzi jako cuda. Ważne jest jednak, że to działa. Jest tam i odniesienie do mojego przypadku, gdy tuż przed operacją kręgosłupa chirurg odwołał ją, ponieważ przyczyna zniknęła. Ten i inne cuda…
  5. Jeśli mówimy o zdrowiu, to oprócz metod leczenia/uzdrawiania, należy wspomnieć o substancjach, które mają cudowne (serio!) właściwości, chociaż formalnie nie są lekami. Jest ich sporo (nie mówiąc banału o ziołach), ale wspomnę przykładowo o dwóch – DMSO i soda oczyszczona. Odpowiednio kieruję do książek:
    „DMSO. Naturalny środek przeciwzapalny i przeciwbólowy”, autor Hartmut P.A. Fischer (Wyd. Vital, 2016) wspomnianą w obszernym artykule Uniwersalny lek
    – oraz nowszej „DMSO na powszechne dolegliwości” autorstwa Evelyne Laye (Wyd. Vital, 2018). Autorka twierdzi, że gdyby miała wybrać tylko jeden lek, który może mieć w domu, z pewnością byłby to DMSO.

    Natomiast o sodzie – „Soda oczyszczona na straży zdrowia”, autor Iwan Nieumywakin (Wyd. Hartigramma, 2015) plus artykuł Soda dla zdrowia gdzie wymienione są i inne publikacje.

Jak wspomniałem – wymienię jeszcze przykładowe książki bez nawiązań do cudów per se, jakie dominują w ujęciu religijnym lub ezoterycznym.

Lubię sięgać do mojej domowej biblioteki, w której mam sporo pozycji poświęconych rożnym obliczom cudów – przyrody, życia, ludzi, architektury, wydarzeń historycznych, tajemnic, techniki itd.
To są cuda dosłowne i w metaforach.

Gdy mowa o cudach jako temacie książek, to nie musi to być pozycja ze słowem „cud” w tytule, chociaż ograniczę się tutaj do paru przykładów, gdzie to słowo występuje.
I tak – o przyrodzie np.

  • „100 cudów przyrody w Polsce”, Anna Plenzler, ale także wiele albumów ze zdjęciami lub przewodników geograficznych, gdzie pokazywane są lokalne przyrodnicze wspaniałości jak
  • „Tadeusz Zubilewicz poleca Cuda Polski”.

Podobnie cuda architektury np.

  • „Antyczne miasta: cuda architektury…”, Peter Connolly.
    Mam też całą serię książek-przewodników o wspólnym tytule
  • Cuda świata.
    Albo encyklopedycznie jak:
  • „Cuda świata: przewodnik po skarbach cywilizacji”, Burton i Rosemary Cavendish.
    Patrząc ogólniej na piękno – czyż nie wzrusza nas, czasem do łez, piękna muzyka lub inne dzieła sztuki? Podobnie jak miłość. Jak powiedział kiedyś Norwid: „Czym jest piękno? Kształtem jest miłości”. Jest w tym coś cudownego.

W kontekście biologii i medycyny:

  • „Aktywuj pełną moc mózgu. Cuda i neurobiologia”, Alberto Villoldo (i jego wykłady)
  • „Cuda samouzdrawiania”, Beata Augustynowicz, Leszek Żądło
  • „Nowe cuda ludzkiego ciała”, Giuseppe Calligaris*, oryginał z 1939 r. opracowany po polsku w 2019 przez grupę „Projekt Calligaris”, w której brałem udział jako tester (nie wszystkie zjawiska udało się powtórzyć).
  • „Dusza, medycyna i cuda [o potędze miłości, woli, wyobraźni i nadzwyczajnych uzdrowieniach]”, Caryle Hirshberg,
  • „Cuda bez cudu: rzecz o dziwnych lekach”, Wacław Korabiewicz
  • „Melatonina Twój naturalny cudowny lek”, Russel J. Reiter
  • „Sztuka dokonywania cudów„, David Spangler
  • „Cudowny ruch”, Mariola Bojarska-Ferenc
  • „Czystek: śródziemnomorski cud natury”, Aleksander Wójcik
  • „Fizyka cudów„, Richard Bartlett

I w kontekście filozofii na styku z religią (chociaż wszystkie te publikacje zawierają różne kategorie), np.:

  • „Cuda wielkich nauczycieli. Od Zaratusztry do Sathyi Sai Baby”, Das, M.N.
  • „Objawienia”, Erich von Däniken

lub zaskakująco –

  • „Cudowny świat szachów”, Mikołaj Żurawlew,  itd. itd.

Zaznaczyłem * pozycję Calligarisa, ponieważ to jest wybitny przykład cudu, ale w opracowaniu naukowym, tak niezwykłego, że aż przez dziesięciolecia ukrywanego…
Giuseppe Calligaris był włoskim naukowcem (Dott. Prof.) pracującym na wydziale neurologicznym Uniwersytetu w Rzymie. Jego zainteresowania i odkrycia pokazały niezwykłe zdolności ludzkiego ciała, które mogą kojarzyć się z akupunkturą lub klawiterapią Ferdynanda Barbasiewicza (która też jest niezwykła), ale wykraczają one także daleko poza zagadnienia leczenia. Dotykanie określonych punktów na ciele odpowiednim prostym narzędziem potrafi uruchomić … zdalne widzenie, odczytywanie myśli, niezwykłe wizje, odpowiedzi na pytania itp. Do dziś możemy traktować to jako cudy.

W ogóle dotyk skóry, ogólniej – ciała, potrafi uruchomić niezwykłe zjawiska. Jak kiedyś tu wspominałem – chciałbym napisać o tym książkę i mam opracowane spore fragmenty. Tylko w domu dysponuję około setką książek i ebooków, które o tym traktują – wprost lub pośrednio. Ilość materiału, która na razie mnie przytłacza…
Cudem będzie jeśli to sensownie ogarnę. Ale cuda się zdarzają…

Czas przyszły niedokonany

marzenia o podróżach

Dość frustrujące jest zdać sobie sprawę, że wiele planów jakie się miało i wciąż w jakimś stopniu ma, może się nie spełnić.

Taka refleksja dotyka szczególnie osoby starsze (zaliczam się do tego grona), które czują, że sił jest wciąż mniej, chociaż dusza młoda i wyrywna, a czas nieubłaganie leci.
Czytelników przepraszam, że poza tą ogólną refleksją znów wejdę w sprawy osobiste.
W dodatku do typowej sytuacji  uciekającego czasu plus pogarszanie zdrowia – mam pewną przewlekłą i potencjalnie groźną chorobę. Z tego powodu muszę przeznaczać część czasu na badania, leczenie i rekreację (np. obowiązkowy codzienny spacer, ale to przyjemne – lubię – zwłaszcza w otoczeniu przyrody).

Są pewne plany rodzaju życzeniowego, jak np. parę podróży, których nie udało mi się dotąd zrealizować. Jak już pisałem (np. w Tęsknota za Toskanią) – sporo podróżowałem, ale świat jest tak wielki i ciekawy, że pociąga w swoje różne strony. Szczególnie kusi mnie jeszcze nie odwiedzona Ameryka Południowa i Środkowa, a także jeszcze nie poznane zachodnie wybrzeże USA.

Niestety – daleko i drogo, a sił mniej. Mam w domu setki książek geograficznych, przewodników, map i czasopism, które zaostrzają apetyt…
(a propos – czeka mnie jeszcze żmudny spis kilkuset książek z piwnicy i dodanie go do już istniejącego indeksu ponad 1500 pozycji w mieszkaniu – kolejna zaległość).
Być może trzeba będzie się skupić już tylko na ich przeglądaniu oraz na Polsce, która jest piękna, więc nie ma co narzekać. Tu też mam jeszcze białe plamy, chociaż już nieliczne.

