Z lasu 2018 – czyli kolejne wakacyjne impresje (1)

Już dawno wycięto wszystkie lasy,
a głosy wołających na puszczy rozlegają się nadal.
Ryszard Motas

Od ok. miesiąca, korzystając ze świetnej pogody, spędzam czas (z małymi wypadami do miasta) w swoim domku w lesie. Jest cudownie. Wielokrotnie dawałem tutaj upust swemu przywiązaniu do tego miejsca i ukochaniu przyrody. Na szczęście żona podziela ten zachwyt, a nawet bardziej niż ja – często poprzez werbalne „akty strzeliste” podziwiając to piękno. Właśnie ukończyliśmy lekturę cudownej książki japońskiego profesora Qing Li pt. „Shinrin-Yoku. Sztuka i teoria kąpieli leśnych„. Otrzymałem świeżutki egzemplarz recenzencki, bo jest to książka wydana w 2018 r. (przez Insignis z Krakowa). Prawdopodobnie powiem o niej więcej w osobnej recenzji, ale tutaj nawiązuję do owego ukochania lasu i polskiej przyrody. Jednak wyjaśnię o co chodzi z tymi kąpielami leśnymi i w skrócie co książka zawiera.

Po japońsku Shinrin to las a Yoku to kąpiel. Gdy wchodzimy do lasu to faktycznie zanurzamy się w specyficzny żywioł: zieleni, świeżości, aromatów, odgłosów i wielu innych czynników, z których na ogół nie zdajemy sobie świadomie sprawy. Ten termin w Japonii oznacza już dość rozpowszechnioną praktykę relaksu w lasach i parkach, także wycieczki, poznawanie przyrody i zabiegi lecznicze na łonie przyrody. Przeludniona Japonia i tamtejsze tempo życia (włącznie ze zjawiskiem karoshi) bardzo tego potrzebują. Na szczęście Japonia to w 2/3 lasy. Japonia to cywilizacja lasu i jego kult (naukowo biofilia, ale także występujący w tamtejszej filozof, religii i tradycji). Wiemy o sztuce ikebany, ale przyroda opiewana jest tam od tysiącleci w różnych rodzajach sztuki a tradycyjne budownictwo jest drewniane. Książka opisuje co najmniej setkę aspektów więzi człowieka z lasem. Autor jest naukowcem, który od młodzieńczego przeczucia wagi tych zjawisk doszedł do nauki o nich, którą propaguje w Japonii i na świecie. Ozdrowieńcza moc drzew jest znana głównie z medycyny ludowej i naturoterapii – profesor nadał im rangę naukową. Nazywa to medycyną leśną. Z wielu oddziaływań wymienię podnoszenie przez pobyt w lesie ilości komórek układu autoimmunologicznego (NK) w organizmie, aromatoterapię, uspokajające oddziaływanie leśnej ciszy albo odgłosów ptaków, specyficzne promieniowania, jakość powietrza, zioła jakie daje las …
Książka zawiera piękne zdjęcia, także z innych części świata, które autor badał, oraz liczne linki do stron omawiających temat. Przykładowo podam: www.forest-medicine.com, www.shirin-yoku.org, …
A z własnych zasobów polecam swoją tablicę na Pinterest – https://pl.pinterest.com/oromind/trees-drzewa/  (wybrane ciekawostki dotyczące drzew), ale na tym portalu znajdziesz tysiące niezwykłych i zachwycających zdjęć lasów, drzew, roślin i krajobrazów jakie tworzą.
Drzewa kryją w sobie jeszcze wiele tajemnic – pisałem kiedyś o tym wspominając książkę Sekretne życie drzew

