Zieleń i słońce
to wystarczy na udane wakacje.
Do końca lata jeszcze ponad miesiąc, ale już teraz przedstawiam swój prywatny pierwszy mini reportaż wakacyjny.
Oprócz krótkich wypadów „w Polskę” od paru lat większość lata spędzamy z żoną na swej leśnej działce. I stąd piszę. Nasz domek nie jest przystosowany do zamieszkania gdy jest zimno, więc tym bardziej cenimy sobie czas letni i chcielibyśmy jak najlepiej go wykorzystać.
Ten rok wydaje się szczególny. O ile w poprzednim zjawiliśmy się tu już w marcu i kwietniu, a potem dłuższy czas w maju aż po jesień, ponieważ pogoda sprzyjała, to w 2025 dopiero w połowie czerwca.
Prognozy na ogół są mało rzetelne, nie sprawdzają się czasem nawet następnego dnia. Zaniechaliśmy tygodniowego wypadu nad morze (gdzie jeszcze nie byliśmy? – trudne pytanie) w czerwcu wg planu by zrobić to przed wakacjami szkolnymi, bo nie było dobrej pogody.
Coś jest nie tak, gdy temperatury niektórych dni lipcowych są takie jak w lutym.
I na Mazowszu ciągle chmury, a deszczu prawie zero. Chyba nigdy tak marzliśmy jak w tym roku. Aha – „ocieplenie klimatu”… Pogoda to osobny obszerny temat, ale mówiąc krótko – mamy uzasadniony szeregiem wydarzeń-dowodów pogląd, że pogoda jest sterowana.
O tym kiedy indziej.
Prawdopodobnie z powodu przymrozków wiosennych w tym roku w naszym letnim „miejscu na ziemi” nic nie obrodziło – ani jabłonie, ani śliwki, ani grusze, ani aronia, nawet mirabelki, których było zawsze w bród. Dotyczy to całego obszaru – przynajmniej w zasięgu naszych wycieczek, a nie są one krótkie. Zupełnie inaczej niż np. w Warszawie. W sumie – szkoda. Jeden wyjątek – derenia dużo. Długo czekaliśmy też na czarne jagody i grzyby – głównie z powodu suszy (?). Dopiero na początku sierpnia nastąpił stopniowy przełom.
Jednak zadowalamy się wycieczkami i przyjemnym pobytem na działce, zwłaszcza gdy jest cieplej.

A co znajdujemy tuż za jej ogrodzeniem? Borowiki.

W ogóle częściej znajdujemy grzyby bliżej drogi – leśnej czy osiedlowej, niż w głębi lasu. Dziwne, ale może po prostu po lesie chodzą od wczesnego rana zapaleni grzybiarze, bagatelizując brzegi lasu i drogi. Mamy ułatwione zadanie… Spotkaliśmy parę innych osób, które mają podobne doświadczenie – zbierają ładne okazy przy okazji krótkich spacerów – nawet bez zamiaru szukania grzybów.
Najwięcej było maślaków – to nimi się zajadaliśmy, a lepsze grzyby idą do suszenia. Im dalej w sierpień, tym ich więcej.
Co do lasów wokół – tak jak piszę w podobnych relacjach co roku, jest ich coraz mniej. W paru ilustracjach pokazuję przykłady smętnego widoku kolejnych wyciętych kwartałów lasu, skali wyrębu i bałaganu jaki po tym pozostaje.



Są i inne zjawiska, które nas niepokoją. Poniżej szkic listu jaki może wyślę do pobliskiego leśnictwa, chociaż nie sądzę by mi odpowiedzieli. A w ogóle leśniczy siedzi schowany w swojej willi lub jest gdzieś w terenie (chociaż nigdy go tam nie widziałem), przez co trudno zapytać wprost. Do poniższego tekstu dołączam parę fotografii.
—-
… Obserwuję las i w związku z tym mam parę pytań i uwag.
1. Widzę jak pszeniec coraz bardziej opanowuje las, a jest to jego pasożyt, mimo że to drobna roślinka. Czy można z tym coś zrobić?
2. Jako rowerzysta narzekam na psucie dróg przynajmniej na trzy sposoby:
a) Konie kopytami naruszają utwardzenia – czy ktoś kontroluje lub ostrzega ludzi z okolicznych stadnin by przestrzegano wyznaczonych tras?
b) Ciężkie maszyny do wyrębu i wywózki drewna psują drogi, tworzą głębokie koleiny. Czy nie byłoby także w Waszym interesie by te drogi naprawiać albo nawet na stałe niektóre utwardzić?