Czyżby pozostanę tylko przy wspomnieniach?
Oprócz tych już tu przedstawionych, mam zamiar opisać jeszcze przynajmniej: pozostałe podróże po Grecji, przygody francuskie w powiązaniu z podróżą po Europie południowej, moje dawne wizyty w Moskwie, podróże do Czech i Słowacji, wczasy i podróże w Rumunii i w Bułgarii, piękną przygodę na Węgrzech, jeszcze o Libii, ale już nie ogólnie lecz turystycznie, parę bytności w Szwecji, Danii, rajd rowerowy w Niemczech …

Mam jednak jeszcze „projekty duże”, które ciągną się już latami, a nie mam jakoś siły by je dokończyć lub wiąże się to z obiektywnymi trudnościami.
Jako przykład tej ostatniej kategorii – wymarzony własny dom. Stać nas na całkiem fajny, chociaż zadowoliłby nas taki do 100-120 m2, ale wszystko rozbija się o koszt działki. A pod tym względem mam dość wysokie wymagania (= cena, a jest powiedzenie, że przy tego rodzaju inwestycjach najważniejsze są trzy sprawy: lokalizacja, lokalizacja i … lokalizacja). Chociaż koszt budowy też wzrasta, to z powodu działki ten plan coraz bardziej nam ucieka.

Z kolei nasz domek leśny, to tylko mały letniak, który w ogóle nie nadaje się do całorocznego pobytu, ze względu na brak ogrzewania, ciasnotę i oddalenie od usług – sytuacja nie dla starszych osób. Wymaga remontów i częstych napraw*, co zabiera i czas i środki.  Podobnie jak utrzymanie działki na którą co roku wdziera się przyroda. A plac nie jest warty tyle by go sprzedać i z tego tytułu mieć dofinansowanie większego projektu.
Prędzej czeka nas remont mieszkania – sprawa też dość trudna (mieszkanie jest napchane meblami, i książkami, a także nie zostawimy go ekipie/malarzowi bez nadzoru w czasie pracy). I kosztowna.

Mam zaczęte dość ambitne „projekty wydawnicze”.

Strona www.StefanGarczynski.pl jest projektem prawie zakończonym i oferuje kilkanaście opublikowanych elektronicznie jego książek, ale są jeszcze inne, które czekają.
Moje zaangażowanie zmalało, bo mało kto się tym interesuje, a dalsze prace i utrzymanie serwisu kosztują. Czy ktoś przyjmie po mnie pałeczkę?

Mój „pilotowy” zbiorek wierszy 6 prób też prawie nie ma czytelników, więc plan by wydać go drukiem staje się mniej celowy i realny. Czy warto przygotowywać następny?

Mam od lat dużo (!) materiału do monografii o dotyku (aspekty biologiczne, kulturowe, terapeutyczne i szereg innych). Jest już zarys treści, ale to moloch na kilkaset stron z jeszcze poplątanymi wątkami – ta praca koncepcyjna i redakcyjna powala mnie, tym bardziej, że wymaga dużego skupienia, „dłubania”, a nie mam na to dość czasu…
Zamierzam jednak za niedługo wrzucić tu mały konspekt tematu (ok. 1/100 możliwej treści), z zestawieniem źródeł. To zestawienie może kogoś zdziwić – tyle przetrawiłem…
Ex post podaję  link po przygotowaniu tego konspektu o nazwie Tajemnice dotyku – wstęp

Całkiem podobnie jest z niedokończoną książką o demokracji.

Wyobrażenia o niej są najróżniejsze, ale i często z gruntu fałszywe. Ta teza sprawdza się w obecnym świecie. To jest ciekawy temat, ale czy starczy mi sił i motywacji by ten projekt ukończyć? Nie jest to moja domena, co utrudnia selekcję tego co ważne. Na razie Czytelnik może poszperać na tym blogu, co o tym dawniej myślałem i co ma swój ciąg dalszy.

Jeszcze jeden dość karkołomny plan – mój pamiętnik życia, który prowadziłem niemal od dzieciństwa po lata dojrzałości i życia rodzinnego – prawie 3000 stron w zeszytach. Bez sensu byłoby brać to wszystko, ale z drugiej strony to byłby ciekawy, może unikalny, przegląd tamtych czasów widziany okiem wrażliwego i ciekawego świata młodego człowieka. Do przemyślenia i … żmudnego opracowania. Ale dla kogo? Dla wnuków? Nie wiem czy to w ogóle byłoby pociągające dla nowych pokoleń. Nasze – inne – odchodzi…

Mam opracowany kiedyś przez siebie zbiór 60 zadań z pewnej dziedziny fizyki z rozwiązaniami. Chciałbym to wydać, bo to dość unikalne ujęcie. Trudność polega na tym, że to rękopis z szeregiem wzorów i rysunków.

Podobnie szereg esejów i opowiadań w szkicach, które w końcu warto byłoby pokazać, ale przedtem trzeba je uładzić.

Mam parę serwisów internetowych założonych jeszcze w czasach gdy robiło się to dość, a nawet bardzo, prymitywnymi metodami i środkami (niektóre są już niedostępne). Te strony już prawie nie nadają się do pokazywania, np. LepszeZdrowie.info .
Przełożenie tego projektu na WordPress lub podobną platformę było zadaniem ponad cierpliwość i zasób czasu. Teraz pojawiła się AI, więc może w ten sposób sobie pomogę, chociaż pierwsze próby pokazały, że i tak byłoby przy tym dużo ręcznej roboty.
W ogóle liczę na taki rozwój AI, że będę mógł „wynająć” jakiegoś agenta sztucznej inteligencji, który pomoże w różnych zadaniach.

Wreszcie – włączenie się, w miarę możliwości, w wielki plan „odnowy świata” w ramach ruchu Center of Amity and Restoration of Earth (CARE). To mnie kręci od dość dawna i mam o tym rozbudowaną stronę, ale to temat na inną okazję (chociaż były o tym wzmianki i tutaj).

Spowiadam się i usprawiedliwiam z tego wszystkiego, ponieważ jest parę osób, które czekają na spełnienie niektórych z tych planów, a inne odciągają mnie w innych kierunkach, nie wiedząc, że mam swoje plany i jestem mocno zajęty. Gdy mówią, że na emeryturze masz dużo czasu, to się uśmiecham, a w głębi – śmieję się.
OK, wracam do pracy…

___ 
* KRUCHOŚĆ

Psuje się samochód,

gdzie się nie obrócę

to kran, to lampa,

to coś w rowerze,

stare i nowe AGD.

Trudno uwierzyć

… i ja też!

Czas się naprawić,

odświeżyć, hej!

— wiersz ze zbiorku 6prób

Obserwacje-dywagacje

Partenope pyta profesora czym jest antropologia.
On odpowiada zagadkowo: widzieć…

Partenope poznaje najróżniejsze odcienie świata i staje się znaną antropolożką (AI).

Cóż – widziałem dużo rzeczy i czuję, że tym się wzbogacam. Nawet drobiazgami.

Tym razem kilkanaście (w przyszłości dużo) luźnych myśli na różne tematy w lapidarnym ujęciu.
Trochę tak, jak na standardowym twitterze (X).
Tam (/etsaman2) mam 38.4 tys. wpisów na dziś, ale są to efemerydy, tj. wpisy takie żyją chwilą – zarówno często ze względu na swoją aktualność oraz dlatego, że mało kto sięga do czyichś strych wpisów. Chyba że są zaopatrzone w tagi ( # ) o uniwersalnym znaczeniu. Z kolei – takich wpisów są miliony.
Ktoś uparty może szukać odpowiednich treści wbudowaną w X.com wyszukiwarką.
Z tego względu jako pierwszy punkt poniższego zestawienia podam wstęp jak to działa, przy czym zaawansowana wyszukiwarka ma dużo pożytecznych opcji pod kątem tematów, uwzględniania i wykluczania słów, ograniczania do jakiegoś okresu, autora itd. itd.