Z powodu tych i innych tajemnic trudno ostatecznie wyrokować, kto ma rację i w jakim zakresie jeśli chodzi o naszą Białowieżę. W ciągnącej się dyskusji warto słuchać obu stron. Zaproponuję przeczytanie artykułu Gryzący problem z ochroną z portalu Naukaonline.pl (stowarzyszonego z periodykiem drukowanym PAN – Academia). Jest to dwugłos „za” i „przeciw” kilku specjalistów. Jak dotąd byłem raczej po stronie b. ministra Jana Szyszki, ponieważ uważam go za kompetentnego specjalistę właśnie od lasów, który ma dostęp do wszelkich danych i który spokojnie bronił swego stanowiska bez emocji, jakie towarzyszą drugiej stronie. Poza tym wykazał rozsądek i patriotyzm w paru innych sprawach dotyczących polskich zasobów naturalnych. Ale słucham i drugiej strony i dlatego trudno mi by całkowicie przekonanym.

Tym bardziej, że widzę z lokalnego podwórka pewne nieprawidłowości dotyczące leśnictwa. Od razu zastrzegę się, że to może być przypadek jednostkowy i nie rzutujący na całą branżę. Jednak irytujący. Nie po raz pierwszy krytykuję (tu i gdzie indziej) leśnictwo z mego rejonu. A zwłaszcza miejscowych leśników. To dwóch młodych panów, którzy mieszkają prawie w luksusie w nowym sporym domu wraz z rodzinami. Przed domem flota służbowych samochodów terenowych. Od kilkunastu lat nie widziani przeze mnie w lesie – ani w tych samochodach ani pieszo – chociaż prawie codziennie po nim spaceruję (latem). Natomiast co roku kolejne połacie tutejszego parku krajobrazowego są wycinane, co oczywiście nas boli nie tylko z powodu wspomnianej atencji dla drzew, ale dlatego że już nie poznajemy niegdyś ukochanych miejsc. Za to widzimy połacie nie zerwanych przez lata pozostawionych pniaków i korzeni, chwasty i hulający z wiatrem pył.
W resztkach lasu pozostawiony bałagan – porozrzucane gałęzie, zdewastowane krzaki i ściółka na licznych nowych drogach technicznych oraz pod składowiskami drewna, a te na stanowiskach konwalii pod ochroną, rozjeżdżone ciężkim sprzętem drogi, potem nie naprawiane. Te uszczerbki byłyby mniejsze gdyby starym zwyczajem wyrębu dokonywano zimą a przy okazji nie zakłócałoby się spokoju letników. Rowy przeciwpożarowe są zaniedbane (zarośnięte, czasem prawie ich nie widać). Tolerowanie palenia ognisk przez robotników leśnych a także motocrossów i kładów w tak wysuszonym jak teraz lesie, co grozi pożarem i płoszy zwierzynę. Niedbałość widać i po zwalonych i nie reperowanych tablicach przyrodniczych, a także w obejściu leśniczówki – rozwalony od lat płot drewniany w części gospodarczej – tak jakby leśnicy nie mieli drewna…

No, dość żali w tym zakresie…
Na działce oddaje się licznym lekturom. Z racji zainteresowań są to głównie książki i artykuły o zdrowiu. Niedawno przy okazji nowości majowych  mego serwisu LepszeZdrowie.info spisałem swoją zdrowotną biblioteczkę. Może któraś z wymienionych książek cię zainteresuje albo zainspiruje.
Te ostatnie nowości to w największym skrócie przegląd (osobiste recenzje) dwóch starszych książek o zdrowiu, artykuły o wodzie zwłaszcza z kranu, o zagrożeniach z prysznica, o wielu zastosowaniach sody oczyszczonej, pogadanki doktora Jerzego Jaśkowskiego i Emila Piaseckiego, czy naukowcy zawsze mówią prawdę, anonse i omówienia wydarzeń, i … dużo więcej. Zapraszam.
Jako kontestator medycyny zwrócę twoją uwagę zwłaszcza na artykuł Naukowcy.
Ale oprócz tych specyficznych zagadnień i książek są i lektury lżejsze oraz z innych sfer życia – o nich innym razem.