c) Kłady i motocykle krosowe – o ile wiem nie jest to dozwolone, a na pewno jest to niewskazane także ze względu na hałas (płoszenie zwierzyny) i dyskomfort ludzi, którzy tu odpoczywają.
3. Prowadzicie intensywną gospodarkę leśną. Parę pytań (przepraszam, że wkraczam w ten temat bez wiedzy fachowej, ale tym bardziej jestem ciekaw odpowiedzi):
a) Czy wyrąb i zwożenie urobku nie lepiej byłoby prowadzić poza sezonem letnim? Najlepszym czasem jest zima, a szczególnie gdy jest śnieg, co ułatwia ściąganie pni. To byłoby mniej szkodliwe dla podszycia i przyjazne dla turystów w czasie wakacji.
b) Sadzicie dużo sosen, ale z tego co wiem (?) modrzew rośnie szybciej i jest bardziej wartościowy, dlaczego nie widzę tego gatunku w szkółkach ani w ogóle w lesie gospodarczym?
c) Są obszary gdzie po wyrębie nie widać nasadzeń od 2+ lat. Czy to wynika z braku sadzonek czy pracowników?
d) Sprzątanie po wyrębie – widzę takie działania, ale czy wystarczające? [patrz wcześniejsze zdjęcia]
e) Chrust w czasie suszy zwiększa zagrożenie pożarowe. A przy okazji – od dawna nie widzę by były robione i odświeżane pasy (rowy) przeciwpożarowe
f) Pamiętam, jak przed paroma laty dużo się mówiło o tym jak cenne jest drewno, nawet zachęcano do zbierania chrustu jako biomasy. Jednocześnie widzę, że szereg ściętych, nawet solidnych pni pozostaje w lesie. I nie chodzi o rezerwaty, gdzie pozostawia się je by „wróciły do natury”. Drewno już nie jest cenne?
g) Z przykrością stwierdzam że w okolicy jest po wyrębach coraz mniej lasu, który stanowił przed laty, gdy ludzie tam budowali swoje domy/domki, istotny czynnik wyboru miejsca inwestycji i wypoczynku.
h) I jeszcze refleksja w sprawie wyrębu. Widzę ogołocone dość strome zbocza lokalnych górek wydmowych. Czy to nie grozi ich erozją i gorszymi warunkami do ponownego zalesienia?
4. Doceniam stawianie tablic przyrodniczych przy trasach turystycznych, ale jednocześnie widzę, że niektóre starsze nie są zadbane, a także zarośnięte lub powalone.
5. Czy spotykaliście w okolicy wilki? Ja widziałem dwa blisko leśniczówki. Czy jesteśmy bezpieczni w tym terenie?
Przepraszam, że zacząłem od akcentów negatywnych, ale są powody, tym bardziej, że jest szereg i innych spraw, które nas niepokoją – pisałem o tym w podobnych letnich podsumowaniach, np. Bliżej jesieni w paru znaczeniach.
Nie będę się więc powtarzał, ale powrócę do tego, że postępuje najazd budowlany w okolicy, coraz więcej domów letniskowych, placów z których wycina się las pod te budowy. Dostałem sąsiada, który urządza niemal przedszkole i ogród zabaw dla dzieci, które ściągają w to miejsce z całego letniska oraz swoich znajomych i krewnych prawdopodobnie z Warszawy. Głośno w dzień, głośno do późnych godzin.
Uciekamy do lasu. Marsz 10 000 i więcej kroków – to prawie codzienna norma, ale ostatnio dopiero wieczorem, gdy upał zelżeje (dotyczy części sierpnia).
Do tych marszów potrzebne są dobre buty. I tutaj ciekawostka. Różnego rodzaju obuwie sportowe, jakie obecnie można kupić po rozsądnej cenie, są dość słabej jakości – rozpadają się np. po dwóch sezonach bardziej intensywnego używania.
Żona znalazła w lamusie swoje stare polskie buty a la „adidasy”, które nosiła jeszcze w czasach PRLu. Mimo lat używania nie miały śladów zużycia ani pęknięć. I w nich chodzi do lasu. To był wyrób Pol Sport z Krosna.
Na zdjęciu „niewyględne”, ale nie chodzi o elegancję (zresztą nikt nas nie obserwuje, bo w lesie prawie nikogo nie spotykamy), lecz o wygodę i trwałość. A bywa, że trzeba przejść przez błotko, odcinki kamieniste i pełne szyszek lub korzeni.