Mam przeczucie, ale nie chce mi się sprawdzać, że szereg podanych niżej myśli już mogłem kiedyś podawać na twitterze. A także na tym blogu – w tym przypadku przypomnę się w jakiś sposób. Na wstępie np. pamiętam wpis w tym stylu (wiele tematów po trosze) z 2021 r.  Generalia i didaskalia lub Majowe tutti-frutti . Gdy jednak będziesz zaglądał(a) do starszych wpisów – niektóre odwołania zewnętrzne (linki) nie będą już działać…

W największym skrócie – wbudowana funkcja wyszukiwania na X.com:

Na stronie głównej X.com, w prawym górnym rogu (lub w aplikacji mobilnej na dole ekranu), znajduje się ikona lupy – to podstawowe narzędzie wyszukiwania.
Po wpisaniu dowolnego hasła i naciśnięciu Enter, pojawi się strona wyników. Na górze tej strony zobaczysz opcję „Wyszukiwanie zaawansowane” (ang. „Advanced Search”) – kliknij w nią, aby rozwinąć szczegółowe filtry.
Możesz przejść od razu do zaawansowanej wyszukiwarki, wpisując w pasek adresu przeglądarki: https://x.com/search-advanced
—-
Po technikaliach najpierw bodajże najbardziej gorące tematy – POLITYKA.

Nie jestem ani specjalistą ani zagorzałym obserwatorem, ale pewne myśli nasuwają się same, albo musiały mieć jakiś zaczyn medialny. Cóż – wielu osobom to się nie spodoba. Będę dokładał dalsze refleksje w wolnym (?) czasie.

1. Wciąż mówi się o umacnianiu granicy wschodniej, co sprowadza się do zapór przeciwpiechotnych i np. czołgowych, Pójdą na to duże środki, ale czy nie jest to bardziej akcja propagandowa i uspokajanie się, że coś się robi, oraz marnowanie pieniędzy? Chodzi o to, że takie umocnienia to jakby powrót do koncepcji obronnych pierwszej wojny światowej a nawet starszej sztuki wojennej.
Gdyby Rosja (Putin) chciała w nas skutecznie uderzyć (w co wątpię – w jakim celu?), to byłby to atak powietrzny z pominięciem tych zapór. Wystarczyło by parę/kilkanaście rakiet balistycznych skierowanych na duże strategiczne cele – Warszawa i inne miasta, magazyny, elektrownie, garnizony itp. Ew. lotnictwo dalszego zasięgu. Po 30 minutach bylibyśmy rozłożeni i to bez taktycznej broni jądrowej (nie użyją). Nawet NATO nie zdążyłoby zareagować – jeśli w ogóle zareaguje (w odpowiednim zakresie lub w ogóle). Nasza obrona przeciwlotnicza i anty rakietowa jest w powijakach, a Rosjanie mają zarówno dobre rozpoznanie jak i urządzenia zakłócające. Temat można rozwinąć, ale taka jest główna myśl związana z sytuacją globalną (USA, Trump itp.)

2. Z powyższą tezą wiąże się następna.
Jeśli Putin nie zamierza atakować Polski i nie chodzi o jego deklaracje (że nie zamierza), ale o realistyczną ocenę, a nasze i europejskie okrajanie gospodarki i zadłużanie na rzecz zbrojeń osłabia Europę, a Polskę szczególnie, to Putin się cieszy. Bo wie, że to jest niepotrzebne.
Zatem jego służby może celowo i skrycie podsycają narrację zagrożenia i prowojenną? A Ukraińcy – paradoksalnie? – wspomagają ten trend.
A przy okazji – program zbrojeń w Niemczech jest bodajże równie niepokojący.

3. Ameryka bardziej interesuje się sytuacją Chiny-USA.
Ma to wiele aspektów, ale zwrócę uwagę na poniższą prawdę.

Czas gdy Chiny to było państwo goniące Zachód już minął, teraz to Zachód i USA muszą gonić Chiny, które zdobywają coraz większą przewagę w oryginalnej innowacyjności, zwłaszcza we wdrożeniach. Jako PRZYKŁAD proszę zobaczyć wątek na X https://x.com/Johncodemode/status/1903434451251794065 lub w zakresie software/AI np. https://x.com/balajis/status/1903469483739730132
Ta przewaga prowadzi i do przewagi militarnej oraz przewag ekonomicznych. Dawny hegemon, mimo butnych deklaracji zaczął się bać, a wewnętrzna sytuacja w Stanach jest … fatalna.
4. Zahaczam o temat sztuczne inteligencji – AI. Rozwija się burzliwie – nie ma prawie tygodnia w którym ogłasza się nowe produkty, następne wersje, coraz to lepsze i zadziwiające możliwościami. Tak przynajmniej jest w oficjalnych ogłoszeniach rynkowych, a w utajnionych firmowych i wojskowych projektach postęp jest na pewno większy. Docieramy do granicy pokazanej dawno temu w tutejszym wpisie Rubikon przekroczony – ze zdolnością samoistnego doskonalenia się AI w sposób wykładniczy. Już korzystam z paru takich narzędzi do różnych celów, np. ilustracja nagłówkowa tego i poprzedniego wpisu tak powstały.
Użytkownikom X polecę na początek (co nie znaczy że to słabe narzędzie) tamtejszego Grok‚a.

5. Głośny program deregulacji administracji i prawa jest konieczny. Ale trzeba sobie uświadomić, że dużo tych objawów przerostu ma źródło w wymuszonym podporządkowaniu polskiego prawa rozporządzeniom unijnym. To, że często są bezsensowne i niekorzystne dla Polski to jedno, ale bierność naszych władz (ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej) pozbawiająca nas suwerenności jest tym, co należy ruszyć najpierw.

6. Na przedwyborczym forum rośnie poparcie dla Grzegorza Brauna. Mało się o tym mówi w oficjalnych mediach, ale docierają informacje o spotkaniach terenowych z dużą frekwencją.
Tutaj wkleję pewną swoją refleksję z innego bloga (dłuższą, nie aktualizuję).
” …trwają kampanie kandydatów oraz liczne sondaże i dyskusje ich na temat.
Jak zwykle dominują głosy osób przywiązanych do partii, które popierają.
W nurcie bardziej zniecierpliwionych i zawiedzionych powtarzaniem się układu PO-PiS, do głosu dochodzą kandydatury „protestu” i znaczącej zmiany.
Przykładowo Konfederacja (frakcja Mentzena) wybiła się w rankingach na trzecie miejsce.
Ale jest więcej kandydatów „antysystemowych”, a niektórych nawet jeszcze dobrze nie znamy (nie wszyscy zostali dotąd przepuszczeni przez mechanizm przyjęcia PKW).
Zauważa się stosunkowo niedużą świadomość wyborców w paru kwestiach:
– w naszym systemie możliwości prezydenta są niewielkie
– zatem niewiele z głoszonych obietnic może być zrealizowanych, ponieważ prezydent nie ma odpowiednich kompetencji i narzędzi
– obiecać można dużo, ale to nie to samo co realizacja
– ludzie myślą bardzo schematycznie – mają zakodowane preferencje („tylko X i nikt więcej”), a w tym zakresie kierują się nawet tym, że X jest przystojny lub umie przemawiać (to ma znaczenie, ale nie decydujące)
– często nie rozumieją co jest naprawdę ważne dla Polski – skupiają się na kwestiach, które w obecnym systemie są zdeterminowane lub wyciągają z historii kandydata jakiś pojedynczy błąd, który jest mało istotny lub do naprawienia, i przez to uczepienie się przeszłości negują daną kandydaturę
Nie wymieniając tutaj więcej takich nieporozumień, chcę odesłać do paru wypowiedzi Jerzego Zięby. Jako obywatel, jak każdy z nas, zabiera głos na temat polityki, a nie tylko na sprawy zdrowotne. Przykładowo, już wiele lat temu, ukuł skrót W.I.R. od Weto obywatelskie, Inicjatywa obywatelska i Referendum obligatoryjne. Koncepcja ta, którą także od wielu lat opisuje, nawiązuje do rządów obywatelskich, co zresztą jest zapisane jako opcja w Konstytucji jako „władza Narodu”. (więcej na stronie J. Zięby – są namiary w omawianym niżej wpisie-wykładzie).
Podaję link do jednej z ostatnich wypowiedzi pana Jerzego, przy czym ta wypowiedź była opublikowana także na wielu innych kanałach społecznościowych.