Teraz wspomnę tylko o tych dotyczących polityki oraz parę słów o niej samej. Lektury książek Wojciecha Sumlińskiego (którego dotąd znałem z wypowiedzi na YT) wstrząsną chyba każdego. Dotyczą mafijnego oblicza III RP – na podstawie autentycznych przypadków z niedalekiej przeszłości, ale ze skutkami a nawet kontynuacją i dzisiaj. Od już dłuższego czasu – dzięki słuchaniu wywiadów i audycji niezależnych dziennikarzy i badaczy jak Stanisław Michalkiewicz, Witold Gadowski, Marcin Rola, Grzegorz Brown, Leszek Żmijewski, Zbigniew Kękuś i innych gości internetowych telewizji … odsłania się nam pozaoficjalną rzeczywistość. To, że TVP to w dużej mierze propaganda rządowa, a TVN i Polsat oraz inne zniemczone media to propaganda PO i UE – to wiemy. Ale to tylko najprostszy schemat. Ponieważ sceptycyzm i kontestacja – jak wspomniałem wcześniej – to mój charakter, to nie zdziw się, że za sprawą ww. głosów i z lektur wyciągam wniosek o podwójnej grze w naszej polityce – o zatrważającym dla patriotów uwikłaniu od dziesięcioleci władzy w ukryte plany groźne dla Polski. W każdym systemie działała piąta kolumna, a nawet parę – z różnych stron. Poraża naiwność niektórych, którzy myślą że teraz jest inaczej. Jest, i oprócz tego, co dość łatwe dla domysłów, pod płaszczykiem hipokryzji i dezinformacji toczy nas termit, że tak to nazwę. Powiem wprost – nie wierzę Amerykanom, nawet bardziej niż Rosji, a jeszcze bardziej nie ufam Żydom, chociaż w tym przypadku polskie społeczeństwo już się trochę przebudziło przez wypadki tego roku. Jesteśmy oszukiwani – nawet jak pozory i narracja oficjalna sprawiają inne wrażenie. Nikt nie lubi być oszukiwany a zwłaszcza gdy robi się to cynicznie i z uśmiechem głosząc frazesy, że to dla naszego dobra. Znasz powiedzenie o efekcie gotowanej żaby? Właśnie tak od dziesięcioleci jesteśmy „przerabiani”.
Nie wiem, czy Zbigniew hr. Potocki pomoże (to też wydaje się na dziś naiwne), ale to może jedyna nadzieja? Raczej w oddolnym przebudzeniu Narodu – takie ruchy i organizacje już powstają…

Na tym poprzestanę – wracając do leśnego spokoju, którego tak mi trzeba w obliczu wspomnianych spraw. Także dla swego zdrowia, które – niestety, z wiekiem – zaskakuje różnymi niespodziankami.

J.- moja miłość

Nasza dusza rozkwita w pewnych środowiskach
geograficzno-przyrodniczych czy w krajobrazach określonego typu,
a w innych – więdnie i zamiera,
a przynajmniej jest bardzo nieszczęśliwa.
Richard N. Bolles

(skrót moich refleksji [działkowicza] opublikowanych kiedyś w lokalnej gazetce)

 Czytelnicy, zwłaszcza stali mieszkańcy J. i pobliskiego miasteczka, prawdopodobnie mogą nie doceniać walorów, jakie ma działka poza miastem dla mieszkańca Warszawy.