Mamy w okolicy strumyk, który odcinał nas od drugiej części owego lasu. Tego lata, w jego pierwszej części, mieliśmy dużą suszę i mogliśmy przechodzić na drugą stronę płytkimi brodami.

Nie to, żebym się cieszył wysychaniem cieków wodnych, ale to akurat było plusem. Potem były deszcze i znów potok ruszył. Przy okazji – są bobry, które spiętrzają wodę swoimi tamami, ale by je zbudować zwalają wiele drzew. Lecz takie jest prawo natury, ale szkoda np. małej szkółki brzozowej, która już w jednej trzeciej świeci kikutami.
Jeszcze o faunie, tym razem… owadziej. Kiedyś już o tym pisałem, ale ten rok był tajemniczo szczególny – w przeciwieństwie do poprzednich, kiedy nękały nas komary, meszki, kleszcze, muchy, nawet osy – tym razem prawie ich nie było.
Obserwuję przeróżne stworzenia w lesie, ale więcej czasu na to mam gdy przesiaduję w ogrodzie z książkami (każda chwila wolna od licznych prac ogrodowych i wieczory, bo telewizja na ogół nie działa), półnagi, z bosymi stopami na trawie – bez stresu, bo nic mnie nie gryzie.
I przyglądam się owadom – z podziwem.
Po pierwsze – różnorodność, codziennie coś nowego.
Po drugie – jakże małe stworzenia się trafiają. Niektóre nawet mniejsze niż pół milimetra. I widzę jak badają teren, coś próbują, omijają przeszkody lub inteligentnie (!) je pokonują, gdzieś podążają. Biorę lupę i widzę, jak w tym małym ciałku mają myślącą (w jakimś sensie) główkę, czułki, ssawkę, w miniaturowym korpusie aparat mięśniowy napędzające skrzydełka, podobnie nóżki…
Ten podziw był tematem wierszyka TEORIA WZGLĘDNOŚCI (z debiutanckiego zbiorku 6 prób )
Robaczek,
lawirował wśród traw
spadał i powracał…
Pomyślałem
– trudzi się biedaczek
zagubiony
w swym mikro świecie.
Nagle małe skrzydełka rozwinął
i poleciał ponad sosny
w niebo
dla mnie niedostępne.
To ja poczułem się mały,
zazdrosny.
Co do fauny, to w tym roku widzimy jej mniej. Może dlatego, że wyschnięte strumyki już nie zwabiają łosi i innych kopytnych do wodopoju?
Co do wody dla zwierząt i ludzi spragnionych ochłody, odwiedzamy urocze miejsca nad Bugiem (ok. 4 km pieszo lasami).

Szykuje się nowa atrakcja w innej okolicy – rodzaj zwierzyńca, który jest urządzany dla owiec kameruńskich, osłów, lam i alpak, przywieziono też małe kangury. Jest i cięższy kaliber – szkockie krowy i byki i jeszcze jakieś tajemnicze rasy – wypasane na okolicznej łące.


Całość nie jest jeszcze dostępna z bliska, wygląda na to, że na otwarcie będą przygotowane dodatkowe atrakcje dla dzieci – zjeżdżalnie, drabinki, huśtawki itp. Na jesieni przyjedzie tutaj wnuk – mam nadzieję, że obiekt będzie już otwarty i pójdziemy do tego mini ZOO.
Nie jest jednak atrakcją to, że coraz liczniejsi sąsiedzi mają psy. Szczekanie, brudzenie nawet pod płotami w czasie spacerów… A nawet psie ujadanie gdy właściciel gdzieś znika i zostawia samotnie pupila uwiązanego na krótkiej smyczy na parę godzin…
Natomiast, jak co roku mamy u siebie sympatyczne towarzystwo półdzikich kotów, które codziennie liczą na jakieś kąski z naszych posiłków lub dobre serce żony, która kupuje im podroby lub gotowe karmy.
Zawsze są i młode. Harcują i mają największy apetyt.
Na koniec jeszcze parę obrazków – z intencją: Ceńmy lasy i cieszmy się nimi póki są i kiedy są najpiękniejsze (jesień już się zbliża…)


Więcej zdjęć umieszczę na Locusmind.one w tamtejszym osobistym profilu, by ten wpis nie był przeładowany.
PS. Pod wpisami wordpress umieszcza propozycje „wpisów podobnych” – nawet jeśli nie są czasami trafione, to zapraszam do sprawdzenia. Udało się tym razem bez polityki, ale kto lubi takie wątki – znajdzie i takie w innych postach.































