Bartoszewicz czy Braun? https://x.com/i/broadcasts/1mrGmPDADlzKy  (od ok. 15:15). Potem było jeszcze parę podobnych wpisów.
Dlaczego w tytule mamy Artura Bartoszewicza?
Dlatego, że jak dotąd on jedyny zadeklarował w swoim programie zmianę systemu z odnośną zmianą w Konstytucji – w kierunku przekazania władzy obywatelom. Byłaby to przełomowa zmiana, która odsunęłaby od rządzenia partie polityczne i spowodowałaby wdrożenie W.I.R.  
Wykład p. Jerzego jest długi (2h) i odnoszę wrażenie, że negatywne komentarze pod nim biorą się także stąd, że wiele osób zadowoliło się wybiórczo tylko małym fragmentem lub nie zrozumiało wagi niektórych kwestii.
Osobiście w stosunku do A. Bartoszewicza miałem podobne zastrzeżenia jak wszyscy, którzy go krytykują, a dodałbym jeszcze podejrzenie czy nie jest skrycie przez kogoś „wylansowany” w niejasnym celu, skoro bez udziału w głównych mediach dość szybko uzyskał wymaganą ilość podpisów.
Na drugim biegunie sporu jest Grzegorz Braun, którego cenimy za bezkompromisowość, patriotyzm, wierność swoim poglądom, odwagę i charyzmę. Jak dotąd był to mój kandydat.
Z wykładu wynika jednak, że G. Braun nie wspiera W.I.R. ani nie protestował w szeregu ważnych sprawach, jakie J. Zięba pokazał jako najważniejsze. Cóż, to kwestia kto i jak ocenia wagę poszczególnych argumentów.
Byłbym, jak Braun, za oświeconą monarchią, ale to w Polsce oceniam jako nierealne, zresztą nie sprawdza się to bodajże nigdzie, bo monarchie mają obecnie tylko fasadowo-reprezentacyjną rolę, a jeśli mają sprawczą, to raczej po „ciemnej stronie mocy” przez uwikłania historyczne i koneksje z tajnymi zakonami.
Zatem może uprzedzenia do A. Bartoszewicza są małostkowe i mało istotne? Przyznał się do pewnych błędów i za nie przeprosił.
Co o tym sądzicie?
Prawdę powiedziawszy nie śledziłem Bartoszewicza i raczej łykałem negatywne komentarze więc muszę dać sobie czas na przemyślenie tej sprawy. A może Braun ma jednak ukryte atuty w zakresie „władzy obywatelskiej”, może będzie REALIZOWAŁ obietnice i pokaże atuty i pomysły dotąd taktycznie ukrywane?
Albo pojawi się na firmamencie jeszcze jakaś inna jasna gwiazda wśród kandydatów?”.

W dalszym ciągu nie wiem – sumienie podpowiada – poprzeć, ale polityka to gra innymi kartami.

7. Fundusz Kościelny. Duże środki rządowe (miliardy) – co najmniej ok. 16 mln płacone rocznie.
Genezą była rekompensata Kościołowi dóbr zabranych przez wczesne PRL-owskie władze ok. 1950 r. Pytanie: czy przez ponad 75 lat nie spłacono tego zobowiązania? Może faktycznie pora ograniczyć te wpłaty, bo przecież Kościół ma też własne dochody.
Przyjmuję raczej jako pewnik (?), że G. Braun będzie bronił tego finansowania.

8. Na X dość często piszę i przekazuję informacje o zdrowiu. Także było dużo takich wpisów na tym blogu. Nie wdając się w szczegóły (najczęściej obnażające korupcję i nonsensy) dam tutaj link do materiału pozytywnego i ważnego. Spore kompendium nt. zdrowia serca, profilaktyki i leczenia. A jak wskazują statystyki, to choroby serca są główną przyczyną zgonów. Mocne serce…

Stosuj z rozwagą – jesteśmy różni i w różnych sytuacjach.

9. Jednak warto wspomnieć o medialnej a nawet urzędowej akcji „Lex Szarlatan”.
Naczelna Izba Lekarska we współpracy z Rzecznikiem Praw Pacjenta i posługując  się mało kompetentnymi i skorumpowanymi dziennikarzami i propagandystami zaatakowały wielu lekarzy, którzy wychylili się z niezależnymi poglądami, bazując na prawdziwie aktualnej wiedzy medycznej i prowadzonej z sukcesami praktyce. Pod przykrywką walki z „pseudomedycyną” to wprowadzanie cenzury i ograniczanie wolności. Koniec dysput naukowych – aktualną wykładnię jedynej wiedzy dadzą ludzie pokroju Grzesiowskiego. Milion złotych nałożone bez sądu i windykowane w trybie natychmiastowym ma złamać każdego.
Nie neguję, że jest sporo szarlatanów, ale to nie lekarze, chyba że rozszerzymy pojęcie na tych z nich, którzy lansują niebezpieczne … produkty medyczne.
Chce mi się wymiotować – nie będę tego rozbudowywał po raz n-ty – znam wiele szczegółów, jak np. sądy kapturowe bez kompetencji pozbawiały prawa wykonywania zawodu nawet profesorów medycyny… 
A co do Rzecznika Praw Pacjenta – prawem pacjenta jest bycie leczonym wg swojego wyboru lekarza i metody.  

10. A propos mediów (w dużej mierze narzędzia propagandy i wpływu)

Co nadają telewizje w Prime Time? Wszędzie kryminały, brutalne filmy akcji, horrory, sensacje, sprawozdania o patologiach …
Pisałem o tym parokrotnie. Nie dziwcie się obniżaniu kultury, złemu wychowaniu młodzieży, narastaniu przestępczości.
A ciekawe i wartościowe programy kulturalne, przyrodnicze – ok. północy i później. 
Jeszcze o TVP – dlaczego mecze nadaje się zarówno tutaj jak na ich kanale sportowym dostępnym w transmisjach naziemnych DVB?  Zapychają czas?  Podobnie jak wielokrotnie powtarzając te same programy.

11. W wolnych chwilach zimowych katalogowałem swoją domową bibliotekę
Pisałem kiedyś o tym we wpisie Generalia i Didaskalia.
Jak tam wspomniałem, starsze, ale cenne książki w ogóle nie mają ISBN albo numery są nieaktualne (nie uwzględnione w bazach?).  To hamuje mi pracę i obecnie stopują ją po ok. 1300 pozycjach przez trudności ręcznego wpisywania.
Poczekam chyba znowu na jesienno-zimowy czas, a tymczasem ciągnie mnie do … lasu.