Tu, do letniska J., uciekamy od wielkomiejskiego zgiełku i spalin, tu – w prawie każdy wolny weekend i w czasie wakacji odnajdujemy spokój, odzyskujemy siły, cieszymy się życiem. I choć to 80 km od domu a benzyna wciąż drożeje – nie żałujemy na to. Jesteśmy oczarowani okolicą, lubimy nasze osiedle, działkę i domek. Lubimy bardzo obserwować ptaki, które licznie wokół się osiedliły i są częścią naszego otoczenia. Okoliczny las darzy nas urozmaicona florą, jagodami, borówkami, jeżynami i grzybami.  Mamy dobry dojazd lokalny, zaopatrzenie we wsi i w pobliskim miasteczku, który ostatnio bardzo się ucywilizował i oferuje wszystko, co potrzebne. Nasz domek działkowy jest skromny, ale mamy w nim wszystkie wygody i jest całkowicie wystarczający dla mnie, żony i syna – bo nie jest dla nas jakimś celem w sobie, a raczej punktem wypadowym do realizacji naszego aktywnego stylu życia. Wielu sąsiadów hołubi bardzo swe domy i działki, spędzają na nich cały czas i – jak podejrzewam – nie znają nawet okolic. Nasz styl jest inny – połowę czasu spędzamy na wycieczkach – pieszych i rowerowych, na amatorskich zajęciach sportowych lub po prostu w lesie. Mało w nim ludzi, dużo do zobaczenia, teren jest urozmaicony górkami wydmowymi, niedaleko jest rzeka ze swoimi starorzeczami i pięknymi łąkami zalewowymi. Zachwycamy się okolicznymi małymi osadami o walorach turystycznych. Tu przeżyliśmy wiele pięknych chwil swego życia i darzymy te okolice wielkim sentymentem. Jeśli chodzi o rower, to ze względu na wiek i siły nie aspirujemy do wyczynów ani nie włączamy się w jakieś zorganizowane formy wycieczkowe, nasze zwiedzanie okolic lub powracanie do ulubionych miejsc ma charakter mniej sportowy a bardziej rekreacyjny. Cieszą nas wyznaczone szlaki rowerowe, ale jest też trochę powodów do zmartwień.

Pamiętamy czas, gdy większość dróg i ścieżek w lesie była przejezdna, dostatecznie twarda. Od paru lat jednak pogarsza się ze względu na niepokojące ogólne wysuszenie lasu (obniżenie wód gruntowych, mniej opadów), prace drwali a nawet ruch samochodowy.

Na przestrzeni ostatnich 3 lat spotykaliśmy także wzmożony ruch jeźdźców na koniach, które niestety rozryły wiele naszych ścieżek rowerowych czyniąc  je trudno przejezdnymi. Bulwersujące były „tranzytowe szarże” (co najmniej kłus) przez osiedle działkowe, zagrażające bezpieczeństwu i niszczące nasz trud utwardzenia piaszczystych z natury uliczek. Nie mam nic przeciwko tej formie rekreacji, ale nie w formie nie liczącej się z innymi. Należy więc cieszyć się z ucywilizowania sprawy poprzez wyznaczenie szlaków dla jazdy konnej. Inna sprawa, widzę, że nie zawsze to jest przestrzegane.

Działkowiczów w J. niepokoi jednak jeszcze parę innych zjawisk.

Nie mniej od koni irytujący jest wzmożony ruch samochodowy przez nasze osiedle w kierunku W. Należy przypomnieć, że drogi osiedlowe są drogami prywatnymi (przynależą do działek). Samochody przejeżdżają często dość szybko, wzbijając kurz i hałasując, a motocykle i „maluchy” dodatkowo rozsiewając smrodliwe spaliny. Ruch wzmaga się z gorące dni, gdy oprócz wędkarzy nad rzekę ciągną liczni amatorzy kąpieli. Istnieje parę innych dróg przez las oraz droga asfaltowa przez B. – czy tamtędy nie lepiej?

Faktem jest, że asfalt na lewym odcinku drogi do B. jest sfatygowany – czy ze względu na ruch autobusowy nie przydałoby się temu odcinkowi nadać priorytet w gminnych inwestycjach drogowych?