12. Sporą część roku spędzam w różnych lasach. Wszędzie widzę jak dużo drewna się marnuje. Pamiętamy gdy nawet były akcje zbierania chrustu by palić nim zamiast węglem. Chrustu w lasach jest multum, ale mniejsza o to, chociaż ten po wyrębach bardzo las zaśmieca. Owszem, spełnia pewną rolę w przywracaniu substancji organicznych, jako schronienie dla drobnej fauny, ale to nie były rezerwaty. Ale bardziej mnie bulwersuje jak dużo w lasach zalega dużych pni powalonych np. przez wiatr albo ściętych w ramach „konserwacji” drzewostanu  lub dla przerzedzeń lasu, ale nie zabieranych. To materiał cenny dla meblarstwa, na tarcicę, na produkcję papieru, a nawet jako opał. Ale nikt go nie zabiera, a po czasie straci swoją wartość. Widziałem też parę razy duże uporządkowane i ostemplowane stosy wartościowych pni, które też od lat zalegają bez zainteresowania (leśników, odbiorców?). Zła gospodarka. Abstrahuję tutaj od wielokrotnie dyskutowanej kwestii ilości rezerwatów, nadmiernych ścinek, lex  Szyszko itp., ale oto najnowsza wiadomość 

13. Po wielu latach używania mojego ulubionego Saaba („sabinki”) rozstałem się z bólem z tym samochodem. Bo ten model 93 sport, 215 KM, automat, wysoki standard i wiele rozwiązań wyprzedzających nawet obecne wyposażenie wielu samochodów – dały się lubić.

jednak niskie zawieszenie i spore spalanie były minusem przy moich częstych  wypadach w okolice z dołami i korzeniami. Czego więc potrzebowałem?
Samochodu z 2. ręki z niedużym przebiegiem, najchętniej z salonu, na gwarancji, bezwypadkowego, japońskiego lub niemieckiego dobrej marki, wysokie zawieszenie, miejski SUV, stosunkowo mocny i z dobrym przyspieszeniem, mało palący, automat, nowa generacja z osiągnięciami elektroniki, ładny i wygodny …
Los sprzyjał – znalazłem dość szybko za b. rozsądne pieniądze i spełniający WSZYSTKIE ww. wymagania, odwiedzając pewien salon.
Zgadniecie co to jest?
A propos samochodów. Miałem ich wiele. 55 lat za kółkiem … bez jednego wypadku z mojej winy.

14. Opakowania.
Duży temat na osobny obszerny artykuł, a nawet monografię.
Tutaj wymienię tylko ważniejsze punkty, które trzeba uwzględnić:

-Dostosowanie do celu/produktu
– Spełnienie wymagań formalnych (mogą zawierać tu wymienione Aspekty)
– Praktyczność dla użytkownika (np. łatwe otwieranie i kształt*)
– Etykieta czytelna i wyczerpująco objaśniające towar
– Aspekty zdrowotne i środowiskowe
– Recykling
– Przydatność do dalszego wykorzystania, w tym uniwersalność – gdy potrzebna i możliwa
– Design – oryginalność bez wydziwnień, estetyka
– Lekkość, ale i wytrzymałość
– Bezpieczeństwo użytkowania

* Spotykam opakowania z wymyślnymi zagłębieniami, które niczemu nie służą, a bardzo utrudniają dotarcie do np. zawartości w zakamarkach tego opakowania, także mycie, np. słoika. Dobre opakowanie to sztuka.

Ponieważ akapit o G. Braunie wydłużył znacznie ten wpis, który miał zamysł krótkich informacji, to na tym teraz skończę.
Krótkie następne punkty będę tu dodawał do pewnego momentu, ale raczej utworzę nowe wpisy Obserwacje-dywagacje 1, Obserwacje-dywagacje 2  itd.

Dystopie – zjawisko realne

Na szukanie lepszego świata
nie jest jeszcze za późno.
Alfred Tennyson

W historii ludzkości pojawiały się wyobrażenia lepszego świata odpowiednio pasujące do wyobrażeń epoki, a raczej wyobrażeń myślicieli danego czasu.
Nie cofając się do dawnych mitologii, nawet jeszcze nie tak dawno przybierały kształt utopii, przykładowo wizje marksistów i komunizmu, który obejmie świat, a ludzie będą szczęśliwi – „każdemu według potrzeb, od każdego według możliwości”. Jak wiadomo doprowadziło to nie do szczęścia, ale do rzeczywistości dystopijnej, do wielu cierpień, biedy i zniewolenia. Chociaż pojęcie dystopii wiąże się głównie z gatunkiem literackim opisującym pesymistycznie przyszłość, ja rozszerzam to na możliwy, a nawet realizowany stan faktyczny.
Obecnie środowiska związane z globalistycznymi zapędami i neomarksiści biorą na serio powiedzenie Klausa Schwaba „Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy”.
Elementy takiej wizji są wdrażane i testowane w koncepcjach „kredytu społecznego” (Chiny), pełnej inwigilacji i kontroli, w tym paszportów szczepionkowych czy medycznych, miast 15-minutowych, globalnej waluty cyfrowej o określonym terminie ważności, likwidacji gotówki, transhumanizmu  i innych pomysłach przedstawianych explicite np. w książkach J. Harariego.
Szybki rozwój sztucznej inteligencji daje tutaj dodatkowe narzędzie, które może być wykorzystane przeciw ludziom.
Nie zamierzam tutaj rozważać tak szerokiego tematu, natomiast chcę zwrócić uwagę, że nie tylko teraz, gdy te zagrożenia wolności widać jak na dłoni, ale i w przeszłości nie brakowało autorów, którzy dobrze rozumieli te zagrożenia. Najbardziej u nas znani z XX wieku to np. A. Huxley, G. Orwell, w Polsce Stanisław Lem, A. Wiśniewski-Snerg,  Janusz Zajdel…
Zatrzymam się przy Zajdlu by dać przykład dobrego zrozumienia potencjalnych zagrożeń jakie autor proroczo i dość dokładnie opisał w swojej powieści z 1982 r.  Limes Inferior. Chociaż – jak w powieściach,  jest tam fabuła z postaciami i rozwojem akcji, to dzieło posiada też ustępy z autorskimi refleksjami, wręcz filozoficznymi.
Zacytuję taki fragment z pierwszego wydania. Jest ich więcej, ale wybieram jeden, by ten wpis nie był za długi. W  [   ]  wyjaśnienia dla osób, które nie czytały książki. A przy okazji – zachęcam do tej „ponadczasowej” lektury.
Tekst zawiera przykłady rozumowania wydającego się logicznym, co jest lepem na kolejnych, współczesnych „postępowców”. Metoda znana – wplecenie ewentualnych korzyści w narrację prowadzącą do przyjęcia ideologii, która prowadzi do zniewolenia, obniżenia standardów, zatrzymania rozwoju i karykatury człowieczeństwa.

—–

… Większość niepracujących, z klasą od czwartej do szóstej [rodzaj kwalifikowania ludzi w społeczeństwie], a także niektórzy trojacy [klasa 3] posiadający niezbyt przydatne specjalności zawodowe, przyjmowali bez protestu status materialny wynikający z zaszeregowania intelektualnego. Jednakowy dla wszystkich klas, przydział czerwonych punktów [umowny, ale oficjalny środek płatniczy] zapewniał niezłe pokrycie codziennych potrzeb, a pewna kwota zielonych (otrzymywanych przez wszystkich, proporcjonalnie do zaszeregowania — z wyjątkiem studiującej młodzieży, która dostawała tylko czerwone) dawała możliwość korzystania z dodatkowych uciech oferowanych przez miasto.

Tak więc każdy był nie tylko zabezpieczony materialnie, lecz także miał wciąż szansę polepszania swej sytuacji drogą kształcenia własnego intelektu. Dawało to każdemu tak potrzebną w życiu nadzieję na „coś więcej”.

Nadzieja ta była — mówiąc szczerze — dość iluzoryczna, jednak zdawali sobie z tego sprawę tylko ci, którzy wspięli się nieco wyżej od innych, osiągając średnią klasę. Granica wymagań stawiana przed kandydatami do pracy dosłownie uciekała przed ludźmi szybciej, niż byli oni zdolni podnosić swą klasę umysłową.

Niektórzy pozostawali na zawsze w pokonanym polu, zderzając się z nieprzekraczalnym pułapem własnych możliwości. Inni — dla których nawet mur oficjalnej etyki nie był żadną przeszkodą, forsowali barierę możliwości przy pomocy fachowców podobnych do Sneera [jeden z bohaterów powieści].

W sumie, nie bardzo było wiadomo, czy to stopień komplikacji urządzeń technicznych i problemów społecznych wzrastał tak gwałtownie, że coraz mniej ludzi potrafiło sprostać obowiązkom wynikającym z kierowania i nadzoru — czy może poziom umysłowy społeczeństwa obniżał się w ogólnej skali tak szybko i władze dla utrzymania dobrego nastroju musiały cichcem zaniżać kryteria klasyfikacyjne, wskutek czego dzisiejszy trojak czy dwojak [potocznie klasa 3 i 2 ] nie był już tak inteligentny,  jak niegdysiejszy.

Ogólnie biorąc, wszystko w tym systemie działo się zgodnie z pierwotnymi założeniami: automatyzacja procesów wytwórczych i operacji handlowych po to właśnie została wprowadzona, by uwolniwszy ludzi od wysiłku fizycznego i umysłowego, zapewnić im dobrobyt i wygodę. Ostateczną granicą tego procesu byłby zatem stan, w którym nikt nie pracuje, lecz wszyscy korzystają z wytworów automatycznych urządzeń. Pierwotnie sądzono, że granica ta osiągnięta zostanie w jakiejś niewyobrażalnie odległej przyszłości. Urbanizację przyjęto jako nieodzowny produkt uboczny wdrażanego programu. Problem zatrudnienia spodziewano się rozwiązać drogą skracania dziennego czasu pracy i zwiększania zmianowości. Szybko okazało się to utopią. W teoretycznych rozważaniach pomylono rzeczywistość z pobożnymi życzeniami idealistycznych demagogów: zbyt serio potraktowano nieprecyzyjnie rozumiany aksjomat o równości wszystkich ludzi. Bo cóż to znaczy, że jeden człowiek jest równy drugiemu? Człowiek — rzec można — jest istotą wielowymiarową; któreż z jego cech uznać mamy za reprezentatywne dla porównań? Ani możliwości, fizyczne czy umysłowe, ani potrzeby, materialne czy duchowe, zunifikowane nie są i ujednolicić się nie dają.

Wprowadzenie powszechnie obowiązującego wyższego wykształcenia, mającego zrównać możliwości i szansę, obnażyło jedynie niezaprzeczalne różnice poziomów umysłowych i zdolności. System klasyfikacyjny stał się niezbędny dla określenia, kto i w jakim stopniu zdolny jest sprostać wymogom złożonego układu. Upychanie na stanowiskach pracy ludzi z miernymi zdolnościami byłoby absurdem. O wiele prościej i taniej zapewnić im byt bez zatrudnienia, niż tworzyć fikcyjne stanowiska pracy!

W trakcie wdrażania nowego systemu ekonomicznego padły kolejne, z dawna pokutujące w ludzkim kanonie poglądów społecznych, nieścisłe lub zgoła błędne pewniki. Okazało się na przykład, że wbrew przekonaniu panującemu od czasów wczesnego kapitalizmu, ludzie wcale nie żądają pracy dla niej samej.  „Praca” była zawsze pewnym hasłem, umownym symbolem, znaczącym tyle, co inny umowny symbol — „pieniądz”. Jedno i drugie pojęcie oznacza to samo: sumę dóbr, jakie pracownik spodziewa się otrzymać na własność. Żądając pracy, robotnik spodziewa się otrzymania — w naturalnym następstwie rzeczy — płacy.
W czasach,  gdy nie było innego sposobu zdobycia pieniędzy przez liczne rzesze ludzi pracujących, w swej podstawowej masie uczciwych i uczciwie traktujących swoją społeczną rolę, oderwani od życia teoretycy ukuli doktrynę, iż lud pracujący potrzebuje tylko pracy, bo żyć bez niej nie potrafi.

Ale w gruncie rzeczy, każdy człowiek jest w pewnej mierze leniwy, mniej lub bardziej — tak jak bywa lepszy lub gorszy, głupszy lub mądrzejszy; jest to jego naturalne, ludzkie prawo, świadczące o człowieczeństwie. Można nawet — jak chcą niektórzy — lenistwu przypisać rolę twórczą w kształtowaniu ludzkiej cywilizacji. Gdyby bowiem nie lenistwo naszych przodków, chcących osiągnąć to samo mniejszym wysiłkiem, nie mielibyśmy dziś nawet maszyn prostych.

W długiej historii ludzkich społeczeństw znaleźć można eksperymenty różnych reformatorów, zmierzające do tego, by zapewnić ludziom pracę z pominięciem płacy. Jednak próby takie na ogół kończyły się fiaskiem, przy czym wychodziło zazwyczaj na jaw, iż człowiek pracujący nie uważa jeszcze za wynagrodzenie tego, co zużywa na prostą reprodukcję własnych sił fizycznych, na mieszkanie, ubranie i inne koszty własne swego jednoosobowego „przedsiębiorstwa”.

Natomiast odwrotny eksperyment nie prowadzi do katastrofy: dając człowiekowi samą płacę, powodujemy, że pracę znajduje on sobie we własnym zakresie, odpowiednio do stopnia własnego lenistwa. Przy czym regułą jest, iż aktywność okazuje się proporcjonalna do poziomu umysłowego osobnika. W skrajnym przypadku — człekokształtna małpa, karmiona do syta, nie przejawi żadnych skłonności do organizowania sobie pracy, wyżywając się wyłącznie w zajęciach czysto ludycznych.

Należy zwrócić uwagę, że historia wykazała także powierzchowność innego sądu, wywodzącego się ze starożytności, a głoszącego, iż lud potrzebuje jakoby tylko chleba i igrzysk. Nieraz mogli się przekonać różni późniejsi władcy, że otrzymawszy sam chleb, lud niechybnie zapyta zaraz o masło i wędlinę, bojkotując najatrakcyjniejsze nawet igrzyska.

System panujący w społeczności Argolandu nie był sprzeczny z naturalnymi prawami: pracą zajmowali się najinteligentniejsi — z konieczności lub z wyboru działając w legalnych i nielegalnych dziedzinach życia społecznego i gospodarczego — i na ogół nie czuli się pokrzywdzeni; ci o niższym poziomie umysłowym, pobierający dotacje — także nie domagali się bynajmniej umożliwienia im odpracowania otrzymanych dóbr. Jednym słowem, wszystko przedstawiało się jako układ dość stabilny i w miarę sprawiedliwy.

[co okazało się złudzeniem – sztucznie podtrzymywanym]

—-
Dopowiem, że w przedstawionym świecie ludzie zdecydowanej większości nie mieli swoich mieszkań – wynajmowali krótko okresowo „kabiny” i to tylko gdy mieli wystarczającą ilość punktów w osobistym „kluczu elektronicznym”, bez którego nie dawało się żyć.
O innych ograniczeniach – w książce, ale na tym poprzestanę – podziwiając jak Zajdel rozumiał konsekwencje procesu utopia > dystopia, przynajmniej jak na tamte czasy.
W epilogu książki jest pokazana furtka nadziei – też proroczo pokazująca możliwe rozwiązanie, ale do tego nawiążę przy innej okazji. (Tymczasem zerknij na locusmind.one/pages/korcz ).

Ludzie

wdzięczny

Człowiek potrzebuje człowieka, żeby być człowiekiem.
Johannes Becher

Kolejny bardzo osobisty wpis…
Przez moje długie już życie przewinęło się bardzo dużo osób (tysiąc+  ?) – nie licząc oczywiście krótkich przygodnych spotkań i mało znaczących kontaktów formalnych. 
Mimo, że nie jestem osobą publiczną ani specjalnie towarzyską, to miałem wiele kontaktów zawodowych i prywatnych, które na pewno miały na mnie wpływ.
Pracowałem w wielu miejscach, studiowałem na trzech wydziałach, sporo podróżowałem, żyłem za granicą, wszędzie miałem relacje formalne i towarzyskie. Byli ludzie z różnych krajów i kultur. Gdy przeglądam stare wizytówki, spisy adresowe, korespondencję  – aż sam się dziwię, że jeszcze pamiętam taką liczbę ludzi, mimo że „pamięć już nie ta”. Mam też po parę tysięcy „znajomych internetowych” czyli osób, które się wzajemnie śledzą na mediach społecznościowych (FB, X, Linkedin …)
Ten wpis można traktować jako podziękowanie dla tych wszystkich osób, chociaż raczej nie będę tu wskazywał ich imiennie – tak wiele postaci musiałbym  przywołać.
Podobnie pozostawiam w sferze prywatnej podziękowania i uznanie dla członków rodziny, chociaż są ukryte miejsca w sieci gdzie to czynię (np. poufna strona rodzinna, korespondencja, dedykowane wiersze). Ale o Rodzicach w kontekście zdrowia pisałem krótko także tutaj w Starość w paru odsłonach
Innym przykładem jest wspomnienie Amerykańska przygoda gdzie występuje paru krewnych.