Gdy zakładaliśmy nasze osiedle, jego największym walorem, który przyciągnął większość działkowiczów, było jego leśne otoczenie. Teraz okolica zmieniła się nie do poznania. Pomimo, że to strefa Parku Krajobrazowego, las systematycznie jest wycinany i to bodajże najbardziej właśnie w okolicy naszej polany, chociaż przecież w obszernych okolicznych lasach nie brakuje miejsc, gdzie wyrąb nie ingerowałby w krajobraz terenu rekreacji. Szokiem było dla nas, gdy po zimie zastaliśmy naszą ulubioną górkę nad osiedlem całkowicie ogołoconą z drzew. Teraz wycina się drzewa wzdłuż ścieżki nad rzeczką. To, że ścieżka ta jest rozryta przez transport drewna, to można przyjąć za pewną konieczność, ale żal patrzeć jak wnętrze lasu jest jeszcze bardziej rozryte – „jak popadanie” – bez zachowania jakichś ścieżek wyciągania drzew. Zostały naruszone też walory odcinków oznakowanych szlaków turystycznych. Nie jestem kompetentny, by oceniać metody pozyskiwania drewna z lasu, ale nie wydaje mi się w porządku, gdy przy tej okazji powalonych i połamanych jest setki jałowców, siewek dębów, zniszczone runo jagodnika, mech, wrzosy, mrowiska, pokaleczona jest kora drzew, które jeszcze zachowano. Kiedyś, gdy syn był mały, uczyłem go w tym lesie szacunku do przyrody, dziś wydaje się to naiwnym i śmiesznym mentorstwem, gdy widzimy jak podchodzi do tego … leśnictwo.

Przy okazji przestały istnieć niektóre powszechnie uczęszczane i urokliwe ścieżki leśne na skraju lasu, które mogłyby pozostać, gdyby strefę wyrębu cofnąć dosłownie o 2 metry (i to nie wszędzie). Niewykluczone, że te wyręby mają też wpływ na wspomniane wysuszanie terenu.

Kolejna sprawa to śmieci. Cieszyliśmy się przez lata tym, że w odróżnieniu do zaśmieconych lasów blisko Warszawy, „nasze” lasy były prawie idealnie czyste. Mieliśmy w tym swój drobny wkład – w czasie swych wycieczek, gdy spotkaliśmy jakąś butelkę, papier itp. zabieraliśmy takie śmieci ze sobą, mając satysfakcję, że przyczyniamy się do piękna okolicy i dając przykład synowi w okresie jego wychowania, co później przyczyniło się do jego wrażliwości na sprawy ekologiczne i kulturę w ogóle.

Od kiedy w okolicy zlikwidowano kontenery na śmieci, obserwujemy wzrost zaśmiecenia i porzucone worki ze śmieciami – zwłaszcza przy drogach. Stwarza to także kłopot, gdy działkowicze mają jakieś większe rzeczy do usunięcia. Można przypuszczać że ci, którzy nigdy nie byli wrażliwi na czystość lasu, zaczną wkrótce te rzeczy do niego wywozić. Popieramy akcje selekcji odpadów, w danym przypadku przez wyspecjalizowane worki, ale oferty 85 zł za wywóz śmieci w workach foliowych nie przyjęliśmy jako wygórowanej, ponieważ sami „generujemy” bardzo mało śmieci – odpadki organiczne kompostujemy lub palimy, a plastiki i szkło, konsekwentnie selekcjonujemy i wywozimy do kontenerów przy naszym domu w Warszawie.

Wydaje mi się, że w tym przypadku gmina postawiła na wyciągnięcie pieniędzy od mieszkańców, w tym od działkowiczów.

Nasza społeczność działkowa jest bodajże liczniejsza od rdzennie miejscowej, płacimy podatki i wszelkie inne opłaty, ale czy mamy lokalnie prawo głosu?

Tak oto z refleksji o życiu działkowym przeszedłem miejscami do spraw gminnych, ale – myślę – to bardziej zainteresuje Czytelników, niż prywatne preferencje nietypowego piewcy przyrody.

W przyszłości rozważamy przeniesienie się w te okolice na stałe, więc lokalne sprawy stają się nam coraz bliższe.