Wyrzucam sobie dziś, że jednak dotąd nie uhonorowałem tutaj wprost wielu swoich nauczycieli: życia, wrażliwości, z zakresu zdrowia itd.
Wyjątkiem był wpis Jerzy Zięba – co o nim sądzę oraz parokrotnie Kimberly Goguen – zarówno tutaj (np. CARE i ja ) jak i gdzie indziej – https://locusmind.one/pages/korcz (tam przy okazji podziękowania dla Pameli J. Z.   https://locusmind.one/posts/8004 ). 
Wielkie podziękowania należą się całej rzeszy pisarzy. Było tyle lektur, które wywarły na mnie wpływ, że trudno to ogarnąć. Literatura piękna, w tym też wiersze,  bo sam też ich sporo napisałem *.
I na tym blogu znajdziesz odniesienia do wielu lektur.
Na pograniczu literatury pięknej i popularyzatorskiej wyróżnię swego mentora Stefana Garczyńskiego (1920-1993), którego książki (z wdzięczności) „reinkarnuję” na stronie www.StefanGarczynski.pl 
Także literatura faktu, naukowa lub publicystyczna mocno wpłynęła na moje poglądy. Z ulubionego zakresu zdrowia jest to wspomniany J. Zięba, ale moja  biblioteka około medyczna zawiera setki pozycji i trudno wymienić najbardziej ulubione. Specjalne miejsce należy się prof. Julianowi Aleksandrowiczowi za jego koncepcje medycyny humanistycznej i otwarty umysł. W ogóle cenię właśnie ludzi o takich umysłach i szerokich horyzontach.
Oczywiście jest wielu odważnych lekarzy i naukowców na tej niwie, których  wpisy/artykuły często cytuję w mediach społecznościowych, ostatnio zwłaszcza na twitterze (X). I nie tylko w zakresie zdrowia – składam podziękowania wszystkim trzeźwo i niezależnie myślącym, którym na sercu leży dobro ludzi i prawda. Tę pokazują niektórzy badacze sięgający do stref „zakazanych”, mało znanych lub tajemniczych – np. Igor Witkowski  (starsza próbka przeglądu twórczości z odnośnikami) albo kiedyś Neale D. Walsch (pierwszy przegląd , którego już nie kontynuowałem), chociaż obecnie nie wszystko akceptuję co pisał .
Oczywiście są i ludzie których mocno krytykuję, jeśli mam argumenty i uważam, że pokazanie ich błędów jest dobre dla społeczeństwa i dla nich samych.
Jesteśmy istotami społecznymi, zatem udzielanie się społeczne, w najróżniejszych formach, jest naturalne i wskazane.
Podobnie hołubienie relacji – zwłaszcza po „pandemii”, która tak podzieliła ludzi, i w ogóle w czasach narastającej alienacji i zagubienia w tym stechnizowanym, często niezrozumiałym i opresyjnym świecie.

Były osoby które odeszły nagle i już nie było możliwości przekazać im mojej wdzięczności. Żal zwłaszcza bliskich przyjaciół i niektórych krewnych – czasem o ich odejściu dowiadywałem się z opóźnieniem. O tym wspomniałem we wpisie Samotność , a krótko ująłem w wierszyku 

Wykruszają się znajomi
przyjaciel i krewni.
Żyję za długo?
Nie, to życie jest za krótkie
jesteśmy tego pewni.
Trzeba je hołubić i kochać
dbać o siebie,
złe decyzje i myśli usuwać.
Nie jestem wzorem świętości,
lecz mam się całkiem dobrze,
ale coraz trudniej
w samotności.

Byłem w paru związkach – za każdy dziękuję, chociaż druga strona mogła mieć czasem żal, że się zakończyły. Wtedy – przepraszam, ale też wybaczam tym kobietom,  które mnie skrzywdziły.  Na szczęście mój ostatni związek (małżeński) niedługo dobiegnie 40 lat i szczególnie jestem wdzięczny żonie za tę wspólną drogę, wierność i wymarzonego syna, a w wyniku dalszą kontynuację rodu. 
Każde życie ma swoje lepsze i gorsze chwile – jest nauczycielem, lekcją…

Podaj rękę
pójdziemy razem
jak bywało
tą czy inną ścieżką
w szczęście i udrękę.
Co się stało, to się stało.
Dziś jest pięknie
– to zachowaj w pamięci
czasu może mało zostało.
Jestem wdzięczny
nie trzeba więcej.

Mam nadzieję, że w pewnych przypadkach te znajomości dały także coś i drugiej stronie. Prawdopodobnie nie zawsze było to łatwe, bo jestem w jakimś stopniu outsiderem, trochę dziwakiem (Dziwak), mam dość radykalne poglądy, zapala mi się czerwona lampka gdy wszyscy idą w tym samym kierunku, jakby w owczym pędzie itp. „Chadzam” po mało znanych drogach, dziwnych dla wielu…

Wspominam ciepło kolegów i koleżanki szkolne i przykro mi, że niemal wszystkie te znajomości się pozrywały. Dziś już nie liczę na to, że ktoś się jeszcze odezwie – rozumiem że wszyscy jesteśmy już starzy i niechętnie się pokazujemy oraz że byłoby to nieco nienaturalne. Ponadto podejrzewam, że niektórzy nas już opuścili i patrzą na wszystko z wyższej perspektywy…

A właśnie patrząc szerzej – nie wzięliśmy się znikąd – to korowód istnień, naszych przodków, wynik naszej historii – im wszystkim winni jesteśmy wdzięczność i pamięć. I sami powinniśmy dbać aby i nas pamiętano.
Pisałem w wierszyku:

Dzieci, a po nich dzieci
i następne pokolenia zstępne
– radość i duma.
Na jej skrzydłach
i czasu, co wytrwale leci
– taka dziadka zaduma.

Przykro, że tak wielu odcina się od swoich korzeni, bagatelizuje historię, żyje tylko swoim Ja, nie poczuwa się do wspólnoty…

Wszystko, co widzimy wokół – budowle, infrastruktura, przedmioty, dzieła kultury, żywność itd. to dzieło innych ludzi w 99.999 procentach – to zasługuje na szacunek. Mało jest takich osób, które mogą przypisać sobie więcej niż te promile wkładu w świat, chyba że z pychy. I nie wszystko złoto, co się świeci… 
Ale jednocześnie to nie znaczy, że nic nie znaczysz, przeciwnie – wnosisz swój wkład w to wspólne dzieło, a może jednak jesteś wybrańcem, który w plecaku nosi buławę?

W korowodzie miliardów
istnień
w nieogarnionej historii
spraw i uczuć.
w ich splocie
i skutkach
jam-ktoś
jak pyłek,
na falach
zagubiona łódka.
A jednak
JESTEM
– po coś.

Z jeszcze szerszej perspektywy, czy to filozoficznej, czy biologicznej – jednak wszyscy „jesteśmy jedno” jako gatunek, a mówiąc językiem religijnym – dziećmi Boga – nawet jeśli wielu odcina się od takiej wspólnoty. Idąc tropem alegorii biblijnego dobrego łotra – każdy ma szansę na naprawę błędów, może mieć nadzieję. Chyba że świadomie zaprzedał duszę Złemu – tu już osąd jest poza naszą ludzką jurysdykcją, chociaż i w tym wypadku osobiście możemy wybaczać – „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.
W innym ujęciu mówi się, że możesz bardzo wiele jeśli uwierzysz w siebie, poznasz swój potencjał, a nawet boski pierwiastek. Wtedy łatwiej, naturalnie uznasz to samo w innych ludziach i pojęcie miłości zyskuje sens agape.
DZIĘKUJĘ wszystkim wspomnianym, zapomnianym i NN – nie zawsze zdajemy sobie sprawę, co i komu zawdzięczamy…

A ogólnie temat wdzięczności (za życie, doświadczenia, chwile szczęśliwe lub pouczające, za piękno itd. itd.) jest ważny i obszerny – na osobny wpis.

* Wiersze pochodzą ze zbiorku, którego wybrane pozycje może wydam – patrz tutaj.

PRZED WYBORAMI W USA – CO WARTO WIEDZIEĆ … DODATKOWO

Udostępniam niniejszą informację i powiązany z nią film z bardzo mieszanymi uczuciami, ponieważ mimo że przedstawiony materiał próbuje zręcznie podkreślić przełomowy wpływ Donalda Trumpa na wstrzymanie (?) planu Nowego Porządku Świata (NWO), to uważam postawioną tezę za fałszywą lub przesadzoną.
Od razu zastrzegę, że nie jest to opowiedzenie się za Partią Demokratyczną w USA i podobnymi grupami politycznymi, które stawiają na K. Harris i atakują Trumpa jako przeciwnika w wyborach.
Osobiście uważam, że oboje kandydatów pozostawia wiele do życzenia, a Harris w ogóle się nie nadaje na stanowisko prezydenta. Sam przez dość długi czas byłem za Trumpem (także we wpisach na tym blogu), doceniałem szereg podejmowanych kroków, co jednak zmieniło się po ujawnieniach Kimberly Goguen, jak oszukiwał swoich współpracowników, nie płacił wykonawcom, sprzeniewierzał środki, słuchał rozkazów swoich „prowadzących” z Zakonu „Czarnego Słońca” i starał się przypodobać tamtejszej zwierzchności by być pasowanym na „króla świata”. Ego ponad wszysto…
Podobnie nie krytykuję całych rzesz amerykańskich patriotów/Republikanów, którzy mają szczere intencje naprawy swego kraju wierząc w Trumpa – prawdopodobnie nie wiedzą (w „masie”) tego, co jeszcze wynika z ujawnień Global Intelligence Agency i o czym piszę dalej, albo nie widzą innego wyboru jeśli już muszą wybierać. Ale nie o tym tu mowa…

Wpis https://stopworldcontrol.com/fema/ opatrzony jest wstępem, który ma budzić nadzieję na lepszy świat. Podzielam tę nadzieję a nawet wiarę, ale nie na podstawie podanych argumentów (patrz Center of Amity and Restoration of EarthCARE). Zgodzę się, że istotnym elementem jest coraz szersze budzenie się ludzkiej świadomości po „epidemii” i skutkach jakich społeczeństwa doświadczyły z tego powodu, ale także ze względu na szereg innych obserwacji tego, co się dzieje na świecie.

Już sam tytuł „Warpspeed Stopped The FEMA Camps” jest mylący.

Najpierw przypomnijmy czym była Operation WarpSpeed.
Wg oficjalnych informacji to publiczno-prywatne partnerstwo uruchomione przez rząd USA, mające na celu przyspieszenie rozwoju i produkcji szczepionek na COVID-19. Miało to na celu dostarczenie 300 milionów dawek skutecznej szczepionki na COVID-19 w jak najkrótszym czasie. Program łączył firmy farmaceutyczne z rządem, aby zminimalizować czas niezbędny na badania i produkcję, co przyczyniło się do opracowania szczepionek w rekordowym tempie.

W samym tym opisie jest parę nieścisłości (podkreślenia).

Wiadomo już z wielu źródeł, że szczepionki nie były przebadane, a w rezultacie nie były skuteczne ani bezpieczne. Nie było też możliwe ich szybkie wyprodukowanie wg standardów tego rodzaju badań. Takie szybkie działanie motywowane było nie tyle troską o zdrowie, co efektem polityczno-propagandowym oraz interesem firm farmaceutycznych. Okazało się też, że ponad tymi firmami, które i tak miały fatalny rejestr wiarygodności, stały zamówienia wojskowe i takież kierownictwo.
Trudno uwierzyć, że D. Trump o tym nie wiedział. Podobnie jak o tych wszystkich planach globalistów, które ujawnia (tym, którzy dotąd tego nie wiedzieli) pierwsze prawie 12 minut filmu oraz dalsze dramatyczne obrazy pokazujące plany NWO. „Teorie spiskowe” stały się praktyką spiskową, co widzimy po wypowiedziach prominentnych propagatorów NWO. Czy Trump nie wiedział, między innymi, o misji Gatesa, Fauciego?
Sam COVID-19 był bardziej narzędziem do wprowadzenia szczepień niż szczepienia antydotum.

Szczepionki nie temu miały służyć, co okazało się z innych doniesień o długofalowych planach DeepState.
Wiem, że polityk musi lawirować, by osiągnąć swoje cele. Ale czy tym celem dla Trumpa było uratowanie ludzi czy własne ambicje i autorytet dla swojej władzy? Wycofanie dotacji dla WHO było słuszne, ale prawdopodobnie zaważyło podejście ekonomiczne biznesmena oraz uzyskanie większej samodzielności.
Początkowo Trump bardzo chwalił się akcją Warp Speed, potem widząc zagrożenie dla swego autorytetu zaczął się usprawiedliwiać. Że za jego rządów nie było przymusu szczepień i noszenia masek, pokazał skuteczność Hydroksychlorochiny… Ale te wypowiedzi miały głównie miejsce już po utracie władzy. Jedak nigdy nie potępił szczepień ani nie pokazał jak fatalne sutki zdrowotne one przyniosły, łącznie z dziesiątkami tysięcy (więcej?) zgonów.

Pojawia się też symbol Q(anon) – już dość dawno ujawnionej fałszywej i zwodniczej narracji, za którą stał/stoi? Jared Kushner (zięć Trumpa) – postać bardzo podejrzana – powiązana z syjonistycznymi i satanistycznymi frakcjami ukrytej władzy.

Co do FEMA (Federalna Agencja Zarządzania Kryzysowego), która nie była i nie jest agencją rządową, ale firmą prywatną, warto wiedzieć że zbankrutowała, ponieważ właściciel FEMA, którym jest rodzina Rothschildów, konsoliduje swoje aktywa za kulisami, i przeznaczają je na inne rzeczy. Nie widać w tym zasługi Trumpa. A FEMA była organizacją fasadową – trudno wykazać, że była efektywne pomocna w kryzysach.

Tyle w skrócie.

Film wart obejrzenia, ale ze świadomością powyższych zastrzeżeń.

Na koniec – wybory w USA – już „za chwilę”. Chociaż mam podstawy sądzić, że nagle wygranym okaże się ani Harris ani Trump (zaskakuję, prawda? – chyba że będzie czasowo kontynauacja teatru marionetek), to w ich przypadku jednak lepsza byłaby wygrana Trumpa. Klęska milionów Patriotów spowodowałaby dewastującą rewolucję, nawet zbrojną (ta część ta Amerykanów odważy się użyć broni), natomiast klęska Demokratów nie będzie miała aż takich dramatycznych konsekwencji – już teraz są mocno pogubieni, podobnie jak ich mocodawcy ” z góry”. Osobiście znacznie bliżej mi do wartości republikańskich.
A co do demokracji amerykańskiej – IMO to fasadowy fetysz, nie tylko z racji skomplikowanego systemu wyborczego, ale ewidentnych manipulacji – rzeczowych jak i medialnych.
Polityka to często teatr. A nawet aktorów w maskach…


Szkic (krótszy) tego wpisu ukazał się wcześniej tutaj: https://locusmind.one/posts/6772